Wolnoć Tomku w swoim (amster)domku

Chyba bez większych dyskusji można przyjąć, że Amsterdam to jedno z najbardziej wolnościowych miast na świecie. Trawka jest sprzedawana w licznych coffeeshopach; zapach marihuany unosi się swobodnie w przestrzeniach publicznych; amsterdamska wersja „Windows” (zauważyłem to na jednym z pamiątkowych T-shirtów) to Dzielnica Czerwonych Latarnii; pisuary (najczęściej za prześwitującym parawanem, ale czasami nawet zupełnie otwarte) stoją na każdym prawie rogu ulic; wokół narodowego pomnika przy Placu Dam rozkładają sobie na noc śpiwory koczownicy. Większość osób kierujących coraz liczniejszymi w Amsterdamie skuterami jeździ bez ochronnych kasków na głowach. W sobotę 25 czerwca obchodzona była noc kościołów. Były wtedy wszystkie otwarte dla zwiedzających, a kluczem programu były koncerty muzyczne organizowane w każdym z nich – litewski trębacz grał w jednym, dwóch Senegalczyków grało muzykę kora w drugim, pewna słoweńska pianistka w trzecim. Z kolei w niedzielę w jednym z kościołów – zupełnie nie do pomyślenia w Polsce – zorganizowano targ i kiermasz mody. W nawach i w głównej części kościoła ustawiono wieszaki z ubraniami, do ścian przyczepiono lustra, z boków zaaranżowano tymczasowe przebieralnie, a przed wyjściem ustawiono kasy.

Ale błędem byłoby uznać, że wolność przejawia się jedynie w tych nieakceptowalnych dla wielu Polaków formach. Otóż duża część centrum Amsterdamu swobodnie unosi się na wodach wyrwanych kiedyś morzu. Wiele budynków, ale także centralny dworzec kolejowy osadzone jest na palach. Otwarcie na morze, liczne jeziora oraz kanały w mieście sprzyjają wolnej żegludze. Natomiast mnie najbardziej zaskoczyło odkrycie, że niderlandzka rodzina królewska wywodzi się nie z arystokracji, ale z mieszczaństwa. Już w XVII wieku odrzucono władzę arystokracji oraz kościoła nad społeczeństwem i przyjęto zasady republikańskie. Odrzucenie władzy kościelnej i królewskiej odzwierciedlone jest nie tylko w holenderskim malarstwie czy sztuce użytkowej, ale również w skromnym, praktycznym życiu.

Dzięki swojej pracowitości, przedsiębiorczości oraz oszczędnej naturze Holendrzy są – po Luksemburczykach – najbogatszymi Europejczykami. Nie zdążyłem się zorientować jak ostatni kryzys przełożył się na ceny nieruchomości w Amsterdamie, ale to co uderza w porównaniu z Polską, to to, że na budynkach widać bardzo niewiele ogłoszeń „na sprzedaż”. Mało też jest w mieście biur pośrednictwa nieruchomości. Chłopak w informacji nie był mi w stanie podać żadnego namiaru na agencję nieruchomości. W zasadzie natrafiłem na dwa biura dość przypadkowo – oba mieściły się w tzw. żydowskiej dzielnicy, Jordan. Pod tym względem Amsterdam przypominał mi Zurych czy Genewę, gdzie społeczeństwo jest ustabilizowane i na rynku nieruchomości jest mało ruchu.

Ale ceny mieszkań są w Amsterdamie o wiele niższe. Wśród ogłoszeń wystawionych w witrynie biur dominowały mieszkania 2-3 pokojowe w kamienicach w centrum, od 45 do 115 m.kw. w cenach od EUR 2.500 do 4.500 za metr. Najtańsze mieszkanie spośród około 3 tuzinów ofert, to wydatek rzędu EUR 144.500 za 2-pokojowe, 50-metrowe mieszkanie do całkowitego remontu. Mieszkania w kamieniczkach w centrum są droższe niż bloki poza centrum. Nie wiem ile kosztują mieszkania na barkach zacumowanych w kanałach przecinających centrum miasta.

Jeśli chodzi o ceny najmu, to najtańsze oferowane mieszkanie to 1-pokojowe w starym bloku za EUR 850/miesięcznie (plus około EUR 150 opłat). Ceny mieszkań 2-pokojowych (55-75 m.kw.) mieszczą się w przedziale EUR 1000 do EUR 1800/m-c. W ofercie najmu jest też wiele mieszkań większych, ponad 100-metrowych i tu ceny zaczynają się od 2 do 3 tys. EUR. Najdroższe z oferowanych mieszkań to 3-pokojowy apartament w nowym budynku za EUR 3.750 miesięcznie.

Ciekawostką jest, że Amsterdam rozwija się ku morzu, a właściwie to w morzu, na polderach systematycznie wyrywanych morzu. Stawiane są tam nowoczesne apartamentowce na palach. Magazyny i inne zabudowania portowe przerabiane są na lofty. Widziałem tam też szeregi kontenerów ustawionych jeden na drugim, pomalowanych na jaskrawe kolory i przerobionych na … mieszkania. Powstało w ten sposób dość oryginalne osiedle mieszkaniowe.

Wolność Tomku w swoim (amster)domku.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

3 Responses

  1. W kwestii barek, słyszałem ostatnio, że miasto nie zezwala już na cumowanie nowych, więc mieszkanie “na wodzie” staje się coraz bardziej egzotyczne. Za 70-80 metrową barkę podobno trzeba zapłacić około 300k euro.

Skomentuj SiliconMind Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.