Twoja pachnąca walentynkowa róża

Walentynki to święto, które dotarło do nas w ramach procesu postępującej globalizacji. W globalnej wiosce, globalne (czytaj: amerykańskie) zwyczaje. Globalne zwyczaje powodują zanikanie unikalnych, lokalnych zwyczajów, które po prostu przestają być cool. Zaczynają trącić myszką. Na całym świecie upodabniamy się do siebie. Wszyscy używają tych samych iPadów i smartphonów, słuchają tej samej muzyki. Kibicują albo Barcelonie, albo Realowi. Piją Heinekena kupionego w Carrefourze.

Ale globalizacja ma też pozytywy. Leciałem ostatnio katarskimi liniami lotniczymi i czytałem brytyjską gazetę, The Daily Telegraph, a w niej artykuł o farmie kwiatów nad Jeziorem Naivasha w Kenii. Ponad 6000 kilometrów stąd, w ogromnych szklarniach – po 1 hektarze powierzchni każda – ponad 25,000 pracowników tnie róże do bukietu, który podarujesz dziś swojej Walentynce. Tym kwiatom zajęło niecałe 48 godzin, żeby z Naivashy dojechać do specjalnego kwiatowego terminalu na lotnisku w Nairobi, stamtąd samolotem do Amsterdamu i ciężarówkami  do największej na świecie giełdy kwiatów w Aalsmeer (przepływa przez nią nawet 20 milionów kwiatów dziennie) I dopiero stamtąd ciężarówką i autostradą A1 do kwiaciarni obok Ciebie.

Przeleciały kawał drogi i można by się czepiać, że ich transport przyczynił się do niszczenia środowiska naturalnego. Róże na Walentynki można tez hodować w Europie. W Holandii powstały nawet specjalne szklarnie podświetlone 24 godziny na dobę. Widać je dobrze gdy się leci samolotem nad Niderlandami. Ale naukowcy wyliczyli, że tzw ekologiczny footprint jest niższy dla kwiatów przywożonych z Kenii niż tych hodowanych na miejscu. To kwestia klimatu. Poza tym koszty produkcji w Kenii są nieporównywalnie niższe i to dlatego większość róż w europejskich kwiaciarniach pochodzi albo z Izraela albo z Kenii. Jednak nawet Twoja kwiaciarka nie wie, że róże, którymi handluje pochodzą z Kenii. Wiem bo pytałem o to w Polsce wiele kwiaciarek. Dla nich te róże pochodzą z Holandii:-)  Wartość międzynarodowego handlu ciętymi kwiatami wynosi aż 60 miliardów dolarów rocznie. Brzmi to trochę jak marnotrawstwo, ale nie chcę psuć podniosłej atmosfery święta miłości. No i pozbawiać tysięcy moich rodaków pracy.

Pachnących róż i dużo miłości. Na co dzień, a nie tylko w Walentynki.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

3 Responses

  1. Wow, bardzo ciekawe!!! Mam afrykańskie róże w wazonie :)

    A co do marnotrawstwa to trudno, uwielbiam dostawać i kupować cięte kwiaty. Chyba trochę szaleństwa nie zaszkodzi!

    Sławku, miłego dnia życzę dla Ciebie i fridomiaków i fridomiaczek.

    1. SWiD, dzięki za odwiedzenie fridomii oraz za przesłanie ciekawego linka. Jeśli ktoś wybiera się turystycznie do Irlandii, to powinien go zainteresować ów blog.

Skomentuj SWid Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.