Puchar Konfederacji Brazylia 2013

Mało tu na miejscu w Brazylii czuć atmosferę turnieju piłkarskiego Pucharu Konfederacji. Trochę roll-up’ów i banerów na lotnisku w Rio. Trochę koszulek i innych pamiątek z logo imprezy w sklepikach. Jeden dużu balon zawieszony nad deptakiem w okolicy stacji metra Cinelandia. Punkt wydawania zakupionych wcześniej na stronie FIFA biletów na mecze na lotnisku schowany nieco na uboczu. A do niego straszna kolejka. Tym razem na moją korzyść zadziałał mój analfabetyzm technologiczny. Nie wypełniłem formularza gdzie chcę odebrać bilety. Ci którzy wskazali lotnisko w Rio jako miejsce odbioru biletu (dla mnie to miejsce też byłoby naturalnym wyborem), stali w o wiele dłuższej kolejce niż ci, którzy nie wskazali miejsca odbioru biletu. Co więcej, bilety tych pierwszych zostały wcześniej wydrukowane,ale poszukiwanie ich zajmowało całe wieki. Na zapleczu były ogromne kupki biletów, tylko nie wiem jak były ułożone – czy alfabetycznie wg nazwiska kibica, czy wg pierwszego meczu, czy moze według narodowości kibica. Wydawało się, że obsługa też tego niestety nie wie.

Za to moje bilety wydrukowały się w trymigi. Z lotniska do miasta pojechałem autobusem. Droga wiedzie malowniczo wzdłuż wybrzeża, a potem wzdłuż starego portu. Szare, odrapane budynki, z wybitymi szybami. Kurz, pajęczyny i szczyny dodające niemiłej dla nosa stęchlizny. To tu ma powstać Porto Novo, czyli wioska olimpijska. Nie wiem jak dokłądnie będzie wyglądać, bo na krzywych płotach okalających plac budowy są zdjęcia nie tyle wizulaizacji Porto Novo, tylko zdjęcia robotników rozwalających kolejne elementy starych konstrukcji. Tak czy inaczej, Rio bardziej się przygotowuje do Olimpiady w 2016 niż jest przygotowane do tegorocznego Pucharu Konfederacji (odbędą się tu łacznie 3 mecze, z czego na jednym – Włochy-Meksyk – już byłem; zagra tu jeszcze Hiszpania z Tahiti oraz tu na Maracanie odbędzie się finał). Nie wiem ile meczów przewidziano na Maracanie w trkacie mistrzostw Świata w 2014 (pewnie podobna liczba). Natomiast Olimpiada to cały miesiąc dla około setki dyscyplin sportowych.

Ciekawe jak będzie za 3 lata wyglądał stary port i okolice dworca autobusowego Rodaviaria. Dzis to widok dość mizerny, ale pewnie Olimpiada odmieni oblicze tej zapomnianej dzielnicy Rio de Janeiro. Zobaczymy.

Natomiast mieszkańcy Rio, tzw Cariocas, nie wydają się być zachwyceni perspektywą tylu imprez światowej rangi w ich mieście. Odbywają się tu regularne protesty na dość dużą skalę. Wczoraj ulicami centrum przeszlo setki tysięcy ludzi. Wczoraj byłem akurat w Belo Horizonte (tam też uczestniczyłem w dużo mniejszym proteście), ale dziś widziałem relacje w gazetach oraz służby porządkowe w Rio czyszcząće grafitti z historycznych budynków.  Przechodzięłm też obok spalonego wczoraj dużego baru, a tkaże obok kilku zdemolowanych oddziałów banków. Z tego co zdążyłęm się zorientować to bezpośrednim pretekstem do protestów jest drożyzna związana m.in z tymi imprezami. Miasto Rio podniosło opłaty za przejazdy autobusami do 2,95 reali, czyli ok PLN4,40, czyli tyle ile w Warszawie. Tylko, że tutaj ludzie ponoć o wiele mniej zarabiają. Rozmawiałem z jednym mieszkającym w Sao Paolo Polakiem, który powiedział mi, że pracując na trzech etatach równolegle ledwie wyciąga 1000 reali miesięcznie.

Łózko w pokoju wielosobowym w hostelu przy Capacabanie kosztowało 45 reais (drogo!!!), a na noc w którą grał Meksyk z Włochami cena wzrosła do 120 reais za noc, czyli prawie 3-krotnie.  Ale nie o to chyba chodzi demonstrantom. Dodatkowo strajkowali pracownicy hoteli mających gościć piłkarzy reprezentacji Brazylii i Urugwaju, domagając się wyższych pensji. Podczas meczu Nigeria-Tahiti, gdy na telebimach przez kilka sekund pokazano prezydenta FIFA, Seppa Blattera, został on bardzo głośno wygwizdany, a podczas wczorajszej demonstracji w BH widziałem plakaty stawiające znak równości pomiędzy FIFA, a mafią. Rozmawiałem też z kilkoma kibicami z Sao Paolo i narzekali na to, że w ich mieście jest już 6 stadionów, a pod wpływem wymogów FIFA wybudowano siódmy!!! Po co?!  pytają i nie kryją niezadowolenia.

A więc atmosfera wokół imprezy taka sobie. Natomiast fajne rzeczy dzieją się na boiskach. W czterech pierwszych meczach padło aż 16 bramek, czyli średnio aż 4 na mecz. Nawet Włosi strzelili dwie bramki, co nie zdarza im się tak często. Gdy Włosi wychodzą na boisko, to wynik jest 0:0 i jest to dla Włochów bardzo dobry wynik. Po co coś zmieniać? Ale tym razem wiele ochotydo gry wykazywał Andrea Pirlo. To bardzo inteligentny gracz. Z trybyn lepiej widać jak się ustawia, jak wiele rzeczy widzi dziejących się na całym boisku, jak świetnie podaje na puste pole. Zdobył też śliczną bramkę z rzutu wolnego. Balotelli dołożył drugiego gola i znów ściągnął swoją koszulkę by się pochwalić swoją imponującą muskulaturą. Ciekawe dlaczego gra w piłkę zamiast uprawiać kulturystykę? Dla Meksyku odpowiedział Chicharito z karnego.

I w ten sposób wszyscy ci piłkarze, których nazwiska najwięcej kibiców nosiło na swoich plecach strzelili po bramce. Na trybunach było wielu kibiców z Włoch, ale chyba to raczej w większości byli lokalni imigranci, bo nawet nie znali słów hymnu państwowego Włoch. Zresztą bardzo pięknego – obok brazylijskiego, hiszpańskiego, RPA, francuskiego, brytyjskiego, amerykańskiego, rosyjskiego  czy watykanskiego, to mój ulubiony hymn państwowy. Oczywiście zaraz za polskim i kenijskimJ

Dużo było też kibiców Meksyku. W ogromnych sombrerach i koszulkach reprezentacji, ale także klubów ligimx. Czyli Club America, Pumas i Cruz Azul. Zapomniałem z tego wszystkiego zapytać kogoś z kibiców kto wygrał meksykańską ligę. Ja kibicowałem stołecznemu Cruz AzulJ

Pomimo tylu kibiców obu drużyn na trybunach było dzienie cicho. Najgłośniejsi byli Brazylijczycy. Kibice Flamengo przekrzykiwali si ę z Fiumecini, a ci z Botafago z tymi z Corinthians, itd.

Drugi mecz, na którym byłem – tym razem w odległym o ok 500 km od Rio, Belo Horizonte – był, o dziwo!, dużo żywszy. „O dziwo” bo grała Nigeria z Tahiti i z żadnego z tych krajów nie było więcej niż kilka tuzinów kibiców. Z Tahiti to nie wiem czy nawet był tuzin. 6 Brazylijczyków wymalowało swoje torsy czerwoną farbą, a na niej po jednej baiłej literze składających się łącznie na słowo „TAHITI”. Biegali po całym stadionie szukając oryginalnych Tahitańczyków. Jeden siedział kilka krzesełek ode mnie i bardziej był zajęty proszeniem o zrobienie mu zdjęcia na tle stadionu i murawy niż śledzeniem tego co się na niej dzieje. Show tych samozwańczych Tahitańczyków został dostrzeżony przez kamerzystów i fotoreporterów i ich zdjęcia znalazły się w dziennikach następnego dnia.

Wynik meczu padł nieco hokejowy 6:1, ale gdyby nie ogromna niefrasobliwość pod bramką jedncyh i drugich, to wynik spokojnie mógłby być 15:5. Bo tyle zmarnowano tzw stuprocentowych sytuacji sam-na-sam z bramkarzami. Cała prawie publiczność kibicowała piłkarzom z Tahiti. Gdy strzelili swoją pierwszą bramkę poza Oceanią, to wiwatowali na ich cześć nawet siedzący nieopodal  mnie Nigeryjczycy. Panowała atmosfera święta piłkarskiego. Choć czasami brazylijscy kibice machali ze zniecierpliwieniem rękoma na nieporadność swoich pupili. Chyba część kibiców chętnie wyskoczyłaby na boisko by w wzmocnić zespół z Pacyfiku. Ale to przecież mistrzowie kontynentu. A że byli słabsi, a także dzięki temu że kiwali się jak Brazylijczycy, to wzbudzili poklask lokalsów. W sumie grali w piłkę nożną, a nie w taktykę i to jest to co zdecydowanie wolę.

Przed meczem, dookoła stadionu było wiele atrakcji dla kibiców. Strzelam karnego na stoisku Emirates, co powoduje piski podziwu urodziwych stewardes w kostiumach linii Emirates. Na stoisku KIA niestety już pudłuję – dał się chyba w znaki brak profesjonalnego doppinguJ. Pewna dziewczyna z Coca Coli maluje mi na przedramieniu tatuaż. Maluje mi sprayem słowo „BRAZIL”, z tym, że środkowa litera „A” jest w kształcie charakterystycznej butelki Coli. Sam bym się nie spodziewał, że aż tak dam się ponieść atmosferze zabawy. Pierwszy tatuaż w życiu i to do tego korporacyjny?! Z kolei piwo Brahma wlewają do takich pamiątkowych plastikowych kubków z logo Pucharu Konfederacji. Ciekawe, że nikt takiego kubka nie wyrzuca, a niektórzy rekordziści mają ich w rękach po kilkanaście. Ja nie dałem rady wypić tyle piwaJ)) Ale jeśli ktoś z Was może zbiera kubki, to chętnie podaruję mu do kolekcji kubek, który też sobie zachowałem na pamiątkę.

Wiele się działo,ale na koniec tego przydługiego wpisu, wspomnę tylko o pewnej Brazylijce. Otóż kibice wracali do centrum autobusami. A ponieważ brazylijskie autobusy są dość specyficzne (w większośći jest konduktor siedzący na tronie przy wejściu do autobusu, a obok niego wąski kołowrotek, przez który trzeba się przecisnąć (łącznie z bagażami czy z wózkami). Co przy szaleńczej jeździe kierowców autobusów – nagłe zrywy, hamowanie, wchodzenie w zakręty przy pełnej prędkości, itp- bywa bardzo trudne. Wszyscy trymają się oburącz poręczy i uchwytów by nie upaść od tej szaleńczej i nieprzywidywalnej zupełnie jazdy. Ta młoda dziewczyna też się trzymała oburaćz poręczy nad swoją głową. A że była dość niska i że stała obok drzwi wyjściowych do których prowadzi kilka schodków w dół i że autobus mocno zarzucał na zakrętach, to w pewnym momencie dziewczyna znalazła się w powietrzu. Całkiem. Trzymała się tylko poręczy, która początkowo była wysoko nad jej głową, ale na ostrym zakręcie znalazła się na wysokości jej szyi. Z tym że dziewczyna była przekrzywiona bokiem, mniej więcej równolegle do podłogi czy sufitu autobusu. Niesamowite. Fruwała sobie jak małpka. I chyba nie był to jej pierwszy tego typu numer, bo była roześmiana od ucha do ucha. Chyba jej się podobały te autobusowe akrobacje.

Bo w zasadzie to o tym jeszcze nie wspomniałem, ale ten cały Puchar Konfederacji jest bardzo bogato okraszony zimnym piwem Brahma czy Antarctica, caipiranhią, sokiem acai, świeżymi mango i passion fruit, soczystym mięsem, kokosami na Copacabanie. Tam na tej sławnej plaży  jest też mnóstwo bikini. Taki jakby darmowy pokaz mody intymnej. Wprawdzie teraz dostrzegłem na plażowym wybiegu  dużo więcej niż kiedyś cellulitu, ale może kilkanaście lat temu też był, tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem co to jest takiego i go nie dostrzegałem. Nie tylko na Copacabanie obowiązują obfite dekolty. Wszędzie słychać brazylijską muzykę. Wszędzie są bardzo życzliwi ludzie. Wielu z nich bierze mnie – już tradycyjnie – za swojaka i dopiero gdy się odzywam, to konkludują, że pewnie jestem Kolumbijczykiem czy turystą z Panamy. Odwiedzam też moją ulubioną przekąskarnio-sokarnię na rogu, zaraz obok stacji Cinelandia, którą często odwiedzałem rok temu. Rozpoznaję część kelnerek i kelnerów. Hola! Como estas? Pamiętają, ze jestem KolumbijczykiemJ))

Żyć nie umierać. Choć pewien Polak, Andrzej, spotkany w Rio mówi, że żyje się tu bardzo ciężko. Andrzej od kilku lat mieszka (za swoją żoną) W Sao Paolo i mówi, że zarabia się tu bardzo mało. On na trzech różnych etatach wyciąga z ledwością łącznie BRR 1,000, czyli nieco ponad USD 400. A wszystko tu jest dość drogie. Ja jednak mam zamiar spędzić w Rio jedną z nadchodzących zim. A może jeszcze jakąś kolejną w stanie Minas Gerais, który bardzo mi się spodobał.

Hasta la vista! Niestety zarówno kelner jak i biesiadnik w restauracyjce na rogu, w której robię ten wpis popijając caipiranhię, nie wiedzieli jak to powiedzieć po portugalskuJ

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

2 Responses

  1. Impreza w Brazylii ze sportowego punktu widzenia jest bardzo ciekawa. Oglądam, a najlepszym meczem do tej pory było w/g spotkanie Włochy – Japonia. Niesamowite.

    Zupełnie inną sprawą są masowe protesty przeciwko nieopodatkowanej FiFA’ie, drożyźnie, korupcji władz, pakowania miliardów w infrastrukturę sportową (skąd my to znamy) gdzie nie ma gwarancji że to się zwróci. Zawsze myślałem że futbol dla Brazylijczyków jest święty … a tu proszę (!) ;)

    1. Bartonet, zgadzam się, ze to najlepszy turniej piłkarski od wielu lat. Pada wiele bramek. Najmniej 2, w meczu Brazylia-Japonia. Najczęściej 3 w meczu, ale ponieważ było kilka meczów gdzie padło 6, 7, 8 lub więcej bramek (i to nie tylko w meczach z udziałem Tahiti:-), to średnia meczowa to prawie 5 bramek. Na niedawnych turniejach średnia systematycznie spadała do 2. Nie ma też wielu fauli, brutalnej gry, błędów sędziowskich. Drużyny grają otwarty, widowiskowy futbol, a nie w “taktykę”. Prawdziwe jogo bonito.

      A co do protestów, to rzeczywiście skala mnie zaskakuje, choć rozmawiając na miejscu z wieloma kibicami przekonałem się, że nie ma wśród nich euforii. Wygwizdanie Seppa Blattera było też bardzo wymowne. Natomiast skala protestów mnie mocno zaskoczyła.

      Chyba mamy na świecie jakieś przesilenie. Ludzie mają mocno dosyć tego idiotycznego wyścigu, w którym wszyscy biegną, a udaje się tylko wąskim elitom. W którym etyka ustąpiła zupełnie miejsca mamonie. W którym dla osiągnięcia celu kwartalnego, producenci są gotowi wsadzić w artykuły żywnościowe nawet truciznę. W którym futbol z egalitarnego kopania dla frajdy, przerodził się w multi-miliardowy biznes, a najlepsi piłkarze w celebrytów.

      Sam miałem opory przed eksytacją świata mediów nad ślubem Kate i Williama rok temu. Ale ekscytowanie się ślubem Lewandowskiego to już totalna parodia. Choć życzę mu szczęścia w małżeństwie, to jednak sądzę, że przed Lewandowskim ożeniło się jakieś 5 milionów piłkarzy i świat od tego nie stał się ani lepszy, ani gorszy:-)

Skomentuj bartonet Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.