Czy jestem bogaty?

W zeszłym tygodniu miałem zaszczyt spotkać się z ok 40-toma klientkami kliniki medycyny estetycznej Ars Estetica we Wrocławiu. Spotkanie było zorganizowane w apartamencie pokazowym na 47. piętrze budynku Sky Tower, “zaprojektowanego by cieszyć”. Ucieszył mnie widok na panoramę miasta, niezwykle atrakcyjną. Ale jeszcze bardziej możliwość spotkania w tak miłym gronie. Opowiadałem – jak zwykle, zaczynam być strasznie monotematyczny – o wolności finansowej.

I okazało się, że piękno idzie w parze z mądrością. Jedna z uczestniczek – matematyczka jak się okazało – zwróciła mi uwagę na to, że opowiadając o tym jak bardzo wolność finansowa różni się od bogactwa popełniam pewien błąd logiczny. Chodziło jej o to, że o ile te dwa zbiory – ludzi wolnych finansowo i ludzi bogatych – są rozdzielne, to jednak jest pewna grupa osób należąca jednocześnie do obu zbiorów. I ma rację.

Nie każdy bogaty jest wolny finansowo. Osoba z pozoru bogata może mieć straszne długi. Ale nawet jeśli nie ma długów, to nie jest wolna finansowo o ile większość jej przychodów, potrzebnych do utrzymania jej wysokiego standardu życia zależy od jej aktywności zawodowej. Z drugiej strony, biedny nauczyciel wf-u w podstawówce utrzymujący bardzo skromny standard życia ze swojej nauczycielskiej pensji, może być wolny finansowo jeśli nie sprzeda dwóch kawalerek odziedziczonych “po dziadkach” i je wynajmie. Przychody z najmu pozwolą mu na utrzymanie jego skromnego standardu życia nawet gdyby jego miejsce pracy (szkoła) uległa zamknięciu. Jest wolny finansowo.

Ponieważ punktem odniesienia dla zdefiniowania wolności finansowej są potrzeby finansowe danej osoby, to dla utrzymania swojego dotychczasowego wysokiego standardu życia, prezes dużego banku może potrzebować portfela 100 luksusowych domów na wynajem lub dużych lokali użytkowych. Ze względu na swój stan posiadania, taka osoba byłaby również uznana za “bogatą”. Bo “bogactwo” definiuje się poprzez porównywanie z innymi. Bogaty, to po prostu osoba posiadająca więcej niż inni.

Zastanawiając się nad tym zagadnieniem, uświadomiłem sobie, że w mojej najnowszej książce “Moja droga do wolności finansowej” nie odniosłem się do kwestii tego “czy czuję się bogaty?” Nie przyszło mi to do głowy. Bo w ogóle – prawdę mówiąc – się nad tym nie zastanawiam. Wiem, że “bogactwo” jest bardzo mało konkretne. Zależy od tego z kim miałby się porównywać. Gdybym sprzedał wszystkie swoje mieszkania i pieniądze zabrał ze sobą do Wietnamu czy do Indii, to stałbym się straaasznie bogaty. Choć nie w porównaniu do najbogatszych Hindusów, bo przy ich majątkach mój wyglądałby dość blado.

A w Polsce? Gdybym porównał wartość swojego majątku netto do majątku przeciętnego Polaka, to myślę, że mógłbym się uznać za “bogatego”. Ale to wynika bardziej z tego, że – gdzieś tak czytałem – średnie oszczędności Polaka to jedynie PLN 23 tysiące. I nie wiem czy to oszczędności netto czy brutto, czyli bez uwzględnienia średniego zadłużenia Polaków. Z drugiej strony, z moim majątkiem netto nie dostałbym się na żadne listy 100, 500 czy 1000 najbogatszych Polaków. Więc porównanie wypadłoby blado.

Jeżdżę 4-5 letnią Mazdą, a jeszcze częściej skuterem. Chwilowo mieszkam w kawalerce w starej kamienicy. W czasie podróży nocuję w hostelach czy tanich hotelach, nie latam klasą biznes. Nie kupuję markowych ubrań, chyba, że byłyby w kolorze pomarańczowym:-). Zegarki które noszę są klasy Swatcha bardziej niż Rolexa. Nie mam jachtu, samolotu czy innego kosztownego hobby. Nie mam apartamentu wakacyjnego. Nie mam złota (ani grama), pakietu akcji (ani jednej), obligacji (ani jednej) czy lokat bankowych z dużymi saldami (najwyższe saldo jakim zwykle dysponuje to wartość okazyjnej kawalerki), ani hektarów ziemi (nie posiadam ani jednego metra kwadratowego, nie licząc współwłasności wynikającej z własności mieszkań na wynajem) czy stadniny koni. Nie dysponuję zatem żadnymi atrybutami bogactwa.

Nie wiem czy jestem bogaty czy nie:-) Ale ponieważ nie porównuję się do innych (o tym akurat wspominam w swojej najnowszej książce), to nie zaprzątam tym sobie głowy. Cieszę się, że jestem wolny. Na innych aspektach życia finansowego mi nie zależy. Kropka.

Jestem wdzięczny owej matematyczce, że pomogła mi doprecyzować moje własne myślenie. Natomiast nadal obstaję przy tym, że osiągnięcie wolności finansowej lub osiągnięcie bogactwa to dwa różne cele, do których prowadzą dwie różne drogi. I że należy wybrać jeden lub drugi cel, bo inaczej istnieje silne ryzyko kluczenia. A jeśli wielkość portfela nieruchomości, który będziesz posiadać inni uznają za “bogactwo” to trochę … ich problem, nie twój:-)

Powodzenia!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

26 Responses

  1. Slawku,

    Znalazlem ciekawy raport, ktory z pewnoscia Cie zainteresuje. Ponizej kilka cytatow i dane liczbowe – zebysmy juz sie nie opierali na szacunkach, mamy poparcie w liczbach.

    „W Polsce w 2011 r. ok. 82% mieszkań stanowiły mieszkania własnościowe, natomiast ok. 18% mieszkania przeznaczone pod najem (w tym ok. 14,5% to mieszkania wynajmowane po preferencyjnej, zredukowanej stawce).”

    „Według stanu na koniec marca ubiegłego roku w Polsce było w sumie 13,7 mln mieszkań.”

    Mieszkania wynajmowane po stawce rynkowej: 3.5% x 13,700,000 = 479,500 (mamy wiec okolo pol miliona mieszkan wynajmowanych po cenach rynkowych).
    Mieszkania wynajmowane po stawce zredukowanej 14.5% x 13,700,000 = 1,986,500 (zapewne zasoby gminne mieszkan socjalnych)
    Lacznie okolo 2.5 mln mieszkan na wynajem jest teraz w Polsce.

    http://www.michalstopka.pl/szokujace-dane-gus-w-polsce-jest-ponad-100-tys-wiecej-mieszkan-niz-gospodarstw-domowych-jakie-perspektywy-rynku-mieszkaniowego/
    http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/lu_nps2011_wyniki_nsp2011_22032012.pdf
    http://www.nbp.pl/publikacje/rynek_nieruchomosci/raport_2012_spis.pdf
    http://www.nbp.pl/publikacje/rynek_nieruchomosci/raport_2012.pdf
    http://www.nbp.pl/publikacje/rynek_nieruchomosci/raport_2012_miasta.pdf
    http://www.nbp.pl/publikacje/rynek_nieruchomosci/raport_2012_slownik.pdf

    1. Ziom, dzięki za ciekawe dane. Przestrzegam jednak przed hura optymizmem:-) To co jest tu podane, to nie są – wbrew temu co mówisz – pewniki.
      “Około 3,5%” to nie pewnik, to szacunek:-)

      “Pewnikiem” jest dla mnie np liczba osób, która rozlicza przychody z najmu mieszkań ryczałtem. W tym roku przegapiłem tę daną podawaną przez Ministerstwo Finansów do publicznej wiadomości. Takich osób było w zeszłym roku (PIT-y za rok 2011) około 295.000. W tym roku spodziewam się, że takich osób było więcej.

      Pytanie ile osób rozlicza swoje przychody z najmu na innych zasadach (ogólnych czy działalność gospodarcza), a ile pozostaje nadal w tzw szarej strefie. Dalej należy oszacować ile osób w Polsce posiada mieszkania na wynajem, które jednak stoją puste bo właściciele boją się “złych najemców”. Większość z nas takie osoby zna – ja dziś też poznałem kolejną, popularnego w Polsce ekonomistę:-)

      Jak już oszacujemy tę liczbę osób, to jeszcze będziemy musieli przemnożyć to przez średnią liczbę posiadanych przez nich mieszkań. Wiadomo, że doskonała większość posiada tylko jedno mieszkanie na wynajem, ale są tacy, którzy mają dwa, trzy czy więcej. A garstka rekordzistów pewnie po kilkaset lub nawet po kilka tysięcy:-)

      To dlatego wydaje mi się, że Twoje szacunki są mocno zaniżone. Gdy szacowałem to jakiś czas temu wyszło mi około 660.000 tysięcy. Ale to oczywiście też tylko szacunek:-) Nie wiem tylko jakim błędem obarczony:-)

  2. Sławku!
    Chociaż w pełni zaraziłeś mnie swoją ideą wolności finansowej, do której zresztą usilnie dążę, to też mam pewne wątpliwości, związane z Twoim odcinaniem wolności finansowej od bogactwa.

    Główna jest taka, że osoba bogata bardzo łatwo może się stać wolna finansowo – w drugą stronę już nie jest tak prosto. Wyobraźmy sobie sytuację, że zarabiamy np. 20 tys miesięcznie i po kilkunastu latach mamy aktywa warte 2 miliony złotych. Jeżeli taka osoba dojdzie do wniosku, że przechodzi na emeryturę to nie ma żadnego problemu, chociaż wcześniej wcale nie musiała o tym myśleć.

    Dużo taniej będzie dokonać pewnej zmiany mentalnej aby ograniczyć swój poziom życia (jeżeli był niepotrzebnie wygórowany) niż dążyć do pomnażania aktywów aby móc osiągnąć pułap swoich pierwotnych dochodów, tym razem pasywnych. Taką operację można teoretycznie przeprowadzić na dowolnym milionerze, a sam proces nie zajmie więcej niż parę miesięcy.

    Nikt nie lubi (i ja też nie) obniżać standardu swego życia, ale z własnego doświadczenia wiem, że ograniczenie wielu wydatków wcale tego standardu nie obniża. Wystarczy trochę pomyśleć.

    Paradoks, a zarazem moje największe odkrycie w kwestii poziomu życia polega na tym, że wiele codziennych wydatków wynika bezpośrednio z faktu, że pracujemy. Musimy mieć samochód by jeździć do klientów, porządny garnitur, aby wyglądać poważnie. Żywimy się na mieście bo nie mamy czasu sobie nic ugotować i wydajemy krocie na lekarzy, bo z tego wszystkiego podupadamy na zdrowiu. Warto wziąć pod uwagę to w wyliczaniu kosztów swojego (postkorporacyjnego) życia.

    Można się najpierw “bogacić”, ale nie po to aby konsumować, ale po to by aktywa rosły. Można w ten sposób gromadzić środki szybciej niż na wynajmie, ale w sposób wymagający sporo aktywności. Jak uznamy, że to “już”, wystarczy zamienić wszystkie aktywa w stabilny pasywny dochód.

    Jasne, że portfel mieszkań to bogactwo, jakżeby inaczej? :) Bogactwo to stan posiadania, a nie stan szpanu w postaci gadżetów itp – Mam wrażenie Sławku, że jak piszesz o bogactwie to niemal zawsze chodzi Ci o bogactwo na pokaz ;)

    Pozdrawiam

    1. Michał, czyż nie jest powszechnie przyjęte, że bogacz, który – z wyboru – żyje jak nędzarz, to jakiś “dziwak”? Z drugiej strony, biedny któremu udaje się żyć jak bogacz, to symbol… zaradności?

      Według mnie, ponieważ definicja “bogactwa” jest nieprecyzyjna, to jedynym sposobem definiowania bogactwa jest porównywanie jednych do innych. Porównywanie się jest jakby “wszyte” w bogactwo, a stąd już mały krok do życia na pokaz:-)

      Oczywiście na to nakładają się jeszcze inne czynniki. W krajach historycznie zamożnych, o silnej etyce (Beneluks, Skandynawia, Niemcy) skłonność do szpanu jest mniejsza niż w o wiele biedniejszej Rumunii, Ukrainie, Rosji czy Azji. Czechy są chyba nieco mniej szpanerskie od Polski.

      1. Niemcy lubia szpanowac ,przypominaja mi w tym Polakow , Rosjanie czy Hindusi to klasycy w tym temacie.Najmniej w Europie szpanuja Anglicy choc sa w istocie najbardziej “bogaci” wg mnie w Europie ,Skandynawowie nie szpanuja ale tez nie sa bogaci ,w Norwegii np auta jezdza nie lepsze niz w Polsce (wg statystyk najstarsze w Europie) Nie szpanuja rowniez Holendrzy czy Belgowie.

      2. Myślę, że to też powinien być ważny element Fridomii – zmiana tych “ogólnie przyjętych” norm. Nie da się chyba zupełnie uciec od szpanowania, ale wolałbym aby ludzie nie szpanowali dobrami konsumpcyjnymi tylko swoimi inwestycjami.

        tomek – byłeś w tych krajach?? Jak dla mnie jest niemal dokładnie odwrotnie niż napisałeś :) Anglicy żyją na kredyt jak nikt inny. W byle wiosce naliczysz kilka porszaków czy jaguarów. Niemcy i Skandynawowie są od nich bogatsi. Między innymi właśnie dlatego że jeżdżą starymi samochodami. Smochody są zdecydowanie kiepskim miernikiem “bogactwa” danego regionu.

        Świetnym miernikiem siły nabywczej danego kraju jest tzw. index Big Maca. Tego hamburgera można kupić w zasadzie wszędzie, jest w pełni ustandaryzowany, oraz zawsze produkowany na bazie lokalnych produktów. Nie podlega więc handlowi międzynarodowemu i jego cena jest dostosowana do możliwości lokalnego rynku. Dlatego na podstawie ceny Big Maca łatwo ocenić stan bogactwa obywateli danego kraju.

    2. Michał, ja bym nie przesadzała z tym mówieniem, że temu co ma dużo łatwiej osiągnąć wolność finansową – co jest jedną z pierwszych lekcji, których się uczy grając w Cashflow, a potem widzi dookoła siebie obserwując choćby znajomych. W najbliższym gronie mam ludzi, których wysokość zarobków różni się ok. 5-krotnie i to ci zarabiający mniej mają więcej oszczędności, a ci co zarabiają sporo “ledwo wiążą koniec z końcem” i absolutnie nie widzą sposobu, żeby wydawać mniej. Zauważ też, że Sławek wspominał, że w otoczeniu swoich kolegów z pracy był wyjątkiem, a nie regułą.

      Oczywiście dokonanie zmiany mentalnej jest tańsze, ale nie jest niestety łatwiejsze. Dla chcącego znajdą się też sposoby, ale jednak zwykle wysokość naszych zarobków w jakiś sposób jest skorelowana z towarzystwem i zainteresowaniami, które utrzymujemy.

      Słusznie zauważasz jednak, że praca sama w sobie wymaga od nas nakładów finansowych (dodałabym jeszcze do znacznych kosztów szkolenia i szeroko pojęte “bycie na bieżąco”), ale też na emeryturze wcześniej czy później koszty utrzymania znacznie wzrastają ze względu na wiek i kłopoty zdrowotne (czego wielu ludzi niestety nie przewiduje).

      Podsumowując – abstrahując od skrajnych przypadków kiedy komuś brakuje na chleb nie sądzę, żeby wysokość zarobków w prosty sposób wpływała na to czy i jak szybko ktoś stanie się wolny finansowo. Ważniejsze są determinacja i wiedza.

      1. Weroniko, zgadzam się z tym co mówisz. Nie chciałem odpowiadać Michałowi, by nie powstało wrażenie, że zawsze dążę do tego by “moje było na wierzchu”:-), ale sam chciałem odpisać coś podobnego. Właściwie dorzuciłbym tylko jedną myśl.

        Wielu osobom wydaje się, że to ile uda im się zgromadzić aktywów zależy od tego jak dużo ZARABIAJĄ. Prawda jest jednak inna. Możliwości gromadzenia aktywów nie tyle zależą od tego ILE SIĘ ZARABIA, tylko od tego ILE SIĘ WYDAJE.

        Pokazuje to na licznych przykładach autor książki “The Millionaire Next Door”, którą recenzowałem na łamach bloga fridomia.pl jakiś czas temu. Dwóch amerykańskich lekarzy w tym samym stanie, wieku, specjalności, itp, zarabiających tyle samo (NB bardzo dużo). Po kilkunastu latach od skończenia uczelni medycznej jeden jest wolny finansowo, a drugi jest milionerem. Gdyby to zarobki decydowały, to różnica w ich stanie posiadania powinna wynosić +/- 10 do 20%. Skąd zatem ta ogromna różnica? Z tego co pisze Weronika – wiedza i determinacja. W moim odczuciu, ze silnym wskazaniem na to drugie.

        1. Rozumiem Wasz punkt widzenia i generalnie się zgadzam, jednak chciałem pokazać pewne odstępstwa od ogólnych reguł. Wcale nie zamierzam generalizować – wręcz przeciwnie, szukam jak najwięcej możliwości jakie mogą się pojawić.

          Pojawia się tu pewne zniekształcenie – przynajmniej od strony finansowej. Otóż “wolność finansowa” “wolności finansowej” nierówna. Jak dobrze wiecie – dla jednych jest to 3k miesięcznie a dla innych 10k. Prawdę mówiąc nie spotkałem jednak wśród mieszkaniczników osoby, która zadowalałby się tą pierwszą kwotą. Ludzie zafascynowani tą ideą myślą zdecydowanie o tej drugiej, lub też o wiele wyższych kwotach. Oznacza to, że prawdopodobnie staną się oni (przynajmniej w swoich planach) wolni finansowo dużo później niż by mogliby w rzeczywistości.

          No więc o którą wolność właściwie chodzi? :) I czy w związku z tym jesteśmy bardziej wolni wraz ze wzrostem portfela aktywów?

  3. W sumie chyba lepiej być umiarkowanie zamożnym, nizeli obrzydliwie bogatym, kiedys zadałem sobie pytanie: – wolałbym wygrać w totka 2 mln zł, czy 20 mln zł? (abstrahując od tego że zapewne pieniadze zarobione własną pracą są bardziej “wartościowsze”)
    Odpowiedziałem sobie, że wolałbym tą mniejszą kwote, którą rozporządziłbym tak by żyć na poziomie, a jednoczesnie nie rezygnowałbym z pewnych wymagań życiowych, które czasami potrafią dawać satysfakcję, ale może jest to kwestia skromnego charakteru, brak potrzeby wychylania się.

    Ps. Chociaż zawsze tą kwote 20 mln można by rozdać :)

    1. Dlaczego wolisz mniejszą kwotę? Masz może jakieś przekonania że ludzie bogaci są źli lub jakieś inne negatywne związane z pieniędzmi? Pomyśl że, będąc dobrym człowiekiem i mając więcej pieniędzy możesz więcej dobra czynić dla innych.

  4. Piekny wpis Slawku.Przecietny czlowiek myli oba pojecia ,je tez je dotad myliem.Szczerze mowiac na haslo bogactwo moj umysl reaguje stresem ,kojarze to ze wspolzawodniczeniem z innymi ,presja ,niekonczacym sie wyscigiem.Z kolei jak pomysle sobie o wolnosci finansowej w moim umysle nastaje spokoj i rozluznienie ,rozkoszowanie sie zyciem.Gdyby ludzie dazyli do wolnosci finansowej a nie bogactwa ,przede wszystkim na pewno by ja osiagneli , a po drugie po osiagnieciu celu byliby szczesliwsi niz po osiagnieciu bogactwa (jesli w ogole by bogactwo osiagneli).Ujawnienie Twoich atrybutow bogactwa uswiadamia ze nie o lsniacego Mercedesa w zyciu chodzi czy tez niekoniecznie nalezy zatrzymywac sie w 5cio gwiazdkowych hotelach zeby przezyc fajne wakacje.Wolnosc jest o wiele wartosciowsza niz bogactwo.

  5. Witam Panowie :-)
    właśnie odkryłam to fantastyczne miejsce.
    Niedawno zapoznałam się bardzo ciekawą propozycję określenia własnej zamożności / bogactwa(?). Przedstawiła ją w swojej książce “Bogata Kobieta” Kim Kiyosaki cytując właściwie definicję Richrda Buckminister Fullera.
    Według tego filozofa zamożność to:
    Możliwość przetrwania człowieka przez x kolejnych dni.
    Można by rozwinąć tę definicję zadając pytanie, “ile dni możemy przetrwać, nie pracując”?
    Pani Kiyosaki proponuje nawet wzór na wyliczenie własnej zamożności
    oszczędności (lub dostępna gotówka) + przychody, które otrzymujesz bez pracowania
    :
    miesięczne koszty utrzymania
    =
    twoja zamożność.
    Zatem wszystko zależy od naszych indywidualnych potrzeb, oraz przepływu pieniężnego bez pracy.

    W tym równaniu nie bardzo rozumiem w jaki sposób mogę dodać przychody, które otrzymuję bez pracowania. Należałoby podać jakiś konkretny okres np. wynajmu.
    Wtedy wyniki nie będą jednak wymierne.

    Dlatego też logiczniejsze jest dla mnie równianie

    oszczędności (lub dostępna gotówka)
    :
    miesięczne koszty utrzymania – przychody, które otrzymujesz bez pracowania
    =
    twoja zamożność (tyle miesięcy możesz przetrwać nie obniżając swoich standardów życiowych bez pracy)

    Równanie to ma jednak sens wyłącznie w przypadku, gdy koszty utrzymania są wyższe od miesięcznych przychodów.

    1. Uarda, dzięki za odwiedzenie fridomii i za podzielenie się z nami tymi równaniami. Są ciekawe, ale wydaje mi się, że mieszają dwa pojęcia “bogactwa” oraz “wolności finansowej”.

      Próbowałem je zastosować do swojej sytuacji i nie bardzo wiem jak interpretować … wynik:-) Komplikacją w moim przypadku jest to, że mam praktycznie zero oszczędności, a jednocześnie pasywne wpływy gotówki co miesiąc wyższe niż koszty utrzymania:-)

      Ja wolę inny, o wiele prostszy miernik wolności finansowej. Poziom wolności finansowej (WF) = wielkość strumienia pasywnej gotówki (PAS) x 100% podzielony przez comiesięczne potrzeby gotówkowe (PG).

      Jeśli PAS = PG, to masz 100% wolności finansowej
      Jeśli PAS = 1/2 PG, to masz 50% wolności
      Jeśli na odwrót, masz 200% wolności finansowej

      Jeśli masz tylko 50% wolności finansowej, to masz 3 opcje dojścia do pełnej WF
      1) albo dwukrotnie zwiększyć pasywne przychody (np zamieniając swoje oszczędności w aktywa przynoszące większy strumień pasywnej gotówki)
      2) albo obniżyć swoje potrzeby o połowę
      3) albo jakaś kombinacja tych dwóch podejść

      Zwróć uwagę, że według tej definicji, oszczędności czy inne aktywa nie wspomagają wolności finansowej, no chyba że kreują jakiś strumień pasywnej gotówki.

      Czy ktoś zechce rozwinąć/konstruktywnie skrytykować ten model wyliczeń? Będę wdzięczny.

  6. Czym się różni bogactwo od wolności finansowej? Tym, czym mieć od być.

    Wystarczy się zastanowić czy posiadanie jest dla ciebie kluczowym aspektem w zakresie gromadzenia, pomnażania i inwestowania,czy ma być środkiem do bycia człowiekiem wolnym, spełniania się w swoim własnym człowieczeństwie w wymyślonym przez siebie życiu.

    Przyznam, że dla mnie wolność finansowa jest gwarancją tego, że mogę być tym kim chcę być. Bogactwo jest, jak słusznie zauważyłeś, szalenie względne. I jak mawia moja mama, jej największym bogactwem są dzieci, wnuki, zdrowie i życzliwi ludzie wokół. Czuje się też bogata w czas, gdy na emeryturze może usiąść i rozwiązywać krzyżówki pod śliwą na działce.

  7. Pięknie Sławku :-) Podoba mi się Twój “hurra” optymizm ale pamiętajmy, że twoje początki też nie były zbyt kolorowe i miałeś zadłużone mieszkania w spółdzielniach (nie wspominasz o tym, dlaczego???). Sam przez pewien czas balansowałeś (od jednej opłaty do drugiej) niczym spławik na wietrze. Więc czemu bez żadnych oporów zachęcasz ludzi do pewnych ruchów, które niekoniecznie muszą im się przysłużyć? W sensie wpędzić się w kredyt żyjąc o chlebie i maśle przez następne trzydzieści lat? Wolność finansowa czy bogactwo to dwie różne sprawy, bardzo indywidualne, uzależnione od poziomu życia, oczekiwań i realiów panujących w życiu osób zainteresowanych. Pamiętaj, żyjemy w Polsce, a tu początki czegokolwiek nie są szczególnie łatwe, sam jesteś tego żywym przykładem. Więc rozgraniczajmy, bardzo proszę, realia od patrzenia na życie przez różowe okulary.

    1. Hej,

      Zainteresował mnie posta Czorta44.
      Jestem ciekawy skąd te konkluzje ?
      Jak w kazdym biznesie, jesli sie zaangazujesz to osiagniesz suckes. Poczatki moga byc trudne ale pozniej to samo przychodzi.
      Sławek tworzy Fridomie dla częsci osób które sie anaguzja w najem i osiagniecie wolnosci.
      Wręcz da sie to zmaterializować , znam osoby ktore dzieku sledzeniu trendow Fridomi i Mieszkaniczka skutecznie zwiekszaja ROI na mieszkaniach. Nie ma to mowy o odkładania chleba jesli sie kocha to co sie robi i ANGAZUJE.
      Wtedy konkurencja i reszta jest poza Nami.
      Pozdrawiam
      Marcin
      Tychy

      1. Marcin, dzięki za słowa wsparcia. Masz rację co do tego, że początki mogą być trudne i w tym sensie Czort 44 też ma rację.
        Tylko, że te rzekome doniesienia o mnie są wyssane z palca. Na szczęście nie miałem żadnych traumatycznych początków:-)

  8. Witam Cię Sławku i Was Fridomaniaków!
    Zainspirowany świetnym wpisem, postanowiłem podzielić się fragmentem z książki,który zawsze przychodzi mi na myśl gdy słyszę słowa: bogaty i wolny finansowo.Mam nadzieję,że jest on w temacie :) A oto i on: “A jeśli chodzi o pieniądze,wielu ludzi próbuje robić to,co robią bogaci, i mieć to,co mają bogaci. Kupują więc domy,które wyglądają na bardzo drogie, samochody, które wyglądają na bardzo drogie, i posyłają swoje dzieci do szkół do których chodzą dzieci bogatych. Efekt jest taki, że w kategorii robić pracują coraz ciężej, a w kategorii mieć mają więcej długów, które zmuszają ich do coraz cięższej pracy- co nie jest tym co naprawdę robią bogaci. Ludzie myślą, że ciężka praca dla pieniędzy, a następnie kupowanie rzeczy, które sprawią, że wygląda się na bogatych, zrobi ich bogatymi.W większości przypadków tak się nie dzieje. To powoduje tylko tyle, że są bardziej zmęczeni. Nazywa się to “dorównywaniem sąsiadom”. Gdy się dokładnie przyjrzysz, zauważysz, że sąsiedzi są wyczerpani”.Miałem cichą nadzieję Sławku, że w tym wpisie wspomnisz historię o Beckhamie , który organizował imprezę w Paryżu i zaprosił szejków:) Ta opowieść świetnie ilustruje różnicę pomiędzy kto dla kogo jest naprawdę bogaty.

    1. Krystian, dzięki za odwiedzenie fridomii oraz za bardzo trafny cytat.
      Bałem się, że moje wielokrotnie powtarzane przykłady (vide Beckhamowie) już się wyświechtały i całkiem znudziły. Ucieszyło mnie, że jednak zatęskniłeś za jego kolejną powtórką:-)))

  9. Byłem rok temu w Sydney. Wypad na 4 dni, bo był bilet w promocji – nieprzyzwoicie tani. Mieszkalem w hostelu w centrum miasta (bodajże za niecałe 50$ za noc w łóżku piętrowym). Muszę przyznać, że trochę tam nie pasowałem. Gość po 40tce … I to świetnie obrazuje, jak ludzie myślą i jak postępują. Większości z nas nie przyjdzie do głowy, żeby wraz ze wzrostem zamożności (przychodów) nie podążać równocześnie z konsumpcją. Ja byłem tam na pewno jedynym przedstawicielem klasy średniej w cały kilkupiętrowym hostelu (a zarabiam w dolarach, więc mogę powiedzieć światowa klasa średnia). Mało z nas zadaje sobie pytanie, co jest na prawdę istotne i jaki jest cel (np. mojego wyjazdu). Co jest do osiągnięcia tego celu potrzebne (dach nad głową jakikolwiek, bilet, dobre buty, trochę pieniędzy na przemieszczanie się itp). Nie lubię oszczędzać na jedzeniu, ale hotel – dlaczego nie. Przecież pojechałem tam zwiedzać i coś przeżyć a nie spać :)
    Zadawanie sobie pytania, jaki mam cel w danej czynności, pomaga odpowiedzieć na czym mogę a na czym nie powinienem oszczędzać. Bo jak często powtarzasz, od oszczędności zaczyna się budowanie wolności finansowej.
    No cóż, nie zawsze jednak udaje mi się kupować tylko to, czego na prawdę potrzebuję. Niedawno kupiłem plecak na aparat fotograficzny. Nie mogłem się oprzeć bo, był w środku pomarańczowy. Nie tylko Ty masz problemy z tym kolorem. Jeszcze nie użyłem tego plecaka ani raz …

  10. Dwie kwestie-pierwsza- jeśli chodzi o liczbę mieszkań na wynajem, to pamiętajcie, że ryczałt od najmu jest jednym z najtańszych sposobów taniego wyjęcia pieniędzy ze spółki, i jest to sposób bardzo rozpowszechniony, więc liczby mogą kłamać.
    Druga- szczęście- ludzie są różni i naprawdę każdy ma inne potrzeby- dlatego nie lubię oceniania ludzi po pozorach. Ktoś pisał o noclegach w hostelach. Dla jednych podróż to wrażenia na miejscu, inni podróżują po to, by pomieszkać w niezwykłym hotelu, doświadczyć doskonałej obsługi, fantastycznego widoku, czy leżenia nad pięknym basenem. I nikomu nic do tego. Życie jest krótkie i czasem zaskakujące. Możemy budować naszą wolność finansową i w trakcie tego procesu może okazać się, że Bóg ma wobec nas inne plany. Co gdy czasu, by z niej skorzystać zabraknie i zostaną tylko marzenia?

Skomentuj Michał Żółtowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.