Czy Chinom grozi kryzys na rynku nieruchomości?

Wielu analityków uważa, że Chinom grozi spektakularne pęknięcie bańki na rynku nieruchomości, podobne do tego, które wydarzyło się w Japonii kilkanaście lat temu. W Japonii zapoczątkowało one wieloletni okres deflacji i stagnacji gospodarczej. Inna grupa analityków twierdzi, że te zagrożenia są zbyt wyolbrzymione i że Chiny wyjdą z opresji najwyżej z lekkim spowolnieniem i tak bardzo dynamicznie rozwijającej się gospodarki.

Kto ma rację? Nie mnie to rozstrzygać. Nie przeżyłem pęknięcia bańki w Japonii, nie wiem jak wyglądała tam sytuacja bezpośrednio przed kryzysem i nie wiem też na ile sytuacja Chin jest do niej teraz podobna. Bez tych danych oraz bez praktycznych doświadczeń życiowych, cokolwiek bym zawyrokował byłoby z mojej strony nieuprawnionym wymądrzaniem się. Natomiast mogę powiedzieć co dostrzegłem „gołym” okiem podróżując po Chinach.

O cenach nieruchomości w Chinach pisałem już jakieś pół roku temu. Są generalnie rzecz biorąc wysokie. Natomiast teraz miałem okazję oprócz wizyt w największych miastach Chin, zobaczyć też nieco więcej chińskiej prowincji. Przejechałem całą trasę od Pekinu, poprzez Szanghaj, Canton (Guangzhou), aż do Nanning i do granicy z Wietnamem, zahaczając jeszcze po drodze o Hong Kong i Macau. O cenach w Hong Kongu też już pisałem na łamach fridomii jakieś pół roku temu; o cenach w Macau zrobię wkrótce oddzielny wpis. I co zobaczyłem na prowincji?

Po pierwsze, we wschodnich Chinach jest wiele ogromnie dużych miast, takich powyżej miliona-dwóch ludności, o których niewiele osób w Polsce w ogóle słyszało i których nie ma nawet na mojej mapie. W miastach tych roi się od wysokich biurowców, centrów handlowych oraz wysokich bloków mieszkalnych. Infrastruktura drogowa lśni. Miasta te mają nowoczesne lotniska, fabryki, odnowione lub zupełnie nowe dworce kolejowe. Pomiędzy tymi miastami też stoją osiedla wysokich, nowocześnie wyglądających bloków mieszkalnych. Z tym, że większość wydaje się totalnie pusta i to nie tylko ze względu na to, że trwają w nich prace wykończeniowe. Wiele wydaje się być całkiem wykończonych (przynajmniej od zewnątrz), a mimo to stoją puste. Ktoś z podróżnych mi objaśnił, ze bloki te powstały w wyniku zapędu lokalnych władz. Gdy przyszedł prikaz „z góry”, że należy budować osiedla dla ludzi, to zaczęto je budować bez analizy potrzeb, bez analizy możliwości sprzedaży lub wynajmu tych mieszkań. Ale za to z dużymi kontraktami i z sutymi prowizjami dla decydentów wybierających dewelopera, firmy dostawcze, itd.  Co będzie z tymi mieszkaniami? Tego to już rozmówca nie wiedział. .. Może postoją i w końcu ktoś je rozbierze, bo w międzyczasie zniszczały?

Pomiędzy miastami ludzie mieszkają w większości w lichych domkach, lepiankach, pokrytych czymś co przypomina blachę falistą, ale nie jest wykonane z blachy, tylko z takiego porowatego, brązowego tworzywa.  Spotykało się takie dachy wiele lat temu na polskich wsiach, ale nie pamiętam jak to się nazywa. Czasami osiedla to rzędy lepianek na grobli oddzielającej dwa jeziora czy stawy hodowlane dla ryb.  Choć domostwa wyglądają dość tymczasowo, a zamiast zamków, drzwi są zamykane na skobel z kłódką, to nie brakuje na ich dachach anten satelitarnych. Wygląda to nieco komicznie. Przez całą podróż nie dopatrzyłęm się ani jednego nowocześnie wyglądającego domu na wsi, z nowoczesną elewacją, oknami, dachem, z zadbanym ogródkiem wkoło.

W ogóle chińska wieś jest ogromnie zacofana jeśli chodzi o nieruchomości. A przecież trzeba wziąć poprawkę na to, że wschodnie wybrzeże Chin, to pewnie elita agrarna Chin, podobnie jak nasza Wielkopolska. Choć widziałem bardzo rozbudowany system kanałów i kanalików irigacyjnych, to poletka są raczej małe, brodzą w nich po łydki w wodzie pojedyńczy ludzie, czasami tylko prowadząc woła zaprzągniętego do brony czy pługa.  Tylko raz, niedaleko granicy z Wietnamem, widziałem jakąś ogromną, ciągnącą się kilometrami plantację wysokiej trawy, chyba trzciny cukrowej i jakieś duże, nowoczene silosy. W środku plantacji było niewielkie osiedle w miarę nowoczesnych domków, najprawdopodobniej dla pracowników plantacji i ich rodzin. A tak to dominują nieruchomości  rolne przypominające te z XIX wieku.

I to dlatego – choć jeszcze raz zastrzegam, że nie czuję się w tej materii ekspertem – raczej spodziewam się dalszego rozwoju rynku chińskich nieruchomości. Tylko tym razem nie aż takiego spektakularnego jak wysokie na 400- 500- czy nawet 600 metrów drapacze chmur w miastach, ale bardziej organicznego, powolnego, ale systematycznego rozwoju nieruchomości wiejskich. Będąc ignorantem w/s pęknięcia bańki nieruchomościowej w Japonii pod koniec ubiegłego wieku, to jednak spodziewam się, że tam wówczas nieruchomości były rozwnięte tak w miastach, jak i na wsiach. W sytuacji Chin, dostrzegam wiele potencjalnych rezerw.

A jak się sprawy rozwiną w rzeczywistości? Nie wiem,ale trzymam mocno kciuki za pozytywny scenariusz dla Chin. I to zarówno ze względu na sympatycznych, choć nieco nieśmiałych w kontaktach z cudzoziemcami, mieszkańców Chin, jak i ze względu na dobro mieszkańców globu, tak ostatnio negatywnie doświadczonych kryzysem amerykańskiego rynku nieruchomości.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

6 Responses

  1. Witam

    W Japonii mieszka 127 mln ludzi a w Chinach 1 347 mln, juna a jen to nie te same waluty. Jeden to kraj rozwinięty drugi rozwijający się. Według mnie kryzys nie będzie taki sam. Chiny to inny kraj wschód z zachodem to ogromna przepaść.

    PS kryzysy mogą być lokalne czyli np dotkną tylko jednego miasta (np ok 40 mln ludzi )

  2. Sławku, czy możliwe ze miałeś na myśli eternit pisząc: “pokrytych czymś co przypomina blachę falistą, ale nie jest wykonane z blachy, tylko z takiego porowatego, brązowego tworzywa. Spotykało się takie dachy wiele lat temu na polskich wsiach, ale nie pamiętam jak to się nazywa.”?

  3. Chinom? Pewnie nie grozi. W Polsce mamy za to doskonałe warunki do prowadzenia biznesu. Wszystko idzie we właściwym kierunku – kto ma teraz kapitał, może przejąć halę magazynową za bardzo małe pieniądze, oczywiście stosunkowo. Dawno nie było takich realiów do prowadzenia biznesu.

    1. Brano, dzięki za odwiedzenie fridomii. Masz rację, że to czy szklanka jest pół pusta, czy pół pełna zależy tylko od nastawienia:-)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.