Protesty Ruchu Oburzonych

Myślałem o tym, aby dołączyć do grona “Oburzonych”, po to aby zrozumieć z pierwszej ręki na czym polegają ich postulaty. Niestety nie mogłem, bo w ostatni weekend mój Przyjaciel brał ślub i byłem na weselu poza Warszawą (to znaczy właściwie “stety” bo impreza była bardzo udana! i cieszę się, że na niej byłem). Tak czy inaczej, o protestach mogłem jedynie co nieco poczytać w dzisiejszych gazetach. I prawdę mówiąc, niewiele udało mi się z gazet dowiedzieć.

Zastanawiałem się o co chodzi protestującym. Wierzę, że działają w dobrej wierze i mają szczere intencje. O ile rozumiem ich oburzenie z powodu tego, że biedni płacą lub mają płacić za grzech chciwości bankierów i korporacji, to już nie do końca rozumiem formy ich protestów.

My wszyscy (łącznie z Oburzonymi) daliśmy się omamić ekspertom od reklamy, PR-owcom od tworzenia marzeń, mediom narzucającym co jest “cool”, bankowcom podpuszczającym nas do brania kredytów na lewo, na prawo, na oślep, na wszystko. Tak jak wspomniał (we wczorajszym komentarzu na blogu) Mariusz, wpakowaliśmy się w niewolę wobec “lepszego życia” i zadowalamy się atrapami czy wizualizacjami życia. A teraz co? Państwo ma nas chronić przed naszą własną chciwością i brakiem cierpliwości?

Jeśli chcemy naprawdę zaprotestować przeciwko systemowi, to wydaje mi się, że mało skuteczne będzie robienie rozrób i ulicznych burd, ranienie policjantów, podpalanie samochodów, itp. Jak to miało miejsce w ubiegły weekend w Rzymie czy innych europejskich miastach. Takie działania tylko zwiększają poczucie zagrożenia, dają władzy pretekst do tego, by rozbudować silny aparat władzy i kontroli. Nie zatrzymamy chciwości kapitalizmu protestami, nawet krwawymi i spektakularnymi. Jednorazowymi happeningami.

Moim zdaniem o wiele skuteczniejsze byłoby ograniczenie bezsensownej, nie wnoszącej do naszego życia nowej jakości konsumpcji. Nie małpujmy stylów życia wykreowanych przez media celebrytów, nie bierzmy kredytów reklamowanych przez tychże samych celebrytów. Przestańmy kupować “masówkę” w hipermarketach i zacznijmy kupować świeże owoce na przyosiedlowych bazarkach. Czuję, że wolę zawierzyć Panu Tadziowi z bazarku, bardziej niż “private labelowi” jakiegoś hipermarketu. Jeśli chcemy sobie coś kupić, to zacznijmy oszczędzać na zakup, zamiast pakować się w kolejne kredyty w promocji. Zmiana podejścia i powrót do tradycyjnych sposobów życia na masową skalę silniej – moim zdaniem – zatrzęsą strukturą układu korporacyjno-bankowo-finansowo-medialno-rządowego niż robienie ulicznych burd.

Odważmy się mieć własne zdanie i własny styl. I własne życie, a nie takie “odżywane” wg czyichś scenariuszy. Jeśli oddamy nasze aspiracje w łapy speców od kreowania potrzeb i wizerunku, to potem nie miejmy pretensji o to, że bogacą się naszym kosztem i że zwiększają się dysproporcje między 1%-em, a 99%-ami. Na takich osobach jak ja, firmy telekomunikacyjne, banki, hipermarkety (słyszałem w wiadomościach, że nawet starsi biedni ludzie wyrzucają jedzenie; dlaczego? dlatego, że pod impulsem kupili go w hipermarkecie za dużo i się popsuło), firmy farmaceutyczne, kosmetyczne, samochodowe, hotelarskie, ubezpieczeniowe, paliwowe i inne, nie zarobią więcej niż wynoszą moje rzeczywiste potrzeby. Moi współpracownicy w Mzuri wiedzą, że nie lubię nadmiernie ględzić przez telefon (wolę darmowego maila); moi bliscy wiedzą, że rzadko łykam leki; w łazience nie mam żadnych kosmetyków na lepszą cerę ani środków na kolorowanie czy porost włosów; moi znajomi wiedzą, że nie ma co mnie pytać o liczbę koni mechanicznych w moim samochodzie; mój doradca w banku wie, że nigdy w życiu nie zaciągnąłem kredytu konsumpcyjnego, a zadłużenie na karcie kredytowej zawsze spłacam w pierwszym terminie); od lat chodzę w pomarańczowych ubraniach bez względu na to jaki akurat spece od branży modziarskiej wylansowali kolor na aktualny sezon; dużo podróżuję, ale nigdy nie mieszkam w drogich hotelach; zamiast stojąc w korkach przepalać niepotrzebnie (strasznie drogą!) benzynę, wolę podjechać gdzieś na skuterze czy tramwajem, itp. Sporo zarabiają na mnie linie lotnicze i wydawnictwa książkowe, bo taki jest mój wybór, a nie dlatego że się dużo reklamują.

Jeśli chcemy wyrazić nasze oburzenie przeciwko chciwości, która z systemu kapitalizmu zrobiła w ostatnich latach jego karykaturę, to wyraźmy je w zrozumiały dla szefów korporacji i mediów sposób. Naszymi portfelami.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

3 Responses

  1. Myślę, że w Polsce jest jeden bardzo pozytywny przykład takiej postawy. To rynek samochodowy. Jesteśmy krajem o jednej z najniższych sprzedazy nowych aut na mieszkańca. Niektórzy mówią, że to z biedy, ale to nie do końda prawda, bo są biedniejsze kraje gdzie kupuje się więcej aut (patrz Rumunia). Polacy jakiś czas temu zorientowali się, ze nie warto dopłacać 30% ceny samochodu za zapach nowości. Kupują auta używane i oszczędzają dzięki niższej cenie zakupu, braku koniecznosci serwisowania auta w ASO. Szkoda, że ta myśl nie rozpleniła się na inne obszary naszej konsumpcji, ale fajnie że choć w tej dziedzinie zdrowy rozsądek wygrał z machiną marketingową.

  2. Problem z tymi burdami jest taki, że większość ludzi to idioci. I nie piszę tego z jakiejś złośliwości. Tak niestety jest. A idiota nie myśli. Nie myśli więc, że jest biedny bo kupował co rok nowy telefon, telewizor, a co 5 lat nowe auto. Idiota nie myśli więc też, jak najskuteczniej powstrzymać/zniszczyć bezduszne koncerny. Idiota idzie na ulicę i protestuje, bo tylko to potrafi. Krzyczeć, tupać, pouczać itd. Dlatego nic się nie zmieni i zarówno politycy, jak i koncerny to wiedzą (przeciwnie – sporzedadzą noe auta w miejsce tych zniszczonych). Żyjemy w cywilizacji idiotów, zgadzam się, że 80% ludzi na Ziemi jest zbędnych – kiedyś były wojny, na których idioci ginęli, choroby na które umierali, teraz nie ma jak zrobić selekcji.

  3. Jeden z komentatorow (nie pamietam, akle chyba z usa) slusznie wspomnial, ze “oburzeni” zamiast manifestowac na ulicy odniesliby wiekszy skutek wyrzucajac do kosza swoje karty kredytowe. To by zrobilo roznice bankom bardziej niz marsze na ulicach.
    Ta propozycja jest pewnie mniej wykonalna w Polsce gdzie nie kazdy jeszcze ma karte kredytowe. U nas z tego co widze sa kredyty chwilowki…

Skomentuj Joanna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.