Wolność czy klatka

W weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej ukazał się artykuł o powyższym tytule red. Andrzeja Talagi. W pełni zgadzam się z przytaczanymi przez autora argumentami, choć – przyznam – mogą się one wydawać nieco kontrowersyjne.

Otóż autor przytacza fakt, że na drogach ginie w Polsce co weekend 70 osób. Przywykliśmy już do tego i gdy słyszymy kolejną relację o liczbie zabitych, to nie zwracamy na to większej uwagi. Jest to cena, którą jako społeczeństwo jesteśmy gotowi zapłacić za swobodę przemieszczania się jaką dają nam samochody.

Co innego w przypadku ataków terrorystycznych. Te wywołują w nas irracjonalny strach. Nie oczekujemy od państwa, by całkowicie wyeliminowało kraksy samochodowe, bo to nierealne, tak jak pozbycie się chorób o odwrócenie procesu starzenia. Natomiast w przypadku terroryzmu jest inaczej – opinia społeczna (głównie media) żadają od władz całkowitego rozprawienia się z nim raz na zawsze. To, niestety, też jest nierealne, bo zabijanie innych towarzyszi człowiekowi od zawsze. Jednak nie akceptując ceny krwi (tak jak robimy w przypadku kraks samochodowych), w imię zapewnienia bezpieczeństwa, popadamy w paranoję.

Skutkiem tragicznej rzezi dzieci w Norwegii (zginęło 76 osób, czyli tyle ile co weekend w kraksach samochodowych w średniej wielkości kraju jakim jest Polska), opracowane są projekty nadzoru handlu … nawozami sztucznymi. Poprzednie ataki zaskutkowały wprowadzeniem zakazu wnoszenia płynów na pokłady samolotów, zdejmowanie butów do kontroli, skanowaniem ciał w terminalach lotnisk i innych działań godzących w naszą godność i wolność osobistą.

W imię bezpieczeństwa – bez protestu – oddajemy kolejne skrawki wolności. Miliony uczciwych i niewinnych ludzi są codziennie obmacywane, podglądane, poniżane i podsłuchiwane, by kilku terrorystów nie wniosło na pokład bomby. Nie warto. Świat nigdy nie będzie 100%-owo bezpieczny (bo bomby ponoć można wytwarzać z mąki, cukru, kisielu w proszku; Al-Kaida pracuje nad bombą wszywaną w ciało, niewidoczną dla dzisiejszych lotniskowych skanerów, itp). A raz utraconych swobód możemy już nie odzyskać. Bo który z polityków odważy się zdjąć uprzednio nałożony zakaz?

Tak, jak wspomniałem, w pełni się zgadzam z Panem Talagą w tej kwestii. Jestem gotów ponieść (nieduże przecież obiektywnie patrząc) ryzyko śmierci w samolocie od bomby terrorystycznej niż poddawać się tej wszechorganiającej paranoi. Ostatnio rozmawiałem z szefem jednej z dużych agencji podróży. Przekonywałem go do tego, że warto Polakom mówić, że zagrożenie chorobami tropikalnymi przy wyjeździe turystycznym do Kenii jest nieduże. Ale firma boi się tego robić (ze względów na ewentualną odpowiedzialność prawną), mimo iż jej dane wykazują, że wśród turystów w egzotycznych krajach, więcej osób ginie od … upadającego kokosa niż w wyniku zachorowania na malarię. O utonięciach w basenie nie wspominając. Ale jakoś nikt nie rezygnuje z wakacji z powodu ryzyka utonięcia w basenie, a ze strachu przed nieoswojonymi chorobami tropikalnymi – niestety dla Kenii – wielu.

Wracając do artykułu, do zminimalizowania szans ataku terrorystycznego nie jest konieczna masowa inwigilacja. Wystarczy sprawna policja i wywiad. Zgadzam się z autorem. Dodałbym tylko, że bardzo pomocne byłyby również działania na rzecz powstania państwa palestyńskiego oraz na rzecz eliminacji ubóstwa. To te czynniki ułatwiają bliskowschodnim terrorystom rekrutację kolejnych pokoleń dżychadystów. Z kolei strach przed islamskim fanatyzmem, pchnął w szaleństwo Andersa Breivika, obywatela najbogatszego państwa w Europie. Koło paranoi się zamyka i obawiam się, że zacznie pędzić coraz szybciej.

Jest takie powiedzenie: jeśli chcesz zwalić drzewo, to możesz wchodzić na jego gałęzie i wciąż ścinać pojawiające się na nim listki, albo po prostu ściąć pień drzewa. Zamiast uruchamiać wyścig mający na celu ochronę mas przed sprytem małego grona fanatyków, może lepiej pozbawić ich źródeł ich fanatyzmu. To z pewnością trudniejsze zadanie (tak jak ścięcie pnia zamiast zrywania liści), ale dające zdecydowanie lepsze efekty.

Jestem za wolnością. Również od lęków. Zwłaszcza tych nieracjonalnych.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

6 Responses

  1. Przecież te zakazy nie są podyktowane bezpieczeńswem. Bezpieczeństwo to słowo-klucz, które pozwala zrobić coś, na co bez jego użycia ludzie nigdy by się nie zgodzili. A chodzi przecież o kontrolę nad nimi. Więc “w imię bezpieczeństwa” wprowadza się nagrywanie rozmów w coraz większej liczbie firm (a na prawdę by kontrolować pracownika i mieć dowody na wypadek reklamacji klienta). odgradza się całe osiedla od miasta (prawdziwy powód to kompleksy i nieuzasadnione poczucie wyższości), montuje kamery na każdym skrzyżowaniu i rogu (prawdziwy powód to kontrola obywatela i mandaty), umieszcza fotoradary (też powodem są pieniądze, a nie bezpieczeństwo – jakby chodziło o bezpieczeństwo to policja nigdy by się po krzakach nie chowała), w państwach robi się rewolucje, by następnie je “restrukturyzować” za pożyczone pieniądze zniewalając całe narody na setki lat, itd. Ja już jak słyszę słowo “bezpieczeństwo” to od razu analizuję, co chcą mi zabrać. Wierzymy, czy nie – orwelowski rok 1984 zbliża się wielkimi krokami.

    1. Mariusz, dzięki za Twoje komentarze. Niedawno przeczytałem mądre zdanie w książce Tom’a Hodgkinsona (sięgnę po nią ponownie i wkrótce napiszę jej recenzję): “rządy uwielbiają przestępczość, bo uzasadnia przyczynę ich istnienia, a pod pretekstem ochrony obywateli daje możliwość ich kontrolowania”. Ponadto lęk świetnie służy zachowaniu status quo. Ludzie, którzy się boją to doskonali konsumenci i pracownicy. Boją się utracić pracę, a dla polepszenia nastroju idą na zakupy :-). Media też nakręcają falę strachu – najlepiej nie wychodź z domu, oglądaj TV, a pod wpływem reklam kupuj przez internet.

  2. Osama Bil Laden od początku swojej działalności w Al Kaidzie wskazywał, że powodem ataków terrorystycznych jest brak działań na rzecz powstania Palestyny. Nie pochwalam aktów terroryzmu, których się dopuścił, ale rozumiem, że to zemsta za palestyńskich cywilów, którzy giną w Izraelu. Nie żaden dżihad jest powodem, to tylko propaganda rządów, pretekst do okupacji pól naftowych.

    W którymś momencie poziom tolerancji ludzi osiągnie limit i wtedy prawdopodobnie wybuchnie wojna. Chciałbym wierzyć, że będzie inaczej, ale niezwykle trudno jest zatrzymać ten postepujący proces zniewolenia. Londyn już teraz wygląda jak Warszawa w 1939r.

    Co do eliminacji ubóstwa – aby to było możliwe jest tylko jeden sposób – niskie podatki, które umożliwią powstanie przedsiębiorstw, które zatrudnią ludzi. No i jeszcze muszę pochwalić Billa Gatesa, który wydał połowę majątku na walkę z chorobami w Afryce. Żaden rząd nie musi zajmować się ubóstwem. Ludzie potrafią sobie sami pomóc, filantropia to świetny marketing dla firm.

  3. Byłem wczoraj w kinie na filmie Chodorkowski. Poszedłem tam z ugruntowanym przeświadczeniem, że to ustrój/Putin zgnębił biznesmena za to, że ośmielił się być bogaty i nie liczył się z nim… Wyszedłem jednak z przekonaniem zupełnie innym, ten film otworzył mi oczy na takie sytuacji w Rosji, dzięki jednej scenie… jeśli ktoś planuje się wybrać do kina, proszę nie czytać dalej.

    Otórz Rosja chcąc mieć silne lokalne firmy, musiała mieć osoby, które potrafiłyby nimi zarządzać. Słusznie uznano, że nie mogą to byc korporacje państwowe, muszą być prywatne. Ale na pola naftowe, kopalnie itd stać było tylko osoby/firmy z Zachodu – na oddanie im kontroli Rosja nie mogła sobie pozwolić, a lokalni biznesmeni nie mieli takich kapitałów. Znaleziono więc salomonowe wyjście – sprzedano te cenne zasoby za ułamek ich wartości kilkunastu biznesmenom. Owszem, to nie było fair wobec reszty narodu, ale przyznam, że na miejscu decydentów zrobiłbym tak samo – przekazał firmy w kompetentne ręce, a z płynących z nich ogromnych podatków rozdzielał środki na naród.

    Chodorkowski nie pamiętał jednak, że choć pławił się we władzy i luksusue, zawdzięczał ją takiemu prezentowi od władzy – warunek był jeden – nie mieszać się do polityki. Inni oligarchowie to rozumieli, on nie. Jakbym oddał swoją firmę prezesowi i ten by mnie wyzywał i publicznie karcił to też bym go zwolnił, może nawet właśnie zesłał na Syberię. Chodorkowski był właśnie takim najemnym prezesem – otrzymał ogromny majątek we władanie za jeden warunek i nie chciał go dotrzymać. Władza nawet dawała mu kilka możliwości ucieczki/emigracji, nie zaskoczyli go aresztowaniem.

    Cikawostką są jego słowa z więzienia – stwierdzil, ze czuje się w nim bardziej wolny, niż gdy zarządzał firmą, bo nie musi odpowiadać za los nikogo, poza sobą samym…

  4. Slawku, zwrociles uwage na ciekawa rzecz przywolujac statystyki nt bezpieczenstwa. Mnie osobiscie dziwi, ze do ludzi nie docieraja racjonalne argumenty. Ja sama bardziej boje sie jazdy samochodem niz latania, utoniecia niz ataku rekina .. , bo wlasnie statystyki mnie przekonuja.

    a co do latania, to przy kazdej kontroli bezpieczenstwa zastanawiam sie czy gdyby jednea linia lotnicza zadeklaruje , ze nie przeprowadza zadnych kontroli to wciaz mialaby chetnych pasazerow?.
    Pomijajac kwestie wykonalnosci tego pomyslu (oddzielny terminal, kwestie prawne itd) zastanawiam sie ilu klientow wybraloby takiego przewoznika. Ja pewie tak. Kto wsiadzie do samolotu bez kontroli bezpieczenstwa?

    1. Joanno, ja bym pewnie wsiadł, no chyba że byłby to samolot linii amerykańskich, izraelskich czy z innych krajów narażonych na ataki terrorystyczne. Gdyby wszystkie linie zrezygnowały, to myślę że ryzyko ataków terrorystycznych i tak by spadło, gdyby tylko media niepotrzebnie nie przejaskrawiałyby tematu.

      Ta medialna pogoń za newsami, za tym, żeby być pierwszym w wyścigu do “prawdy” prowadzi do wielu wynaturzeń. Takimi są m.in wypadki lotnicze. Kapitan Wrona (skądinąd bardzo sympatyczny facet) został medialnie wykreowany na bohatera za to, że po prostu dobrze wykonał swoje obowiązki. Czy naprawdę jest jedynym Polakiem, który na codzień poprawnie wykonuje swoje obowiązki? Czy to jest powód do odznaczeń państwowych? Gdyby niestarannie wykonał manewr lądowania, to prawdopodobnie też sam by zginął, więc nie robił niczego super-altruistycznie.

      Oczywiście nie do niego mam jakiekolwiek pretensje. Facet jest normalny, skromny, jego spokój i opanowanie wobec zagrożenia (oraz wobec mediów) budzą mój głęboki szacunek. Uratował swoim działaniem 231 żyć. Jest wzorem do naśladowania (rzetelne przygotowanie, opanowanie, profesjonalizm), ale nie kandydatem na pomnik czy wizerunek na znaczkach pocztowych.

      Poza tym, tyle osób ile on uratował ginie co miesiąc na polskich drogach. A pewnie i tak są setki kierowców, którzy swoim opanowaniem i profesjonalizmem uniknęło tysięcy wypadków dziennie. Bohaterzy? Im też pomniki?

      Ale medialnie śmierć na drodze jest mniej newsowa niż śmierć w samolocie, tak samo jak śmierć w kopalni jest bardziej medialna niż śmierć na budowie. I to nie dlatego chyba, że górników ginie więcej lub że są bardziej wartościowymi ludźmi niż budowlańcy. Po prostu tak to zostało wypromowane. Śmierć 2000 ludzi w World Trade Centre jest większym wydarzeniem niż śmierć 20.000 ludzi w Bangladeszu z powodu (corocznych prawie) powodzi.

      Jednak dla mnie śmierć prezydenta jakiegoś kraju jest taką samą tragedią jak śmierć ochroniarza, który na niego głosował. I nie zmienią mojego zdania “specjalne wydania” , “z ostatniej chwili”, “bezprecedensowe wydarzenia”, “nasz gorący wysłannik na miejscu wydarzenia” ani inne tego typu sztuczki mające na celu
      zwiększenie oglądalności.

      Nazywajmy rzeczy po imieniu. Szpadel to szpadel, a nie duuuuża łyżeczka.

      Czy ktoś jeszcze poleciałby z Joanną i ze mną tym samolotem?

Skomentuj Mariusz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.