Wolny finansowo a pracuje…

Oto kolejny wpis Jakuba, który po raz pierwszy zagościł na łamach fridomii 16.09 br. Dzięki Jakubie.

 Po ostatnim wykładzie, w którym mówiłem także o swojej wolności finansowej i o tym, jak udało mi się zbudować samodzielną dziś firmę od zera, podeszła do mnie grupka słuchaczy. Zdarzyły się zaskakujące rzeczy… Do dziś mam tą scenę przed oczami.

             Zarzucicie mi być może zarozumialstwo, ale musze podzielić się tym, co zdarzyło się w trakcie tego wykładu. W przerwie między jedną, a drugą jego częścią podeszło do mnie około 15 osób. Stałem tyłem do mównicy, a wianuszek słuchaczy szczelnie odciął mi drogę wyjścia do toaletyJ Pomimo, że miałem przed sobą jeszcze dalszą część wystąpienia, pomyślałem z satysfakcją, że mają jakieś pytania i że chętnie na nie odpowiem. A tymczasem… cisza. Mijają kolejne sekundy, a grupa słuchaczy po prostu wpatruje się we mnie. Nikt nic nie mówi. Oczywiście nie spojrzałem na zegarek, ani też nie włączyłem stopera, ale myślę, że pierwsza osoba odezwała się dopiero grubo po minucie ciszy. Niby niewiele, kilkadziesiąt sekund, ale wyobraźcie sobie siebie w centrum uwagi kilkunastu osób i ich milczenie. Spokojne, nienachalne, prawdziwe. Wow, będę to wspominał!

            Pierwsza odezwała się kobieta około czterdziestki i… zwaliło mnie z nóg. Spytała (w obecności tych kilkunastu osób), czy może mnie uściskać. Zgodziłem się i zrobiło mi się bardzo miło. Pomyślałem, że pewnie mówiłem o czymś ważnym dla Niej. Chwilę to trwało zanim powiedziała, że chciała to zrobić bo bije ode mnie spokój (w tym momencie możecie mi zarzucić owe zarozumialstwo i przechwalanie sięJ). Faktycznie, jestem czasem wyciszony, a w swoim wykładzie mówiłem wiele o wartościach w biznesie i o tym, że można odnosić sukcesy skromnie i z pokorą. Zdałem sobie sprawy z tego, że ci ludzie nie podeszli do mnie z pytaniem, tylko po prostu by sobie razem pobyć. Myślę, że to co mówiłem znalazło w nich jakiś oddźwięk. (Spokojnie, nie jestem członkiem żadnej sekty – na co dzień bardzo mocno stąpam po ziemiJ).

            Potem pojawiły się pytania. Różne, najczęściej o to, od czego zacząć budować wolność finansową i jak mi się to udało. Na kolejne zaskoczenie nie trzeba było długo czekać. Jeden z uczestników spytał życzliwie (aczkolwiek z uśmiechem na twarzy) czy jako osoba wolna finansowo chce mi się prowadzić takie wykłady. Hm… Mój mózg szybko próbował znaleźć odpowiedź na to pytanie, ale zaskoczeniem było dla mnie to, że pojawiającą się u mnie emocją była… radość. Pomyślałem sobie, że lubię się dzielić wiedzą, że sprawia mi olbrzymią satysfakcję, by pomagać innym i że faktycznie, z punktu widzenia finansów w ogóle mi takie wykłady nie są potrzebne, ale z punktu widzenia misji, tak. Co z tego, że jesteś wolny finansowo, kiedy czasem po prostu masz ochotę pracować!

            Kiedy teraz o tym pisze, przypomniała mi się moja rozmowa ze Sławkiem Muturi w Katowicach. Sławek pokazał mi listę zawodów, których chciałby spróbować w swoim życiu (na jakiś czas). Między innymi był na tej liście „rezydent turystyczny”. Pomyślałem, że ten pomysł ma w sobie dużo uroku. Być wolnym finansowo ale mimo wszystko robić coś zawodowo, poznawać, rozwijać się, odkrywać innych i… siebie. Myślę, że bez względu na to, ile będę miał na koncie i jak duże będę miał przychody pasywne, nie chciałbym rezygnować z tych „prac”, które są pasją i które po prostu lubię. Wymyśliłem sobie nawet koncepcję wolności dla samego siebie i nazwałem ją 50/50. Chodzi mi po głowie, żeby od 2014 roku przez 6 miesięcy mieć urlop i być w podróży (już nawet zakupiłem kilka biletów lotniczychJ), oczywiście bez telefonu, laptopa i z absolutnym oderwaniem od mediów, a drugą połowę roku spędzić jednak w Polsce i zaangażować się w jakieś projekty. Siłą rzeczy, będę pewnie musiał poświęcić jakiś czas na ich realizację, ale jeśli będzie to dla mnie inspirujące to chyba wolę taką opcję niż „emeryturę permanentną” (chyba bym oszalał z nudów).

            Wkrótce przede mną kolejny wykład, na którym ma być podobno około 700 osób. Ciekawe jak tym razem zostaną odebrane moje słowa i jak zareagują moi słuchacza na pomysł wolności finansowej 50/50. Cokolwiek by się nie stało, myślę że praca sama w sobie nie jest zła. Złe może być nasze podejście do niej i wybór formy. Jeśli jednak praca jest pasją i powoduje, że masz gęsią skórkę, to jak dla mnie, nie kłuci się to w ogóle z ideą wolności finansowej!

 

Jakub

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

17 Responses

  1. Sławku ja zupełnie nie na temat:) w sklepie Big Star widziałam wczoraj pomarańczowe jeansy:) sprawdź w sklepach w swojej okolicy, miłej niedzieli!
    K.

    1. Katarzyno, dzięki za bardzo miłą podpowiedź. Napewno poszukam sklepu tej sieci. Niedawno jadąc do Wrocławia samochodem, przejżdżałem obok ich fabryki chyba obok Kalisza:-)
      Dzięki raz jeszcze i polecam się Twojej i Waszej pamięci na przyszłość. Chętnie skorzystam ze wszelkich pomarańczowych podpowiedzi:-)))

        1. Rafał, dzięki, ale akurat ta zmiana niewiele poprawiłaby mi humor. Bo i tak – na szczęście – nie widuję faktur za telefony, a rozumiem, że tylko to by się zmieniło:-)
          Co innego sam aparat telefoniczny. Kiedyś kupiłem sobie pomarańczowy model Samsunga. Ale że był to dość bajerancki model bezdotykowy, to gdy raz go zostawiłem w pustej restauracji, zwinął mi go ktoś z załogi. Teraz mam najtańszy model Samsunga (niestety w czarnym kolorze), na który nawet dziecko by się nie połaszczyło…:-)))

    1. Nibul, dzięki:-))) A pomarańczowe rękawiczki męskie też są? Miałem takie ze skóry, ale rękawiczki i szaliki gubię co sezon, a raczej na wiosnę tak je gdzieś głęboko chowam, że potem nie mogę ich znaleźć:-)

      1. Skórzane to chyba nie ale w pewnym sklepie zakupisz praktycznie komplet pomarańczowej garderoby i nie tylko. Tylko jest jeden problem, raczej nie zalecam nosić jej w niektórych miastach Polski:) A już na pewno nie tam gdzie mieliśmy się okazję ostatnio spotkać:)

  2. Moim zdaniem leżenie w hamaku nad brzegiem morza, popijanie drinków z palemką i słuchanie chilloutowej muzyki może być fajne… przez tydzień. Później to kompletna nuda. Możliwość pracowania, to jedna z najlepszych rzeczy, jaka może przytrafić się ludziom.

    Pozdrawiam

      1. Tak, coś w tym jest! Ja przez cały styczeń 2013 roku byłem w podrózy. Sporo leżałem na plaży, czytałem, rozmawiałem z miejscowymi, zwiedzałem i… o mały włos nie kupiłem nieruchomości w Egipcie bo już mi się nudziło “leniuchowanie” :) Dzięki za komentarz do tekstu!

  3. Idea wolności finansowej często wiąże się z tym, że robimy coś bo chcemy, a nie musimy. I to jest najlepsze :-)

    Praca rozwija, uszlachetnia, daje satysfakcję. Zatem nie każdy musi chcieć z niej rezygnować gdy posiada pasywny przychód. Ale też większość z nas ma pracę znienawidzoną, wymuszoną i w stresie będącym źródłem chorób i złego samopoczucia. I bardzo chcemy od takiej właśnie pracy się uwolnić.

    Doskonale rozumiem Jakuba, Sławka i innych aktywnych fridomiaków :-)
    Choć my – ja i mój mąż – dążymy do wolności finansowej, aby … być razem! Podróżować, poznawać, pracować dla przyjemności ale przede wszystkim być i być razem. Myślałam że to bardziej moje marzenie, ale w trakcie wielogodzinnych rozmów jakie prowadzimy z mężem usłyszałam, że

    1. Paweł, obiecuję przy świadkach, że w kolejnym tekście (oczywiście za uprzejmością Sławka Muturi) ujawnię swoją pełną tożsamość:) Dajcie mi trochę czasu na kilka decyzji lub potraktujcie to jako wymysł ekscentryka;)

        1. Kolejny tekst już w drodze;) Tym razem z imieniem i nazwiskiem. Pozdrawiam ciepło z Chorzowa. Autor

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.