Mam pomysl na … rzad *-)

Mialo nie byc o polityce. Ale zaczynaja mnie denerwowac pewne rzeczy.

W naszym systemie demokracji przyjelo sie, ze mamy wybory na rzadzaca partie. Zwycieska partia z kolei wylania premiera, ktory nastepnie mianuje poszczegolnych ministrow. W ten proces wpleciony jest jeszcze prezydent RP, ktory albo zglasza watpliwosci, albo przyklepuje dokonywane po drodze  wybory.

Mam dosc przelomowy – choc mam tego swiadomosc – ze pewnie nie nowy pomysl. Moze powinnismy ministrow wybierac w drodze wyborow bezposrednich? Zglaszali by sie kandydaci, prezentowali swoj dorobek i objawili swoje pomysly na priorytety dzialan swojego resortu. Wybieralibysmy iuch na okres 5 do 7 lat z mozliwoscia re-elekcji.

Ministra zdrowia moglaby zostac jedna z dyrektorek duzych szpitali, ktory nie jest zadluzony, ktorego chwala pacjencji, itp Lub ewentualnie ktos taki jak Jurek Owsiak. Ministrem rolnictwa jakis rolnik ktory odniosl duzy sukces (ma duzy dochodowy areal, placi ZUS a nie KRUS, zaangazowal sie w uczenie innych rolnikow jak podnosic efektywnosc ich gospodarstw). Ministra kultury – o ile w ogole jest potrzebne takie ministerstw0 – moglaby zostac jakas organizatorka duzych, dochodowych imprez kulturowych. Albo ktos taki jak Krystyna Janda. Ministrem budownictwa / jakis przedsiebiorca budowlany o dlugim stazu i sprawdzna historia biznesowa.Albo ktos taki jak Pani Ochojska. Ministrem finansow jakas glowna ksiegowa duzej spolki. Ministrem administracji jakis konsultant z doswiadczeaniem w reorganizacji i usprawnianiu procesow.  Ministrem spraw zagranicznych ktos kto odwiedzil wszystkie kraje swiata i wlada 11-stoma jezykami “”-)

Oczywiscie to ostatnie to zart, ale rozumiecie o o mi chodzi. Ewentualnie moznaby pojsc jeszcze jeden krok dalej i na niektore stanowiska otworzyc mozliwosc kandydatur zagranicznych. Niechby ministrem transportu zostal ktos kto zbudowal tysiace kilometrow autostrad w Tajlandii lub Malezji. A ministrem finansow ktos kto nim byl w Singapurze. Krytertium narodowe mogloby byc zarezerwowane dla “wrazliwych” resortow, typu ministerstwo obrony czy spraw zagranicznych.

A premier?

Tego niechby ministrowie wylonieni w wyborach bezposrednich wylonili sposrod swojego grona. Primus inter pares. Na jeden rok. Byloby to stanowisko czysto administracyjne i rotacyjne, tak jak z glowa panstwa w Szwajcarii. Premier nadal kierowalby resortem do ktorego zostal wybrany.

Ostatnio zapytalem takie dwie Szwajcarki w hostelu w Kostaryce, jak sie nazywa ich obecny prezydent. Nie mogly sobie ni w zab przypomniec. Podawaly jakies nazwisko, ale przed chwila sprawdzilem w Wikipedii bo chcialem sobie to nazwisko przypomniec. Okazalo sie, ze podawaly mi … bledne nazwisko. Aktualnym prezydentem Konfederacji Helweckiej jest Ueli Maurer.

Mozna nie znac nazwiska szefa rzadu, a i tak ten kraj sie dobrze trzyma. Od setek lat. Skoro mozna w Szwajcarii, to czemu nie w Polsce? Zwlaszcza dzis w dobie internetu. Referenda byly klopotliwe gdy nie bylo dobrej komunikacji ani nawet transportu pomiedzy poszczegolnymi dolinami i kantonami. Dzis ? – hakuna matata.

Co sadzicie o tym pomysle? Jesli Wam sie podoba, to co by trzeba bylo zrobic by go wcielic w zycie?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

23 Responses

  1. Pomysł jak najbardziej słuszny tylko kto w Polsce pozwoli żeby rządzili specjaliści? ;) Już kiedyś przez krótki okres był rząd specjalistów pod przewodnictwem Marka Belki… mieli jedynie dociągnąć do końca rządy SLD a był to najspokojniejszy okres na scenie politycznej w Polsce bo członkowie rządu po prostu pracowali a nie “gwiazdorzyli” chociaż na pewno nie wszyscy …

    Może kiedyś z Fridomii wyłoni się jakaś siła polityczna :

    1. MAREK BELKA zmienił prawo podatkowe tak aby można było ściągać dodatkowe pieniądze z osób mających zawieszoną działalność gospodarczą i które rozliczały się ryczałtowo(przed zawieszeniem)
      i chciały rozliczyć się wspólnie z małżonkiem.Pamiętam jak sam osobiście powiedział w telewizorze że taki był cel zmiany.Niestety zrobił to tak nieudolnie że śmiało można było zaskarżyć taką decyzję i się wygrało w sądzie.Tyle tylko że człowiek który z natury powinien się zajmować swoja rodziną i sobą musiał się zderzyć z walcem jakim jest system.Dlatego nie szanuję tego pana bo on Plaków tez nie szanuje i śmiem twierdzić że taki z niego fachowiec jak z koziej d..y trąbka.

    2. MAREK BELKA zmienił prawo podatkowe tak aby można było ściągać dodatkowe pieniądze z osób mających zawieszoną działalność gospodarczą i które rozliczały się ryczałtowo(przed zawieszeniem)
      i chciały rozliczyć się wspólnie z małżonkiem.Pamiętam jak sam osobiście powiedział w telewizorze że taki był cel zmiany.Niestety zrobił to tak nieudolnie że śmiało można było zaskarżyć taką decyzję i się wygrało w sądzie.Tyle tylko że człowiek który z natury powinien się zajmować swoja rodziną i sobą musiał się zderzyć z walcem jakim jest system.Dlatego nie szanuję tego pana bo on Polaków też nie szanuje i śmiem twierdzić że taki z niego fachowiec jak z koziej d..y trąbka.

  2. Witam,

    pomysl bez sensu dopoki glowne media w Polsce beda w rekach dawnych komuchow, sbeków i sympatykow sowietyzacji. To te media wykreowaly jurka owsiaka, lecha walese, wladyslawa bartoszewskiego, tomasza lisa i innych “bohaterow III RP” i tak samo beda kreowac ich na ministrow.

    Nie ma wolnych, niezaleznych mediow z silnym dziennikarstwem sledczym, nie ma wolnego wyboru. Wszystko inne to tylko fasada i mydlenie oczu.

  3. Pomysł niezły, ale utopijny i jak każda utopia praktycznie nie jest do zrealizowania. Uniknęlibyśmy sytuacji, gdy na stołkach zasiadają ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia o działalności swojego resortu albo wiedzę mają bardzo powierzchowną – taka ministra Mucha na przykład, żeby daleko nie szukać.
    Ale wyobraź sobie, jakby miały się odbywać takie wybory. Skoro już na wyborach prezydenckich frekwencja jest niska, o samorządowych już nie wspomnę.
    A przykład ze Szwajcarkami rozumiem w ten sposób: nieważne, kto rządzi, ważne, aby dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków. Nie musiałby przy tym cały czas być na świeczniku – ot, taki cichy bohater.

  4. Problem polega na tym, że większość osób w ogóle nie zaprząta sobie głowy czytaniem programów wyborczych.
    Wygrywają ci, którzy najlepiej wypadają w telewizji. Nie tylko w Polsce.
    Zresztą inne sfery życia rządzą się podobnymi prawami. Wszędzie marketing i PR.
    Pozory są niejednokrotnie ważniejsze od rzeczywistości.

    Poza tym większość ma tę skazę, że lubi dostawać coś za nic, więc pewnie i tak głosowałaby na populistów.

  5. Witam wszystkich fridomaniaków.

    Moim zdaniem, w Polsce mamy błędne podejście, że najlepszym np.: Ministrem Zdrowia czy dyrektorem szpitala powinien być doktor, którego wszyscy chwalą, ma świetne dokonania i jest ogólnie fachowcem w swojej dziedzinie. Moim zdaniem stanowiska kierownicze powinni zajmować fachowcy, ale od zarządzania, nią mający nic wspólnego z daną dziedziną. On ma doskonale wiedzieć jak się zarządza portfelem projektów, tworzeniem i egzekwowaniem strategii średnio i długoterminowej. A do swojej pracy potrzebuje doradców – właśnie takich fachowców, którzy pracują bezpośrednio w branży i znają codzienne problemy i zmagania.

    Dopóki w Polsce nie będzie przekonania, że premier, minister, dyrektor czy kierownik ma się znać na zarządzaniu a nie być ekspertem w swojej dziedzinie to będziemy cały czas borykać się z nieumiejętnie przeprowadzanymi reformami, niezrealizowanymi obietnicami itp.

  6. Pomysł super. Problem leży w tym, że aby go wcielić w życie, trzeba zmienić Konstytucję RP. Konstytucję może zmienić Sejm RP. A w interesie partii rządzącej w Sejmie nie jest nic radykalnie zmieniać.

    Obecnie partia wygrywająca wybory ma bowiem wolną rękę – może sobie wyznaczyć na premiera i ministrów dowolne osoby. Nie musi to być nawet szef zwycięskiej partii (vide np. Kazimierz Marcinkiewicz w roku 2005).

    Wprowadzenie w życie Twojego pomysłu będzie oznaczać, że partia nie będzie miała wpływu na nominowanie ministrów ani premiera i z tego powodu nigdy się na to nie zgodzi.

    1. RRobert, w pełni zgadzam się z Twoją argumentacją. Tylko, że ona pokazuje, że politycy są dla siebie, a nie dla społeczeństwa. Czyż to nie z tych samych powodów nie osiąga sukcesu ruch będący za jednomandatowymi okręgami wyborczymi?

  7. Problemem nie jest niedobór demokracji, ale jej nadmiar. Większość ludzi nie interesuje się polityką w takim stopniu, żeby podejmować świadome decyzje w tej kwestii. Dla większości to plebiscyt na osobę, która najwięcej naobiecuje. Jeśli już szukamy rozwiązań w ramach demokracji, to pierwszym krokiem powinien być powrót do klasycznego trójpodziału władzy. Obecnie rząd, teoretycznie władza wykonawcza, jest tworzony przez większościową partię/koalicję w sejmie. Więc większość ustaw wychodzi z rządu. Dodatkowo stanowiska w sądownictwie są z nominacji ministerialnej, czyli partia, która zwycięża w wyborach może opanować i korumpować wszystkie instytucje. Nie ma tu miejsca na trzymanie się poszczególnych części państwa “w szachu”.
    Poza tym szanse na wybranie najlepszego kandydata są nikłe, bo poszczególne miasta zagłosują na swoich, w nadziei, że “coś załatwi”.

  8. Wielka szkoda, że ani urzędnik, ani polityk nie ponosi odpowiedzialności za swoje słowa i czyny. Może, gdyby zabroniono kłamać, oszukiwać, manipulować, to zostali by tylko fachowcy? Tylko, że ludzie, którzy lubią działać i robią to świetnie, niechętnie bawią się w politykę.

  9. Sławku, najlepszym pomysłem na rząd byłoby jego całkowite rozwiązanie:)
    A jeśli chodzi o Twój pomysł – lepiej żeby nikt go nie podłapał. Jeśli ministrem rolnictwa będzie rolnik, będzie on dbał o interesy swoich, analogicznie wszyscy pozostali. A w demokracji dbanie o interesy danej grupy polega na szkodzeniu innej (każdy chce wprowadzić korzystne regulacje, pozyskać środki) – a wiadomo – gdy każdy chce zyskać kosztem innych tracą wszyscy.

    P.S.
    Prowadzisz świetny blog – niesamowita kopalnia wiedzy o nieruchomościach. Cieszę się, że trafiłem na Twoją osobę (przez Asbiro zresztą:)). Pozdrawiam.

    1. Maćku, dzięki za odwiedzenie fridomii oraz za ciepłe pod jej adresem słowa.

      A co do rolnika, to nie chcę się upierać. Natomiast uważam, że problem nie w tym, że to byłby rolnik (wydaje mi się, że niepotrzebnie zakładasz jakąś imanentną “walkę klas”). Chodzi o to by to był rolnik o myśleniu biznesowym (nie sądzę by taki bawił się w “walkę klas”:-), który odniósł sukcesy w swojej dziedzinie, a nie rolnik (czy przedstawiciel jakiegokolwiek innego zawodu), którego myślenie jest charakterystyczne dla związkowca:-)

      1. Ok, może rzeczywiście zabrzmiało to bardzo “klasowo”, ale takie są niestety tendencje w demokracji. Występują one wg. mnie zawsze, niezależnie kto jest danym ministrem – gdy ministrem rolnictwa jest rolnik może się to po prostu pogłębić i nie mam wcale na myśli dobrowolnego faworyzowania “swoich” przez ministra, raczej właśnie oddolną presję na niego. Myślenie biznesowe też może na niewiele się zdać – zauważ proszę, że państwo działa dokładnie odwrotnie niż biznes – w biznesie miarą sukcesu jest zysk, w państwie miarą “sukcesu” są wydatki (“Na budowę dróg wydaliśmy tyle i tyle miliardów…”). Tu żadnemu resortowi nie zależy żeby obciąć swój budżet, każdy chce dostać jak największy udział we wspólnej kasie. Dlatego tak ciężko ministrowi finansów dopiąć budżet:)
        To nie ludzie są źli, to system skłania ludzi do takich a nie innych zachowań. Moglibyśmy wybrać aniołów na ministrów, a i tak wiele by to nie pomogło.

        1. Maćku, zgadzam się, że przyjęło się w Polsce chwalić ile to państwo wydaje pieniędzy. Mam nadzieję, że jest to pokłosie zafiksowania polskiej klasy politycznej na mannie z UE. W Anglii dostrzegam nastawienie na osiąganie konkretnych mierników jakości życia przy jak najmniejszych nakładach.

          Pozwolę się z Tobą nie zgodzić, że nawet aniołowie by nic nie wskórali. Rządy azjatyckich tygrysów dźwignęły biedne kraje na ścieżkę dynamicznego rozwoju (Korea Południowa, Singapur, Malezja i inne przykłady). Rządy krajów skandynawskich wydają się być dość skuteczne. Podobnie w Nowej Zelandii czy Australii. W Kenii też jakiś czas temu eksperymentowano z rządowym Dream Team, który w większości składał się z profesjonalistów z kenijskiej diaspory.

          Według mnie, nie trzeba nawet aniołów. Wystarczyliby ludzie o silnym kręgosłupie moralnym i jednocześnie nie nacechowani jakąś silną ideologią. Czy w 38-milionowym kraju naprawdę by się takich nie znalazło kilkudziesięciu czy kilkuset?

  10. Dzięki za przedstawienie zagadnienia z szerszej perspektywy (poza naszym piekiełkiem).
    Nie twierdzę, że nic się nie da zmienić za pomocą ludzi, natomiast twierdzę, że głównym problemem nie są ludzie, ale rozwiązania ustrojowe w Polsce, a także mentalność społeczeństwa. Owszem jestem pewien, że w Polsce jest wielu kandydatów na mężów stanu, tu się z Tobą w pełni zgadzam. Aczkolwiek coś w tym systemie musi być nie tak, skoro takie osoby nie dochodzą do władzy. Aby coś zdziałać trzeba zmienić mentalność społeczeństwa, do władzy dochodzą osoby, które głoszą hasła populistyczne, a jakoś nie wyobrażam sobie aby polityk podczas kampanii zaprzeczył swoim ideałom aby potem móc je realizować – raz że natrafił by na wielki opór społeczny, po drugie moralność i populizm się wg mnie wykluczają.
    Jedynym rozwiązaniem nie są wg. mnie cudowne recepty, ale edukacja społeczeństwa (ekonomiczna przede wszystkim), obalanie mitów i stereotypów, co cały czas się dzieje (m.in. dzięki takim inicjatywom jak Instytut Misesa, FOR, PAFERE, Asbiro czy Fridomia oraz pracy wszelkiej maści forumowiczów i komentatorów, gdzie ja sam staram się dorzucić swoja cegiełkę).
    Trzeba przekonać ludzi, że wolność jest cool;) Że wolny rynek to nie wyzysk ale wzajemna współpraca, prowadząca do poprawy jakości życia wszystkich.
    Wg. mnie właśnie tego brakuje w porównaniu do wymienionych przez Ciebie krajów.

      1. Maćku, powiedziałbym raczej: kilku (-nastu, – dziesięciu może) wizjonerów i tysięcy (choć mniej niż jest ich w sumie dziś) urzędników, którzy będą potrafili te wizje wcielić w życie.

        Widzę to po Mzuri. Wiem, że to maluteńka skala, ale wystarczy nam jeden-dwóch wizjonerów. Po to by mieszkania nie stały puste, by szybko reagować na awarie, by skrupulatnie dbać o windykację należności, itp itd potrzeba sumiennych i skrupulatnych współpracowników:-) Inaczej obietnice wizjonerów nie przełożyłyby się na rzeczywistą ofertę usług.

        1. Ja w rozważaniach nad społeczeństwem i gospodarką kieruje się jedną fundamentalną zasadą – wszelkie interakcje między ludźmi powinny opierać się na dobrowolności, tylko wtedy mamy gwarancję, że nikt nie będzie pokrzywdzony. Takie postawienie sprawy wyklucza istnienie Państwa jako aparatu przymusu, obojętnie czy to przymus służby wojskowej, przymus ubezpieczeń, przymus podatkowy (obojętnie jakie szczytne cele miano by z nich realizować). Tak z założenia działają wszystkie firmy – mamy tu tylko dobrowolne interakcje (jeśli jest inaczej to jest to patologią). Takie firmy mogą mieć swoich wizjonerów i pracowników (pracownik firmy to nie urzędnik!) realizujących ich cele. Nie możemy jednak w przypadku państwa zastosować analogii z firmą. Wszystkie działania realizowane przez państwo kogoś krzywdzą, nie da się państwa naprawić całkowicie – można jedynie zmniejszać skalę jego wpływu na innych. Będąc konsekwentnym – należy dążyć do całkowitego zastąpienia funkcji państwa przez rynek (taki jest ideał, ale każdy mały krok w tym kierunku będzie dobry).
          Tak więc zgodnie z moimi przekonaniami zadaniem urzędników nie jest realizacja jakichś celów, bo takich celów nie powinno się przed nimi stawiać. No może poza jednym – pomocą w rozmontowaniu sytemu i wypełnieniu już istniejących zobowiązań Państwa (np. emerytury).

          Mam nadzieję, że udało mi się w tych kilku zdaniach zarysować swój światopogląd, zachęcam Ciebie Sławku, a także pozostałych Fridomiaków do dyskusji ;) W końcu zrozumienie otaczającej nas rzeczywistości jest niezbędne do kształtowania jej na swój sposób. Cele mamy przecież zbieżne:)

    1. Maćku, zgadzam się, że edukacja to klucz do powodzenia. Ludzi myślących trudniej populistom zmanipulować. Widzę tu też dużą rolę mediów. Zamiast ekscytować się co tam jeden z drugim politykiem burkną, czy – za przeproszeniem – pierdną, wolałbym by się skupiły na rzetelnym rozliczaniu z obietnic wyborczych. I patrzeniu władzy na ręce by wytępić zapędy korupcyjne czy dyktatorskie. Oraz promowaniem merytorycznych debat, a nie promowaniem politycznego mordobicia.

      Myślę, że poważny klimat wokół naszej podwórkowej polityki sprzyjał by temu by do niej zechciało trafiać więcej poważnych ludzi, a nie niczego nie potrafiących oszołomów:-)

Skomentuj KM Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.