W czasie świątecznego wyjazdu do Nowej Zelandii Sławek z rodziną odwiedził starych znajomych, z którymi nie widział się kilkanaście lat, między innymi z powodu ich niedawnej emigracji do tego pięknego kraju.
Podczas umawiania spotkania przyjaciele zaproponowali wizytę w ich domu na przedmieściach Auckland, a nawet kilkudniowy u nich pobyt, przy czym wyrazili obawę, że możemy być rozczarowani niewystarczającą ilością miejsca w ich, jak się wyrazili, „małym domku”.
Rzeczywiście, dom nie okazał się duży, ale wystarczający dla ich 4-osobowej rodziny (3 sypialnie i otwarta na salonik mała kuchnia), przy pewnej reorganizacji zmieściła się tam też rodzina Sławka, ale znajomi nieustannie podkreślali, że są w trakcie poszukiwań większej siedziby. Zastanawiają się tylko, czy sprzedać, czy wynająć dom, w którym teraz mieszkają. Ania, żona Sławka zadała pani domu niewinne pytanie – czy rzeczywiście potrzebujecie większego domu dla siebie? Odpowiedź padła natychmiast – tak, bo lubimy przyjmować gości!
Następnego dnia doszło do wspólnej rozmowy na temat właśnie napisanej i wydanej książki o wolności finansowej i bystra gospodyni w lot zrozumiała całą ideę. „To dlatego pytałaś mnie o to, czy na pewno potrzebny nam większy dom!” – powiedziała do Ani. I od razu zaczęła kalkulować, czy na pewno warto się przeprowadzać. Przecież ich córka jest w maturalnej klasie, za pół roku zacznie studia i prawdopodobnie zechce się wyprowadzić. Może rzeczywiście warto pozostać w tym domu, zrobić konieczny remont, a pieniądze przeznaczyć na prawdziwą inwestycję, przynoszącą zyski ?
Okazało się, że pod wpływem jednej rozmowy na temat treści książki (której, niestety, nie będą mogli przeczytać, bo nie mówią po polsku) w rodzinie nowozelandzkich przyjaciół dokonała się rewolucja. Sławek i Ania mają nadzieję, że znajomi ostatecznie dokonają takich wyborów, które przybliżą ich do wolności finansowej.