Procesje Semana Santa

Andaluzja to bardzo religijny region Hiszpanii. W każdym mieście jest po kilkadziesiąt starych, kościołów. Pamięta się o imieninach poszczególnych świętych. A Wielkanoc to kulminacja katolicyzmu. Procesje odbywają się każdego dnia przez cały Wielki Tydzień w każdym większym i mniejszym miasteczku Andaluzji. Te w Maladze są podobno najbardziej okazałe.

I rzeczywiście robią ogromne wrażenie.

Najpierw powolutku, krok za krokiem, robiąc częste przystanki idzie forpoczta – kilkudziesięciu lub nawet stu kilkudziesięciu zakapturzonych jakby mnichów I …mniszek, bo ta rola została już otwarta dla kobietJ Wszyscy mają kaptury podobne trochę do tych – sorry za skojarzenie – z KKK, z małymi otworami jedynie na oczy, tylko ze spiczastymi, wysokimi na metr, tulejami. Noszą ciemnoszare lub granatowe lub białe stroje, podbne do długich sutann. Podczas piątkowej procesji widziałem również stroje całkiem czarne zrobione z połyskującego materiału podobnego do aksamitu. Na strojach widoczne były wyszywane złotą i czerwoną nicią eleganckie herby. Chyba poszczególnych parafii.

W pasie sułtanny były oplecione szerokimi sznurkowymi pasami. To na tych pasach są zrobione zawieszki ułatwiające trzymanie (przez wiele godzin procesji) długie, grube świece, z których wosk kapie bezpośrednio na ulice, którymi przesuwają się procesje zostawiając kropki różnych kolorów, bo świece są albo białe, albo bordowe, albo zielone, w zależności z którego kościoła wyszła procesja.

Część forpoczty zamiast świec niesie duże srebrne krzyże z proporcami przedstawiającymi ostatnie dni Chrystusa. Podniosłem na chwilę jeden taki krzyż. Wyglądał jakby był zrobiony z czystego srebra. Halabardnica nie wiedziała z czego jest wykonany. Nie był bardzo ciężki, ale z drugiej strony nie wiem jak ciężkie jest srebro więc może i był ze srebra. Bardzo elegancko się błyszczał. Część osób z forpoczty idzie boso, co potęguje wrażenie.

Za forpocztą zwykle idzie grupka małych dzieci przebranych za mini-halabardników, albo po prostu w peleryny ministrantów.

Za nimi jest niesiony na ramionach mężczyzn ogromny, bogato zdobiony ołtarz. W różnych kościołach są różne postacie św Marii lub Chrystusa i to one stanowią centralny punkt ołtarza. Te ołtarze są ogromne, ważą po kilka ton i są niesione na ramionach od 200 do 300 mężczyzn ustawionych w 6 rzędach po 34 do 50 osób w każdym rzędzie. Idą za sobą gęsiego. Rozmawiałem w przerwie z jednym z tragarzy. Ich ołtarz ważył około 4,5 tony i niosło go 240 ludzi, ustawionych od najwyższych z przodu do najniższych w środku i znów do najwyższych z tyłu, po to by lepiej rozłożyć ciężar ołtarza. Wypadało po ok 30 kg wagi na każdego z tragarzy. Ołtarz spoczywa na 6 równoległych bardzo długich belkach. Idą gęsiego takim chwiejnym, marynarskim krokiem. W lewo i w prawo, w lewo i w prawo, jednocześnie robiąc krok do przodu. Widok kilkuset par nóg idących w unii robi wrażenie.

Ubrani są na czarno. Czasami w czarnych kurtkach, ale raz czy dwa widziałem ich ubranych w identyczne czarne garnitury, białe koszule i czarne krawaty, co wyglądało jeszcze bardziej elegancko.

Robią sobie przerwy co 30-50 metrów, a czasami nawet częściej, bo jednak ogromny ciężar robi swoje. Przerwy są oznajmiane przez szefa tragarzy biciem w złoty dzwon wiszący na czele ołtarzu. Jest to taki mały dzwon kościelny, któ®y jest jednak bardzo donośny. Zastanawiałem się jak wytrzymują to uszy tragarzy stojących tuż obok dzwonu, ale oprócz tego, że chwytali dzwon rękoma by po wybiciu wytracił wibracje, to nie widziałem na ich twarzach bólu z tego powodu. Kroczą bardzo dumnie, bardzo dzielnie znosząc ciężar niesionego ołtarza. Na ich twarzach wymalowana jest duma i podniosłość chwili. Na głowach mają coś w rodzaju lużno zawiązanych turbanów, a niektórzy mają czarne przepaski na oczach chyba po to by skupić się na duchowej stronie procesji, i by nie rozglądać się na boki, na gapiów i wymieniać z nimi uśmiechy. I rzeczywiście często (choć nie zawsze) gdy przechodzą tuż obok, dosłownie na wyciągnięcie ręki, tłum całkiem milknie, co potęguje doniosłość znaczenia cierpień i śmierci Chrystusa.

Udział w procesji to chyba duże wyróżnienie dla młodzieńców. Jednym z tragarzy bywał Antonio Banderas, którego jedna z moich koleżanek z kursu hiszpańskiego widziała w tym tygodniu na jednym z licznych balkonów wzdłuz trasy procesji. Dostrzegła go gdy usłyszała pisk lokalnych nastolatek i ich oczy skierowane na ów balkon.

Za tragarzami są jeszcze muzycy. W liczbie dziesiątek osób, tworzą duże mobilne orkiestry. Ubrani w odświętne garnitury z herbami niosą swoje wypucowane na lśniąco puzony, trąbki czy obłoje. Większość czasu nie grają, ale od czasu uniesie się w powietrzu jakaś smutna melodia, np marsz żałobny. Dreszcze przechodzą po plecach. I pewnie efekt byłby jeszcze silniejszy gdy nie ciągłe trajkotanie Hiszpanek i Hiszpanów, bo niektórzy panowie też trajkoczą tak jakby chcieli pobić jakiś rekord Guinessa.

A za muzykami czasami idą w kondukcie zwykli (lub mniej zwykli) obywatele miasta. W sumie każdy ołtarz to kondukt – od początku do końca – kilkuset do tysiąca kilkuset osób. Trasy procesji są bardzo długie więc trwają one po 5-6 godzin, a niektóre nawet dłużej i kończą się o 2-3 nad ranem. Wiją się wszystkimi chyba uliczkami starego miasta w Maladze, które jest nadzwyczaj duże. Nawet tymi wąskimi gdzie duży, szeroki ołtarz ledwo się mieści pośród gapiów. Zwłaszcza na zakrętach ulic. Tych procesji idzie kilka naraz, równocześnie. Czasami idą jedna za drugą, w odstępie kilkuset metrów, ale zdarzyło mi się kilka razy widzieć skrzyżowanie krzyżowych dróg na skrzyżowaniu ulic. Niesamowite. Stałem na rogu ulicy i widziałem się oddalający się ołtarz na jednej z ulic, oraz na drugiej ulicy, ale jednocześnie – od przodu – podążający za nim kolejny ołtarz. I pieśni z dwóch orkiestr jednocześnie. Nie wspominając o tym, że na którejś z równoległych ulic w oddali widziałem zapalone świece i wysokie szpice kapturów jeszcze innej procesji. A wzdłuż każdej z tych procesji tysiące gapiów stojących w szpalerach wzdłuż chodników. Większe tłumy zbierały się na skrzyżownaiach ulic, więc zdarzało się, że cała poprzeczna uliczka była po brzegi wypełniona ludźmi na 100 metrów wgłąb ulicy.

Kiedyś dawno temu byłem w Sewilli podczas La Semana Santa. Było to chyba jakieś 27-28 lat temu. Już nie pamiętam tyle szczegółów, ale tam też była masa ludzi. Tam procesje i same ołtarze były chyba mniejsze, choć może bardziej znane, lepiej marketingowo wypromowane. Jednocześnie pamiętam większą powagę i wznisosłość chwili. Było o wiele ciszej, panowała atmosfera skupienia. Pamiętam, że gapiowie, obserwatorzy żegnali się znakiem krzyża lub wręcz klęczeli na ulicy w modlitwie. Teraz w Maladze przeszkadzał mi ciągły jazzgot głośnych rozmów, a nawet nawoływań się. Ludzie stoją na chodnikach ulic przy otwartych barach tapas i coś jedzą, popijają piwo lub wino. Ci którzy nie są zajęci jedzeniem i rozmową, przepychają się ze swoimi aparatami by uchwycić lepszy kadr. Trochę to wszystko psuje atmosferę imagię chwili.

Wzdłuż ulic jest niesamowicie dużo dzieci, biorąc pod uwagę późne pory procesji. Część dzieci w wózkach. Większość dzieciaków potrafiących już chodzić ma bębenki z werblami oraz małe trąbki, które wydają specyficzny dźwięk. Z początku szukałem wzrokiem kozy. Może to taka tradycja by przyprowadzać żywe zwierzęta. Dopiero potem zorientowałem się, że to właśnie te trąbki wydają te zwierzęce dżwięki. Część dzieci płacze, marudzi, lub wręcz przeciwnie w podnieceniu coś krzyczy, głośno podśpiewuje, biega wkoło i gra w chowanego. Starsze nieco dzieci trzymają w rękach duże, wciąż rosnące kule z kolorowego wosku. Coś jakby małe globusy. I proszą przechodzących halabardników ze świecami by upuścili na ich kule rochę wosku ze świec, tym samym powiększając ich globusy. Każdy ma tutaj co robić i panuje ogólny harmider.

Wszystkie procesje idą jedną z głównych ulic starego miasta. Wzdłuż niej wszystkie balkony są udekorowane szerokimi bordowymi wstęgami z eleganckim złotymi paskami, a na chodnikach ustawione są plastikowe lub drewniane składane krzesełka. Krzesełka mają swoje numery. Najpierw siadaliśmy gdzie popadło, ale potem okazywało się, że ludzie mają rezerwacje i musieliśmy ustępować miejsca. Na głównych placach czy na dużych zakrętach lub skrzyżowaniach ulic, ustawione są kilkupiętrowe trybuny z krzesełkami dla obserwujących. To są miejsca VIP. Tu jest o wiele spokojniej niż na pozostałych ulicach, gdzie dodatkowo przeszkadzają ciągle przemieszczający się tu i tam ludzie.

Na uliczkach oddalonych nieco od tras procesji rozsawione są stoliki setek restauracyjek, barów i kawiarni. Nocna życie kwitnie. Większość stolików jest wypełnionych klientami. Choć tutaj nie widać oznak panującego w Hiszpanii kryzysu.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

4 Responses

  1. Sławku
    Jaką macie pogodę?Jaka jest temperatura w Hiszpanii obecnie?
    U nas w Polsce nareszcie mamy białe święta.
    Snieg sypie i temperatura jest w okolicach 0 stopni.
    Zastanawiamy się czy nie ubrać choinkę:-}}
    Pozdrawiam

    1. Marriusz, a wiec wyglada na to, ze niestety sprawdza sie prognozy, ze w tym roku zamiast Smigusa Dyngusa beda … Sniezki Dyngusa:-( Tu na poludniu Hiszpanii jest ponad 20 st C (miejscami nawet dochodzi do 26 st C). Woda w Morzu jest jednak nadal zbyt zimna do kapieli morskich.

      Dla pocieszenia dodam, ze jutro (poniedzialek) jest tutaj normalnym dniem pracy, wiec wracam do nauki jezyka hiszpanskiego.

      Zycze Wam wszystkim (a przy okazji sobie bo za tydzien wracam do Warszawy), zeby szybko zawitala wiosna.

      Wesolych !!!

      1. Dokładnie Sławku śnieżki zamiast dyngusa.W okolicach Poznania wszystko pokryte jest warstwą śniegu ( ok3cm) i wciąż prószy.Ja już się śmieję że lato w tym roku będzie krótkie ale za to mroźne a potem długa zima:-))
        Mądrość natury…Nawet wiosna nie chce tu wrócić :-))

        1. Rzeczywiście brzmi jak jakiś żart prima aprilisowy:-( Trzymajcie się ciepło. Przesyłam Wam wszystkim un poco de sol del Andalucia:-)

Skomentuj Marriusz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.