Rozśpiewany i roztańczony Meksyk

Meksyk jest bardzo rozśpiewanym i roztańczonym, bardzo radosnym krajem. Mimo, że jestem tu dość krótko już trzy razy widziałem tańce Indian, raz w stolicy i dwa razy tutaj w Guanajuato. Ubrani w kolorowe stroje, dość krótkie i ogromne kolorowe pióropusze na głowach, tańczą do muzyki, a właściwie do rytmów wybijanych na dużych bębnach. Tańce te są bardzo dynamiczne i przywołują tajemniczość dawnych wierzeń indiańskich.

Widziałem dużą grupę staruszków tańczących wieczorem  salsę na jednym z tutejszych placów.

Codziennie wieczór grupa trubadorów ubranych w tradycyjne średniowieczne stroje zabiera grupę chętnych na callejoeneadas, czyli rozśpiewaną, nocną pieszą wycieczkę po mieście zakończoną mini-koncertem grupy trubadurów na jednym z licznych placyków Guanajuato. Chodzi się wąskimi uliczkami (callejo), z których wiele wspina się ostro pod kręte górki. Bardzo romantyczne – szkoda, że przyjechałem tu samJ. W  ubiegłą sobotę odbył się konkurs 50 takich grup trubadorów (każda orkiestra liczy sobie po kilkunastu muzyków), zwanych„Estudiantiles” I tych bardziej zaawansowanych  zwanych „Tuna”  z prawie całego Meksyku. Konkursy odbywąły się w wielu kategoriach – na różne instrumenty muzyczne (m.in tamburyny), na akcesoria (m.in flagi czy ozdobne płaszcze do ziemi – chodziło o to by nimi kręcic w powietrzu w rytm muzyki) oraz na przebranie, w różnych kategoriach wiekowych. W większośći to publiczność wybiera zwycięzców poprzez klaskanie. Ten kto zdobędzie najgłośniejsze oklaski wygrywa (nie wiedząc, że jest to znana meksykańska metoda) sam tak kiedyś wybierałem nazwy dla projektów, ktore jako konsultanci wykonywaliśmy dla naszych KlientówJ)

Jednego wieczoru słuchałem jakiś hitów meksykańskiej muzyki w eleganckim barze. Muzyka była na żywo. Muzyka z głośników jest w każdym barze. Głośna. Kobiety, które są w barze podśpiewują. Widać wszyscy znają słowa tych pieśni. Ja mogę się tylko domyślać, że są pewnie o … miłości.

Dodatkowo głośna muzyka dudni z głośników prawie każdego przejeżdżającego ulicą samochodu.

W Mexico City widziałem konkurs zespołów dziecięcych i młodzieżowych: tańce kolonialne, tańce kowbojów i kowbojek meksykańskich. Młode dziewczyny przebierały się prosto na ulicy, za sceną, wzbudzając duże zainteresowanie pasażerów przejeżdżajacych ulicą autobusów.

A wczoraj w San Miguel de Allende (kolejne piękne kolonialne miasteczko) byłem w teatrze na pokazie Tango z Argentyny (super!), a potem na głównym placu był pokaz tańców arabskich, w tym taniec brzucha. Lepszy niż widziałem w Egipcie.

W Guanajuato prawie codziennie widzę jakąś procesję. Na czele każdej procesji orkiestra składająca się głównie z trębaczy i z bębniarzy. Głośno dają. A w piątek obudziły mnie rano wystrzały. Strzelanina gdzieś w pobliżu? Znów dwa-trzy strzały. I znów cisza. I znów więcej strzałów. Spodziewałem się usłyszeć syreny samochodów policyjnych. A tu nic takiego. Tylko znów strzały. I dopiero wtedy usłyszałem orkiestrę. Ubrałem się pośpiesznie i wyskoczyłem na ulicę. Zobaczyłem tył procesji Świętego Krzyża. Potem rano gdy szedłem do swojej szkoły językowej widziałem wracających z kościoła ludzi niosących drewniane krzyże z kolorowymi kwiatami. Kilka dni wcześniej w Mexico City w metrze widziałem wiele osób ze sporej wielkosci (ok 40-50 cm) figurami Matki Boskiej w specjalnych podłużnych, chyba specjalnie uszytych torbach, w których oprócz figurek były też kwiaty.

W jednym z kościołów w Guanajuato też tańczono. Choć był to kościół katolicki zebrani tańczyli, unosili do góry ręce i podskakiwali jak w jakimś zbawionym kościele afro-amerykańskim.

W piątek 5 maja było jakieś święto narodowe i ulicami miasteczka przeszedł wieczorem  korowód najpierw dużej grupy (ok 25-30 tancerzy i bębniarzy) Indian. A po nich 12 różnych grup paramilitarnych w mundurach różnych kolorów, składające się z bębniarzy (od 5 latek wzwyż) oraz trębaczy (też od 5 lat wzwyż). Skąd ich aż tylu w tak malutkim miasteczku biorą?! Niesamowite. Tu chyba każdy gra na jakimś instrumencie. Na końcu procesji było kilka niesionych ołtarzy z figurami Matki Boskiej. Zresztą takich religijnych procesji widziałem tu kilka, jest chyba jedna każdego dnia.

No i klasyka Meksyu: mariachis. Na placu Plaza Garibaldi w stolicy (zwanej De-eFe) – chyba jest ich z pięciuset. Czekają na wynajęcie przez kogoś organizującego przyjęcie urodzinowe. Ubrani w czarne stroje z wąskimi czarnymi spodniami, których boki są ozdobione dwoma rzędami drobnych srebrnych kutasów. Takiej liczby mariachis chyba nie sposób zobaczyć w jednym miejscu gdziekolwiek indziej. Zresztą na placu tym stoi kilkanaście rzeźb wielkich mistrzów ludowej pieśni Meksyku.

Mariachi grają w każdej restauracji. Chodzą od stolika do stolika pojedyńczo lub w grupkach po kilku. Byli także w barze Tradicional Luna gdzie śpiewa (muszę przyznać, że całkiem nieźle) stały muzyk. Stara dobra szkoła. Ale i tak przychodzą mariachis i go zagłuszają. Biznes is biznes. W jednej z restauracji gdzie oglądałem jakiś mecz piłki nożnej,  oprócz głosu komentatorów (a tak pzy okazji przypomniało mi się, że mecz Dortmund – Real, komentował Mario Kempes, argentyńska gwiazda mistrzostw w 1978 roku)  płynącego z telewizora, gdzieś w tyle słychać było muzykę z baru. A oprócz tego grało dwóch różnych mariachcis różne pieśni. Równolegle. Niesamowita kakofonia. Czy oni nie czują, że w ten sposób raczej wkurzą patronów restauracji, niż cokolwiek zarobią.

Oprócz tego pomiędzy stolikami plątają się mali chłopcy by sprzedać gumę do żucia, kwiaty lub po prostu poprosić o jedno peso; starsi oferują losy jakiejś loterii lub jakieś domowe wypieki. Takich obnośnych sprzedawców (vendadores ambulantes) jest też niesamowicie wielu w meksykańskim metrze. Nie sposób przejechać jednej stacji by ktos nie wsiadł i czegoś nie sprzedawał. Czasami słychać głośne muzyczne zachwalania dwóch różnych towarów z dwóch różnych końców wagonu metra. Niektórzy sprzedawcy muzyki noszą na plecach duże plecaki, a w środku są dudniące głośno głosniki. Mnie by to przeszkadzało gdybym tam na co dzień mieszkał. Ale pozostali pasażerowie dygają w takt rytmu.

Viva el Mexico!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.