Kocham cię, kocham cię, kocham cię Kenio!

Przy okazji ostatniego pobytu w Nairobi (głównym celem wyjazdu była nauka języka kiswahili, który mocno mi zardzewiał z braku użytkowania) przyjrzałem się lokalnemu rynkowi nieruchomości. W dniach 24-27 lutego akurat odbywały się targi mieszkaniowe, więc wpadłem tam, aby się rozejrzeć.

Ceny nieruchomości w Nairobi mocno poszybowały ostatnio w górę. Całkiem nieźle rozwija się klasa średnia, banki chętnie udzielają kredytów (choć oprocentowanie 13-14% rocznie jest nieco szokujące dla kogoś, kto przyjechał z Polski), podobno też duża część okupów somalijskich piratów trafia na lokalny rynek nieruchomości. To ostatnie niezbyt mi się podoba, ale widać piraci nie mają jeszcze zaufania do nieruchomości w … Mogadiszu. W odpowiedzi na rosnące ceny mieszkań, wiele osób kupuje domy otoczone rozłożystymi ogrodami w starych dzielnicach, burzy je i na ich miejsce stawia małe osiedla 3-5 budynków w każdym po 8-10 mieszkań. Do tego dochodzi basen, kort tenisowy, parking,  ładny ogród i tworzy się ładna, nowoczesna, zielona przestrzeń mieszkaniowa. No i oczywiście niezły zwrot albo wolność finansowa dla inwestora. Wiele osób zajmuje się taką developerką, wśród nich 3 moich kuzynów, a nawet dwóch moich młodych, dynamicznych bratanków. Aż miło słuchać, jak operują kwotami z wieloma zerami na końcu.

Ogólnie Nairobi można podzielić na bardzo biedny wschód i bardziej zamożny zachód. Ceny, które tu podam raczej dotyczą dzielnic zachodnich, takich jak Lavington, Kilimani, Loresho, Westlands, Upperhill czy Valley Arcade. Najpopularniejsze w zachodniej części Nairobi są bliźniaki (tutaj zwane „maisonette”), domy lub apartamenty w blokach. Apartamenty są raczej duże. Opisuje się je nie tyle w metrach (czy w stopach) kwadratowych, ale w liczbie sypialni. Typowe są apartamenty z 3 lub 4 sypialniami (prawie każda z oddzielną łazienką) plus dodatkowo pokój dzienny, jadalnia, kuchnia. Często przyczepione do apartamentu (choć z osobnym wejściem z klatki schodowej) jest tzw servants’ quarter, czyli pokój z kuchenką i łazienką dla pomocy domowej. Każdego, kto ma w Nairobi jakąkolwiek pracę, choćby najmniej płatną, stać jest na zatrudnienie pomocy domowej. Więc takie servants’ quarter jest bardzo użyteczne i praktyczne. Małych jednopokojowych mieszkań (w Kenii zwanych popularnie „bedsitters”) jest bardzo mało w ofercie rynkowej.

A co do cen, to wyglądają one następująco: apartamenty posiadające 3-5 sypialni w zachodnich dzielnicach kosztują od 12 do 18 milionów szylingów kenijskich, czyli od PLN 430 do 650 tysięcy. Mają one typowo ponad 200 metrów kwadratowych. I są wykończone po europejsku, aczkolwiek może nieco mniej starannie, niż współczesne mieszkania w Warszawie. Koszty comiesięcznego service charge, czyli opłaty za ochronę, ogrodników, utrzymywanie basenów, sal fitness, wywóz śmieci, itp wynoszą w zależności od liczby jednostek mieszkaniowych na danym mini-osiedlu od KES 5 do 15 tysięcy, czyli od PLN 180 do 540 złotych miesięcznie. Maisonette w zachodniej dzielnicy to koszt rzędu KES 25-28 milionów, a w tańszej południowej dzielnicy (np South B czy South C) to KES 14-16 milionów.

Wynajmując zakupiony apartament w Lavington można osiągnąć zwrot rzędu 8-10% rocznie.

Ale i tak najfajniejszymi nieruchomościami w Kenii są dla mnie namioty turystyczne w parkach narodowych. Tym razem byłem tylko w dwóch parkach: w Lake Nakuru oraz w Masaai Mara na 4-dniowym safari, ale za to w przednim towarzystwie. Moja dawna koleżanka z Polski oraz jej mąż Belg, którzy jeżdżą po świecie z dziećmi – mieszkali już w 10 krajach: w Kamerunie, Belgii, Francji, Gabonie, na Seszelach, w Rosji, Chorwacji, Maroku, Jordanii i w Anglii – trafili wreszcie niedawno do Kenii. Spędzą tam conajmniej 2-3 lata i miałem dużą przyjemność w pokazaniu im uroków naszych narodowych parków. Udało nam się zobaczyć mnóstwo zwierząt.

Widzieliśmy Wielką Piątkę – setki bawołów afrykańskich i 8-10 nosorożców w Parku Jeziora Nakuru, a także wiele lwów, słoni i jednego lamparta w Masaai Mara. Oprócz Wielkiej Piątki widzieliśmy też mnóstwo ptactwa: pelikanów, czapli, kormoranów, marabutów, sępów i orłów (flamingów w Lake Nakuru było tym razem „tylko” około 150.000; noramlnie jest ich tam 10 razy więcej, ale odleciały nad inne jeziora). Żyraf, zebr, antylop, gazel, guźzców, strusi, małp róznych gatunków, szakali, hien, hipopotamów (jest taki zakręt na rzece Mara niedaleko granicy z Tanzanią, gdzie na długości około 300 metrów żyje 5-6 rodzin hipopotamów po kilkadziesiąt sztuk w każdej rodzince) nie sposób by się było doliczyć.

Spotkaliśmy też kilka rodzin gepardów. Jeden nawet próbował zapolować, ale jeżdzące za nim busiki z podekscytowanymi turystami przykuły uwagę antylop i te wypatrzyły drapieżnika no i zamiast uciekać przed nim na oślep, zaczęły się z nim zabawiać, a nawet go przeganiać, biedaczka. Udało nam się też wypatrzeć parę lwów, które oddaliły się od stadka. Udały się na bok w celach prokreacyjnych. Wystarczyło odczekać jakieś 10-15 minut, a lew – choć wyglądał już na nieco zmęczonego – był zachęcany do zrobienia swojego dla przetrwania gatunku królewskiego. Pewnego wieczoru oczarowała nas pojedyńcza żyrafa, która szła dostojnie daleko na linii widnokręgu, na tle zachodzącego słońca. Wodziliśmy za nią wzrokiem i przez to omal nie ominęliśmy rodziny lwów wylegającej się na łączce tuż obok dróżki, którą jechaliśmy.   W tej lwiej rodzince (jeden potężny samiec , jeden młody samiec i trzy samice) wypatrzyliśmy też dwa młode lwiątka, które jeszcze nie jadły mięsa, tak były młode. Wpatrywały się w nas ciekawskimi oczkami, a potem ziewnęły, przeciągnęły się i poszły, potykając się, podskakując i baraszkując szukać mleka matki. Na koniec dnia udało mi się niechcący spłoszyć całe stado słoni, bo słonica przestraszyła się arbuza, którego jej rzuciłem po ziemii. Szkoda, że nie podeszła bliżej naszego samochodu, bo czułem, że była na tyle zrelaksowana, że wzięłaby sobie tego arbuza prosto z mojej ręki. Zresztą mieliśmy jeszcze więcej pysznych owoców dla tego stada. Tyle przeżyć w tak krótkim czasie.

Jeździliśmy tak sobie po parku, ja co chwilę wzdychałem do tego jak piękna jest Kenia i jak to dobrze, że ktoś dawno temu podjął decyzję, że warto w Kenii wydzielić parki narodowe i chronić mieszkające w nich zwierzęta. Moi przyjaciele mieszkali wcześniej w kilku krajach Afryki i też przyznawali, że te parki to unikatowy skarb Kenii. W wielu krajach w Afryce zwierzęta po prostu zostały zjedzone i już. Wieczorem w naszym obozowisku przy ognisku pośpiewaliśmy sobie na głos po kolacji o tym, co nam się w Kenii podoba i to do do melodii „Kocham cię, kocham cię, kocham cię Polsko”.

Jola Fontenelle – bo tak się nazywa moja przyjaciółka – przysłała mi niedawno mailem swój wierszyk. Oto on:

Za Wzgórza Ngong’u i Lake Nakuru,

Za Wyspę Lamu i Park Samburu,

Za akacjowe czerwone sady,

Za jacarandy i baobaby.

Za Nyama Choma, mocną herbatę,

Plantacje kawy, fabrykę Bata’y,

Za lazur morza, góry i rzeczki,

Za białe chmurki jak poduszeczki.

Za avocado i ananasy,

Mango, pistacje, inne frykasy.

Za upał w grudniu, za deszcze w maju,

Za wystrojonych, dumnych Masajów.

Za krajobrazy prosto jak z baśni,

Za ludzi, ktorzy chcą żyć bez waśni,

Za szczery uscisk serdecznych dłoni,

Za sierociniec dla małych słoni.

Za radość, z jaką budzę się z rana,

Za orła, sępa. Za pelikana.

Za dzikich zwierząt stada rozliczne

I za safari-fotograficzne !

Za Masaai Mara, za Amboseli,

Za kłusowników ; co wyginęli,

Za to, ze można wziąć « na pamiatke »

Strusia i zebry, i Wielką Piątkę.

Za uśmiech dzieci :ASANTE SANA!

Za małe kozki i za pawiana,

Za drogi, których nie chce się skracać,

Za to, ze ciągle pragnę tu wracać….

Za żyzną ziemię tkaną zielenią ;

Ja tak po prostu

Kocham Cię,

Kocham Cię,

KOCHAM CIĘ KENIO !

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

One Response

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.