Podróżowanie autobusem

Gdy jestem za granicą, to lubię podróżować autobusem. Więcej się widzi danego kraju niż z wysokości przelotowej samolotu. Widać czy kraj jest zielony, czy suchy. Gęsto zaludniony czy rzadko. Można zaobserwować czym się zajmują ludzie na wsiach. W Kenii jadąc autobusem z Nairobi do Mombasy można zobaczyć przy drodze stado zebr lub słoni.

W Meksyku też pojechałem autobusem z Mexico City do Guanajuato gdzie uczę się jeżyka hiszpańskiego. Na mapie Meksyku, wyglądało, że mam wyjechać gdzieś na przedmieścia stolicy. W praktyce jechałem ponad 4 godziny. Cały czas autostradą. 3 pasy w jedną stronę + szerokie pobocze. Po drodze 4 bramki opłat autostradowych. Po 70 peso na każdej dla zwykłego samochodu.

Wcześniej na dworzec autobusowy pojechałem w Ciudad Mexico metrem. Znów dwie przesiadki. Stacja La Razo bardzo ciekawa. Na wszystkich stacjach metra w stolicy Meksyku są wystawy kultury wzdłuż ścian korytarzy dla pieszych. Na stacji La Razo wystawy są poświęcone nauce. Gdybym miał wiecej czasu, to poczytałbym o różnych gatunkach roślinw Meksyku. Na jednym z końców korytarza robi się całkiem ciemno. Czyżby popsuły się tam wszystkie żarówki? Nie. Okazuje się, że jest tam specjalnie ciemno bo na suficie jest niebo z różnymi gwiazdozbiorami. Niesamowite. Uniwersytet w metrze.

Dworzez Autobuses del Norte jest bardzo czysty. Rozkładem przypomina trochę lotnisko. Szereg stanowisk kupna biletu różnych linii autobusowych, ułożonych obok siebie. Linii autobusowych bardzo wiele. Panie które tam sprzedają bilety są w mundurkach w różnych kolorach, zupełnie jak stewardesy lotnicze. Jest nawet linia autobusowa do USA, m.in do Chicago za 2600 peso (44 godziny jazdy). Która linia zawiezie mnie do Guanajuato? Dwie różne osoby wspominają o Primero Plus więc tam się kieruję. Bilet na autobus za 50 minut kosztuje 432 peso, czyli około USD 35.

Niedużo bo autobus jest naprawdę luksusowy. Macie w oczach wyobrażenie autobusu w Meksyku? Stary, rozklekotany zrzęk z drewnianymi balustradami zamiast okien, wypełniony po dach bananami, skrzynkami z pomidorami, itp A  w środku babcie w kolorowych ponczo, w czarnych kapelusikach, z włosami w kitki i małymi kozami na kolanach i workami ziemniaków w nogach i z małymi dziećmi przypasanymi do pleców? Otóż autobus Primera Plus ma skórzane, abrdzo wygodne, wyprofilowane fotele. Z podnóżkami. Jak w samolocie w klasie biznes. W podłokietnikach są dziurki do których wkłada się słuchawki jeśli ma się ochotę obejrzeć film. A z tyłu, za nowocześnie wyglądającym przepierzeniem ze szkła są wejścia do toalet – męskiej i damskiej.

Ale przed wejściem na pokład trzeba przejść przez bramki Heinmana wykrywające metale, a wcześniej opróżnić kieszenie. Bagaż podręczny jest prześwietlany w maszynie x-ray. Ale już bagaż właściwy nie jest prześwietlany (ewidentna dziura w systemie bezpieczeństwa). Przed wejściem na pokład dają też małą torebkę z wałówką na drogę, ale sprawdzając zawartość mojego plecaczka (po co? przecież już był prześwietlany) ochroniarz przyczepia się do puszki piwa. Muszę ją włożyć do nadanego bagażu. Ciekawe, że nie trzeba przed wejściem do autobusu dmuchnąć w balonik. Co kraj to obyczaj.

Ale sama droga jest super. Meksyk to górzysty kraj. Szybko zmieniają się strefy wegetacji. Najpierw przez długi czas ciągną się przedmieścia, bo stolica liczy sobie aż 20 milionów ludzi. Domki w kształcie mdłych pudełek nie robią najlepszego wrażenia. W oknach kraty. Wokół nad płotem zasieki z drutu kolczastego. Na płaskich dachach suszy się pranie. Stoją czarne zbiorniki na wodę. Wiszą anteny satelitarne. Tylko od czasu do czasu jakiś domek pomalowany na wściekle jaskrawy kolor. Dodaje życia zboczom pagórków pokrytych budowlami.

Wielu mechaników, wulkanizatorów, stacji benzynowych. Restauracyjek. I posterunków policji. Bo w Meksyku policja jest widoczna na każdym kroku.

I wreszcie przyjazd do Guanajuato. Przepiękne kolonialne miasteczko. Cieszę się, że spędzę tu dwa tygodnie ucząc się hiszpańskiego. Zakamarki wąskich uliczek, placyki pełne drzew i ławeczek, dziesiatki restauracji i barów. Czuję, że nie będę stąd wyjeżdżał zwiedzać okoliczne atrakcje. Do Guanajuato – mimo że w Meksyku jestem już chyba 5 czy 6-ty raz – trafiłem po raz pierwszy i z pewnością nie po raz ostatni. Guanajuato zmienia moją –  mało pochlebną dotąd – opinię o Meksyku.

Gorąco polecam!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

14 Responses

    1. Robert, nie nie boję się przestępczości. Pewnie miałbym bardziej czego się obawiać gdybym działał w biznesie szmuglowania narkotyków albo handlu kobietami. Ale skoro jestem już emerytem, to nikomu nie zagrażam, a oni mi:-)

      1. Robert, jeszcze jedna rzecz. Chodzę sobie po Guanajuato, starym kolonialnym, bardzo malowniczym miasteczku studenckim (ok 200 tys mieszkańców) nawet o północy. Sam, po uliczkach i załukach i nie czuję nawet ułamka grama zagrożenia. Nie ma nawet pijaków, o bandziorach nie wspominając. Panuje tutaj taka lekka atmosfera jakiegoś śródziemnomorsiego miasteczka na południu Francji czy Hiszpanii.
        Najwięcej zagrożeń jest w mediach. I w naszych głowach:-)

        1. ostatnio czytalem wlasnie ze w jakims osrodku wypoczynkowym wlasnie w Meksyku wparowalo kilku bandzirow i zrobilo zbiorowy gwalt na kilku turystkach ich faceci zwiazaniu musieli sie przygladac, wybrali kobiety ponizej 30 lat
          z drugiej strony czytalem relacje goscie z pobytu niedaleko Cancun i tez sobie bardzo chwalil atmosfere malego nadmorskiego miasteczka

    1. Marriusz, “robię” tu za – jak zwykle – czasami Polaka, czasami Kenijczyka. Ale ciekawostką jest to, ze na podstawie rozmów z kilkoma Meksykanami dochodzę do wniosku, że oni sami nie do końca wiedzą za kogo “robić” – gringos czy sur americanos. Są mentalnie zawieszeni gdzieś pośrodku, dumni że są “norte americanos”. Myślę, że zrobię o tym wpis gdy uda mi się pogadać jeszcze z większą liczbą osób:-)

  1. Byłem w Meksyku kilka lat temu i potwierdzam wysoką jakość transportu autobusowego (szczególnie połączeń dalekobieżnych). Dworce autobusowe są rzeczywiście imponujących rozmiarów, a w samym Mexico City jest ich kilka. W tak dużym i ludnym kraju ludzie muszą się przecież jakoś przemieszczać. Tym bardziej, że w Meksyku praktycznie nie ma komunikacji kolejowej (osobowej, transport towarowy istnieje). W kilkudziesięciomilionowym Mexico City, ze świetnie rozwiniętą siatką metra, nie ma ani jednego dworca kolejowego!!!
    Zastanawiam się skąd to wynika. Tanie paliwo, lobby autobusowe (prywatne), brak umiejętności zorganizowania i utrzymania publicznego transportu kolejowego? Czy w innych krajach Ameryki Łacińskiej i Południowej funkcjonuje publiczny transport kolejowy?

    1. Luk, rzeczywiście nie pamiętam bym kiedykolwiek w Ameryce Łacińskiej podróżował pociągiem. Chyba tylko raz kolejką wąskotorową z Cuzco do Machu Pichccu. Do Twoich przyczyn dodałbym też górzyste tereny – wysokie Andy. Oraz wysokie temperatury na suchym, pustynnym terenie. Szyny kolejowe by się wyginały.

      Ale z drugiej strony na płaskich preriach Stanów Zjednoczonych pociągi osobowe też ustępują autobusom dalekobieżnym. Chyba chodzi o tradycję.

  2. Też pamiętam Meksyk dzięki takiej luźnej, sennej śródziemnomorskiej atmosferze. Mam wrażenie, że obraz tego państwa jako raju dla przestępców jest, jak głosi klasyk, “mocno przesadzony”:) Chyba bardziej czułem się zagrożony w Turcji, która jest popularniejszym kierunkiem turystycznym.

  3. Czesc,
    Slawek, jak juz jestes w Guanajuato, to rzut beretem do Queretaro piekne miasto i El Pueblito z piramida (El Cerrito), po drodze masz San Miguel de Allende tez ladnie. Na wshod od Queretaro – Peña de Bernal (monolit).
    P.S. Jak bedziesz w Queretaro to pozdrow moja tesciowa (tez fridomiaczke).
    Hasta Luego Amigo.

    1. Paweł, dzięki za cenne wskazówki. W Queretaro byłem przejazdem, a do San Miguel de Allende wybieram się w niedzielę. Podobno piękne kolonialne miasto i mają tam coś w rodzaju naszych sanatoriów. Bo już zaczynam poszukiwania jakiegoś sanatorium na listopad:-)
      Zapomniałem, że Twoja żona, którą poznałem w Newcastle, pochodzi z Meksyku. Skleroza. Saludemela de mi parte, por favor!
      Zaprosiłem meksykańskich Fridomiaków na spotkanie w przyszły czwartek w DF, ale nikt się do tej pory nie odezwał. Zaraz się przypomnę kolejnym wpisem:-) Hasta luego Pablo!

      1. jezeli chodzi o zdrowie, to podobno w Meksyku prowadzi unikalny szpital nijaka Gerson, leczy naturalnymi metodami raka, w kregach ludzi zainteresowanych zdrowiem i zdrowym zywieniem bardzo znana, ciekawe jestem jak ta placowka funkcjonuje

        1. Robert, nie słyszałem o Gerson. Zapytam moich nauczycieli i innych osób przypadkowo spotkanych czy coś o niej słyszeli

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.