Nieruchomości na Karaibach (1) St. Barth

W te zimowe wieczory spiszę swoje obserwacje dotyczące rynku nieruchomości różnych małych wysepek na Karaibach. Ciekawostką jest to, że na wszystkich tych wysepkach są bardzo prężne rynki nieruchomości. Świadczy o tym m.in obecność wielu biur pośrednictwa, w tym agendy takich międzynarodowych potentatów jak Century 21 czy ReMax (mają po kilka biur nawet na wysepkach liczących po 3000 mieszkańców!) oraz biur firm zarządzających, które po francusku – jak się dowiedziałem nazywają się “gestion locative”.

Na pierwszy rzut St. Berth, odległa cząstka Francji.

Ta malutka wyspa (nie ma jej nawet na niektórych mapach Karaibów; liczy zaledwie 9000 mieszkańców) leżąca na południe od St.Martin/Sint Maarten, w ostatnich latach nabrała reputacji luksusowej kryjówki dla bogaczy. Jednym z większych inwestorów ostatnich lat jest tam znany z Chelsea, Roman Abramowicz. Kupił na wyspie kilka posiadłości, m.in 28 hektarową działkę nad plażą – właściwie to kupił całą zatoczkę. Urządza tu spektakularne przyjęcia noworoczne. 2 lata temu dla jego licznych gości noworocznych grał zespół Red Hot Chilli Peppers, a kilka miesięcy temu Black Eyed Peas.

Jego licznym i wpływowym gościom też się St.Berth spodobało i teraz podobno największymi, obok Brazylijczyków, inwestorami na wyspie są Rosjanie. Lokalni trochę krzywiąnosy, ale w końcu pieniądze złego zapachu nie mają, a Europejczycy i Amerykanie – do niedawna wiodący inwestorzy – nadal liżą rany po kryzysie sprzed 3-4 lat.

Ze względu na typ inwestorów oraz na to, że wysepka jest malutka i ściśle są tu przestrzegane plany zagospodarowania przestrzennego (ograniczenia w zabudowie działek plus zakaz budowania budynków wyższych niż dwa piętra) ceny nieruchomości są tu bardzo wysokie.

Najtańsza kawalerka dostępna w tej chwili na rynku to 27-metrowa kawalerka, z 11,5-metrowym tarasem, z widokiem na morze, znajdująca się w ścisłym centrum, stolicy (Gustavia). Kosztuje ona EURO (taka tutaj obowiązuje waluta) 286.000. „Okazyjna cena” wynika z tego, że sprzedający ją Kanadyjczyk potrzebuje pilnie gotówki. Normalnie ceny podobnych mieszkań kształtuja się na poziomie EURO 450 – 550 tysięcy. Podobno można taką kawalerkę spokojnie wynająć za EURO 1.200 miesięcznie minus jakieś EURO 100 opłat do administracji. Mieszkania nieco większe, ale za to w osiedlach z basenami kosztują: 35m.kw – EURO 495.000; 56 m.kw – EURO 540.000; 50 m.kw – już EURO 700,000. Gdyby jednak te ceny kogoś nie odstraszały, to dodam, że koszty transakcyjne (m.in notariusz)  wynoszą średnio 6,1%.

Jest to 4-do 5-krotnie drożej niż na sąsiadującym St.Martin. Różnica wynika z reputacji luksusu, ale także z tego, że St. Barths jest dużo czystsze i – co podkreślają pośrednicy – bezpieczniejsze niż St.Martin. Można tu nie zamykać samochodów, ani domów, a w St.Martin zdarzają się podobno – ostatnimi czasy – nawet strzelaniny. I rzeczywiście rozmawiałem z holenderskim policjantem, który przyleciał na St Martin na kilka miesięcy (farciarz!), aby dopomóc kolegów swoją wiedzą nt zwlaczania przemocy związanej z handlem narkotykami.

Na St.Berth podobno bardzo łatwo zostać rezydentem. Wystarczy tylko przez 5 lat, co roku spędzać tu w sumie co najmniej 184 dni w roku. I automatycznie człowiek staje się rezydentem St.Berth. W zasadzie Saint Berthelemy jest zagranicznym departamentem Francji, ale obostrzenia są po to, by nagle 60 milionów współobywateli nie zechciało osiąść na tej maleńkiej wysepce. Nie przyjeżdża ich wcale z Francji czy z Europy aż tak wielu. Czy warto? Z jednej strony jest tu ciepło, ładnie, sympatycznie. Jest tani alkohol. Nie płaci się podatków dochodowych. Z drugiej strony, może być nieco nudnawo – w odróżnieniu od Sint Maarten nie ma tu kasyn, ani specjalnego życia nocnego. Jest o wiele drożej niż w „Metropole”, czyli we Francji (bo wszystko jest importowane)i w związku z tym francuska emeryturka szybciej się tutaj kończy niż w macierzy.

St. Berth jest bardzo znana też z “ruchomości”, a konkretnie z cumujących u jej wybrzeży megajachtów megasławnych i megabogatych. Podobno najlepsze stanowiska trzeba bukować w okresie zimowym na wiele miesięcy do przodu. No i oczywiście nie należą one do najtańszych.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

2 Responses

  1. Szalenie ciekawy wpis. Nie miałem zielonego pojęcia, że rynek nieruchomości na Karaibach jest tak rozwinięty, a ceny są takie…kosmiczne!

    To fascynujące (przynajmniej dla mnie) czytać o różnych krajach z punktu widzenia rynku nieruchomości. W publikacjach książkowych można przeczytać o Niemczech, Anglii, USA, Hiszpanii, Grecji czy Francji. O reszcie nie wiemy nic. Wielu jest inwestorów, którzy chcieliby zainwestować na “egzotycznych” z naszego punktu widzenia rynkach, ale nie wiedzą jak.

    Fajnie, gdyby na rynku pojawiła się taka publikacja, taki “Leksykon” rynku nieruchomości o wszystkich krajach na świecie (mógłby mieć kilka tomów). Wiadomo, że podawanie cen jest bez sensu, bo za miesiąc nie będą aktualne, ale mogłyby się w nim znaleźć podstawowe informacje o specyfice danego rynku sprzedaży i najmu, przeplatane różnymi podróżniczymi ciekawostkami dot.danego kraju.

    Nie wiem, czy ktokolwiek na świecie napisał taką książkę (jeśli tak, to podeślijcie autora i tytuł), bo chętnie bym przeczytał.

    Pozdrawiam,
    Tomek

    1. W księgarniach w Anglii widywałem takie poradniki dla inwestorów za granicą. Anglicy mają bardziej globalne spojrzenie od wieków (nie tylko dot rynku nieruchomości) od nas w Polsce

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.