Szaleńczy wyścig szczurów

W weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej (1-3 lutego 2013) natknąłem się na obszerny wywiad z Edwardem Skidelsky’m, współautorem książki “Ile powinno wystarczyć? Pieniądze a dobre życie”. Inspiracją do napisania książki był wykład Keynes’a z 1928 oraz jego esej z roku 1930, w których snuł przewidywania jak będzie wyglądała gospodarka świata za 100 lat.

Część z jego prognoz się sprawdziła. Zakładał, że ogólny standard życia poprawi się w tym czasie 4 do 8-krotnie i rzeczywiście dziś żyje nam się nawet 5 razy lepiej. Już osiągnęliśmy niższy próg, a przecież zostało jeszcze 17-18 lat. Natomiast Keynes totalnie pomylił się odnośnie tego ile godzin będziemy dziennie spędzać w pracy. Keynes zakładał, że wraz ze wzrostem wydajności pracy, ludzie będą w stanie zaspokoić swoje potrzeby pracując tylko 15 godzin tygodniowo, czyli 3 godziny dziennie. A dziś ludzie pracują średnio 40 godzin tygodniowo i nic nie zapowiada by liczba ta miała ulegać spadkowi.

Powstaje zatem pytanie dlaczego pracujemy tak ciężko. mimo że jesteśmy o tyle bogatsi? Keynes zakładał, że jeśli ktoś zaspokoi już swoje potrzeby, powinien się rozluźnić i być szczęśliwy. Ale jak się okazało, to czego pragniemy nie wynika jedynie z naszych indywidualnych potrzeb, ale jest też wypadkową tego, co mają inni. Nie chcemy mieć “akurat tyle” ile nam potrzeba, tylko “co najmniej tyle co inni” albo “jeszcze więcej”. Tak długo jak skupiamy się na tym co posiada reszta świata, nie umiemy przestać “chcieć”. A producenci, bankowcy i media jeszcze podsycają ten proces. Większość reklam opiera się na chciwości i zazdrości.

Jako społeczeństwo straciliśmy poczucie, że pieniądze są tylko środkiem do osiągania celów. Ilość posiadanych pieniędzy nie służy już zaspokajaniu swoich potrzeb, ale bardziej jako wyznacznik pozycji w społecznej hierarchii. Nieważne jak wiele już ich zgromadziłeś i tak zawsze znajdzie się ktoś kto ma ich więcej. Spirala bogacenia się nie ma końca. W czasach starożytnych, kiedy zdobyło się już taki majątek, że było się w stanie osiąść na wsi i żyć dla przyjemności, przestawało się pracować.

Widać, że ja sam pochodzę chyba z czasów starożytnych… :-) bo jakoś te argumenty dobrze do mnie trafiają. Dobrze, że tylko ze starożytności, bo ze względu na odmienność mojego podejścia do życia już zaczynałem się obawiać, że jestem jakimś dinozaurem:-)

 

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

9 Responses

  1. a może wypadkowa pracy jednak wynosi 3 godziny?
    1 osoba pracująca 9 h wytworzy tyle samo co 3 osoby pracujące po 3 h.
    ile osób pracuje wytwarzając coś, co stanowi o naszym standardzie życia?
    jeżeli 1 pracuje, 1 przerzuca papiery w urzędzie, a 1 jest na niby rencie to mamy akurat 3 godziny pracy (na nasz poziom życia) na obywatela

    pozdrawiam, Sławek S.

  2. W niektórych sektorach efektywność pracy rośnie znacznie (np. w przemyśle, rolnictwie), ale w innych wręcz przeciwnie.Jak to możliwe, że np. mimo postępu technologicznego (poczta elektronicza, systemy informatyczne, itp) rósnie liczba zatrudnionych w różnego rodzaju urzędach? Ponadto jest w nas niestety chyba caś takiego, że czasem lepiej byłoby po prostu nic nie robić, zamiast podejmować działania, które dają bardzo mały efekt albo wcale. Np. odśnieżanie w zimie. Utrymywanie całego tabunu plugów, solarek, itp. po to żeby wyjechały na ulice kilka razy w roku. Przecież ten śnieg i tak w końcu się roztopi. Może niech w te dni kiedy są gwałtowne opady śniegu lepiej po prostu z domu nie wychodzić, pracować zdalnie itp… (oczywiście trochę upraszam spawę, ale jednak).

    1. Luk, witam ponownie na fridomii. Poruszyłeś bliski mi temat. Obietnica, którą otrzymujemy przy każdej okazji wprowadzania nowej technologii (kiedyś fax, potem sieć, komórki, itp), że to zaoszczędzi nam czasu, to jedna wielka ściema. Przed erą faxów, na list można było odpowiedzieć w ciągu tygodnia, na faks już trzeba było następnego dnia, na maila najlepiej w ciągu kilku minut, na różne czaty natychmiast.
      Nie pracujemy wcale mniej niż kiedyś, tylko więcej. I to nie tylko w urzędach:-) Choć tam właściwszym określeniem powinno być “więcej nas tam pracuje” lub udaje, że robi coś pożytecznego. Ale to już zupełnie inny temat…

  3. Dziękuję ci Sławku za tego bloga i za takie wpisy, bo czasem zastanawiam się czy rzeczywiście lepiej jest BYĆ, kiedy wszyscy wokół MAJĄ, a czytając tego bloga okazuje się że jest wielu ludzi, którzy myślą podobnie jak ja i dzięki temu czuję się trochę mniejszym “dziwolągiem”, czy też… “dinozaurem” :) Pozdrawiam:)

  4. Witajcie !
    Ja równiez uważam, że za bardzo społeczeństwo jest napędzone reklamą i konsumpcjonizmem.
    Potem bierze się owe zachowanie, że nawet jak ktoś ma dużo i mógł by spokojnie żyć to nadal chce wiecej. Mysle, że potrzeba jeszcze trochę czasu aby ludzie zrozumieli ,że taki wyścig nie prowadzi do nikąd , bo tak jak w artykule wspomniano zawsze znajdzie się grubsza ryba.
    Aby nie dać się zwariować żyć spokojne, po prostu trzeba wyznaczyc sobie poziom przychodów jaki nas satysfakcjonuje oraz życie na odpowiednim poziomie i nie zwracać uwagi na to czy ktos ma więcej . Wtedy zaczynamy odczuwac spokój,pracujemy defakto mniej,efektywniej i mamy zadowolenie z osiągniętego pułapu. A co się wtedy okazuje to to, że mamy więcej czasu i mimo wszystko rozwijamy się dalej ale tylko w kierunku naszych hobby i marzeń czyli w tych kierunkach które zawsze chcieliśmy.

  5. Kiedy zacznie się mierzyć faktyczną efektywność pracy urzędów publicznych? urzędnicy nie muszą się rozliczać ze swojej pracy mimo, że pensje otrzymują z naszych podatków. Instytucje kontrolujące sprawdzają działalność pod kątem kilku czynników, które nie uwzględniają wpływu urzędników na życie mieszkańców, brakuje jakichkolwiek pomysłu na deregulację Państwa. Dobrobyt dotyczy małej grupy społeczeństwa, a pochodzi głównie z wykorzystywania pozostałej części. W ten sposób dobrobyt budują osoby zatrudnione w tysiącach spółek SP, urzędach i firmach bazujących na współpracy z sektorem publicznym. Młodzi Polacy budują natomiast dobrobyt Anglików, Niemców itd. pracując w ich firmach.

    1. Adwokacie, dzięki za odwiedzenie Fridomii i zapraszam do częstszego nas odwiedzania. Zgadzam się z wieloma rzeczami, o których piszesz, ale teza o dobrycie budowanym na wyzysku wydaje mi się silnym uproszczeniem. Osobiście znam ludzi, którzy się czegoś dorobili nie na wyzysku, ani na powiązaniach ze SP, ale dzięki swojej ciężkiej i stresującej pracy. Dzięki swojej uczciwej przedsiębiorczości:-)
      Według mnie obraz nie jest tak jednoznacznie czarno-biały jak go przedstawiłeś.

Skomentuj Sławek S. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.