Habemus Papam

Rzadko oglądam wiadomości. My tu wczoraj sobie dyskutowaliśmy o wywieszaniu banerów na balkonach – dyskusja tak mnie wciągnęła, że wyłączyłem całkiem świat zewnętrzny – a tymczasem właśnie na balkonie pałacu w Watykanie pojawił się nowy Papież. Historyczna chwila, a ja dowiedziałem się o niej dopiero po północy.

Nie wiem jakie myśli przelatywały przez Wasze głowy. Ja miałem lekki mętlik. Argentyńczyk? Super. Warto zaznaczyć, że kościół katolicki to religia globalna, a nie tylko włoska, czy europejska. W Ameryce Południowej żyje ok 40% wszystkich katolików na świecie. Szkoda, że nie Afrykańczyk. W Afryce trwa walka dusz pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami i zdecydowanie wygrywają ci drudzy.

Konserwatysta światopoglądowy. To chyba nie najlepiej. Ostatnio miałem w hostelu w Bogocie długą dyskusję z pewną pobożną młodą Irlandką, objeżdżającą świat dookoła wspólnie ze swymi dwiema koleżankami. Nawet ona nie dostrzegała tego, że może nadszedł już czas by dopuścić kobiety do kapłaństwa. Od czasów Chrystusa świat się wiele zmienił. Przyszła demokracja. Najpierw bardzo kulawa, ale od całkiem niedawna kobiety też mogą głosować. Kobiety stoją na czele rządów. Na czele największych globalnych firm. Walczą obok mężczyzn w lotnictwie czy w wojsku. Czy naprawdę nie możemy im powierzyć kapłaństwa?

W tym samym hostelu miałem okazję poznać tuziny Argentyńczyków. Okazało się, że w czasie gdy ja przyjechałem douczać się języka hiszpańskiego, w Bogocie trwał duży zjazd dystrybutorów Herbalife. Zjechało ich z całej Ameryki Łacińskiej około 20.000 !!! (marzę o tym, by kiedyś tyle osób przyjeżdżało na Kongresy Mieszkaniczników:-). Wszyscy młodzi, bardzo sympatyczni, otwarci, ciekawi świata.  Wszyscy czytali Kiyosakiego, rozumieli ideę pasywnych przychodów i tak się zainteresowali moim podejściem, że któregoś z wieczorów zorganizowałem impromptu prezentację nt wolności finansowej dla około 20 Argentyńczyków. Po hiszpańsku:-))) Wczoraj pomyślałem sobie o nich i o ich radości. Pewnie takiej jak zapanowała w Polsce po wyborze na papieża kard. Karola Wojtyły.

Ale największe wrażenie zrobiła na mnie informacja, że kard. Jorge Maria Bergoglio jest jezuitą. Pierwszym wybranym na głowę kościoła katolickiego. Też szok – dlaczego dopiero teraz? Z czym kojarzą mi się jezuici? W filmie “Misja” nie wypadli najszlachetniej, ale może to tylko kwestia fabuły autora scenariusza, a nie fakty historyczne. Poza tym, wszyscy zakonnicy kojarzą mi się ze skromnością, dyscypliną i ze służbą wiernym.

W 1989 roku gdy pojechałem z dwoma kolegami z SGPiS-u Landroverem z Polski do Kenii, to po drodze spotkaliśmy wielu polskich misjonarzy. Jeden z kolegów znał dobrze polskiego misjonarza w Algierii. Zawieźliśmy mu nawet jakieś listy i paczki z Polski. Zatrzymaliśmy się u niego na tydzień czy nawet dłużej. Potem ksiądz nam podał adresy i listy do swoich znajomych misjonarzy w kolejnych krajach Afryki. W Cote d’Ivoire, w Nigerii, w Kamerunie, a ci podawali nam kontakty do kolejnych. I tak częściowo jeździliśmy od misjonarzy do kolejnych polskich misjonarzy. Raz nawet siostry zakonne w Kamerunie podały nam paczkę do sióstr w Burundi, która przez pomyłkę trafiła z Belgii właśnie do nich kilka miesięcy wcześniej. Ponieważ 24 lata temu niewielu się pojawiało polskich turystów w różnych afrykańskich miasteczkach i wioskach, to wszyscy przyjmowali nas z otwartymi ramionami. Mogli wreszcie pogadać po polsku. Otwierali się przed nami przy butelkach czerwonego wina. Opowiadali m.in o swoich sukcesach i porażkach.

Przedtem nie rozróżniałem księży parafialnych od zakonników. Po odwiedzeniu kilkunastu polskich misji, zrozumiałem różnicę i już nawet nie musiałem pytać kto jest kim. Większość księży parafialnych w ogóle nie brzmiała jak misjonarze. Oni mówili o tym co robią w kategoriach kariery: pracy, szefów (głównie Francuzów), przydziału słabych terytoriów (te parafie z bogatszymi parafianami wrzucającymi więcej “na tacę” przydzielane były ponoć księżom z Francji), budżetów i na jakie służbowe samochody mogą sobie pozwolić. Na stołach przy których zasiadaliśmy pojawiały się dania nieosiągalne dla ich parafian. Wielu z nich nie znało lokalnych języków – “bo po co? skoro jest tych narzeczy tak wiele, a oni mogą zaraz zostać przeniesieni do innej parafii”. Zdarzało się, że o swoich parafianach mówili z lekką pogardą. Wychwytywałem nawet nutki … rasizmu. Tak, tak, rasizmu.

Zupełnie co innego zakonnicy. Spotkaliśmy różnych – Jezuitów, Dominikanów, Franciszkanów czy innych. Oraz zakonnice. Uczyli się lokalnego języka, żyli skromnie. W ich opowiadaniach słychać było służbę i pokorę. Darzyli swoich parafian dużym szacunkiem. Ze zrozumieniem odnosili się do lokalnych zwyczajów i wierzeń. Nie mieli wypasionych bryk, twierdząc, że źle by się w nich czuli skoro większość ich parafian nie stać nawet na rowery. Oni jednak jakiś samochód muszą mieć by objeżdżać odległe zakątki parafii. Wystarczy im stare, wysłużone Renault 4.

Jednego z zakonników (nie pamiętam z jakiego był zakonu) spotkaliśmy w domu misyjnym w stolicy Rwandy, Kigali. Przyjechał na kilka dni z odległej parafii gdzieś w górach Ruwenzori. Opowiadał o tym jak w niedziele stara się odprawić msze w jak największej liczbie kościołów na terenie swojej parafii. Obecni na kolacji księża parafialni dopytywali go o szczegóły. Jeden z nich też tam kiedyś był i dopytywał jak zakonnik dojeżdża do miejsc, do których nie prowadzą drogi. “Na motorze” odparł zakonnik. To że jest niewygodnie dojeżdżać motorem wiadomo, ale przecież nie zdąża wracać do siebie na noc, bo odległości są zbyt duże. “Śpię na miejscu, bo przecież jadę tam nie tylko odprawić mszę. Ludzie mają też różne kłopoty, z którymi chcą się ze mną podzielić, więc zawsze zostaję po kilka dni”. Więc gdzie śpisz? przecież tam na miejscu nie ma hotelu. “Śpię u parafian”. “W tych chatkach, bez prądu, wody, gdzie ludzie śpią razem ze swoimi kozami i baranami?” – dziwili się księża parafialni.

Ten zakonnik opowiadał nam jeszcze późno wieczorem, że on sam pochodzi z biednej góralskiej rodziny. Że miał kilkunaścioro rodzeństwa i że nie każdy miał własne łóżko skoro mieli tylko jedną izbę. Sam często spał “w nogach” łóżka rodziców. Więc nie rozumie zdziwienia innych księży i jego zachowanie jest całkiem naturalne. Nie chce się teraz nagle wywyższać tylko dlatego, że przyjechał do Afryki i nagle stał się “Muzungu” (czyli Białym). Sam był nieco zażenowany wystawnym trybem życia naszych gospodarzy. Twierdził, że lepiej się czuje w skromniejszych progach.

Naprawdę równy chłop, który rozumie swoją misję i stąpa po ziemi, a nie wydeptuje korytarzy władzy kościelnej. Bardzo mi zaimponował. Wywarł duży wpływ na mój sposób myślenia.

Informacje, że Papież Franciszek dotychczas jeździł autobusami miejskimi, a nie limuzyną z kierowcą, że mieszkał w skromnym mieszkaniu i sam sobie gotował budzi mój szczery szacunek. Mam nadzieję, że inni księża katoliccy będą go naśladować. I że Kościół przybliży się do ludzi zamiast izolować się w szklanych wieżach, z wysokości których łatwo popadać w pouczający tryb zakazów i nakazów.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. a propo kapłaństwa kobiet – ilu osób dotyczy ten problem? tzn. ile kobiet na świecie chciałoby zostać kapłanami w kościele katolickim? 5 tysięcy? to pewnie też zawyżona liczba, więc jaki sens stawiać to jako priorytet w działaniach kościoła? przeciez to jest ułamek promila społeczeństwa. Czy na prawdę nie widzicie innych problemów? nie lepiej (czysto socjologicznie patrząc), żeby kościół bardziej poświęcił sie misjom, pomocy biednym itd? Dziwię się, że tak samodzielnie myślący ludzie tak ulegają antykościelnej propagandzie…

    1. Tek, to ja Ciebie zapytam: skoro problem jest tak blahy, to ile czasu zajeloby Kosciolowi zmiana prawa by dopuscic kobiety do kaplanstwa? 5 godzin? Skoro tak malo, to czy nie warto to zrobic dla poprawy swojego wizerunku szarganego przez antykoscielnych propagandystow?

      1. Slawku,

        Pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą. Po pierwsze: Kościół nie powinien oglądać się na to, czy ktoś “szarga jego wizerunek” i w obawie o to szarganie i właściwy wizerunek – zmieniać się, by zadowolić czyjeś gusta. Jeżeli w jego tradycji nie ma kapłaństwa kobiet, to niech go nie będzie. Jestem za tym, by Kościół był spójny i tradycyjny. Nawet jeżeli przez to miałby się skurczyć.

        Jestem przekonany, że gdyby nawet Kościół zgodził się na kapłaństwo kobiet, to “antykościelni propagandziści” zaraz znajdą kolejną rzecz do “poprawy”, “zmodernizowania”, “uwspółcześnienia”, “dostosowania do zmieniającego się świata”.

        1. Michał, mam poszanowanie dla tradycji, ale to nie oznacza tępego trzymania się przebrzmiałych rzeczy, tylko dla podtrzymywania tradycji. Np piękna tradycja okazywania odwagi przez Masajów w okresie dorastania – każdy Moran musiał zabić dzidą lwa by stać się 100%-owym mężczyzną – na szczęście ustąpiła potrzebie chronienia zagrożonego gatunku. A przykład pochcodzący z Kościoła Katolickiego. Czy jest teraz ktoś wśród jego wyznawców – nie słyszałem – kto głosiłby potrzebę powrotu do tradycji i celebrowania mszy w języku łacińskim? Spodziewam się, że kilkaset lat temu gdy antykościelni propagandziści postulowali przejście na języki narodowe, to też było wokół tego tematu wiele zażartych dyskusji. Tak jak dziś wokół tematu kapłaństwa dla kobiet:-)

      2. problem jest błahy bo dotyczy promila społeczeństwa, a nie dlatego że teologicznie jest nieistotny. Bo teologicznie patrząc Kościół już tą sprawę zamknął – zarówno papież JPII jak i Benedykt XVI wypowiedzieli się, że jest to niemożliwe, stąd też dyskusji żadnej na ten temat prowadzić nie warto. Tak więc teologicznie sprawa jest rozstrzygnięta – a że środowiska antykościelne teologicznymi argumentami się nie przejmują – to ja podałem socjologiczny argument dla tych co z wiarą mają mało wspólnego – aby pokazać, że czepiają się czegoś nieistotnego.

        1. Tek, tutaj pozwolę się z Tobą nie zgodzić. Problem nie jest błahy bo dotyczy “promila społeczeństwa”. Problem byłby istotny – według mnie – nawet gdyby to tylko jedna kobieta na świecie chciała zostać księdzem. Bo chodzi o zasadę. A zasady nie są zwykle błahostkami.

          Ale nie chcę już więcej przedłużać tej dyskusji. Temat jest ważny, ale nie chciałbym wierzącym i praktykującym Katolikom psuć nastroju Świąt Wielkiejnocy, świąt wielkiego przemienienia.

          Zdrowych i Wesołych !

Skomentuj Krzysztof Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.