Ostatnie w tym roku tankowanie

Od połowy września za każdym razem gdy na stacji benzynowej tankuję swój skuter (pomimo tytułu tego wpisu, który mógł Wam narzucić takie skojarzenie, nie chodziło mi o to, że skruszony postanowiłem przestać pić i zapisać się do Klubu AA:-) zastanawiam się czy to już ostatnie w tym roku tankowanie skutera. Wiadomo w polskich warunkach pogodowych już od kilku tygodni jestem przygotowany na to, że po przebudzeniu się zobaczę śnieg leżący na ulicach. A śnieg oznacza dla mnie definitywny koniec sezonu jednośladowego.

Na szczęście w tym roku aura jest wyjątkowo dla mnie łaskawa. Prawie połowa listopada, a ja dalej cieszę się z wolności, którą oferuje mi jazda skuterem.  Dziś znów zatankowałem skuter po prezentacji na SGH. I mam nadzieję, że to nie było ostatnie moje tankowanie w tym roku… :-)

Czy ktoś z Was też jeszcze o tej porze roku jeździ jednośladem?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

29 Responses

  1. Witaj Sławku,
    Ja jeżdżę codziennie po Łodzi średnio 10 km. Wracając po 17.00 z pracy nie czuję się najbezpieczniej na zatłoczonych ulicach miasta, mam wrażenie, że każdy manewr może nie być zauważony przez zdenerwowanych kierowców aut, których wyprzedzam kiedy stoją w korkach :)
    Ja także czuję swego rodzaju wolność, ale gdy mówię o tym znajomym jakoś dziwnie na mnie spoglądają :) Pozdrawiam

    1. W Warszawie wielu kierowców gdy tylko zauważy mnie w swoim lusterku, to zjeżdża na bok robiąc mi szerszy przejazd. Ostatnio gdy zrobił się korek na jednym z mostów – przez poważnie wyglądający wypadek samochodowy – mniej więcej co trzeci mijany kierowca robił przyjazny dla mnie manewr. Więcej niż zwykle. Zrobił tak nawet kierowca autobusu miejskiego. Nie chciałbym nikogo niepotrzebnie urazić moim uogólnieniem, ale to tych kierowców postrzegałem jako najmniej chętnych jednośladom.

      1. Sławku, po zimowym pobycie w skandynawii gorąco sie przekonałem do roweru jako codziennego środka transportu nawet w mało sprzyjających warunkach pogodowych.
        I nie używam go dla zaoszczędzenia pieniędzy, dlatego że warto go zaparkować, czy dla zdrowia. Jeżdżę rowerem własnie dla wolności.
        Nic nie sprawia mi tyle radości ile eksplorowanie alternatywnej drogi, zahaczenie o park czy uroczą uliczkę i możliwość przystanięcia i wpatrzenia się w to czy owo.
        Polecam gorąco (może w przyszłym sezonie:) ).
        Dzięki temu, że można wykorzystać ścieżki, chodniki i szybko przeskoczyć na małą uliczkę jest to dużo bezpieczniejsze od skutera, bo jechanie drogą jest ostatecznością.

        1. Artpi, miałem ostatnio podobną sytuację. Jechałem ul Marszłakowską (po 11.11) i przez przypadek zauważyłem gdzie jest ulica Skorpuki, która stała się sławna na całą Polskę (i nie tylko) za sprawą demonstrantów z Marszu Niepodległości. Zobaczyłem budynek squattersów, ludzi naprawiających kamery zewnętrzne w sąsiadującym biurowcu (widać te kamery też ucierpiały w wyniku Marszu), wiele ekip telewizyjnych i jeszcze więcej patroli policji. Jadąc samochodem z pewnością nie zdążyłbym się zorientować i skorzystać z okazji do obejrzenia sobie sławnych zakamarków centrum stolicy. Odkryłem nowe, eleganckie biurowce, nowe restauracyjki. Bardzo się ucieszyłem z mojego “odkrycia” :-)

  2. Sławek nie wiem czy to dobre miejsce, ale mam takie pytanie i prośbę, żebyś napisał na blogu wpis na temat stron w Internecie, które polecasz i regularnie czytasz. Chodzi przede wszystkim o materiały dotyczące wolności finansowej, mieszkań na wynajem itd. Na pewno czytasz jakieś ciekawe blogi na ten temat, czy Twój jest jedyny? Twój blog jest super, ale wiadomo że chce się jeszcze więcej codziennie poczytać na te tematy. dzięki

    1. Raldek, przyznam Ci się, że nie czytuję regularnie żadnych innych blogów. Samo prowadzenie fridomii oraz pisanie książek i artykułów prasowych pochłania sporo mojego czasu. O powoduje, że zbyt dużo czasy spędzam przed komputerem co bardzo psuje mi wzrok. Wolę czytać książki.

      Jest taki agregator blogów o tematyce finansowej – http://www.blogifinansowe.blogspot.com/ – na którym znajdziesz kilkadziesiąt lub może ponad sto blogów o tematyce finansowej, ułożonych w kolejności od najnowszego wpisu. Może tam znajdziesz coś ciekawego.

      1. Sławku, rowery mają często wytyczone ścieżki, a jeśli jest niebezpieczny odcinek drogi to można skorzystać też z chodnika. Skuter czy motocykl nie ma tej możliwości.
        Jeden raz w życiu przejechałem się motocyklem. Na początku podobało mi się, ale potem wjechałem w płot i wystraszyłem się już chyba na całe życie. :-(

  3. Nie oszukujmy się. Najniebezpieczniejszy w 90% przypadków dla motocyklisty jest samochód. Tyle z mojego neutralnego komentarza stwierdzającego fakty. Nie chcę tu rozpoczynać konwersacji na temat: Kto jest zły, a kto dobry na drodze? Zgadzam się z Wojtkiem S., że jednoślad to nie jest najbezpieczniejszy środek lokomocji. ;-)

    Sławku, moje Ducati Monster S4R już od końca października stoi w garażu po przeglądzie i serwisie.

    Jedynym argumentem za garażowaniem już od końca października jest to, że trzęsę się w skórzanej kurtce przy tak dużej wilgotności powietrza i obecnych niskich temperaturach w moich stronach. Wszędzie jeziora, wszędzie rzeki, wszędzie łąki i bagna. Sam rozumiesz.

    Możliwe, że w dużych miastach wygląda to inaczej, co wydawałoby się naturalne.

    1. Rzeczywiście samochody stanowią zagrożenie. Przeczytałem poradnik bezpiecznej jazdy na jednośladzie napisanym przez starszego Amerykanina, a rekomendowanym mi przez Fridomiaka. A w nim wiele praktycznych wskazówek. M.in by przejeżdżając obok samochodów stojaćych w korkach czy zaparkowanych przy ulicy przyglądać się przednim kołom. To one jako pierwsze ostrzegą nas przed tym, że ktoś może za chwilę zajechać nam drogę. I wiele innych tego typu porad.

      Według mnie największym zagrożeniem dla kierującego jednośladem nie jest samochód. Największym zagrożeniem jest … on sam. A konkretnie brawura, brak wyobraźni, brak koncentracji, niedostosowanie do warunków jazdy. Sam niedawno zaliczyłem lekko glebę. Jak? Jechałem na skróty polną dróżką przez niezabudowaną działkę – tam gdzie chodzą mieszkańcy. Przy nadmiernej prędkości – ok 20-30 km/h zjechałem z wąskiej drózki na trawę obok dróżki. Natychmiast straciłem przyczepność. Upadek na całe szczęście nie był groźny. Parę źdźbeł czy kęp trawy przyczepiło się do tłumika, do rury wydechowej czy do błotnika czy jak to się tam nazywa. Plama ziemi ze spodni zeszła z zimną wodą. Ale nauczka … bezcenna.

      I wiem że największym zagrożeniem dla swojego bezpieczeństwa jestem – niestety -ja sam:-)

  4. Witaj Sławku,
    Ostatnio jak szedłem na spacer to wpadł mi w oko ten pojazd. https://static.webshopapp.com/shops/013277/files/007487537/aaa.jpg A ze kolor miał pomarańczowy to od razu pomyślałem o Tobie Sławku :) Nie pamiętam gdzie to było, ale widziałem te pojazdy już z wersja baru espresso lub lodziarni. Ale że chyba zrezygnowałeś z kawy i mleka – przeczytałem w Twojej ostatniej książce (bardzo to popieram) to chyba ten pojazd jest jednak nie dla Ciebie ;) – no i musiałbyś stać z nim tez w korku. Twoja ostatnia ksiąska mi się bardzo podobała i dała mi tez parę wskazówek, które będę mógł zastosować na rynku niemieckim. Mam dla Ciebie i innych tez jeszcze fajną stronę, przez którą możesz połączyć przyjemność podróżowania z pożytecznym wykonywaniem różnych zawodów: http://www.workaway.info/ Może znajdziesz tez tutaj jakiś zawód, którego nie masz jeszcze na Twojej liście ;)
    Pozdrawiam, Przemek

    1. Przemku, rzeczywiście ten samochód pasuje do mnie kolorystycznie i … stylistycznie:-) Widziałem wiele podobnych w Indiach. Tam 1/3 pojazdów tak wygląda lub wyglądała kilka lat temu.
      Dzięki też za podpowiedź w kwestii workaway:-)
      Cieszę się, że książka Ci się podobała. To miłe że może mieć zastosowanie również w … Niemczech:-)

  5. Witam ponownie,

    Nadal jeżdżę skuterem do pracy w W-wie 40 km w jedną stronę ale trzeba chyba kończyć – jest po prostu za zimno :-)

    I prosze o kolejną poradę przy okazji. Zastanawiam się nad zakupem kawalerki.

    Znalazłem w dobrej cenie ale:
    1. Właścicielami są 2 osoby – czy może być później problem z podnoszeniem czynszu tzn opłat wspólnych np. za oświetlenie i sprzątanie klatki np przez właścieli? Niby jest wspólnota …
    2. Mieszkanie jest z 1936 roku (cegła) po generalnym remoncie, nowe wszystkie instalacje i tynki. Dodatkowo odnowiona jest klatka i elewacja budynku (na koszt właścicieli podobno). O co jeszcze zapytać pod kątem późniejszych kosztów modernizacji budynku.
    3. KW z udziałem w gruncie zostanie ustanowiona podczas podpisania aktu notarialnego. I tutaj mam pytanie czy nie można KW założyć wcześniej ?
    4. Poddasze nad mieszkaniem na razie jest puste – czytaj nieogrzewane… Tutaj się zastanawiam czy nie jest to za duże zagrożenie pod kątem rachunków za ogrzewanie.

    Jakie jest Wasze zdanie – warto w to wchodzić ? O co byście jeszcze zapytali ?

    Pozdrawiam wszystkich Mieszkaniczników a szczególnie Sławka :-)
    Gacek
    P.S. Właśnie zaczynam 2 Twoją książkę.

    1. Gacek, nie jestem pewien czy będę potrafił odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania.
      Pytania nr 1 nie rozumiem
      2. W tej sprawie powinieneś porozmawiać z administratorem budynku. Jaki jest plan remontowy? Co wymaga remontów? Jaki jest stan funduszu remontowego?
      3. Nie do końca rozumiem pytanie. Może najlepiej zapytaj jakiegoś notariusza?
      4. Może zapytaj o rachunki za ogrzewanie sprzed 12, 10 , 8 miesięcy i może jeszcze wcześniejszej zimy
      Pozdrawiam i … powodzenia w inwestowaniu.

    2. Z Twoich pytań wynika, że nie do końca rozumiesz prawo nieruchomości. Jak już wykładasz duże jak rozumiem pieniądze na zakup nieruchomości i nie rozumiesz jak wygląda stan prawny kupowanego mieszkania, to lepiej zapytaj dobrego prawnika, żeby Ci to dobrze wytłumaczył. Notariusza też możesz oczywiście zapytać, ale uważam że adwokat bądź radca prawny będzie lepszy. Notariusz nie zajmuje się udzielaniem porad prawnych, a jeżeli to robi to raczej z grzeczności. Oczywiście wszystko będzie OK jeśli notariusz udzieli Ci poprawnych informacji, ale jeżeli wprowadzi Cię w błąd, to notariusz za nic nie będzie odpowiadał, bo on oficjalnie nie zajmuje się udzielaniem ustnych porad prawnych.

      1. Tak, Robert ma racjé. Zasugerowalem notariusza z automatu, bo jak tak robie. Ale notariusz tylko dlatego mi pomaga, bo zawarlem u niego wiele transakcji wiec mamy juz teraz zupelnie inna, nieformalkna relacje. Wlasciwym adresatem Twoich pytan bedzie kancelaria prawna.
        Robert, dzieki za sprostowanie:-)

  6. Witaj Sławku,
    Ja właśnie zamknąłem sezon – 2koła odstawione na zimę do garażu – trzeba nam będzie czekać na marcowe czy kwietniowe słońce, przyzwyczaiłem się już do tego cyklu. Teraz trzeba się zapuszkować na zimę i tracić czas w korkach, niestety…

    p.s.: czekam na Twoją ostatnią książkę, póki co kończę drugą ( bardzo inspirująca ), po 25.11 się do tej nowej przymierzę :)

  7. Sławku, ja jezdze!

    Dla mnie sezon trwa caly rok…
    Moze dlatego, ze urodzilam sie w styczniu? ;)
    A moze dlatego, ze od dziecka jezdzilam do szkoly na rowerze, kiedy tylko sie dalo? 4 km w jedna strone pieszo srednio mi sie podobalo…

    Ponad 14 lat temu kupilam w Warszawie pierwszy rower, ktory po 10 latach mi ukradziono.
    Rok trwalo, zanim kupilam kolejny. Opowiadajac komus o tym zakupie doszlam do wniosku, ze jesli przesiade sie w 100 % na rower, zakup szybko sie zamortyzuje. Policzylam i wyszlo mi chyba 32 miesiace, o ile dobrze pamietam. To byla spontaniczna decyzja i od sierpnia 2010 jezdze po Warszawie w 99% na rowerze. Od tamtej pory 2 zimy rowerowalam, ostatniej mialam przerwe po wypadku pod koniec listopada… na rowerze… ;)

    Jechalam wieczorem Ogrodowa, ktora jest wylozona plytkami czy kostka czy nawet ‘kocimi lbami’, chodnik wydal mi sie wygodniejszy. Nie spodziewalam sie na nim trojkatnych dwustopniowych schodow wejsciowych do budynku wcinajacych sie w chodnik… Nie byly oznaczone ani oswietlone, a ja jez nie mialam czynnego swiatla z przodu…
    Dowiedzialm sie o ich istnieniu jak lezalam za nimi…

    Jechalam szybko- spieszylam sie na spotkanie- wiec nalozyly sie na siebie sily predkosci, zderzenia i upadku. Dojechalam na spotkanie, wracajac do domu… na rowerze… wykonalam telefon do zaprzyjaznionej lekarki i fizjoterapeuty proszac o instrukcje: co robic?

    Do szpitala poszlam nastepnego dnia. Po 4 godzinach czekania na ‘ostrym dyzurze ortopedycznym’ lekarz orzekl, ze jeszcze tego dnia beda mnie operowac. Majac uraz do szpitali i lekarzy (doswiadczenia rodzinne) oraz dzieki przytomnosci umyslu nie zgodzilam sie na operacje przy zwichnietym prawym stawie barkowo- obojczykowym.

    Polecony bioenergoterapeuta-chiropraktyk zdiagnozowal jeszcze przesuniecia kregow i uszkodzona obrecz barkowa. Doprowadzil mnie do tak dobrego stanu, ze po 6,5 miesiacach od wypadku od czerwca znow pedaluje. Zamierzam jezdzic cala zime. A potem wiosne :) itd…

    Zwykle jezdze jezdnia- w mojej okolicy jest malo sciezek. Lubie jezdzic jedniami, bo zwykle maja lepsza- gladsza- nawierzchnie niz sciezki. Owszem, coraz wiecej jest asfaltowych ale nadal malo ich. A jazda po kostce lub plytkach nawet z amortyzatorami do przyjemnych nie nalezy.
    Zdarza mi sie robic po Warszawie 10 km, zdarza 50. Jezdze szybko. Raczej uwaznie. Oprocz wypadku o skutkach jak wyzej od prawie 3,5 roku mialam 1 upadek- kolo ‘weszlo’ w trakcie deszczu w tory tramwajowe na al. Waszyngtona i runelam jak dluga…na szczescie tramwaj nie jechal. Od tamtej pory mijam te tory zawsze przejezdzajac je pod wiekszym katem.

    Zgadzam sie Sławku z Toba, ze najwiecej w temacie bezpiecznej jazdy zalezy ode mnie.
    Ja jezdze nieco ‘brawurowo’. Z kierowcami nie mam specjalnych wyzwan. Rowrzystow jest z roku na rok wiecej, wiec sie do tego przyzwyczajaja.

    Mam duza frajde z jazdy rowerem. Wymaga to mniej czasu niz komunikacja miejska, zaparkuje i wjade (prawie) wszedzie. Czuje wolnosc i wiatr nie tylko we wlosach ;). Jakis czas temu postanowilam, ze jesli mam czas, jezdze alternatywnymi drogami. I to tez sprawia mi duzo radosci, ze dokladniej ogladam ulice i okolice, podobnie jak Ty Sławku.

    Lubie mijac w korkach kierowcow w dobrych autach ;).
    Dzieki podwyzkom cen komunikacji miejskiej rower raczej sie juz zamortyzowal- mimo powypadkowej przerwy w jego uzywaniu. W trakcie zimy, ktora byla 2 lata temu dzienie widzialam 5-6 rowerzystow. I to mnie pocieszalo, ze ‘wariatow’ jest wiecej. Choc raczej nie byly to Panie :(

    Najtrudniej jest mi sie ‘zebrac’. Jak juz wyjde z domu- pogoda i temperatura nie maja dla mnie wiekszego znaczenia. Po prostu jezdze. Ubieram sie na cebulke- 2-3 cienkie warstwy i cieple rekawiczki.

    Nie wiem, czy zdjecie sie wyswietli- lacze pozdrowienia z zimy 2011 dla Ciebie Sławku i dla Fridomiakow. Moj rower zamienil sie w balwana, podczas gdy jadlam obiad :)
    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1663975033779&set=pb.1069341454.-2207520000.1384542942.&type=3&theater

    1. Beatko, dzieki za ciekawa relacje. U mnie zdjecie sie nie wyswietlilo, ale przy moich umiejetnosciach technologicznych to nic dziwengo.

      Szerokiej drogi i jak jakrotszej zimy dla Ciebie i dla nas wszystkich:-)

      1. Sławku,

        dziekuje!
        Ucieszy mnie, jesli moja historia kogos zainspiruje/zmotywuje do dobrych dla niego/niej przemyslen czy zmian.
        Zmykam na rowerowe zakupy na bazarek!

        Pozdrawiam Fridomiaczki i Firdomiakow :)

        1. Witam wszystkich. Rzeczywiście moje tankowanie skutera dwa tygodnie temu było ostatnim w tym roku. Wczoraj wieczorem zorientowałem się, że temperatura w Warszawie spadła poniżej zera i choć było sucho, to odstawiłem skuter do garażu. A dziś rano – zgodnie ze swoimi przewidywaniami – zobaczyłem lekką pokrywę śnieżną za oknami.

          To dobra i zła wiadomość. Zła bo muszę Wam się przyznać, że uzależniłem się od jazdy na skuterze. Rzadko mi się zdarza od czegoś uzależniać, ale … stało się. Jazda na skuterze daje mi poczucie dodatkowej wolności. Nie siedzi się w zamkniętej puszce. Siedząc na skuterze widzę więcej drogi przed sobą (ponad dachami większości osobówek) niż siedząc w mojej niskiej Mazdzie. Nie jestem ograniczony korkami. Ani brakiem miejsca do zaparkowania. Ani obowiązkiem administracyjnym opłaty za parkowanie. A dodatkowo można się rozejrzeć 360 stopni podczas krótkiego postoju na światłach. Dostrzec detale okolicznych kamienic. Wielokrotnie mi się zdarzyło, że uśmiechali się do mnie przechodnie, nawiązywałem krótkie rozmowy z innymi jednośladowcami albo nawet z przechodniami. No i czułem się nieco wolniejszy od akcyzy na paliwo i innych podatków, bo zatankowanie skutera raz na 2-3 tygodnie kosztowało mnie PLN 25-30.

          Za każdym razem gdy wsiadałem do swojego samochodu czułem się nieco … zniewolony. Na skuterze jeżdżę dopiero od 3 sezonów, ale dopiero teraz objawiło się moje uzależnienie:-)

          Choc przyszła zima (a nie jest to moja ulubiona pora roku) to dobra wiadomość jest taka, że na skuterze udało mi się pojeździć prawie do końca listopada. Do 26-ego. Nie wiem kiedy dokładnie w tym roku rozpocząłem sezon, ale którejś wiosny było to już na początku marca. A więc przy sprzyjających okolicznościach mój sezon może trwać ponad 8, prawie 9 miesięcy:-) A ponieważ zostały mi jeszcze tylko dwie zimy w Polsce (ta oraz zima 2014/2015), to za dwa lata będę się mógł całkowicie pozbyć samochodu:-) Będę wtedy jeszcze bardziej wolny:-)

        2. W tym roku (2014) odstawiłem skuter do garażu 26 listopada, czyli dokładnie tego samego dnia co rok temu. Niesamowite! bo dopiero teraz robiąc ten wpis zorientowałem się co do zbieżności dat. Cieszy mnie to, że zimy przychodzą do Polski coraz później – pamiętam jak kilka lat temu mieliśmy śnieg w Warszawie już w październiku:-( – i że dzięki temu dłużej można jeździć jednośladem.

          Skuter jako środek transportu w mieście coraz bardziej mi się podoba. Jeżdżę nim nawet w garniturze, gdy jadę na jakieś bardziej oficjalne spotkania. Nie straszny mi już deszcz. Prawdę mówiąc, to w ciągu całego sezonu – od marca gdy wyciągnąłem swój skuter z garażu – zmokłem chyba tylko raz. I to też nie “do suchej nitki” pomimo że trafiłem na sporą ulewę. Innym razem schowałem się przed nagłą ulewą na zadaszonej stacji benzynowej – ulewa trwała jakieś 10-15 minut, a akurat i tak nigdzie się nie spieszyłem. Skuter wygrywa z moim samochodem o wiele długości:-)

          Tym razem przesiadka do samochodu nie jest dla mnie aż taką uciążliwością jak była w zeszłym roku, bo w duchu cieszy mnie perspektywa tego, że jest to ostatnia zima w moim życiu. Za rok o tej porze zamierzam zostawić swoją zimową kurtkę, czapkę, rękawiczki, szalik, itp. na Antarktydzie i tam pożegnać się z zimami:-) Już na zawsze:-) Lata będę spędzał jeżdżąc po mieście na skuterze w Polsce, a zimy na skuterze w jakimś ciepłym kraju. Samochód stanie się dla mnie całkiem zbędny:-)

        3. Sezon skuterowy 2015 rozpocząłem w niedzielę 8 marca. Czyli mój skuter stał w garażu dokładnie 102 dni. Nieco więcej niż 1/4 roku (dokładnie 28%). Gdy kupowałem sobie skuter, to sądziłem, że będę nim jeździł co najwyżej połowę roku. A prawda jest taka, że w tym roku połowa lutego była nadzwyczajnie ciepła i już wtedy miałem myśli by wyciągnąć skuter z garażu. Potem się nieco ochłodziło, potem znów ociepliło, ale akurat wyjeżdżałem zagranicę. Koniec końców wyciągnąłem go z garażu dopiero wczoraj.

          Spalenie się Mostu Łazienkowskiego spowodowało wydłużenie się korków na mostach przez Wisłę. Mieszkam po stronie praskiej, a biuro Mzuri mieści się na lewym brzegu Wisły, tam też jest centrum gdzie miewam jakieś spotkania. Szkoda, że dopiero wczoraj otworzona została II linia warszawskiego metra. Przejechałem się metrem i wsiadłem na każdej z 7 jego stacji. Są ładne, kolorowe, sporo się między sobą różnią. Do stacji metra mam ok 15-minutowy spacer z domu przez ładny park, a z biura Mzuri ok 5-minutowy spacer wzdłuż innego parku, ale jednak wolę jazdę skuterem.

          Od wczoraj samochód przestał być mi potrzebny. Chyba do końca życia. Wkrótce pozbędę się swojej poczciwej Mazdy. Oczywiście czasami sobie wypożyczę jakiś samochód gdy będę gdzieś zagranicą lub gdy będę jechał gdzieś poza miasto. Na co dzień będę się cieszył swobodą jaką daje mi skuter. Od wczoraj czuję się jeszcze trochę bardziej wolny:-)

    1. Aga-to, może tak. Ale raczej nie w Polsce:-) Przynajmniej gdzieś na zewnątrz:-) Ale już w innym kraju to prędzej:-)))

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.