Czy dajecie coś żebrakom?

Chociaż ich metody znane są od średniowiecza- wciąż się na nie nabieramy. Dzięki temu, najlepsi żebracy na świecie zarabiają tyle, ile menadżerowie w dobrze prosperujących firmach – pisze w grudniowym numerze “Focusa” Andrzej Fedorowicz w artykule “Bogaty jak żebrak”.

Nie wiem jak miękkie są Wasze serca i jak często ulegacie współczuciu i wrzucacie coś do kapelusza. Przed świętami na ulicach, dworcach, pod kościołami, pod sklepami i restauracjami pojawi się więcej “potrzebujących”. Ja raczej nie ulegam i nie wrzucam, chyba że ktoś coś dodatkowo robi, np pięknie gra na skrzypcach. Czasami czuję pewien dyskomfort, że mam, mogę dać, nie ubędzie mi przecież, a nie daję. Przeczytanie tego artykułu nieco uspokoiło moje sumienie.

Wiedziałem o tym, że często żebracy nie działają w pojedynkę i na własny “rachunek”, tylko że są częścią zorganizowanych grup, w których większość z kwot “do kapelusza” (albo nawet wszystko) trafia do bossów grupy. Wiedziałem, że często okalecza się specjalnie dzieci, lub narkotyzuje psy, by ich marny wygląd bardziej poruszał sumienia i … portfele. Słyszałem też o tym, że grupy żebraków przemieszczają się sezonowo “za biznesem” i że ich liczba gwałtownie wzrasta przy okazji imprez takich jak EURO 2012.Wiedziałem też, że żebracy stosują doskonalone od stuleci socjotechniki, a z artykułu dowiedziałem się, że owe techniki nazywają się “figurami żebraczymi”, czyli np figura z dzieckiem, albo figura “modlitewna”, figura “kaleka”, figura “komunikacyjna” czyli przy sygnalizacji świetlnej, figura “skutecznego przedsiębiorcy” oferującego gadżety na wsparcie dla niepełnosprawnych.  Znam jeszcze figurę “brakuje mi 3 złote do biletu powrotnego”.

Ale z artykułu “Bogaty jak żebrak” dowiedziałem się też wielu rzeczy dla mnie zupełnie nowych. Okazuje się, że wiele osób świadomie wybiera żebractwo niż pracę, bo mogą po prostu … więcej zarobić.  Rekordziści zarabiają w USA nawet po USD 60 tysięcy rocznie. Przecietny polski żebrak zbiera od 15 do 50 złotych na godzinę, lub 200-500 złotych dziennie, czyli chyba więcej niż kasjer w hipermarkecie. I to są dodatkowo dochody nieopodatkowywane!

Nie spodziewałem się też, że mamy w Polsce aż tak wielu zawodowych żebraków. Wg szacunków jest ich około 100.000 zawodowych żebraków (czyli nie wiele mniej niż mieszkaniczników!!!), z czego tylko 10% stanowią osoby naprawdę potrzebujące. Pamietam jak kiedyś idąc ulicą natknąłem się na kobietę żebrzącą z dzieckiem u boku. Dałem jej torebkę z pudełkiem nietkniętych przeze mnie hamburgera i czipsów na wynos, bo wydawało mi się, że jej syn z łakomstwem spogląda na to co niosę w ręku. Początkowo się zdziwiłem gdy ona, po zajrzeniu do środka z pogardą wyrzuciła mój dar do stojącego obok kosza na śmieci. Początkowo pomyślałem, że wow, żebraczka nie chce dawać swojemu synkowi niezdrowej żywności! Dopiero po chwili zorientowałem się, że pewnie nieprzypadkowo siedzi obok wyjścia z McDonalds’ (bo klient nasycony jest bardziej wydajny:-) i pewnie takich zestawów od współczujących jej synek zjadł już tego dnia za dużo.

A czy Wy dzielicie się pieniędzmi z ulicznymi żebrakami? Ciekawi mnie to. Część z Was może wiedzieć, że planuję wkrótce zacząć nowy etap swojego życia i co lato zajmować się przez 6 miesięcy innym zawodem. Moja lista zawodów jest już całkiem długa. Wprawdzie nie klasyfikowałem żebractwa jako “zawodu”, ale widnieje ono na mojej liście już od dość dawna. Teraz po przeczytaniu tego artykułu dowiedziałem się, że żebractwo to nic oryginalnego. Zawód jak zawód!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

6 Responses

  1. Ja przewaznie daje cos do zjedzenia jak mam ze soba… Raz nawet wozilem juz chyba 4-paka tyskiego w bagazniku z miesiac, dwa (jakos nie bylo okazji tego wypic) i gosc chcial wlasnie pieniadze tytulem, ze do czegos mu brakuj… Podszedlem do bagaznika, wyjalem 4-paka i mialem wrazenie, ze gosc jest najszczesliwszy na swiecie :)

    1. Rafal, Twoja historia przypomniala mi wczorajszy wieczór. Wracałem tramwajem z dworca centralnego i na przystanku spojrzałem w kierunku dwóch młodych facetów, którzy stojąc popijali piwo, słuchali głośnej muzyki, głośno rozmawiali. Gdy zauważyli, że na nich spojrzałem krzyknęli, że właśnie wyszli dziś z … więzienia. Drugi dodał, że siedzieli 4 lata za kratami. Nic nie odpowiedziałem, tylko pozdrowiłem ich kciukiem do góry. Po prostu chciałem im życzyć powodzenia w powrocie do normalności.
      Nie wiem co znak kciuka do góry znaczy w więziennym slangu, ale podeszli do mnie. I jeden z nich głosem nie znoszącym sprzeciwu i podając mi puszkę piwa powiedział: weż sobie, wypijesz sobie w domu! Czułem, że lepiej się nie sprzeciwiać. Wziąłem piwo. I wypiłem w domu, śmiejąc się do siebie od ucha do ucha. Życzę powodzenia Chłopakom.

  2. Nie tak dawno widziałem żebraka, który każdą otrzymaną kwotę ewidencjonował na kasie fiskalnej. Czy to był jeszcze żebrak, czy już przedsiębiorca? :-)

  3. W Poznaniu mamy takiego pana (choć dawno go już nie widziałem), który udaje niewidomego. Wsiada do tramwajów i chodzi z kubeczkiem na pieniądze. Jak mu się przyjrzeć, to widać że widzi dobrze, bo człowiek niewidomy nie porusza się tak sprawnie. Najlepsze jest to, że ktoś zauważył, jak prowadzi samochód. :)

  4. Dość ważny temat :)

    Nie wiem czy to dobry sposób, ale staram się rozpoznać czy dany żebrak to faktycznie osoba potrzebująca pomocy, czy może naciągacz – zorganizowana grupa przestępcza (nie bójmy się tego tak nazywać).
    Jak? Po pierwsze nie daję ludziom pod kościołami, przy centrach handlowych, jadalniach itp. (przy jadalniach zachęcam do posiłku, za który mogę zapłacić). Ogólnie te miejsca gdzie jest dużo ludzi, bo tam właśnie idą naciągacze – w końcu więcej ludzi = więcej pieniędzy. Ci naciągacza nie mają wstydu, wyciągają rękę z zimną krwią, aby tylko jak najwięcej wyciągnąć od naiwniaków.
    Faktycznie biedni i potrzebujący ludzie WSTYDZĄ się swojej sytuacji. Tego do jakiego stanu siebie doprowadzili albo że nie udało im się zapobiec problemom, które inni im zaserwowali (rodzina, znajomi, naciągacze, podejrzane kredyty itp.). Wstydzą się tego i raczej nie chadzają tam gdzie jest dużo ludzi. Więc jak spotkam kogoś w takim mało zaludnionym miejscu albo jeszcze człowieka, który siedzi gdzieś w bocznej uliczce – takiemu chętnie dam, bo mam przeczucie, że on faktycznie potrzebuje.

    I jeszcze jedna rzecz. Czasem widać, że komuś kiepsko się powodzi. Niekoniecznie musi być bezdomny i brzydko pachnieć. Po prostu czasem widać człowieka, który idzie w kilkuletniej (10 letniej?) kurtce albo w rozlatujących się butach, ale mimo to człowiek całkiem zadbany i czysty.
    Takim ludziom najchętniej daję. Sam, nie kiedy poproszą. Wtedy już mam 100% pewności, że oni nie żebrzą i nie naciągają, ale zwyczajnie potrzebują.

    Pewnie z tego tekstu wynika, że jestem jakiś hojny albo coś – niestety nie jestem. Jeszcze często ciężko mi przemóc się i dać tak po prostu. Przeważnie taka sytuacja, że komuś dam zdarza się raz na kilka tygodni albo i miesięcy. A powyższe metody przetestowałem w praktyce, ale dużo też dowiedziałem się od wolontariuszy pomagających potrzebującym, od mojej żony, która ze względu na kierunek studiów ma dość sporą wiedzę na ten temat, od psychologów i od rozmów z takimi przypadkiem napotkanymi ludźmi – swoją drogą dużo fajnych i ciekawych historii można się dowiedzieć.

Skomentuj ZbigniewJ Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.