WF – skrót zawsze pozytywny

Kilka dni temu dostałem maila od Jakuba. Zaintrygowało mnie to, że twierdzi iż jest wolny finansowo. Takich osób nie mam okazji spotykać w Polsce na co dzień. Niestety. Zainteresowany tym w jaki sposób doszedł do wolności finansowej poprosiłem go o podzielenie się z nami jego historią, zwłaszcza, że Jakub nie doszedł do swojej fridomii dzięki nieruchomościom.

Dzięki za tekst, Kuba. Przyjmij też moje najszczersze gratulacje i wyrazy podziwu. Już się nie mogę doczekać na spotkanie z Tobą w tym tygodniu. Do zobaczenia. Zaprosiłem też Kubę na safari Klubu Fridomii w Kenii w 2022 roku:-). Oto jego historia:

“Kiedy zapisuję w swoim kalendarzu lub na liście spraw akronim WF, zawsze mam pozytywne skojarzenie. Nie tylko ze względu na ulubione lekcje wychowania fizycznego z czasów szkolnych i nie tylko ze względu na skrót używany przez moich pracowników, a opisujący mój start-up „Work & Fun”. Coraz częściej bowiem zapisek „WF” oznacza w mojej głowie wolność finansową. Wolność, którą chyba właśnie udało mi się osiągnąć…

             Nic nie wskazywało na to, że będę autorem takiegoż wpisu na bloga. Zanim zainteresowało mnie zarabianie pieniędzy i wolność finansowa miałem w życiu dwie olbrzymie pasje: sport i naukę. Trenując zawodowo siatkówkę odniosłem ze swoją drużyną sporo sukcesów, ze złotym medalem mistrzostw Polski w 1999 roku na czele. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, co będę robić w przyszłości, z całą pewnością odpowiedziałbym, że będę siatkarzem reprezentacji Polski lub „przynajmniej” pierwszoligowym zawodnikiem. Życie jednak potoczyło się inaczej i… znalazłem pasję zastępczą.

            Zmęczony kontuzjami, kiepską atmosferą w moim ówczesnym klubie sportowym i ciągłymi dojazdami na treningi (wtedy jeszcze pociągiem po 3—5 razy w tygodniu), coraz bardziej wpadałem w sidła nauki. W pewnym momencie studiowałem już 3 kierunki na raz i dodatkowo czytałem jak szalony. Potrafiłem „pochłonąć” nawet 100 książek rocznie, przy czym większość pisana była językiem naukowym. I znowu, gdyby ktoś zadał mi wtedy pytanie o moją przyszłość, z przekonaniem odparłbym: doktorat, praca na uczelni a potem habilitacja….

            I mniej więcej w tym czasie napisałem jedną ze swoich książek. Wierzcie mi lub nie, ale sądziłem, że to będzie po prostu przygoda – że dam egzemplarz rodzicom, znajomym i wpiszę sobie to do CV jako ciekawostkę. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy pierwszy nakład książki sprzedał się już w kilka tygodni. Dziś w księgarniach można kupić już 6-te wydanie tej publikacji, nie mówiąc o tym, że właśnie jest tłumaczona na 4-ty język obcy i coraz lepiej zaczyna się sprzedawać za granicą. Pisząc tą książkę nie wiedziałem jeszcze kompletnie czym jest wolność finansowa, a tymczasem wynikiem tamtej pracy jest jeden z moich „bezbolesnych” i nie wymagających uwagi przychodów pasywnych.

            Wolność nie przyszła oczywiście od razu po rozdziale „naukowym” mojego życia. Najpierw pojawił się biznes. Początkowo obserwowałem go jako manager restauracji czy team leader w branży turystycznej. Później zostałem dyrektorem regionalnym sporego, ogólnopolskiego centrum szkoleniowego. Wreszcie przyszedł czas na moją pierwszą firmę. Idąc w ślad za sukcesem książki, moje pierwsza firma zajęła się tym samym tematem, o którym pisałem. Rozwijała się szybciej niż mógłbym zamarzyć i dziś jest liderem tego rynku w Polsce i jedną z największych tego typu firm na całym świecie! I po raz ostatni – gdyby ktoś zapytał mnie wtedy o przyszłość, odpowiedziałbym coś pomiędzy: biznes, rozwój, ekspansja na Azję czy tym podobne.

            I mimo, że wszystkie moje 3 odpowiedzi z ubiegłych lat były bardzo ambitne, zbliżyłem się do ich realizacji na tyle by powiedzieć, że osiągnąłem w swoim życiu wiele i zapewne znajdą się tacy, którzy nazwą mnie „człowiekiem sukcesu”. Kiedy jednak piszę ten tekst, nachodzą mnie dwie obserwacje: po pierwsze, wszystkie te etapy mojego życia (sport, nauka, biznes) trwały mniej więcej po 5 lat. Po drugie, każdy z nich dał mi masę satysfakcji, ale też każdy miał rezerwy i każdy był zaborczy i wymagający czasowo – ograniczał rozwój w innych dziedzinach. Kiedy jednak zacząłem zarabiać więcej niż potrzebowałem na bieżące wydatki i kiedy nauczyłem się oprócz inwestowania w swoje firmy także konsumować swoje sukcesy (wciąż w sposób skromny i rozsądny, ale niezwykle satysfakcjonujący), przyszedł czas na kolejną przygodę: wolność finansowa.

            Mniej więcej około 2010 roku zaczęły się pojawiać w moim życiu pierwsze informacje na ten temat. Książka Kiyosakiego, spotkanie z inwestorem w nieruchomości, aż wreszcie wystąpienie Sławka Muturi na jednej z krakowskich uczelni. W tym czasie miałem już kilka źródeł przychodu pasywnego, m.in. pieniądze ze sprzedaży moich książek. Nie były one jednak na tyle wysokie żeby pokryły moje miesięczne potrzeby finansowe, a poza tym wciąż musiałem sam pracować przy tych przychodach lub przynajmniej zarządzać Pracownikami, którzy byli za nie odpowiedzialni. Z czasem jednak tych przychodów było coraz więcej, na coraz wyższe kwoty, a dodatkowo moi Pracownicy stali się na tyle samodzielni (nie bez przyczyny, wymagało to kilku lat współpracy, delegowania zadań, później delegowania uprawnień, dwustronnej komunikacji, prób i błędów, prób i błędów, a następnie kolejnych prób i błędów), że wolność finansowa stała się wręcz namacalna.

            Ważnym momentem mojej drogi było obliczenie kosztów życia. Pamiętam, że przez kilka tygodni spisywałem do specjalnie utworzonego arkusza Excel swój każdy wydatek. Było to dość uciążliwe ponieważ wpisywałem nawet 1,50 zł wydane na parking w centrum miasta czy kupno batonika energetycznego za 3,60 zł na siłowni. Spisywałem wszystko: jedzenie, książki (ta pasja została do dziś), wydatki na benzynę, ciuchy czy kosmetyki, ale także wydatki na podróże, koncerty i drobne przyjemności. Po jakimś czasie mogłem już wyciągnąć sporo wniosków. Wiem, ile mniej więcej wydaję pieniędzy w ciągu miesiąca, żyjąc tak, jak lubię i korzystając z tego na co mnie stać. W związku z tym wiem także, ile średnio wydaję dziennie, ile w tygodniu, w jaki dzień tygodnia statystycznie wydaję najwięcej, a w jaki najmniej:-) To oczywiście taka zabawa statystyką, ale dość ciekawa – można sporo się dowiedzieć, a czasami nawet… zaskoczyć siebie samego!

            Znając miesięczny „koszt” swojego życia, drugim krokiem było sprawdzenie jakie mam miesięczne przychody. Nie było to wcale łatwe, dlatego, że znaczącą ich częścią były przychody z działalności gospodarczej lub spółek cywilnych, a – jak wiadomo – w takich przypadkach z reguły przychody są inne każdego miesiąca. Obliczyłem więc średnią przychodów z działalności, średnią ze spółek i z przyjemnością dostrzegłem też, że jest grupa przychodów niezależnych od mojej pracy i poświęcanego czasu, a wśród nich wynajem nieruchomości, sprzedaż moich książek przez sieci dystrybucyjne czy stałe przychody z praw autorskich. Wtedy jeszcze tych pasywnych przychodów nie było na tyle, by pokryć obliczone koszty, ale już na tyle dużo, że dawało to szansę na wolność finansową. Najważniejsze jednak było to, że przychody były i są większe niż koszty życia.

Jakub

          

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. Sławku wiem, że nie na temat, ale dlaczego na fridomii nie ma nic o dzisiejszym spotkaniu mieszkaniczników w Poznaniu?

        1. Szymon, dzięki za przypomnienie. Na razie staram się oczyścić swoje biurko przed kolejnymi wyjazdami i nie sięgałem jeszcze planami końca października. Przepraszam.

          Chciałbym jednak nadmienić, że bloga prowadzę całkiem dobrowolnie. Cieszy mnie jak wnosicie doń swoją wiedzę i doświadczenia. Natomiast nie chciałbym miewać wrażenia, że jestem rozliczany z jakichkolwiek “obowiązków”. Obowiązki nie bardzo idą w parze z moim stanem emeryckim:-)

      1. Jako Autor powiem (a właściwie napiszę) tak: z tego tekstu spokojnie można znaleźć odnośniki do innych informacji i mnie “wyczaić”. Na razie zachowam się więc jak dawna i przełomowa w Polsce reklama Heyah – będę stopniowo się ujawniał na tym blogu (o ile Sławek udzieli mi przestrzeni), rezygnując tym samym z podania wszystkiego na tacy:) Taki kaprys ekscentryka:)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.