Mniej czyli więcej

Okładka aktualnego numeru magazynu Focus nosi tytuł “Mniej czyli więcej”. W środku znajduje się obszerny reportaż red Zuzanny Kisielewskiej, a w nim wiele treści, które są mi bliskie. Jest o tym, że instynktowna chęć posiadania i gromadzenia jest dla nas bardzo szkodliwa. O tym, że zarzynamy się, żyjąc na kredyt by tylko mieć więcej i więcej. Tyle, że więcej nie zawsze znaczy lepiej. Czasami oznacza tycie i choroby. Harujemy by mieć możliwość kupna lepszego (droższego) samochodu, którym jeździmy tylko … do pracy.

Życie w kulturze konsumpcji wywołuje stan niepokoju i przemęczenia, tzw grypę dobrobytu (inaczej: affluenza). Objawia się ona kryzysem więzi rodzinnych, prowadzi do wychowywania bez wartości, do marnotrawienia zasobów Ziemii oraz do powszechnego wzrostu zadłużenia. Czasami też zniechęceniem, depresją czy pojawieniem się nowych nałogów. Nasza kultura wmawia nam, że ciągle nie mamy wystarczająco dużo by być szczęśliwymi.

Nadmiar zaczyna niektórych coraz mocniej uwierać. W czasach dyktatu konsumpcjonizmu, minimaliści – a przybywa ich coraz więcej – stawiają na prostotę, rozsądek i samowystarczalność. Na spowolnienie tempa życia. Kluczem do szczęścia jest według nich nie kupowanie coraz więcej, ale powstrzymywanie się od nierozsądnego wydawania pieniędzy i kupowania niepotrzebnych rzeczy.

Zainspirowany artykułem w magazynie Focus, sięgnąłem do artykułu, który przeczytałem w Polityce kilka tygodni temu (14-21 listopada). Marek Ostrowski recenzuje w nim książkę Lorda Skidelsky’ego i jego syna pt “How Much Is Enough?” (ile powinno wystarczyć).Autorzy książki przytaczają wyliczenia Keynes’a, który w 1928 roku przewidywał, że za 100 lat (czyli mniej więcej teraz) poziom życia będzie 4-8 razy wyższy. I jeszcze, że wystarczy wtedy pracować – uwaga – 3 godzinny dziennie, by zaspokoić wszelkie potrzeby materialne. Zastanawiał się nawet czym zająć umysły uwolnionej od znoju klasy robotniczej, której z nudów mogły przyjść do głowy różne fanaberie.

Keynes nie pomylił się co do wzrostu zamożności. Rąbnął się za to w sprawie czasu pracy. Wielu zamożnych pracuje więcej niż im potrzeba. Doszło też do pewnej zamiany miejsc. W czasach Keynesa ludzie stojący na górze drabiny społecznej pracowali mniej (arystokracja wcale) niż ci na dole. Dziś wyższy status społeczny wcale nie łączy się z uwolnieniem od pracy. Skidelscy pytają: dlaczego ludzie, którzy “mają wszystko” zabijają się by mieć jeszcze więcej?

Przyczyn jest wiele.  Stosunek do pracy się zmienił – nie jest już ona tylko mordęgą, stanowi o tożsamości, daje satysfakcję. Szybko nudzimy się tym co mamy – rośnie nuda, prowokując gorączkową pogoń za nowościami. Ale chyba najważniejsze, zmienił się charakter wydatków – nie idą one na zaspokojenie potrzeb, lecz na naśladowanie otoczenia lub ściganie się z nim. Do tego nas zachęca wszechobecna reklama (w artykule w Focus pojawiła się informacja o tym, że firmy wydają rocznie prawie USD 400 mld na reklamę, to prawie tyle co całe PKB Polski).  Machina się kręci, ale traci sens.

W książce pojawia się też inny ciekawy wątek. Wzrost gospodarczy był istotnym celem by wyciągnąć ludzi z biedy oraz po to by w okresie zimnej wojny Zachód mógł udowadniać, że kapitalizm jest lepszy od komunizmu. Dziś nie ma takiej potrzeby. Dziś kraje zamożne powinny zaakceptować – tłumaczą Skidelscy – brak wzrostu gospodarczego i skoncentrować uwagę na niwelowaniu nierówności. Może trzeba skrócić czas pracy, by zredukować bezrobocie i zniwelować nierówności. A skrócony czas pracy dałby nam trochę więcej radości. Trochę więcej wolności. Trochę więcej eluzywnego dolce far niente

Konfrontując te teksty z tym co coraz częściej zaczynają mówić politycy i dziennikarze (że to nasz patriotyczny obowiązek by konsumować więcej by napędzać wzrost gospodarczy), dostrzegam, że daliśmy się zapędzić w ślepy zaułek myślenia, że “więcej to lepiej”. Powinniśmy zmienić optykę i zacząć dostrzegać, że “mniej czyli więcej”.

Chyba ostatnie zdanie zabrzmiało zbyt abstrakcyjnie:-) Więc bardziej po chłopsku (jestem ogromnym fanem przysłów ludowych): “co za dużo, to niezdrowo”. Pomyślcie o tym przy okazji przedświątecznych zakupów.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

12 Responses

  1. Jak najbardziej potwierdzam pomimo tego, że jestem w miare młody 26 lat, jeszcze do niedawna mialem takie myslenie, od jakiegos 1,5-2l lata mi się zminilo.

    To nie znaczy, że jakoś bardzo oszczędzam bo nie żałuje sobie lecz juz pomysle zanim cos kupie. Nie mam juz 2 samochodów i 3 motocykli na połowe wartosci albo i wiecej w kredycie jak kiedys- wszystko zminimalizowalem do 1 sztuk, w kredycie zostaly tylko dwa mieszkania, które systematycznie nadplacam.

    Nie ukrywam, ze bylo mi bardzo bardzo a nawet bardzo ciezko zamienic sportowy cabriolet na 15 letnie auto ktore moze i nie ma wygladu ale jest tanie w eksploatacji- patrzac na moich rowiesnikow ktorzy przescigają sie w najnowszych modelach bmw i audi.

    Ale tego trzeba sie nauczyc i polecam wszystkim bo wiem, ze to dobra droga i będą z tego profity.

    Pozdrawiam wszystkich fridomianiakow a w szczegolnosci tych z Katowic i z okolic.

  2. Witam,
    obserwuję od kilku dni wpisy na forum i poruszane tematy. To bardzi ciekawy sposób dyskusji w ciekawie prowadzonych tematach – merytorycznie i ze spokojem, bez niepotrzebnych uniesień i docinek, których mnóstwo w mediach.

    Odwiedziła mnie koleżanka, która zaproponowała mi uczestnictwo w programie Eventus Duo. Czy macie wyrobione zdanie nt. tego produktu pod kątem bezpieczeństwa i gwarancji osiągania zysków poprzez systematyczne oszczędzanie w tym funduszu własnie? Wiem, że macie swoje zdanie na temat “gwarancji zysku” – czytałem wpisy – i mam podobne zdanie, ponnieważ już niejedną polise zerwałem, ale wydaje mi się, że ten produkt poprzez swoją hybrydowośc jest inny.

    Kilka lat temu postawiłem na inwestowanie w nieruchomości. Mam w portfelu 2 domy i 3 mieszkania. Część z nieruchomości przynosi mi dochód pasywny, a w część musze zainwestować jeszcze aby taki dochód pasywny mógł mieć rację bytu. Utrzymanie nieruchomości generuje mi stałe miesięczne koszty (pasywa), ale wiem, że przy dobrej koniunkturze zamienię to kiedyś na aktywa. Wiążę te dwa opisane powyżej zagadnienia w jeden wpis z powodu zadania sobie pytania, czy może warto zdywersyfikować działania i nie skupiać się wyłącznie na jednym ?
    Mój model “spędzania emerytury” jest taki, że zamrzam żyć z przychodów pasywnych i po cześci z zysków firmy, której jestem włascicielem (ustanowię plenipotenta). Zastanawiam się tez nad dodatkowym produktem, o którym pisałem powyżej – tak dla “bezpieczeństwa i pewności”. Napisałem w cudzysłowie, poniewaz nie mam na dzień dzisiejszy pewności czy ten fundusz zadziała. Nie jestem fachowcem, a opinie moga byc niemiarodajne. Bedę wdzięczny za Wasze sugestie w temacie.

    1. Od kolejnych produktow hybrydowych ubezpieczniowo-kapitalowych trzymaj sie z daleka. Polecam dzisiejszy artykul na ten temat:
      http://wyborcza.biz/finanse/1,105684,13025993,Miazdzacy_raport_o_polisach_inwestycyjnych.html
      Wszystkie te produkty wygladaja na stworzone tylko po to by oblowily sie na nich firmy ubezpieczeniowe, a nie klienci. Jezeli juz koniecznie chcesz inwestowac na innym rynku to lepiej samem odloz 90% kapitalu na lokacie, 10% w funduszach. Nie zaplacisz oplaty manipulacyjnej, dystrybucyjnej, za zarzadzanie (przynajmniej od 90% kapitalu), za zerwanie, za ochrone ubezpieczeniowa itp. A jak strategia nie bedzie przynosila zysku to ja zmienisz, nie muszac czekac 15 lat.
      Ja pracuje w banku i mam jedna zasade, nie inwestuje w to czego nie rozumiem. Jezeli ty rozumiesz kazdy zapis Opisu, Aneksu, Druku Zmian, Regulaminu i Wniosku (to tylko te dokumenty ktore podali w internecie, a pewnie jest ich więcej) to możesz się na to skusić.

      1. Paweł, duże dzięki za podesłanie nam linka do tego ciekawego artykułu. Już wcześniej instynktownie czułem, że coś jest nie tak i dlatego trzymałem się od tego typu “inwestycji” z daleka. A teraz widać, że mój instynkt nie zawiódł. Zgadzam się w pełni z Twoją zasadą: nie rozumiesz? to się w to nie pakuj! Bez względu na to jak to coś jest atrakcyjnie marketingowo opakowane tzw “gwarancjami”.

        Artykuł jest dla mnie dodatkowo ciekawy z dwóch innych powodów: (1) kilkanaście lat temu miałem okazję pracować jako konsultant dla ZUS, którego ówczesną szefową była Pani Aleksandra Wiktorow. Jest bardzo sympatyczną i miłą osobą. (2) anegdota o słoniu w zoo też mi się bardzo podoba, tak samo jak wszystkie anegdoty o egzotycznych zwierzętach:-))

      2. Dzięki Paweł!
        Zasada jest świetna, nie wpadłbym na to, a okazuje się, że to takie proste: ‘Nie inwestuj w coś czego nie rozumiesz” :). W międzyczasie poczytałem trochę i się wyleczyłem. Internet to czasami potężne źródło wiedzy, merytorycznej w tym przypadku.
        pozdrawiam.

  3. Jest udowodnione, a moje obserwacje to potwierdzają, że kiedy dzieci wychowywane są w dyscyplinie i według jasno określonych zasad, czują się bardziej spokojne i bezpieczne. Samodyscyplina dorosłym daje chyba to samo, także w wymiarze finansów i wydaje mi się, że też mogę to potwierdzić:)

  4. Zgadzam się… Życie zgodnie z dewizą “mniej znaczy więcej” jest moim zdaniem prawdziwą sztuką życia.
    Właściwie w ten sposób zostałam wychowana i choć wiele razy nie rozumiałam do końca motywacji i determinacji mojej mamy, to teraz widzę, że dzięki temu odniosła niesamowity sukces, który mogłam po niej odziedziczyć. Może dlatego, że widziałam pracę, optymizm i inwestowanie od samego początku w nieruchomości, mam to gdzieś zakodowane i nie jest to dla mnie problemem, że nie startuję w “wyścigach”, a wyższą wartość rzeczom nadają nie tylko estetyka, co etyka, ale przede wszystkim ponadczasowość. I obawiam się, że to jest największą stratą dla tych, którzy bezwiednie ścigają się w konsumowaniu tracąc z pola widzenia wszystko co w życiu najważniejsze. A konsumpcyjny kac i pustka jest wyjątkowo dotkliwą porażką, z której szybko powinno się wyciągnąć refleksję. To w jaki bezwzględny sposób traktujemy środowisko, wykorzystujemy niskopłatną pracę ludzi z biedniejszych krajów, jak szybko wyrzucamy na śmietnik, to co tak zachłannie kupowaliśmy to jest coś, co zostawimy naszym dzieciom i wnukom… To trochę tak jakby zabrakło w naszych czasach instynktu samozachowawczego.
    Myślę, że ważnejsze od sterty bezużytecznych rzeczy pod choinką są cenniejsze prezenty, które możemy innym podarować :-)

  5. Panie Sławku,
    Czy wg pana rynek nieruchomości czeka dalsza obniżka cen? Jakie jest pana zdanie na ten temat? Prosiłbym o szeroki komentarz kogoś tak doświadczonego wynajmem jak pan.
    I pytanie drugie, pokrywające się częściowo z pierwszym pytaniem:
    Czy w aktualnej sytuacji na rynku warto brać kredyt na mieszkanie na wynajem, czy lepiej oszczędzać?
    (przykład: rocznie jestem w stanie oszczędzić 25k, co daje 1 kawalerke, czy moze lepiej wziąć teraz kredyt na 100k (co daje spłate ok 1120zł\msc [wg http://altberger.comperia.pl])

    Wg mnie ceny mieszkań jeszcze potanieją w przyszłym oraz 2014 r. lecz chciałbym dowiedzieć sie jakie jest pana zdanie.

    Pozdrawiam

    1. Michał (przyjęło się, że na fridomii sobie nie “panujemy”:-), dzięki za wpis oraz za uznanie mojej “ekspertyzy”. O ile rzeczywiście mam dużo doświadczenia w najmie, to nie mam żadnego doświadczenia w przewidywaniu poziomu cen w krótkim okresie. Nigdy tego nie robiłem, bo uważałem, że skoro chcę zbudować sobie portfel mieszkań na wynajem przez kilkanaście lat, a ceny rynkowe podlegają krótkookresowym wahaniom, to i tak będę kupował w okresach zarówno spadków oraz w okresach wzrostów cen.

      To co było dla mnie o wiele ważniejsze, to to by za każdym razem kupować poniżej bieżącej wartości. Inaczej mówiąc, jeśli dziś średnia cena zakupu mieszkania wynosi 100, to wolałem poszukać mieszkania za 80, niż czekać aż średnia spadnie do 80. Bo może spaść tylko do 90 lub … wcale.

      A co do wyboru, czy lepiej systematycznie oszczędzać czy wziąć kredyt na zakup mieszkania, to ten zależy od kilku czynników: od tego ile zarabiasz, jak trudne będzie dla Ciebie oszczędzanie, jak silna jest Twoja dyscyplina i konsekwencja. Jeśli masz wiarę we własne możliwości, to może lepiej oszczędzać. Zwłaszcza, że ceny raczej nie będą szybko rosły w najbliższych latach:-) Ja – przekonany do własnych umiejętności życia poniżej moich możliwości finansowych – wolałem oszczędzać. Choć gdy pojawiła się dobra okazja i nie miałem wystarczająco gotówki, to byłem też skłonny zaciągnąć kredyt. Więcej czasu poświęcałem na znalezienie dobrej okazji niż na rozważania dotyczące sposobu finansowania. Te ostatnie wydają mi się zupełnie techniczne, nie warte poświęcania im zbyt wiele uwagi. Lepiej maksymalizować efektywność kupowania i efektywność najmu niż maksymalizować efektywność finansowania. Bardzo często widzę, że niestety ludzie robią dokładnie odwrotnie:-)

      1. Michał, jeszcze jedna informacja zawierająca m.in prognozy rynkowe oraz porównanie rynku polskiego z zagranicznymi. Krzysztof, dzięki za linka: http://www.tvn24.pl/12-najgorszych-rynkow-mieszkaniowych-swiata-wsrod-nich-polska,293485,s.html

        Firma Knight Frank specjalizuje się w nieruchomościach biurowych. Nie wiem na ile precyzyjnie udało się w tym streszczeniu raportu wyodrębnić rynek mieszkaniowy.

        Ja zawsze do tego typu danych podchodzę dość sceptycznie. Jak udaje się na tak rozproszonym rynku określić tak precyzyjnie (4,3% czy 5,1%) spadki czy wzrosty?!. Poza tym, rynek mieszkaniowy jest bardzo rozproszony i ma często bardzo lokalny charakter. Wbrew podawanym statystykom dotyczącą spadków, obecnie jest w Łodzi dużo trudniej Mzuri wyszukiwać okazje rynkowe niż 12 miesięcy temu.

  6. Witajcie !
    Ja równiez od kilku lat zwaracam uwage na nadmierny konsumpcjonizm wśród ludzi.
    A nauczyłem sie tego troche we Francji, gdzyz tam do szczescia potrzebuja przyjaciół, dobre jedzenie i wino.
    Maja Małe samochody,niewielkie mieszkania , domy, no i wakacje min 2 razy w roku . To jest ważne .
    Staram sie tez nie wpadać w szał jaki ogarnia dużą częśc Polski pzed Swietami, potem ludzie tłumacza sie ze nie maja na nic czasu.A nie zauważaja jaką częśc czasu spędzaja w sklepach.
    Mam zasadę ze w sobotę ani w niedziele nie bywam w sklepie(zasada dotyczy całego roku, mam zaplanować co innego na weekend).
    Skoro po prezenty jeżdźą jak jest największy tłok, i to prezenty wypasione sa najwazniejsze, no to gratuluje.
    Myśle ze dobrze jest rozumiec co jest wazne w życiu,
    na co jest istotne abyśmy przeznaczali nasz czas.

    Pozdrawiam serdecznie przez Swiętami i życzę spokojnych bez szaleństwa i braku czasu.

Skomentuj Michał Rybnik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.