Kwestia oszczędzania

Niedawno jedna z naszych najsympatyczniejszych czytelniczek przysłała nam e-maila o takiej treści:

Chciałabym poruszyć kwestie oszczędzania.

Ostatnio słyszałam w radiu reklamę

Synek mówi do mamy: „Mamo pójdziemy znów na zakupy do sklepu x?” Mama odpowiada: :”Ależ synku byliśmy tam przecież już rano” Synek: „no tak, ale przecież sama mówiłaś że zakupy w tym sklepie to oszczędzanie, wiec pójdziemy na zakupy i oszczędzimy na wakacje”

Myślę że ta reklama doskonale pokazuje stopień edukacji finansowej dzieci i dorosłych w Polsce. Do tej pory nie pisaliście Państwo dużo o edukacji finansowej, a myślę że to też nieodłączny element fridomii !

Co myślicie Panowie na ten temat?

Pozdrawiam z Sopotu
Dorota

Bardzo dziękuję Pani Dorocie za podrzucenie tematu. Ta reklama to oczywiście w moim mniemaniu skandal. Podobnie jak kilka miesięcy temu, gdy przecierałem oczy i uszy ze zdumienia, kiedy jeden z banków reklamował swoją kartę kredytową, gdzie podobno za każde 100 złotych wydane przy użyciu karty, właściciel karty dostawał jakiś mały rabacik (czyli bank dzielił się z nim prowizją pobieraną od właścicieli sklepów). Hasło brzmiało podobnie: “im więcej wydasz, tym więcej zaoszczędzisz”. Ekonomia postawiona – jak w cyrku – na głowie.

Zdziwienie moich nastoletnich dzieci (świadomych tego, czym się różni inwestowanie od konsumpcji) budziła reklama jednego z koncernów samochodowych, który w okresie, gdy wybuchał tzw “kryzys finansowy”, zachęcał do tego, aby Polacy nie trzymali oszczędności w banku (gdzie ponoć nie były bezpieczne), tylko pobiegli do dealera “zainwestować” w nowy model samochodu tego koncernu. Obrzydliwy cynizm grający na czyimś strachu, zresztą też w dużym stopniu wywołanym (a już na pewno rozdmuchanym) medialnie.

Tego typu reklamy uważam za tak samo szkodliwe jak reklamy papierosów czy alkoholi. Może nawet bardziej szkodliwe, bo zniszczenia, które powodują może nie są tak gołym okiem widoczne.

Pewnie podobne przykłady można by mnożyć. Pamiętam, że gdy 20-25 lat temu uczyłem się podstaw marketingu, za jedną z podstawowych funkcji reklamy uznawało się funkcję informacyjną. Ale to było 25 lat temu w Polsce (być może, że uczyłem się zresztą wówczas jakiś przebrzmiałych na Zachodzie tez). Dzisiaj w erze wszechwładnych “analityków rynkowych” oraz zarządów koncernów tchórzliwie bojących się ich reakcji na wyniki finansowe ich firm za ostatni kwartał, funkcją reklamy stała się dezinformacja – byleby więcej i więcej sprzedać ciemnemu ludowi… A lud się temu niestety poddaje.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

13 Responses

    1. Moim zdaniem człowiek po to ma rozum, zeby moc takze dokonywac wyborow. O ile np. jawnie oszukancze reklamy wielu srodkow na odchudzanie granice etyczna i prawna przekraczaja, to juz podane przyklady “oszczedzania” badz “inwestowania” w samochod juz moim zdaniem nie.

      To co mnie bardziej martwi to permanentne zwracanie uwagi, zwlaszcza przez amerykanskich analitykow, na poziom konsumpcji jako kola zamachowego gospodarki. O ile rozumiem mechanizm w krotkim okresie, to jednak uwazam obecny model spoleczenstwa, skrajnie konsumpcyjny za szkodliwy w dluzszej perspektywie. W szeczegolnosci, ze konsumpcja ta jest najczesciej na kredyt.

      Tu chyba przoduja Amerykanie, tyle ze majac dolara, ktory jest ciagle waluta swiatowa, moge sobie pozwolic na jego intensywny dodruk. Tyle, ze nei wiadomo jak dlugo jeszcze.

      1. Szarlej, dzięki za przypomnienie starszego tematu. Zgadzam się, że USA mają niesamowity przywilej drukowania pustego pieniadza bez widocznych efektów po stronie dewaluacji czy inflacji (NB coraz mniej rozumiem makroekonomię:-)

        Natomiast co innego wg mnie jeśli chodzi o zwykłego Amerykanina. Przeciętny Jones nie będzie sobie w stanie legalnie dodrukować dolarów by zasypać dziurę spowodowaną nadmierną konsumpcją na kredyt:-(

        1. Slawku, faktem jest, ze zwyklemu Jonesowi potem nikt dlugu nie anuluje (pomijam kwestie upadlosci konsumenckiej czy wzglednej latwosci w porzuceniu domu wraz z dlugiem w miektorych stanach).

          Podobnym tematem jest mierzenie bogactwa przez GDP. Nawet najglupszy produkt czy usluga wyprodukowany z wartoscia dodana a nastepnie kupiony powieksza GDP. Czyli jezeli nagle wzroslaby skokowo liczba palaczy, ktorzy by kupowali wiecej papierosow a nastepnie mialy wiecej pracy branze medyczne i pogrzebowe to GDP by wzrosl przynajmniej w krotkiej perspektywie… Spasc moglby ewentualnie potem z powodu problemow demograficznych ale te mozna by uzupelnic imigrantami. To pokazuje, ze ten “Swiety Graal” ekonomii jakim jest GDP/PKB jest mocno niedoskonaly.

          Summa summarum jednak w dluzszej perspektywie chyba jednak zyskuje takie panstwa jak np. Niemcy, ktore koncentruja sie na produkcji dobr czy uslug, ktore sa innym potrzebne a modele budowane z duza przewaga konsumpcji/dlugu musza przegrac, chocby dlatego ze ludzie sie w pewnym sensie odrywaja sie od rzeczywistosci i demoralizuja.

        2. Szarlej, miałem kiedyś przemyślenia w podobnym duchu. Jeśli prawnik w Polsce sprzedaje swoje usługi za PLN 400/godzinę, a tak samo wykształcony i doświadczony prawnik w Londynie za tę samą usługę kasuje GBP 800 za godzinę, to znaczy że suma GDP odzwierciedla m.in … pewność siebie.

          Pamiętam, że gdy pracowałem w Andersenie nasze stawki godzinowe w Polsce były takie same lub wyższe niż stawki naszych odpowiedników w USA, ale za to kilkukrotnie niższe niż stawki kolegów i koleżanek z Londynu:-)

  1. Etyka w handlu, marketingu, czy życiu związanym bezpośrednio z zyskami zaczyna w widoczny sposób zanikać. Niestety, jest to takze efekt wolności – wolności słowa, a zatem także interpretacji. Co można zrobić? Jak się dostosować do takiej rzeczywistości? Najwazniejsze, to edukować, edukować i edukować – naszych bliskich, wskazywać im właściwe interpretacje. Ja miałam wspaniałą nauczycielkę w liceum, która nam stale powtarzała” nie wierzcie we wszystko, co jest napisane”. Powinno się to zdanie uzupełnić: “ani we wszystko, co jest w telewizji”. Używajcie rozumu, to jedyna właściwa droga. Powinien być wprowadzony program edukacyjny, który miałby za zadanie uczyc dzieci, czy dorosłych myślenia, analizowania rzeczywistości, aby owa papka, którą prezentuje nam świat i całe życie nie była przez nas bezkrytycznie “łykana” – jesteśmy ludźmi, a nie pelikanami!

  2. Wpis wart przypomnienia. :)

    Niby każdy (no, prawie) podstawówkę skończył, a arytmetyka na poziomie podstawówki jest nie lada wyczynem dla niektórych :( Smutne, ale prawdziwe.

    Miałam sąsiadkę, matkę siódemki dzieci, która często korzystała z chwilówek. Rozliczałam jej PIT-y co roku. Pewnego razu miała do rozliczenia fakturę dot. remontu. Wymieniła drzwi za pożyczkę-chwilówkę. Jakież było jej zdziwienie, jak jej policzyłam, że wymieniła drzwi za ok. 1000 zł, ale oddać musiała prawie 1500 zł łącznie. Procentów i prowizji nie zrozumiała, ale stracone prawie 500 zł trafiło do niej szybko. Kobieta miała średnie wykształcenie i nie potrafiła sobie sama niczego wyliczyć. Smutne, ale prawdziwe – niewiele się w tej szkole nauczyła.

    Miałam też inną sąsiadkę – starszą panią, która dość wcześnie została sierotą. Ani jednego dnia nie chodziła do szkoły, a czytać i liczyć nauczyła się sama. Była inteligentna, oczytana i sympatyczna. Szkoda, że nie dany jej był lepszy start w życiu. Potrafiła sobie jednak poradzić i żyła bardzo rozsądnie. Z pożyczek nie korzystała, telewizji prawie nie oglądała, wolała czytać książki. Uczyła się każdego dnia swojego życia i była sprawna umysłowo prawie do 90-tki, do końca swoich dni.

    To, że nieetyczne reklamy pojawiają się wszędzie, świadczy o tym, że jednak trafiają na podatny grunt. Z drugiej jednak strony to, że nasze społeczeństwo tyje na potęgę powinno być powodem zakazania reklam słodyczy, chipsów i hamburgerów? Czy to, że ludzie giną w wypadkach samochodowych powinno być powodem zakazania reklam samochodów? A czy kłopoty finansowe wielu ludzi powinny powodować zakaz reklam pożyczek, kredytów, i.t.d.? Chyba nie na tym ma polegać wolność wyboru dorosłych ludzi…

    Zgadzam się jednak z tym, że bajka o mrówce i koniku polnym powinna być wałkowana do znudzenia w każdej klasie, a zadania matematyczne powinny zawierać treści w stylu “ile stracisz pożyczając na coś chwilówkę i ile zostałoby Ci w kieszeni, gdybyś odkładał co tydzień wymaganą kwotę, a potem kupił za gotówkę”. Może chociaż część z tych dzieci nie dałaby się wciągnąć w spiralę długów w przyszłości.

    1. Małgosiu, dzięki za przypomnienie nam kolejnego wpisu sprzed blisko 6 lat, gdy na łamach fridomii zwracaliśmy się jeszcze do siebie per “Pan/Pani”. Dawno do niego nie zaglądałem. Ciekawe, że wtedy też poruszaliśmy wątek tego czy konsumpcjonizm jest dobry dla gospodarki, czyli coś o czym sporo dyskutowaliśmy w ubiegłym tygodniu. Odnotowałem więc ze smutkiem, że nic tu się nowego na fridomii nie pojawia – wciąż odgrzewamy te same stare kotlety:-)

      A tak na poważnie, to czy mogłabyś proszę przypomnieć nam bajkę o mrówce i koniku polnym? Wstyd przyznać, ale jej nie pamiętam:-(

    1. Małgosiu, dzięki. Nie znałem tego wierszyka. Rzeczywiście powinien być uczony w szkołach.

      I zgadzam się, że zakończenie nieco sztampowe. Ach ci bogaci i zaradni, są tacy skąpi i nieużyteczni (i to jest ich najmniejsza wada…)

        1. mnm, dzięki za linka. Niestety nie mogę odsłuchać, bo YouTube został zablokowany w kraju, w którym teraz przebywam:-)

Skomentuj mnm Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.