Sanatorium

W zdrowym ciele zdrowy duch, jak mówi stare przysłowie. Domyślam się, że w gronie czytelników Fridomii jest wiele osób chodzących regularnie do klubów fitness, na siłownię, czy uprawiających sporty na świeżym powietrzu. Aktywnie odreagowujących trudy codziennych zmagań z pracą, z klientami, z raportami kwartalnymi i budżetami, z korkami, z wiecznym niedoczasem, itd.

Chciałbym was gorąco zachęcić do wzięcia pod uwagę czegoś, co pewnie Wam się kojarzy z późną starością, z chorobami, z nudą? Chodzi mi o sanatoria. W poniedziałkowym oraz we wtorkowym wydaniu GW, ukazały się poradniki jak można podreperować zdrowie w sanatorium na koszt ZUS oraz z NFZ. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu przeglądając Gazetę szybko bym przerzucił tę stronę lub ewentualnie wyrwał ją, aby pokazać mamie czy jakiejś cioci. Dziś już – nie, i to na szczęście nie dlatego, że dowiedziałem się o jakiejś swojej poważnej chorobie. Odpukać, nie.

Gdy podjąłem decyzję o przejściu na wcześniejszą emeryturę jakieś półtora roku temu, szukałem czegoś, co pomogłoby mi w wyraźnym zaznaczeniu granicy mojego życiowego epizodu korporacyjnego od post-korporacyjnego. Lekarz medycyny chińskiej zalecił mi 2-miesięczną kurację picia mieszanki kilkunastu ziółek, które codziennie rano parzyłem sobie jak … emeryt. Przerzuciłem się z samochodu na rower, a na dłuższych trasach na autobusy miejskie. Starałem się całkowicie omijać centrum miasta oraz godziny szczytu. Ale najszczęśliwszy pomysł podsunął mi wówczas pewien taksówkarz, który od kilkunastu lat jeździ co roku do sanatorium. Zdecydowałem, że ja też tak będę robił. I pierwszy raz pojechałem do sanatorium już następnego dnia po odejściu z korporacji.  Na 2-tygodniową kurację do litewskich Druskiennik.

Zacząłem żałować, że tak późno odkryłem sanatoria! To fantastyczne, gdy przez cały dzień, cały tydzień – od rana do wieczora – przechodzisz od jednych dbających rąk do drugich, profesjonalistów, którzy przychodzą do pracy tylko po to, aby ci było dobrze.  Sanatorium Egle to spory kombinat z tuzinem porozrzucanych po lesie budynków mieszkalnych i zabiegowych. Trzeba tam sporo chodzić między budynkami, a niestety – pierwsze 2 tygodnie czerwca ubiegłego roku były deszczowe i dość chłodne, ale to mi w zupełności nie przeszkadzało. Taki byłem zrelaksowany.

Dzień zaczynałem od picia wody w pijalni wód mineralnych, potem jeszcze przed śniadaniem jeden lub dwa zabiegi typu gimnastyka na sali lub jakaś kąpiel mineralna. Po śniadaniu miałem codziennie sesje aromaterapii oraz groty solne. Półleżysz 30-45 minut w wygodnym fotelu i słuchasz łagodnej muzyki wdychając aromaty sosny czy innych zdrowotnych roślin. Potem masaż ręczny albo podwodny albo gimnastyka w specjalnie przystosowanym do rozciągania kręgosłupa basenie. Albo jakaś inhalacja, czy masaż dziąseł. Kąpiele perełkowe, błotne, czy inne relaksacyjne. A między tymi kolejnymi zabiegami zalecane jest kilkanaście minut odpoczynku w salach z głębokimi fotelami i widokiem na otaczające sosny czy brzozy. Leżysz sobie i głęboko oddychasz. Po obiedzie kontynuacja zabiegów, ale także długie spacery wytyczonymi szlakami w pobliskich lasach, albo jazda na rowerze, albo basen. Wieczorne dansingi sobie darowałem, bo wolałem odwiedzać restauracje z litewską kuchnią.

W tym roku byłem w sanatorium w Borjomi w Gruzji. Tym razem trafiłem do bardzo kameralnego ośrodka. Nie było aż tak dużego wyboru zabiegów, ale za to była taka rodzinna atmosfera. Biorąc pod uwagę niesłychaną gościnność Gruzinów, później już – jeżdżąc po kraju, by zwiedzić trochę Gruzji, doszedłem do wniosku, że rodzinna atmosfera jest po prostu normalną atmosferą Gruzji. W porównaniu z Druskiennikami, tutaj wszystko zaczynało się później, np. śniadania serwowano dopiero od godziny 9:00. Zabiegi najlepiej od 11:00, ale za to miałem kąpiele w wodzie siarkowej oraz sauny w beczce cedrowej po kolacji, czyli między 21 a 22 wieczorem. Nowością dla mnie w stosunku do oferty zabiegów Druskiennik była owa sauna oraz … czyszczenie przewodu pokarmowego:-). Na ten ostatni namówiono mnie uświadamiając mi, że Borjomi słynnie właśnie z tego typu zabiegów i ludzie przyjeżdżają z daleka tylko po to. Hmmm, zdecydowałem się i choć nie powiem, że zabieg należał do najprzyjemniejszych, będę go powtarzał wszędzie tam gdzie tylko będzie oferowany.

W kolejnych latach też zamierzam regularnie zwiedzać sanatoria. I namawiam do tego wszystkich moich przyjaciół i znajomych, nawet tych dwudziestoparoletnich. Koszt wyjazdu do sanatorium jest porównywalny lub nawet niższy niż wyjazd gdzieś do Maroka, Tunezji czy Turcji. Ale zamiast leżeć plackiem na zatłoczonej plaży, gdzie rozmawia się o olejkach czy kremach przeciwsłonecznych, ewentualnie o tym, co było wczoraj na kolację, gdzie rytm życia regulują pory posiłków w hotelowej restauracji, a najważniejszą atrakcją jest wyjazd do pobliskiego souk’u na zakupy pamiątek, polecam egoistyczny plan na tydzień lub dwa bardzo relaksującego sanatorium.

Budując swoją fridomię warto zadbać nie tylko o stan swoich inwestycji przynoszących pasywne przychody, ale również o swój stan ducha i ciała. Dobrze, aby mocno zużyte ciało nie przeszkadzało w późniejszych latach w pełni korzystać z uroków wolności finansowej.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

6 Responses

  1. Podzielam Twoje twierdzenia. Nie jestem jeszcze na emeryturze ale tez uważam, że sanatorium
    to wypoczynek z podratowaniem zdrowia. Od kilku lat tak właśnie spędzam wakacje.
    W tym roku chciałabym pojechać do sanatorium do Gruzji. Jeżeli tam byłeś to podziel się wrażeniami.
    Byłam w sanatorium na Białorusi, Ukrainie no i w Polsce. W zeszłym roku byłam na wczasach
    w Gruzji bardzo mi się podobało.Czy warto jechać do sanatorium do Gruzji.

    pozdrawiam Grażyna

    1. Grażyna, cieszę się, że nie jestem jedynym zwolennikiem sanatoriów. Byłem w sanatorium w Borjomi 2-3 lata temu. Borjomi znane ze sławnej na całym świecie wody źródlanej, jest nieco podupadłym kurortem. Wygląda tak jakby lata świetności miał już za sobą. Wiele sanatoriów zostało przerobionych na schroniska dla uchodźców z Abchazji i Osetii, a w tych które pozostały ruch był niewielki. Przy czym ja zwykle jeżdżę do sanatoriów na przełomie października i listopada, gdy zwykle ruch jest nieco mniejszy.
      Czy warto tam jechać? Do Gruzji zawsze! To jeden z najbardziej gościnnych krajów na świecie. Fantastyczni ludzie, doskonała kuchnia, niezapomniane wina, piękne widoki, zapychająca dech w piersiach architektura. Ale to już wszystko wiesz. A czy Borjomi to najlepsze sanatorium w Gruzji? Nie wiem. Przed wyjazdem tam nie robiłem – zgodnie ze swoim zwyczajem – żadnego research, niczego nie sprawdzałem w internecie, nie szukałem żadnych opinii. I byłem bardzo zadowolony.
      W tym roku chciałbym pojechać do sanatorium w jakimś hiszpańsko-języcznym kraju. Możesz coś polecić?

  2. Witam Pana,
    Właśnie szukam sanatorium na Wschodzie gdzie jeszcze można korzystać z błota borowinowego, a nie z pseudo okładów borowinowych jakie u nas się oferuje. Trafiłam na Pana komentarz i pomyślałem, że może skorzystam z Pana bogatych doświadczeń w tym względzie. Byłabym wdzięczna, gdyby zechciał PAN napisać coś na ten temat. Szukam borowiny i solanek, które stosuje się na bóle stawów, kręgosłupa. Oprócz tego chciałabym skorzystać z zabiegów na górne drogi oddechowe. Lubię spacery i spokojne zwiedzanie ciekawych miejsc. Napisał PAN o lekarzu chińskiej medycyny, temat jest mi bliski, i dlatego postanowiłam uzyskać od Pana ciekawe informacje.
    Pozdrawiam
    Beata

    1. Beata, obawiam się, że Cię rozczaruję. Nie jestem ekspertem od leczenia sanatoryjnego. Jeżdżę po sanatoriach bo to lubię, bo mam wrażenie, że to mi pomoże na zasadzie prewencji, ale nie przywiązuję do tego aż tak dużej wagi by pamiętać, które sanatorium w czym się specjalizuje. Sorry:(
      Powodzenia w leczeniu. Trzymam życzliwie kciuki.

  3. Sławku mam prośbę: czy mógłbyś podzielić sie namiarem na lekarza medycyny chińskiej? Niestety trafiłem na osobę dopiero się uczącą i ciężko wyciągnąć z tych spotkań większą wartość.

    1. Łukasz, ten lekarz, u którego byłem przestał przyjmować nowych pacjentów. Ale napisz do mnie maila, to sforwarduję – może się uda:-)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.