Jaki wynik finału EURO 2012 Hiszpania – Włochy?

Wczoraj zakończył się drugi z półfinałów (Niemcy – Włochy) na Stadionie Narodowym, o niebo ciekawszy i bardziej pasjonujący od pierwszego półfinału (Portugalia – Hiszpania) w Doniecku. Tu padły bramki, tam nie. Tu grano w piłkę nożną, tam – o dziwo! – bardziej w taktykę. Tu oba zespoły chciały wygrać; tam ich priorytetem wydawało się być by nie odpaść. Wreszcie tu miałem okazję zobaczyć mecz na żywo z trybuny VIP siedząc dwa rzędy przed Minister Muchą:-), a tamten – wprawdzie w miłym towarzystwie – ale tylko przed telewizorem.

Zanim usiadłem by popatrzeć na mecz, musiałem oczywiście trochę popracować. Pomagałem kibicom odnaleźć swoje miejsce. Pilnowałem by kibice VIP z biletami nie wchodzili do strefy VIP-ów bez biletów (bo to najbardziej elitarni VIP-owie). Pilnowałem by przejścia na schodach nie były blokowane przez stojących kibiców  – nie było to łatwe bo włoscy tifosi to jedna wielka rodzina i wszyscy ze wszystkimi musieli się … wycałować:-)

Podobała mi się cała atmosfera i dramaturgia meczu. Całość dała mi mnóstwo wrażeń. Od smutku, że turniej się już kończy. Od smutku, że my tu na tym meczu jesteśmy bardziej gośćmi niż gospodarzami – głośne śpiewy polskich kibiców od czasu do czasu “Polska! Biało-czerwoni!” miały dla mnie nieco gorzki wydźwięk. Siedząc pośród oficjeli włoskiej federacji piłkarskiej (po drugiej stronie sektora siedzieli głównie przedstawiciele Bundesfutbalu) miałem nieodparte wrażenie, że to jest ich święto. Niestety. Przeżywałem też radość uczestniczenia w super fajnym meczu. Wreszcie wypierała mnie duma, że udało się nam zrealizować tak duże przedsięwzięcie w tak pięknym stylu.

Największe jednak wrażenie zrobił na mnie Mario Balotelli. I nie dlatego, że strzelił dwie piękne bramki. Nie dlatego, że ma muskulaturę rzymskiego gladiatora czy atlety. Nie dlatego, że ma sławę skandalisty. Otóż Balotelli tak jak inni piłkarze Włoch wyszedł na murawę stadionu przed meczem. Najpierw jeszcze w dresie tuż po wyjściu z autobusu. Poczłapał za innymi, trzymając się z tyłu, wsłuchany w muzykę ze swojego iPhone’a czy czegoś tam. Jako jeden z pierwszych – znudzony – zszedł z murawy i usiadł na ławce rezerwowych. Wyglądał na zadufanego w sobie, aroganckiego, trochę nieobecnego bufona – dokładnie tak jak sobie go wyobrażałem z przekazów medialnych.

Potem piłkarze wyszli jeszcze raz na rozgrzewkę przedmeczową. Tym razem Mario odwrócił się do kibiców, pomachał im, był wyluzowany. Jak dla mnie trochę zbyt pewny siebie i zbyt wyluzowany jak na tak ważny mecz. Po boisku truchtał, nie przemęczał się wcale. Bardziej gwiazdorzył niż się rozgrzewał przed ważnym meczem.

Ale to co zrobił przed zejściem z rozgrzewki do szatni totalnie mnie zaskoczyło. Jako jedyny ze wszystkich do tej pory piłkarzy, którzy przewinęli się przez Stadion Narodowy w czasie tych mistrzostw, Balotelli zwyczajnie podszedł do szklanej barierki oddzielającej trybuny od murawy. Wycałował się z jakąś starszą panią, z jakimś chłopakiem z flagą Brazylii i z tuzinem czy dwoma innych kibiców. Część tifosi miała na głowach czarne czapeczki z daszkiem założone tyłem do przodu z przymocowaną pośrodku cienką wstęgą białych włosów a la Balotelli. Ten witał się z każdym kibicem, przybijał wszystkim piątkę, pozował do zdjęć, zwyczajnie rozmawiał, przymował życzenia powodzenia. Tifosi zbiegło się w to miejsce dziesiątki jeśli nie więcej i musiałem tam wkroczyć obawiając się że zerwą z niego ubranie czy jego diamentowe kolczyki, a nawet kosmyki włosów na pamiątkę. Nic takiego się jednak nie stało, Balotelli był całkiem zrelaksowany, tifosi wcale nie namolni, rozmawiali sobie bez jakiejś szczególnej egzaltacji i całość sprawiła na mnie wrażenie czegoś zupełnie normalnego.

I w pewnym sensie tak jest. To było coś zupełnie normalnego, gdy się nad tym trochę zastanowić. Kiedyś piłkarz to był taki swój chłopak i każdy mógł pochwalić go za dobre zagranie czy bramkę w ostatnim meczu, dodać mu otuchy czy woli do walki w kolejnym. Tylko dzisiaj, tych zwykłych chłopaków stawiamy na piedestałach, płacimy im po GBP 100 tysięcy tygodniowo, robimy z nich gwiazdy reklamowe czy bóstwa stylu. Od tego szumu wokół nich, części z piłkarzy robi się totalna sieczka pod czaszką, przykrywana – dla niepoznaki – wymyślnymi kreaturami fryzierskimi. A Balotelli okazał się takim swoim chłopakiem. Który dodatkowo pogrążył faworyzowanych Niemców. Wow! Przy okazji – mam taką nadzieję – więcej zrobił dla “szacunku dla różnorodności” niż cała kampania UEFA, skądinąd również bardzo pożyteczna.

Ale wracając do naszego konkursu. Udało mi się – jako jednej chyba tylko z dwóch osób w naszym konkursie (obok Michcioka) – prawidłowo wytypować finalistów EURO 2012.

Kto w niedzielę zwycięży i z jakim wynikiem? Ja typuję – w zależności od tego czy piłkarze wyjdą na boisko by wygrać, czy też żeby za szybko nie stracić bramki – albo powtórkę wyniku ich starcia grupowiego w Gdańsku, czyli remis 1:1 i w rzutach karnych wygrają Włosi, albo zwycięstwo 3:1 dla Hiszpanów. Mam nadzieję na to drugie, ale stawiam swój typ raczej na to pierwsze rozwiązanie. Czyli 1:1 – bramki Balotelli, Torres.

A jak Wy typujecie?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

16 Responses

  1. Troche nie do tematu ale wkurza mnie troche to jak nasi komentujacy eksperci w studio czepiają sie ze w niemieckiej reprezentacji graja obcokrajowcy a to sie słyszy tunezyjczyk Khedira, turek Oezil polacy Klose i Podolski itd. a czy np. gdy Francja za czasów swojej swietnosci jak wygrywała mistrzostwa swiata 1998 czy ktos mówił algierczyk Zidane wygrał finał z Brazylia? czy jak Thuram strzelił w pólfinale 2 zwycieskie bramki z Chorwacja ktos mówił pochodzacy z Gujany francuskiej Thuram? czy jak w finale Euro 2000 zwyciestwo Francji dali majacy korzenie afrykanskie Wiltord i argentyczyk Trezeguet czy ktos to akcentował? Nie wygrała Francja, czy chocby we wczorajszym meczu zwyciestwo włochom zapewnił ghanijczyk Balotelli(nazwisko po rodzicach adopcyjnych) ktos mówił o Ghanie? Nie zwyciezyli włosi, dlatego przestanmy sie czepiac Niemców ze otworzyli swoje granice na rózne kultury i narody w odroznieniu od nas nie mieli zadnego zawodnika w kadrze który był naturalizowany, to oni wychowali Podolskiego, Oezila, Khedire i spolke dlaczego nie mieli by z tego korzystac jak Francja z Zidanea, Thurama, Trezeguet i innych…

    1. Andriu35, przyznaję Ci rację. Państwa narodowościowe, gdzie mamy jeden kolor skóry, jedną religię, jedną orientację seksualną, jeden szaryjat, jedną jedynie słuszną partię, jednego dyktatora, wyłącznie narodowy kapitał, itp to trochę relikt przeszłości. Całkiem niedawno w Burundi czy w Rwandzie ludzie się wybijali nienawistnie, tylko dlatego że jedni byli wyżsi, a drudzy niżsi. Na Wyspie Wielkanocnej też doszło ponoć do eksterminacji na tle różnic w wyglądzie. W Irlandii ludzie byli gotowi umrzeć byleby zadać cios swojemu sąsiadowi o innej wierze … chrześcijańskiej.
      Dziś – mam nadzieję – świat się nieco zmienił. Państwa stają się multikulturowe, multirasowe, mutlireligijne. Następuje przepływ nie tylko ludzi, kultury, idei, ale też kapitału. Przecież można powiedzieć, że dzisiejsza polska krowa jest utrzymywana przez Niemców, Duńczyków i Finów już nie mówiąc o polskich drogach czy oczyszczalniach ścieków.

      Sam jestem przykładem mieszkanki kulturowej i rasowej. Czuję się w 100% Polakiem i w 100% Kenijczykiem. Czuję się też patriotą obu tych krajów. I Polska jest moim domem i w Kenii czuję się jak w domu. I czuję że mógłbym – gdybym oczywiście miał ku temu odpowiednie predyspozycje – reprezentować Polskę w biegach przełajowych, czy Kenię w skokach narciarskich.

      Natomiast mam pewien kłopot mentalny z kenijskimi biegaczami, którzy reprezentują na Olimpiadzie barwy dajmy na to Kuwejtu, Bahrajnu czy Qataru. Jeśli nic ich z tymi krajami nie łączy – nie mają przodków, nie mieszkają tam, nie pracują, nie znają języka, tamtejszych zwyczajów, nie mają zamiaru się z tymi krajami w jakikolwiek sposób związać (oprócz finansowego i prestiżowego, dla budowania swojej marki na rynku reklam branży sportowej), to czuję, że coś jest jednak nie tak. Nie wyobrażam sobie bym mógł podczas Olimpiady reprezentować Kiribati w skokach narciarskich i to pomimo całej mojej sympatii do tego wyspiarskiego kraju na Pacyfiku, który miałem przyjemność odwiedzić. Co innego jeśli bym tam wcześniej zamieszkał, zakochał się w jakiejś Kiribatczance, zadomowił się, poznał lokalne zwyczaje i aspiracje i gdybym chciał poprzez swój udział w Olimpiadzie rozpromować swój nowy dom. Natomiast reprezentować ich tylko dlatego, że (a) jestem za słaby by dostać się do reprezentacji Polski czy Kenii, lub (b) odpowiednio dużo mi zapłacili to coś … niskiego.

      Z niskich pobudek (chęć wysokich zarobków) mógłbym w Polsce reprezentować jakiś koncern z Kiribati. No problem. Mógłbym się w to w pełni zaangażować i nawet dbać by wyciąć z rynku polskie firmy konkurujące na tym samym rynku. Ale do reprezentowania barw narodowych Kiribati potrzebne są jednak – tak mi się wydaje – jakieś pobudki wyższego rzędu.

  2. Ja z niecierpliwością czekam na co innego. Mianowicie czy po raz kolejny, ,,profesjonalny” komentator sportowy M. Iwański zacytuje nam słowa hiszpańskiego hymnu, których ten naród od kilkudziesięciu lat nie posiada :)))
    Podejrzewam że gdyby ich kibice to usłyszeli to gromadnie przeszli by się do studia aby temu panu pewne rzeczy wyjaśnić ;)

    A mecz – pewnie będzie piękny.

  3. Hiszpania – Włochy 4:4 (Iniesta, Fabregas, Torres, Silva – Balotelli, Cassano, Pirlo, De Rossi). Karne dla Włochów.

  4. Stawiam na Hiszpanów 2:1 (Balotelli, Torres).
    Mam nadzieję, ze mecz będzie prawdziwą grą :)

    pozdrawiam i życzę dużo emocji

    1. Rzeczywiście finał był fascynujący. Hiszpanie i Włosi zagrali w piłkę, a nie w taktykę i stąd otwarta gra, chęć wygrania i wiele bramek. Zaskakujące, że wszystkie piłki wyjmował z siatki Buffon, ale rzeczywiście Iker Casillas grał jak natchniony. Viva Espana!!!!

      A w naszym konkursie wczoraj wygrali Michciok, Paweł, Merlinek7 oraz Nibul (jedyny, który przewidywał wprawdzie remis, ale aż 4 bramki wpuszczone przez Buffona:-). Natomiast jedynie Mark, Kowal i Merlinek7 już jakiś czas temu postawili na mistrzostwo Hiszpanii, obrońcy tytułu sprzed 4 lat, więc to oni zgarnęli po 25 punktów każdy. To diametralnie zmieniło układ tabeli końcowej.

      Zwycięzcą naszego konkursu został bezapelacyjnie Merlinek7, którzy zgromadził aż 76 punktów!!! Brawo i gratulacje! To gdzie i kiedy spotykamy się na lunch lub na kolację?

      A oto całość tabeli punktowej:
      1. Merlinek7 – 76 punktów
      2. Mark – 54 pkt
      3. Anna O. – 52 pkt
      4. SM – 51 pkt
      5. Nibul – 47 pkt
      6. AdamR – 45 pkt
      7. Kowal – 42 pkt
      8. NavyBlue – 35 pkt
      9. Andriu35 – 30 pkt
      10. Michciok – 25 pkt

      Pozostałe osoby poniżej 25 punktów.
      Dziękuję wszystkim za udział w naszej zabawie. Myślę, że lepszą reprezentacją Polski (czyli tym co najlepszego Polska ma do pokazania) podczas tych mistrzostw rozgrywanych w Polsce i na Ukrainie byliśmy my kibice, a nie tych 23 piłkarzy wybranych przez selekcjonera Smudę. Widziałem to też wczoraj oglądając finał w warszawskiej strefie kibica, gdzie mimo ulewnych deszczów kibicowało w super atmosferze dziesiątki tysięcy ludzi. Było nas tak dużo, że nawet nie mogliśmy odnaleźć się z przyjaciółmi:-) Z kolei wielu innych przypadkowo spotkałem. Wszyscy byli zachwyceni i żałowali, że te mistrzostwa trwają tak krótko i że już się skończyły:-(

Skomentuj Adam R. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.