Chińscy turyści w Hong Kongu

Uwielbiam lądowe przejścia graniczne. Widać na nich jak na dłoni różnice (czasami drobne, ale jednak, czasami znaczące) pomiędzy sąsiadującymi za sobą krajami. Widać który kraj jest bogatszy i czyji obywate jeżdżą na saksy do drugich. Można się zorienotwać, którzy wopiści i celnicy są bardziej służbowi i na dystans. Często zaraz po przekroczeniu granicy, odczuwasz różnicę w dbałości o infrastrukturę czy o środowisko naturalne.

Było wiele ciekawych, zapadających w pamięć granic jakie miałem okazję przekraczać. Berlin Wschodni i Zachodni – te przejścia robiły na mnie przygnębiające wrażenie i dobrze, że zniknęły, Szwecja i Norwegia – w latach 90-tych, na długo przed Schengen- brak kontroli granicznej mocno mnie zaskoczył. Na granicy pomiędzy Algierią i Nigrem zaskoczyła nas silna burza piaskowa. Granica Gruzji i Azerbejdźanu to było 10-12 lat temu centrum szmuglu benzyny. Niemile wspominam granicę pomiędzy Polską i Obwodem Kaliningradzkim bo skonfiskowano mi zupełnie niesłusznie monety kolekcjonerskie kupione wcześniej na Białorusi oraz na Litwie. Od tego wydarzenia jakoś straciłem serce do zbierania monet. Nie powiodły się negocjacje na granicy Mali i Senegalu (moi dwaj polscy przyjaciele nie otrzymali wiz do Senegalu) i musieliśmy zrezygnować z odwiedzenia m.in Dakaru i zawracać. Dopiero na „granicy” Mołdawii i Transdniestrza uświadomiłem sobie, że istnieje taki twór. Na granicy kostarykańsko – nikaraguańskiej podejrzewano mnie chyba o przemyt narkotyków, bo pierwszy raz mi się przytrafiła tak drobiazgowa kontrola. Robiłem jeszcze wówczas zdjęcia i pamiętam, że otworzono nawet kilka moich filmów – klisz zdjęciowych (na szczęście tych nowych, bez zrobionych zdjęć:-)

Na przejściach granicznych zawsze się dodatkowo ożywiam. Włączam wszystkie swoje zmysły, a najbardziej naprężam zmysł zadawania pytań. Zagaduję przypadkowo wybrane osoby i je potem systematycznie wypytuję. Najpierw zadaję takie zwykłe pytania z gatunku „small talk” – skąd jedziesz, gdzie mieszkasz, po co przekraczasz granicę, czy często to robisz. itp. Potem zaczynam pytać o względną zamożność w tych dwóch sąsiadujących ze sobą krajach, Czy iksińscy z kraju iks lubią czy nie lubią igrekowskich z kraju? Czy jest wiele mieszanych małżeństw? (no bo co to za międzynarodowa przyjaźń jeśli nie idzie w parze z miłością?  z zażyłością?)

Tym razem było nie inaczej. Na przejściu granicznym pomiędzy Chinami i Specjalnym Regionem Administracyjnym Hong Kong pojawiło się dziesiątki tysięcy osób. Na raz. Pociąg za pociągiem, metro za metrem (bo Shenzen i Hong Kong ze sobą graniczą) i autobus za autobusem przywoziły setki osób świętujących chiński Nowy Rok (lub jak to się tutaj mówi Spring Festival trwający cały tydzień) podróżowaniem.

Przy wejściu do strefy granicznej był potworny tłum i panował chaos. Normalnie granicę przekracza kilkaset tysięcy ludzi dziennie, ale w związku z trwającymi świętami było to kilka razy więcej. Po raz pierwszy zdarzyło mi się stać ponad półgodziny w ludzkim korku. Żeby jakoś zapanować nad tłumem, ochroniarze oddzielali duże grupy turystów grubymi sznurami, jak stado krów, i puszczano nas do kolejnej sekcji partiami. Kobiety i mężczyźni, raczej ze wsi, z bardzo twardymi łokciami starali się przepchnąć do przodu kolejki. Czasmi nie zważając na małe dzieci lączące się nam między nogami czy siedzące w wózkach. Myślałem, że spędzimy w tym nieszczególnie ciekawym miejscu (oprócz dyskomfortu stania bez ruchu, dochodził jeszcze dyskomfort głośnych rozmów czy krzyków z każdej strony, a także głośna muzyka z głośników sklepów (normalnie to szlibyśmy pasażem handlowym, ale ze względu na ludzki korek, sprzedawcy mieli mocno ograniczony handel, więc krzyczeli żeby zwrócić uwagę na swoje towary) wiele godzin. Atmosfera zupełnie nie sprzyjała luźnym rozmowom, w powietrzu czuło się pewne napięcie. Na szczęście już po hongkongijskiej stronie pojawiły się odrębne przejścia dla cudzoziemców i kolejka ruszyła szybciej i szybko pozostawiliśmy to przejście za sobą.

W drodze powrotnej było już o wiele mniej gęsto. Postanowiłem się dowiedzieć czy Chińczycy potrzebują wizę do Hong Kongu, więc zagadałem stojące przed nami w kolejce dwie młode Chinki trzymające w rękach paszporty ChRL. Okazało się, że mają specjalne, odrębne paszporty pozwalające na podróż tylko do Hong Kongu czy do Macau. Wyjazd do innych krajów (w tym do Taiwanu) wymaga posiadania jeszcze innego paszportu.

Paszport taki można podobno łatwo uzyskać. Do paszportu wstawiane są wizy. Dla mieszkańców Shenzen obowiązuje coś w rodzaju „małego ruchu przygranicznego” i mogą w ciągu roku trwania wizy odwiedzić HK wiele razy. Mieszkańcy innych prowincji Chin mogą odwiedzić HK maksymalnie dwa razy w roku. Wiza kosztuje tylko Y20, więc nie stanowi to jakiejś dużej bariery finansowej.

Po co się jeździ do Hong Kongu? Odwiedzić znajomych, pozwiedzać, zrobić zakupy. To ostatnie mnie zaskoczyło. Okazuje się jednak, że w HongKongu są tańsze kosmetyki. I rzeczywiście widzę wystające z toreb moich rozmówczyń jakieś opakowania od kosmetyków. Poza tym, czasami zdarzają się jakieś ciekawe promocje na ciuchy. Chen Xiaxin jest młodą, zadbaną kobietą. Pracuje w logistyce i chyba dość dobrze zarabia bo odwiedziła turystycznie kilka krajów. Była też służbowo w Europie. Do Hong Kongu jeździ sama lub z koleżanką na zakupy raz na tydzień – dwa. Widać zużywa sporo kosmetyków:-), bo chyba nie ma tam chłopaka, bo pyta mnie czy jestem singlem:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

2 Responses

  1. Niesamowite – nigdy nie przyszło mi do głowy nawiązywać relacje z przypadkowymi osobami za granicą. Barierą wydawał mi się język. Po jakiemu się Pan porozumiewa np. z Chinkami?

    1. Michał, dzięki za ciekawe pytanie. Odpowiedziałem na nie w oddzielnym wpisie. Powodzenia w nawiązywaniu ciekawych znajomości podczas dalekich zagranicznych wojaży.

Skomentuj Michał Żółtowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.