Wiadomości w Radio ZET

Niedawno czytałem tekst Redaktora Naczelnego tygodnika Wprost. Jak się później z żalem dowiedziałem był to też jeden z ostatnich jego tekstów w tej roli w tym tygodniku, bo mój kolega ze studiów – Tomasz Lis – został odwołany a tego stanowiska. Chyba raczej nie z powodu swojego tekstu “Od redaktora”, ale pewnie ten tekst nie był mile przez dziennikarzy odebrany.

Chodzi o to, że w tekście tym (niestety nie mam go przed sobą) Tomasz Lis bardzo trafnie opisuje mechanizmy przez które (bo nie chcę powiedzieć “dzięki” którym) wiadomości we wszystkich mediach są wypchane tanimi sensacyjkami, czasami fałszem, a poziom dziennikarstwa ogólnie rzecz biorąc dość niski. I chyba niestety spadający.

Stacja radiowa, na której zawiesiło się radio w moim samochodzie, to Radio Zet. Nie wiem czy to ja się starzeję (ludzie na starość często robią się zrzędliwi), czy wy też to zauważacie, ale to już nie jest to samo radio, co to, do którego zapałałem lojalnością na początku lat 90-tych za czasów jego twórcy, Andrzeja Woyciechowskiego. Kiedyś służyło głównie informowaniu. I to obiektywnemu, a nie przesiąkniętemu jeszcze komunistycznymi nawykami państwowych stacji. A dziś? Nie tylko, że wiadomości “o wpół do…” chyba w większości zniknęły. Serwisy stały się krótsze. Programy informacyjne poginęły, a na ich miejsce wpadły bardziej dochodowe, ale totalnie durne konkursy (wyślij SMS-a, jak do ciebie zadzwonimy to “pokręcimy kołem”, a jak powiesz “stop” to – w zależności od tego ile ludzi przysłało tego dnia SMS-y i od pory dnia, bo jeszcze nie słyszałem by któs wylosował główną nagrodę dnia przed godziną 16-tą, no bo wtedy już chyba tylko niezorientowani by dalej słali swoje SMS-y – powiemy Ci ile wygrałaś).

Dodatkowo, czuję, że treść mówiona jest tam tylko po to by jakoś oddzielić czas pomiędzy blokami reklamowymi oraz muzyką. Domyślam się, że powodem dla którego ciągle, do znudzenia, są puszczane te same kawałki jest to, byśmy stawali się takimi bezmyślnymi automatami konsumpcyjnymi. Jakąś piosenkę puści się tyle razy, aż zaczniemy ją rozpoznawać. A ponieważ ją rozpoznajemy, to zaczynamy ją lubić. A jej twórcy stają się celebrytami, o których chcemy wszystko wiedzieć, a najbardziej z kim sypiają, ile zarabiają, gdzie mają tatuaże i tak tam inne ważne dla kultury sprawy (bo radio i pisma są chyba nadal uznawane za branżę pt “kultura”)

Ale dość moich przydługich wstępów. Dzisiejsze wiadomości o godzinie 17-tej mnie bardzo zaciekawiły.  Nie były to takie tanie sensacyjki jak często (Premier Pawlak to, a Palikot tamto, a nasz poranny gość Premier Kaczyński tamto, a Justyna Kowalczyk albo Robert Kubica jeszcze coś innego). Zresztą często mam wrażenie, że gdyby ktoś przez pomyłkę dzisiaj puścił wiadomości nagrane 17 lutego 2008 lub 2009 roku, to niewiele osób by się zorientowało, że to są jakieś archiwalne nagrania.

Co było dzisiaj? Rozbawiła mnie informacja o tym, że były żołnierz znaleziony niedawno w górach – Pan Włodzimierz – odzyskał zdolność mówienia, ale tylko w językach arabskim i angielskim (brawo dla lekarza z Syrii, który wpadł na pomysł zagadania do swojego pacjenta w języku arabskim!). Sprawa oczywiście jest poważna, ale rozbawiło mnie w niej to, że pacjent nadal ni w ząb po polsku. Zacząłem się zastanawiać który język ja bym sobie przypomniał jako pierwszy w jego sytuacji. Choć oczywiście nie chciałbym się z nim zamienić na położenia. Życzę Panu, Panie Włodzimierzu zdrowia i szybkiego powrotu do możliwości przeczytania np tego bloga w ojczystym języku.

Druga wiadomość to taka, że Premier Tusk przyznał, że podpisanie ACTA przez jego rząd było błędem. Dla mnie to pokazuje pewną klasę – w Polsce rzadko się słyszy by jakiś polityk przyznawał się do błędu. Czy ktokolwiek inny. Widać mamy takie narodowe przeświadczenie o naszej nieomylności. Co innego w takiej Korei czy w Japonii – tam często się zdarza, że np. jakiś policjant kogoś zabija, a minister spraw wewnętrznych podaje się do dymisji. Bo przyjmuje za to (brak należytych procedur, kontroli czy czegoś tam) polityczną odpowiedzialność. U nas urzędnicy są na ogół nieomylni. I cieszy mnie to, że główny urzędnik daje dobry przykład.

Trzecia wiadomość dotyczyła właśnie podania się do dymisji. I to prezydenta. A w dodatku Niemiec. Wprawdzie prezydent tam nie ma jakiejkolwiek rzeczywistej władzy, pełni tylko funkcje reprezentacyjne i pewnie część Niemców (o Polakach czy innych sąsiadach nie wspominając) nie wie nawet jak się nazywa aktualna głowa państwa. Ale zaskakujący jest powód jego dymisji. Korupcja ! W jednym z najmniej skorumpowanych krajów świata. Choć jak się patrzy na serię niedawnych afer w Siemensie i teraz aferę wokół byłego Prezydenta Christiana Wulffa to wcale to tak krystalicznie nie wygląda. Widać, że władza korumpuje wszędzie.

Czwarta wiadomość dotyczyła apelu o bojkot holenderskich produktów w Polsce i w Rumunii. Przyznam, że mocno mnie wzburzyła usłyszana przeze mnie wcześniej wiadomość o tym, że w kolebce tolerancji (bo o taki wizerunek zabiega Holandia) powstał portal nawołujący do donosów na polskich emigrantów. Pomyślałem sobie, że Polacy powinni stamtąd wszyscy jak jeden mąż wyjechać i dopiero by Holendrzy zobaczyli jak sprawnie działa ich kraj. Stanęłyby szklarnie i magazyny kwiatów. Ulice byłyby nieposprzątane. Krowy niewydojone. Kawiarnie, restauracje i hotele też by pozostały na jakiś czas zamknięte. No bo przecież tych zajęć nie podjęliby się Holendrzy – wolą szlifować diamenty. W miejsce Polaków przyjechaliby inni – ciekawe czy bardziej dla holenderskich rasistów akceptowalni. I ta partia nacjonalistów nazywa się – o zgrozo – Partią Wolności. A więc nie kupujmy Heinekena. Nie tankujmy na stacjach Shell. Nie kupujmy produktów Philipsa. Ani holenderskich tulipanów. Nie jedzmy Goudy.

Mam tylko pewien opór z tzw holenderskimi różami. Bo te tak naprawdę pochodzą z … Kenii. Jeśli ktoś z Was importuje kwiaty lub zna kogoś kto importuje, to chętnie pomogę swoją wiedzą i kontaktami w Kenii. Bezinteresownie. Chodzi mi o to, aby kwiaty były importowane bezpośrednio do Polski, a nie poprzez giełdę w Amsterdamie. Giełda to dodaje dużo wartości, innymi słowy mówiąc kwiaty, które w Kenii kosztują X plus transport z Kenii, który kosztuje Y, po krótkim tranzytowaniu w Amsterdamie są już warte 2X+2Y. Lepiej by tą marżą podzieli się kenijscy producenci z polskimi handlarzami. A część Polaków będzie mogła powrócić z Holandii do pracy w podwarszawskiej giełdzie kwiatów w Broniszach, koło Ożarowa Mazowieckiego.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

5 Responses

  1. Przyznam się szczerze, że w ogóle nie słucham radia (nie oglądam też TV i nie mam telewizora). Korzystam jedynie z internetu, bo tu mam dostęp tylko do takich informacji, które mnie interesują. Nie chcę zaśmiecać sobie umysłu informacjami nt. polityków, celebrytów, analiz gospodarki itp. Wiadomości (nie tylko w radio) są właśnie taką zbieraniną sensacji i to jeszcze przekazaną w formie bezwartościowej paplaniny trwającej kilka minut. Mnie osobiście strasznie dołuje radio i TV… same złe informacje. Zauważyliście, że dobre informacje pojawiają się dopiero na końcu i są tam jakby na siłę ?!
    Film w TV?? Jaki film to zbiór reklam w przerwie których puszczą kilka minut filmu ;) Nawet jakieś tam “babskie” seriale można już oglądać dzięki internetowi, gdzie reklamy jeśli są to o wiele krótsze. Sory, że tak zacząłem temat reklam, ale dziś słyszałem właśnie Twoją starą audycję na Kontestacji o reklamie.
    Politycy? Przecież to “kolesie”, kłócą się tylko na forum, żeby było widać, że coś robią, a w kuluarach piją razem wódkę i się bratają. Przecież jak każdy z nas myślą przede wszystkim o sobie i swoich rodzinach !! I nie mam im tego za złe. Po prostu, żeby ozdrowić polską (i nie tylko scenę polityczną) należałoby ich diety ograniczyć do wysokości średniej krajowej, albo w ogóle na zasadzie wolontariatu. Wtedy okazałoby się, kto tak naprawdę ma “powołanie” i kto faktycznie chce coś zrobić.
    Muzyka w radio? Nie mogę już jej słuchać. Komercyjne g***o. Wiecie kiedy fajnie grają w komercyjnych stacjach? Gdy jest żałoba narodowa! Piszę naprawdę poważnie. Zwykle grają z playlisty kilka…KILKANAŚCIE razy dziennie jeden utwór. Jaki mają w tym swój cel? Jak zwykle chodzi o kasę. Im więcej zapłacisz tym częściej będziesz się pojawiał. Po co? Koncerty? Nieee..ale jak zostaniesz zapamiętany, to może utrzymasz się “w korycie” trochę dłużej niż jeden sezon? Może “przy okazji” zagrasz w jakimś serialu, czy filmie, a może Twój topowy utwór pojawi się za jakiś czas w reklamie znanej korporacji? Muzyki, którą możemy słuchać w tych komercyjnych stacjach nie robi się z miłości, tylko z potrzeby.
    Radia publiczne też nie są lepsze, chociaż tam łatwiej znaleźć interesującą muzykę dzięki poszczególnym audycjom. Jest też sporo ciekawych programów tematycznych (np. naukowych)- czasami zdarzy mi się na takie natrafić w radiowej 1-ce.
    Jeśli chcecie posłuchać ciekawego radia-> http://www.kontestacja.com (jest też audycja Sławka, ale to pewnie wiecie)
    A wzorem niech będzie radio BBC- ja bardzo lubię 2-ke – http://www.bbc.co.uk/iplayer/console/bbc_radio_two
    Lub po prostu (jak ja) odłączcie antenę z waszego radia w samochodzie i nagrajcie sobie ulubioną muzykę! Jestem pewny, że podróżować Wam się będzie spokojniej, bezpieczniej i przyjemniej ;)

  2. Wpis naprawdę na czasie. Szacunek, Sławku, za przyznanie uznania dla Premiera – mało kto ma odwagę wskazywać i zauważać jak faktycznie można interpretować przyznanie się do błędu. Dla mnie także to godne zachowanie, a mógł je zaprezentować polityk, który ma niewiele do stracenia – “koryto” statystycznie już ma przegrane w następnej kadencji, zatem może zacząć działać, a nie politykować. I to Tusk zaczyna robić, ruszając m.in. jedną z najbardziej śmierdzących spraw, jaką jest system emerytalny.
    Co do mediów, takze podpisuję się pod wszystkim, co napisałeś. U nas “gra” chilli zet lub rmf classic – polecam. Gdy za dużo reklam, głośnych wstawek, przełaczam “za karę” na płytę. Ostatnio jeździmy przy “Boso” Karpiela-Bułecki i zachwycamy się muzyką, tekstami, jest pięknie, przyjemnie, interesująco i refleksyjnie.

    Pozostaje Holandia. Jestem daleka od uzależniania naszej sympatii dla wszystkich Holendrów od jednego portalu nacjonalistycznego. To tak, jakby nas, wszystkich Polaków źle oceniano i traktowano z powodu wypowiedzi kogoś z radykalnego bloku partii PIS. Oni też mają miliony zwolenników, zatem skala poparcia może być podobna jak bodaj 40 000 wpisów na owej holenderskiej stronie ze skargami na Polaków. A jednak bym nie chciała, aby mnie oceniano z perspektywy ksenofobicznej inicjatywy ludzi, z którymi łączy mnie tylko narodowość i język.
    Generalnie staram się wybierać polskie produkty, gdyż hołduję zasadzie, aby jeść plony z obszaru, z którego pochodzimy, gdyż jest to zgodne z naturą i użytkować jak najwięcej przedmiotów z lokalnego rynku ze względu na ekologiczny sens takiego postępowania (mniejsze koszty transportu, mniejsze zanieczyszczenie, a także wspieranie lokalnej inicjatywy).

    Ach, jeszcze Pan żołnierz… Niezwykle tragiczna postać, ofiara mało doskonałego systemu opieki nad ludźmi, którzy mają wyraźne objawy stresu bojowego. Przyszło mi na myśl, że gdyby był zwykłym żołnierzem od strzelania, a nie analizowania i myślenia, być może też odczuwania i postrzegania na wyższym poziomie, miałby większą szansę na uniknięcie obecnych skutków wcześniejszych przeżyć. Zrobiło mi się smutno, że nawet po latach od wydania słynnego dzieła Lombroso “Geniusz i obłąkanie” (1835) te dwa zjawiska muszą być tak blisko siebie… Im bardziej jesteś skomplikowany, abstrakcyjny, twoje życie wewnętrzne jest na wyższym poziomie, tym bardziej w swoim geniuszu jesteś bliski obłąkania (prościej – zaburzeń psychicznych, podatności na mechanizmy obronne organizmu…)

    1. Aga-ta, dzięki za Twój komentarz. Rzeczywiście trochę mnie poniosło – niesłusznie – w sprawie bojkotu holenderskich produktów. Wynika to chyba z mojej bezsilności. Przykro jest słyszeć o nagonce (być może wyolbrzymionej w rozhisteryzowanych polskich mediach) na Rodaków. Początkowo myślałem o zaapelowanie do nich o powrót do Polski. Tylko jaką im mogłem zaproponować alternatywę? Żadną! I stąd zasłyszany pomysł bojkotu wydał mi się bardziej właściwą formą protestu i wyrażenia solidarności.

      Ale chyba najlepsza forma to ucieczka do przodu. Czyli m.in takie działania jak z tymi kwiatami z Kenii. Polacy powinni nabrać większego zaufania w swoją wiedzę, umiejętności i budować śmielsze biznesy, bardziej ekspansywne na zagranicznych rynkach. Możemy do tego wykorzystać nasze przewagi konkurencyjne (przedsiębiorczość, umiejętność radzenia sobie w trudnych warunkach, póki co niższe koszty pracy, głód sukcesu), a także – paradoksalnie część naszych słabości. Chodzi mi m.in o naszą biedę w porównaniu do UE. Otóż wg mnie może ona nam wyjść na dobre, bo nie stać nas na stworzenie monstrualnych, karykaturalnych wręcz systemów opieki społecznej. Socjal to kula u szyi Niemiec, Francji czy nawet najbardziej liberalnej ponoć Anglii – bo płacenie ludziom za to, że nic nie robią jest katastrofalnie deprawujące i pozbawia ludzi chęci do starań o cokolwiek.

      Oczywiście można by dyskutować, że socjal musi być dla ludzi nie mogących sobie poradzić w normalnych warunkach rynkowych, chociażby dla osób z istotnymi niepełnosprawnościami. Ale z drugiej strony, wszyscy znamy mnóstwo osób niepełnosprawnych, które wiodą normalne życie, nawet bardziej “normalne” niż wielu “pełnosprawnych”, którym się nie chce i którzy wybrali postawę roszczeniową. Być może gdyby nie było automatyzmu w myśleniu typu “oj, chory, to na rentę” to mniej osób zaprzestałoby starań o zapewnienie sobie samemu komfortu życia. Pracowałem kiedyś (12-14 lat temu) dla ZUS-u i pamiętam, że już wtedy w ZUS-ie dyskutowaliśmy czy właściwe jest to, żeby mężczyźnie, który w wieku – powiedzmy 45 lat – przeżył zawał serca, od razu przyznawać rentę. Nie wiem czy tak się nadal dzieje, ale przecież można tej osobie pomóc przez jakiś czas, pomóc się jej przekwalifikować na mniej stresującą pracę i pozwolić się samej utrzymywać. Nie trzeba od razu z niego robić kogoś zdolnego tylko do życia na koszt “społeczny”. W Anglii przykłady niewłaściwego stosowania “socjalu” są jeszcze bardziej debilne. I to bardzo dobrze, że Polski nie stać na tak rozbudowany socjal, bo problemem jest to, że łatwo go do karykaturalnych rozmiarów rozdmuchać. Tylko potem jak rząd chce się wycofać, to ludzie wychodzą na ulice, a politycy boją się, że ich polityczni wrogowie dobiorą się po kolejnych wyborach do koryta.

      W każdym bądź razie, głęboko wierzę w to, że Polska zamknie dystans majętności dzielący nas od najbogatszych krajów UE. Jeśli będziemy konsekwentnie rozwijać naszą przedsiębiorczość, jeśli nie damy się zapędzić w idiotyczny “wyścig konsumpcji”, jeśli nabierzemy więcej wiary w samych siebie i w nasze możliwości, to wkrótce nasi Rodacy nie będą jeździć do Holandii szukać pracy na roli czy w restauracjach, tylko pomagać holenderskim korporacjom w wychodzeniu z kryzysu. Jestem przekonany, że w ciągu 20 lat osiągniemy stan rozwoju gospodarczego dzisiejszej Holandii. Holandia oczywiście też się w ciągu tych 20 lat rozwinie, ale oni już dziś są dobrze rozwiniętym tulipanem, a my dopiero pączkiem tulipana:-)

      1. Podzielam, Sławku, Twoje zdanie na temat systemów socjalnych. Jestem zwolennikiem dawania wędki, nie ryby, a ludzie czują się lepiej, gdy karmią, a nie uczą zdobywać jedzenie; gdy rzucają koło ratunkowe zamiast nauczyć pływać.

        I wierzę w to, że nasz tulipan rozkwitnie, bo ma lepszą, mniej zanieczyszczoną ziemię, czyste powietrze, doskonałą wodę. Jesteśmy mniej skażeni, choć nie pozbawieni innych zagrożeń, jak “choroby” i podatność na “infekcje”.

Skomentuj tomasz_adamus Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.