Zapiski Zdeterminowanego Fridomiaka – reaktywacja

Oto treść maila, którego dostałem dzisiaj od kolejnego Zdeterminowanego Fridomiaka. Dawno nie mieliśmy wpisów w tej kategorii, a jest to sekcja bloga, która najbardziej mnie cieszy: uczę się czegoś nowego i to nie ja muszę coś od siebie wykrztusić:-).  Podziękowania i serdeczne gratulacje Panie Sławku ! Trzymam mocno kciuki za Pana wolność finansową przed 40-tką!!! Życzę determinacji i konsekwencji w działaniu. Z ogromną ciekawością czytałem Pana relację, czekając na to co będzie za chwilę. Bardzo proszę od czasu do czasu uaktualniać swoją historię na blogu, np czy udało się przedłużyć umowę najmu w czerwcu 2012 i jakie podjęliście z żoną decyzje. Będzie mi niezmiernie miło, a dodatkowo jestem przekonany, że wielu młodych (i nie tylko) ludzi znajdzie w Pana opowieściach pewną inspirację. Dziękuję !
“Witam! Nazywam się Sławomir, mam 26 lat i chciałem opisać swoją krótką historię inwestowania w nieruchomości, a raczej w chwili obecnej na razie tylko historyjkę. Na co dzień mieszkam w Poznaniu, ale pochodzę ze średniozamożnego miasta, ok. 100- tysięcznego, gdzie niestety brakuje pracy (stąd nasza “ucieczka” do Poznania).
Tak się złożyło, że od 4 klasy liceum byłem z dziewczyną. Spędziliśmy ze sobą również całe studia. Natomiast w tym roku wzięliśmy ślub. Brzmi to trochę dziwnie, bo pozornie nie ma związku z nieruchomościami, ale… Zawsze żartowałem, że jesteśmy wiecznym konkubinatem i jedynie kupno mieszkania lub jakaś inna duża inwestycja może nas zmusić do zawarcia związku małżeńskiego, w celu polepszenia naszej zdolności kredytowej. No i mogę powiedzieć, że chyba była to samospełniająca się przepowiednia. Tak się składa, że skończyłem studia prawnicze (na razie nie robię aplikacji), ale już pod koniec studiów zacząłem się interesować nieruchomościami. Trochę za radą ojca (jest prezesem zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej naszego bloku) po studiach zacząłem studia podyplomowe z zarządzania i pośrednictwa w obrocie nieruchomościami. Obecnie chwilowo nie mam za dużo czasu na dopięcie ostatniego guzika- czyli uzyskanie licencji. Ale wymagane prace napiszę wkrótce… No ale w końcu do rzeczy…
W marcu tego roku przyjechałem jak co 2-3 tygodnie do rodziców na weekend. I okazało się, że sąsiad mieszkający pod moimi rodzicami chce sprzedać mieszkanie- 65 m2, 3 pokoje. Oczywiście wcześniej już krążyły o tym słuchy, ale cena jak na warunki mojego miasta nie była jakaś okazjonalna. Bynajmniej wtedy w połowie marca okazało się, że sąsiad podpisał umowę z pośrednikiem i ten sam pośrednik wycenił mu mieszkanie (wg wartości rynkowej) na cenę o 30-40 tysięcy niższą. Pierwotnie facet myślał o kwocie 150 tyś. zł, pośrednik z kolei wystawił u siebie ofertę za 120 tyś., z uwagi na zły stan techniczny mieszkania. Długo nie myślałem- zadzwoniłem do swojej drugiej połowy (wtedy jeszcze narzeczonej) i ją o tym poinformowałem. Reakcja była praktycznie natychmiastowa (przede wszystkim teściów). Przyznam szczerze sam się napaliłem, ale teściowe jeszcze bardziej. Oczywiście główny problem- jak te mieszkanie kupić, z czego. Nie mieliśmy i nadal nie mamy jakiś wybitnych dochodów- ja pracuję w urzędzie, natomiast moja żona jest nauczycielką. Moi rodzice zawsze sceptycznie podchodzili do takich decyzji “na szybkiego”, dlatego starali się nas odwieźć od tego zamiaru. Z kolei teściowie zapewnili nas, że są jak najbardziej na tak i pomogą nam finansowo przy opłatach itd. W każdym razie nie wchodziło w grę wciągnięcie rodziców w współkredytowanie (oczywiście tylko i wyłącznie w celu podwyższenia zdolności).
Na drugi dzień podpisaliśmy umowę przedwstępną i wręczyliśmy zadatek (przydało się trochę wykształcenie do sporządzenia takiej umowy :))). Facet potrzebował pieniędzy, a my baliśmy się, że ktoś nam tak fajne mieszkanie sprzątnie sprzed nosa. Ostatecznie okazało się, że cena jeszcze spadła do 110 tyś. u pośrednika. My z kolei utargowaliśmy cenę do 107 tyś. (w końcu odeszly koszty pośrednictwa- umowa była otwarta, nie na wyłączność).
Trzeciego dnia, w poniedziałek oboje wzięliśmy urlop na żądanie. Tak się jakoś złożyło, że miałem starego znajomego w OpenFinance i tam się między innymi udaliśmy. Chodziliśmy również po różnych bankach, ale problem był zawsze jeden- nie mieliśmy umów na czas nieokreślony, ewentualnie kredyt byłby za drogi. Z kolei mojemu koledze w OF bez problemu udało się znaleźć odpowiednią ofertę. Pozostał jednak jeden problem- albo kredyt na 40 lat bez ślubu, albo rodzina na swoim i kredyt na 10-15 lat. Z początku ślub nie wchodził w grę, ale później przemówiły liczby :D.
Wzięlismy ślub cywilny w poniedziałek, 28 marca 2011 r. Wcześniej pozałatwialiśmy kwestie związane z zaświadczeniami z pracy, promesami od pracodawcy itd. Decyzja kredytowa była pozytywna. Mielismy do wyboru 10 lub 15 lat (chcieliśmy w miarę szybko spłacić- takie przyjęliśmy założenia). Stwierdziliśmy, że 15 lat to okres opytmalny- nie obciąży nas to w taki sposób, aby w przyszłości nie móc się ubiegać o kolejny kredyt. No i kupiliśmy mieszkanie w połowie kwietnia- dokladnie 16.
Pozostała jeszcze tylko drobna kwestia- remont. Mieliśmy trochę oszczędności, ale nie chcielismy ich ruszać, gdyż były ulokowane w funduszu, który niestety trochę dostał po tyłku. Otrzymalismy również w związku ze ślubem trochę pieniędzy. Oczywiście z największa pomocą przyszli rodzice. Remont zaczęliśmy pod koniec kwietnia- na początku większośc prac wykonaliśmy sami- za wyjątkiem kafelek w łazience, wc, przedpokoju na podłogę oraz w kuchni. Wybrałem cały urlop i się zaczęło… Na początku maja zgłosiłem mieszkanie do wynajęcia od 1 czerwca. Remont był gruntowny- miejscami aż do gołej cegły, więc rzadko kto wierzył, że zdążymy. W dniu, w którym zgłosiłem mieszkanie do pośrednika, okazało się, że pewna firma z Poznania (miły zbieg okoliczności) poszukuje lokum dla swoich pracowników. Obejrzeli mieszkanie i wstępnie zdecydowali się je wynająć, bynajmniej również mieli wątpliwości czy zdążymy do 1 czerwca. Od samego początku zaznaczałem, że mieszkanie będzie po remoncie i nie będzie tolerancji dla jakiejkolwiek dewastacji itd. W celu przyspieszenia robót najęliśmy firmę do kładzenia gładzi. Odmroziłem również moje wszelkie oszczędności oraz dołożyłem trochę z bieżących pieniędzy. Następnie “pokombinowaliśmy” po znajomych i po jakiś komisach trochę mebli. Firma postawiła wymagania- co najmniej 4 łóżka, jakieś stoły w pokojach, krzesła, szafki na ubrania itd. itp.- czyli standardowe wyposażenie. Wszystko udało się załatwić praktycznie po kosztach i prawie bez problemów. W sumie remont wyszedł ok. 30 tyś (w tym cena mebli, drzwi do pokojów, łazienki, wc, kuchni, kafelki w wc, kuchni, przedpokoju, lazience i wiele wiele innych). Średnia cena mieszkania tej wielkości to około 150 tyś. Wyszło i tak, że ponad 10 tyś. byliśmy do przodu. W dodatku udalo nam się praktycznie od razu wynająć mieszkanie :))).
Umowę najmu podpisałem z prezesem firmy już w Poznaniu (również sam sporządziłem :)))). Od razu wynajęliśmy mieszkanie na rok- do czerwca 2012, wraz z kaucją. Bynajmniej poszlismy na rękę tej firmie, bo dopuściliśmy, że w miesiące zimowe (lub miesiące zimowe z trochę gorszą pogodą- kiedy pracownicy nie będą mogli pracować) może nikt nie mieszkać. Ustaliliśmy wtedy troszkę niższą opłatę.
Jak zachowują się pracownicy? IDEALNIE. Rodzice mieszkają nad nimi i nie zgłaszają żadnych problemów. Praktycznie przyjeżdżają wieczorem aby się umyć, wypić piwko, wyspać, a od rana znowu do pracy. Sam najem zgłosiłem do US- płacę ryczałt. Przerzuciłem wszystkie koszty administracyjne na firmę- oni sami za nie płacą (fundusz remontowy, ogrzewanie, woda itd.). Oczywiście kontroluję to na bieżąco- na razie jest wszystko w porządku.
Przyznam szczerze, że początkowo kupiliśmy te mieszkanie z myślą o nas. Stwierdziliśmy, że “może kiedyś wrócimy do rodzinnego miasta na nasze mieszkanko, ale do tego czasu je po prostu wynajmiemy”. Od wielu lat interesuję sie nieruchomościami, ale nigdy nie myślałem, żeby żyć z wynajmów- z prostego względu nie mam kapitału/możliwości na zakup dużej ilości mieszkań, lokali. Jeszcze miesiąc temu nie wiedziałem nic o fridomii i nawet nie brałem na serio pod uwagę tego typu rozumowania w moim przypadku. Moim celem jaki sobie kiedyś ustaliłem było- posiadanie mieszkań: jedno w Poznaniu, drugie w mieście rodzinnym oraz domek na jakiejś działce dla własnej rodziny. Te dwa mieszkania bym wynajął, a w domku spokojnie mieszkał. Teraz to trochę zweryfikowałem i wydaje mi się, że będę starał się skumulować jak największą ilość nieruchomości w swoim portfelu. Oczywiście z myślą o najmie.
Dlaczego moje nastawienie ostatnio się zmieniło? Mam kolegę w Trójmieście, który również interesuje się nieruchomościami. Opowiadał mi kiedyś, że był na jakimś spotkaniu i chyba miał na myśli właśnie spotkanie Fridomiaków. Ostatnio wzięlismy razem z żoną ślub kościelny i mój kolega wraz ze swoją małżonką podarował nam między innymi Pana książkę- Zarządzanie Najmem- Poradnik.
Wczoraj znalazłem chwilkę czasu, aby poczytać. I muszę przyznać, że lektura mnie wciągnęła całkowicie. Stuknąłem na raz ponad 120 stron :D i książka bardzo mi się podoba- dużo cennych rad jest w niej zawartych. Bynajmniej trochę w moim przypadku (małe, średnio zamożne miasto) boję się, że nie sprawdzi się u mnie sprawdzanie potencjalnego najemcy oraz odmawianie tym podejrzanym. Ale ten problem na razie mnie nie dotyczy, bo do czerwca mam spokój. I tak celuję głównie w firmy- wynajem wydaje się pewniejszy, poza tym w mieście jest ostatnio dość dużo inwestycji i mam nadzieję, że ta tendencja jeszcze trochę pozostanie. Największe nadzieje jednak daje mi autostrada, która przebiega od Trójmiasta do Nowych Marz, a już niedługo z 3miasta do Torunia. Myślę, że może to spowodować nawet wzrost gospodarczy miasta, no ale zobaczymy. W każdym razie na pewno przeczytam książkę “Wolność finansowa dzięki inwestowaniu w nieruchomości”, a także inną literaturę z tej tematyki, gdyż muszę w końcu dojść do tego jak pozyskać możliwie najwięcej środków na kupno kolejnej nieruchomości :))) oraz w jaki sposób najkorzystniej te środki spożytkować.
Jak to wszystko teraz wygląda? Wynajem w całości zwraca nam ratę kredytu, czyli wychodzimy na 0. Niestety koszty administracyjne + podatek zjadają nam zysk- są dość wysokie, ale za to kredyt jest tylko na 15 lat. W wieku 41 lat, jak wszystko dobrze pójdzie będziemy mieli własne mieszkanie niezadłuzone, którego wartość mam nadzieje będzie zdecydowanie wyższa niż dzisiaj i wtedy bedzie przynosiło czysty zysk z wynajmu :D. Obecnie niestety w Poznaniu wynajmujemy mieszkanie, za co trochę płacimy (nie przekracza to jednak nawet 1/4 naszych dochodów). Myśleliśmy o własnym kącie, ale na razie nie chcemy się zapowietrzyć, więc poczekamy pewnie do czerwca (żeby zobaczyć, czy na pewno uda nam się dalej wynająć kupione w tym roku mieszkanie – żeby nie zabrnąć w ślepy zaułek). Wtedy w lipcu/sierpniu/wrześniu zaczniemy myślec nad kupnem 2-pokojewego mieszkania, ale dla siebie. No a potem zobaczymy :D
Szacuję, że do połowy przyszłego roku jesteśmy w stanie zgromadzić kapitał w wymiarze 30-40 tyś zł (jeśli nic się po drodze nie wydarzy- odpukać :))) i nawet chyba lepiej by było kupić kawalerkę i ją wynająć- czysty zysk :D. Niestety nie wiem jak żona by to przyjęła, gdybyśmy znowu musieli mieszkać kolejny rok lub dwa na wynajmowanym. No chyba, ze kupimy kawalerkę dla siebie, a potem kupimy mieszkanie większe i kawalerkę wynajmiemy. Zobaczymy :DD
W każdym razie nawet zacząłem wierzyć, że jest duża szansa w moim przypadku na fridomię. Będę starał się w miarę regularnie zaglądać na Pana bloga.
PS. Jeżeli by Pan coś z tego maila publikował, to prosiłbym aby nie podawać nazwiska- moje imię Sławomir wystarczy. Mam nadzieję, że Pana nie zanudziłem tą przydługa historią. Dziękuję bardzo i pozdrawiam
Sławomir

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

25 Responses

  1. Witam wszystkich,

    Bardzo interesująco zapowiada się budowanie wolności finansowej :) Czytając historię dotychczasowych doświadczeń Sławka zastanawiam się nad pewnymi zmianami… Mianowicie, czy nie lepiej byłoby wydłużyć okres kredytowania do 30 lat dzięki czemu wzrosłaby Wasza zdolność kredytowa (tym bardziej że w niedalekiej przyszłości zamierzacie zaciągnąć kredyt na kolejną nieruchomość ) Kredyt w dogodnym dla Was momencie z pewnością wcześniej możecie spłacić (zakładam, że bez dodatkowych kosztów tzn. opłaty za wcześniejszą spłatę)

  2. Przy okazji tego wpisu przychodzi mi na myśl kompromis, między wynajmowaniem mieszkań a lokali użytkowych (stabilniejszy klient) – wynajem mieszkania firmie dla jej pracowników. Firma zapewnia stabilność płatności, nawet jeśli zwolni pracownika. Ma też możliwość regresu w przypadku uszkodzeń, pracownik też dba o zachowanie bo może stracić “służbowe” mieszkanie itd. Same zalety :-)

    1. Niestety to tak nie działa.Z tego co się orientuję to najchętniej wynajmują mieszkania dla pracowników ,firmy budowlane…Tu nie ma” wersalu”
      Jak masz mieszkanie zniszczone i tylko ogarnięte (sprawne techniczne i nic poza tym) to wynajmuj śmiało i pilnuj kasy ze zdwojoną siłą.
      Nowe mieszkanie owszem ale wcześniej wpłata na całkowite odnowienie .
      Mając na codzień styczność z robotnikami budowlanymi powiedziałbym tutaj co myślę o 80% z nich ale nie chcę nikogo obrażać więc resztę sobie sam dopowiedz.

  3. Gratulacje Panie Sławomirze!
    Jeżeli można mam dwa pytania do Pana opisu:
    1. Jaką rentowność osiągacie Państwo z tego najmu? (rentowność=kwota płacona przez najemcę/wartość nieruchomości)
    2. Czy nie lepiej wybrać wariant jak najdłuższego okresu kredytowania, po to żeby kwota przeznaczona na raty kredytu była jak najmniejsza. To daje lepszy cash flow pod przyszłe inwestycje.
    Jeszcze raz gratuluje i trzymam kciuki.
    Pozdrawiam

  4. Mam pytanie ogólne.Czy teraz łatwiej jest otrzymać kredyt na zakup mieszkania niż rok temu czy trudniej?
    Proszę o szczerą odpowiedź osób mających wiedzę na ten temat.

      1. W międzyczasie weszly zapisy Rekomendacji T utrudniające uzyskanie kredytu. W kolejce czeka nowelizacja Rekomendacji S, więc za rok będzie jeszcze gorzej :)

  5. Ja polecam zawsze dłuższe okresy kredytowania. Jeżeli będziemy chcieli spłacić wcześniej, nadpłacić zawsze mamy taką możliwość. Jeżeli będziemy potrzebowali gotówki w danym miesiącu to po prostu płacimy ratę zgodnei z harmonogramem. Jeżeli mamy niższe dochody niż planowaliśmy to nie musimy się z bankiem barować o aneksowanie umowy i wydłużenie umowy. Pieniądzee zaoszczędzone na racie mozemy odkładać jako poduszkę finansową na gorsze czasy lub na inwestycje w kolejne mieszkania. Poza psychologią (motywacja do wiekszego oszczędzania zeby starczylo na wieksza ratę) krotsze okresy kredytowania nie maja szczegolnych zalet.

  6. Heh, dziękuję za wszystkie komentarze :D
    Odnośnie pytań o wydłużenie okresu kredytowania. Pół roku temu myśleliśmy trochę innymi kategoriami i chcieliśmy jak najszybciej pozbyć się zobowiązania finansowego i jednocześnie nie przesadzić z wysokością raty. Stąd ten kompromis- 15 lat. Tak sobie myślałem, że przez 8 pierwszych lat, dopóki mamy rodzinę na swoim, to na pewno nie będziemy spłacać gotówką, nawet jeśli byśmy ją mieli ;))). Z drugiej strony nasza rata wynosi około 720 zł, więc nawet jeśli wydłużymy okres kredytowania to i tak chyba aż tak dużo nie zyskamy.
    Mam jeszcze pytanie- gdybym chciał kupić mieszkanie za np. 250 tyś., kredyt na 30 lat. Wstępnie jak się orientowałem- rata ok. 1300 zł. To rzeczywiście jest sens brać zobowiązanie na jeszcze dłuższy okres, np. na 40 lat? Jakoś tak się tego nadal boję. Przez te 40 lat może się wiele wydarzyć. Wiem, że pozwala mi to na większy obrót pieniędzmi, tzn. mam ich więcej na ewentualne inwestycje. Tylko w pewnym momencie zaczynam mieć obawy czy starczy mi życia na spłacenie tych kredytów :D
    Jeszcze co do spłaty- dbałem o to, aby kredyt był możliwy do spłacenia przed końcem okresu kredytowania oczywiście bez dodatkowych kosztów.
    Odnośnie wynajmowania firmom- oczywiście nasze mieszkanie służy jako noclegownia, a nie siedziba itd. W każdym razie niedawno czytałem tutaj na stronce pewne pomysły na wynajęcie mieszkania pod siedzibę lub ogółem pod działalność gospodarczą. Trochę mnie to przeraziło, bo na co dzień mam trochę do czynienia z prawem budowlanym i wiem jakie za to kary grożą. Ogółem na taki wynajem potrzebna jest decyzja o zmianie sposobu użytkowania. Także uważajcie, bo to jest podobnie jak z podatkami. Jest fajnie, dopóki ktoś cię nie zakapuje. A US boję się jak ognia ;DDD

    1. Odnośnie dyskusji nt wydłużania okresu spłaty kredytu. Ja widzę kilka wad. Po pierwsze, zapłacimy bankowi więcej odsetek. Po drugie, nie jestem pewien o ile zmniejszymy ratę (nie chce mi się liczyć), ale spodziewam się, że wcale nie o materialną kwotę. Po trzecie, wydłużymy okres do osiągnięcia wolności finansowej.

      Poza tym, na papierze (czy w Excelu) wygląda to super: kredyt hipoteczny to najtańszy pieniądz, nadwyżki zachowujemy dla siebie i przeznaczamy na kolejne mieszkania, itp. Ale ilu z Was po prostu te comiesieczne nadwyżki zwyczajnie przeje zamiast je systematycznie i konsekwentnie inwestować. Przez wszystkie 480 miesięcy?

      Dla osób, które odpowiedzą na powyższe pytanie twierdząco, wydłużanie może mieć sens, dla tych którzy odpowiedzą negatywnie, lub coś w stylu “postaram się” to jest to tylko łudzenie się Excelem.

      Ale powyższe proszę traktować jedynie jako moją opinię, a nie jako jakąś objawioną prawdę. Czekam na dalsze argumenty.

      1. Moim zdaniem wydłużenie kredytowania przy mieszkaniach pod wynajem na duży sens:
        – zmniejsza ratę a więc zwiększa nasz przychód pasywny i dzięki temu szybciej można osiągnąć wolność finansową,
        – zmniejszenie raty to również dodatkowe bezpieczeństwo w razie problemów z najemcą, mniej trzeba oddać do banku co miesiąc,
        – mniejsza rata to także większa zdolność na następne transakcje.

      2. Nie zapłacimy bankowi więcej odsetek jeżeli posłużymy się nastepującym mechanizmem. Bierzemy kredyt na maksymalnie dlugi okres. Bank wylicza nam ratę. Na podstawie prognozowanych przychodów z najmu i naszych własnych możliwości finansowych obliczamy pożądanę kwotę raty (wyższą od tej wyliczonej przez bank). Ustawiamy stałe zlecenie płatności wyższej raty na rachunek kredytu.

        Płacimy takie same odsetki, nie przejadamy pieniędzy, bo automatycznie znikają nam one z konta. Jeżeli mamy przejściowe problemy z najmem lub postanawiamy gromadzić kapitał na kolejny zakup to odwołujemy zlecenie stałe i płacimy ratę w minimalnej wysokości ustalonej przez bank.

        Wysokość płaconej faktycznie raty możemy też dostosować do planowanej daty osiągnięcia fridomii. Obliczamy po prostu przy jakiej racie okres kredytowania wyniesie tyle ile planujemy pracować. W tej sytuacji w ostatnim miesiącu po prostu spłacimy resztę zadłużenia w wysokości 1 raty i gotowe.

        Taka konstrukcja pozwala nam zoptymalizować wysokość płaconych rat i być panem sytuacji, bo to my a nie bank decydujemy kiedy spłacimy kredyt. Jeżeli zaczniemy od krótszego okresu i będziemy chcieli go wydłużyć bank nie musi wcale się na to zgodzić, a w sytuacji kiedy będziemy mieli problemy z płatnościami będzie to wręcz niemożliwe.

        Dla zaawansowanych “spekulantów” moja konstrukcja pozwala równiez optymalizować wysokość rat po uwzględnieniu kursu walutowego. W okresach wysokiego kursu płacimy najniższe możliwe raty, gdy kurs waluty spada poniżej tego po którym kredyt uruchamialiśmy zwiększamy miesięczne obciążenie w celu przyspieszenia spłaty kapitału i skorzystaniu na róznicy kursów.

  7. Witam,

    Gratuluje odwagi w zrobieniu pierwszego kroku ku niezależność finansowej.

    Chciałbym zwrócić uwagę na fakt, ze wynajmujac mieszkanie kupione na kredyt nie opłaca się płacić podatku zryczaltowanego od przychodów tylko podatek dochodowy na zasadach ogólnych. Wtedy zaliczki na koszty zarzadu, podatek od nieruchomosci oraz ratę odsetkowa i amortyzacje traktujemy jako koszty i prawdopodobnie nie płacimy podatku dochodowego, gdyż mamy Ksiegowa stratę. Proszę to jeszcze potwierdzić z księgowym czy będzie to dokładnie tak wyglądało w Pana przypadku.

    1. Jacku, tak jak pisał Mariusz, sytuacja tutaj jest mocno zależna od wielu czynników i należy to obliczyć.

      Zasady ogólne mogą stać się nieopłacalne w stosunku do ryczałtu w przypadku np. gdy:
      * mieszkanie jest kredytowane w małej części i rata odsetkowa jest niska, w stosunku do przychodów z najmu
      * pracujemy na etacie i z tytułu wynagrodzenia wpadamy w trzeci próg podatkowy….

  8. A ja lekko zasmuciłem się mailem Sławka.
    Z treści wynika, że część rzeczy wykonał przy pomocy pośrednika – dowiedział się o niższej cenie, rozpoczął negocjacje – innymi słowy skorzystał z pracy pośrednika…, a w ostatecznym rachunku postanowił niezapłacić pośrednikowi za jego pracę… .
    Uważam, że KAŻDY zasługuje na płacę za swoją pracę, także pośrednik – dlatego nie wiem, czy jest powód do dumy, że udało się “obejść” pośrednika…
    Nauka – szanuj pracę innych, by inni uszanowali Twoją pracę

    1. Trzeba nazwać to po imieniu – jeśli skorzystał z usług pośredniak, a nie zapłacił mu, to po prostu go okradł i jest złodziejem. Nazywajmy “zaradnosć” po imieniu, bo nigdy nie wyplenimy tego z polskiej mentalności.

    2. Dziękuję bardzo za pomówienia. Umiecie czytać ze zrozumieniem? To właściciel mieszkania podpisał umowę pośrednictwa i to w dodatku otwartą. Jakim jestem złodziejem w takiej sytuacji? Tym bardziej, że były właściciel mieszkania był moim sąsiadem i osobiście go znałem, stąd miałem ułatwione negocjacje, kontakt itd.
      Tak jak pisałem, interesuję się nieruchomościami, jestem w trakcie robienia uprawnień na pośrednika i zarządcę i wiem kiedy mam płacić, a kiedy nie. Wiem jak mam uniknąć prowizji, a uniknąłem płacenia prowizji, bo NIE PODPISAŁEM UMOWY POŚREDNICTWA. Mam jeszcze jaśniej to wytłumaczyć? No chyba, że nadal jestem uważany za złodzieja….
      Nigdzie nie napisałem, że “postanowiłem nie zapłacić pośrednikowi za jego pracę”. W moim mailu napisałem jedynie, że poprzedni właściciel podpisał umowę pośrednictwa. O tym, że ja taką podpisałem nie wspomniałem ani słowa (a tylko wtedy jestem zobowiązany płacić). Zresztą pisałem, że sąsiad sprzedawał mieszkanie (wyraźnie to napisałem!) oraz dodałem, że podpisał umowę otwartą- a zatem, tak na logikę, chyba dziwne by było gdybym negocjacje prowadził przez pośrednika pomimo tego, że mojego sąsiada znam praktycznie od urodzenia? Proszę zatem następnym razem o dokładne przeczytanie. Aha i każdemu należy się zapłata, tak jak każdemu należy się sprawiedliwość. DLATEGO jest to dla mnie powód do dumy, że nie zapłaciłem prowizji, bo nie wiązał mnie ŻADEN stosunek zobowiązaniowy z pośrednikiem. A jaka nauka z mojego posta? Szanuj innych ludzi i dokładnie (ze zrozumieniem) czytaj posty/wpisy itp.

      1. Sławku, serdecznie Cię przepraszam za moje słowa. Zrozumiałem je inaczej, jak widać błędnie, nie pamiętam, czy z pośpichu, czy zmęczenia. Jeśli kiedyś się spotkamy na żywo, stawiam obiad!

    3. Chciałbym coś wytłumaczyć. Nie podpisałem umowy pośrednictwa z pośrednikiem. Zrobił to poprzedni właściciel, który był moim sąsiadem praktycznie od mojego urodzenia. O podpisaniu tej umowy oczywiście się dowiedziałem. Umowa była otwarta (nie na wyłączność), więc uważam, że bardzo dobrze zrobiłem kontaktując się bezpośrednio z właścicielem (znałem go osobiście od wielu lat). Dodatkowo byłem na tyle kulturalny, że sam poinformowałem pośrednika, że mieszkanie kupuję bezpośrednio od właściciela (chociaż nie musiałem), po pierwsze aby przypadkiem nie znalazł kupca i żebym nie stracił na ewentualnym przebijaniu się cenami, a po drugie- po co miał tracić siły, pieniądze i czas na promowanie oferty praktycznie nieaktualnej. Tak się składa, że szkolę się na pośrednika oraz zarządcę (o czym pisałem w moim mailu) i chyba logiczne, że respektuję i znam zasady świadczenia usługi pośrednictwa oraz zależy mi na zdrowym rynku tych usług.
      A zatem w żaden sposób nie obszedłem pośrednika i nikogo nie oszukałem. Sugerowanie, że dokonałem oszustwa jest niesprawiedliwe. Wydaje mi się jednak, że dość obszernie i szczegółowo opisałem proces transakcyjny, dlatego dziwię się, że ktoś stawia mi podobne zarzuty. Na koniec dam radę- trzeba czytać ze zrozumieniem :D

      1. Sławku, przykro mi z tego powodu, że zostały po d Twoim adresem rzucone – nie do końca przemyślane – zarzuty. Prowadząc tego bloga, już się przyzwyczaiłem, że w dzisiejszych czasach wiele osób się bardzo spieszy. Nie czytają tekstu do końca, rozumieją tylko co drugie zdanie, nie mają ochoty wrócić do tekstu i doczytać tego czego nie zrozumieli, tylko od razu rzucają kontrargumenty, albo pytają ciągle o to samo.
        Fajnie, że się nie obraziłeś (a miałeś prawo), tylko rzeczowo i spokojnie tłumaczysz to co zostało przeinaczone. Dzięki i życzę powodzenia w stawianiu kolejnych kroków na drodze do Twojej wolności finansowej.

        1. Dziękuję za dobre słowo. I przepraszam za podwójny post, ale dzisiaj rano spojrzałem i nie zauważyłem mojego pierwszego wpisu. A koniecznie chciałem wytłumaczyć sytuację :). Ogółem niestety tak to już jest w Internecie. No, ale nie przejmuję się.
          W każdym razie skończyłem już jakiś czas temu czytać poradnik, no i namawiam moją żonę, aby się z nim zapoznała. Jak jej opowiadałem niektóre rzeczy, to miałem wrażenie, że była bardzo żywo zainteresowana. Wczoraj nastąpił przełom- powiedziała mi, że go przeczyta. Fajnie by było, bo w moim przypadku ta książka zmieniła całkowice moje myślenie. Nie jestem już nastawiony do życia pod kątem konsumpcji. Oczywiście różnie bywa z realizacją (bo tyle dzisiaj jest pokus :))), ale ważne, że przynajmniej mam podstawy mentalne.
          W każdym razie moja żona nigdy nie była nastawiona do życia pod kątem “mieć jak najwięcej”, więc myślę, że po przeczytaniu poradnika może zacznie myśleć na serio o inwestowaniu w nieruchomości.

  9. Panowie, chciałbym wnieść argumenty liczbowe do Waszej dyskusji odnośnie tego, czy brać kredyt na 40 czy na 20 lat.

    Kwota: 200tys zł.
    Oprocentowanie: 6%
    Waluta: PLN
    Rata przy 40 latach: 1100zł
    Rata przy 20 latach: 1432zł

    Widać wyraźnie, że dużo nam zdolność kredytowa nie spadnie, bo rata jest tylko? o 30% wyższa. Biorąc kredyt na 40 lat licząc, że będzie lepsza zdolność, doczekamy się podwyżki stóp i rata skoczy nam właśnie przykładowo o 30%.

    Można wziąć pod uwagę kredyt 40-letni z ratami malejącymi albo obliczyć przy jakiej podwyżce stóp procentowych mój kredyt 40-letni będzie miał ratę kredytu 20-letniego obecnie i tak dalej i tak dalej.

    dziękuję za uwagę.


    Piotr

Skomentuj Jacek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.