O wychowaniu

Rozmawiałem wczoraj z moim przyjacielem z czasów studenckich. Gadaliśmy trochę o biznesie, ale potem rozmowa zeszła na – ciekawsze dla mnie – wątki rodzinne. Alek ma dorosłą, już samodzielną córkę, oraz dwóch młodszych synów (lat 9 i 5)  z drugiego małżeństwa.

Wspomniałem mu o swoim planie wyposażenia dzieci po dwie kawalerki każde, dzięki którym – jeśli tylko uda im się nie wydawać bieżących przychodów z najmu – uda im się osiągnąć wolność finansową po kilkunastu czy dwudziestukilku latach. Mzuri będzie im te mieszkania obsługiwać i kupować dla nich kolejne. Moje dzieci nie będą musiały nic z nimi robić. Wystarczy by na kilkanaście lat zapomnieli, że osiągają jakieś przychody z najmu. Ja nie mam zamiaru zrobić dla moich dzieci nic ponad to. Reszta należy do nich.

Alek pomyślał, że to trochę skąpe z mojej strony i trochę zbyt rygorystyczne. Ja z kolei mam wrażenie, że Alek jest modelowym, wzorcowym wręcz przykładem polskiego rodzica. “Jak mogę, to pomagam”. “Tak długo jak tylko będę mógł”.

Powiedziałem mu, że mój model nie jest niczym nadzwyczajnym. Przypomniałem sobie, że mój znajomy Holender gdy pożyczał pieniądze od swojego ojca, to musiał pójść podpisać umowę u notariusza. Umowa przewidywała też odsetki, takie same jak w banku. “To dlaczego nie poszedłeś do banku?” zapytałem. Bo bank by mu pieniędzy wówczas nie pożyczył. “To dość skrajne rozwiązanie” skwitował Alek. “Pewnie w Kenii – gdzie nadal są silne tradycje rodzinne – jest tak jak w Polsce” dopytywał.

Zastanowiłem się chwilę nim mu odpowiedziałem. W Kenii jest tak, że córka, która się usamodzielniła musiałaby pomagać rodzicom, a nie dalej z nich ciągnąć pieniądze. W Polsce chyba też tak było. Dawno temu.

Więc mój model, chyba wcale taki skrajny nie jest. Jak sądzicie?

Czy to jest tak, że im ludzie są bogatsi, tym się stają bardziej skąpi? Czy też odwrotnie, z im większym szacunkiem podchodzą do pieniędzy tym kolejne pokolenia stają się bogatsze?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

30 Responses

  1. Moim zdaniem zarówno filantropia jak i skąpstwo są cechami ludzkimi a nie biednych i bogatych. Ale zauważyłam też, że wśród majętnych ludzi często pojawia się model oszczędny – moim zdaniem dzięki tej cesze charakteru stają się zamożni.

    Jeśli chodzi o uposażenie swoich dzieci, masz prawo zrobić to, co uznasz za słuszne. Uczysz swoje dzieci “pływać” nie skąpiąc na edukację, rozwój, podróże. Wyposażasz je najlepiej jak możesz aby dobrze przygotować je do własnego samodzielnego życia. I na takie odpowiedzialne życie dajesz im szansę. Twój wybór. To Ty wiesz, że sobie poradzą.
    A jakie oczekiwania mają dzieci? Oskara już słyszałam :-) Zgadza się z tym i to chyba szczerze :-)

    Ze zdumieniem patrzę na schorowanych rodziców, którzy ze swojej emerytury płacą ratę kredytu za swoje dziecko czy wnuczę. Którzy stworzyli nie potrafiące samodzielnie funkcjonować istoty. 40-letni Piotruś Pan mieszkający z rodzicami, czy córka, której dzieci karmią i wychowują rodzice/dziadkowie. A gdy staruszków zabraknie, okazuje się że nawet na cmentarz nikt nie zaglądnie

    1. Aga-ta niepotrzebnie piszesz o “schorowanych rodzicach”, bo każdy z nas co innego wyniósł ze swojego domu, kieruje się innymi wartościami i potrzebami, a także ma odmienny sposób na wychowanie swoich pociech niż Ty. Czy to źle, czy nie tego nie wiem. Może nie każdy miał tyle szczęścia co Ty w przypadku swoich rodziców, a może nie ma Twoich cech i determinacji żeby żyć inaczej i inaczej wychowywać.
      Ja jestem na drodze budowania swojej wolności finansowej, ale zawsze myślałem, że przede wszystkim moje dzieci będą miały jeszcze lepszy start w życiu niż ja. Wychodzę z założenia, że jak człowiek wie, że ma możliwość w pełni się realizować w życiu, to jego życie będzie wspaniałe, a sukcesy też się pojawią. Myślę, że ważne jest żeby dać takie wsparcie swoim dzieciom, bo wtedy są zdecydowanie bardziej odważne w działaniu i mogą na pewno dużo więcej osiągnąć celów. Mnie też zawsze rodzice wspierali i robią to cały czas. Jest mi łatwiej z tą pomocą w życiu. Nie korzystam nagminnie, ale miło jest wiedzieć, że mogę na nich liczyć. Nie wiem może się mylę, ale ja mam takie zdanie w tym temacie.

  2. Witam

    Moim zdaniem, jest taka tendencja u rodziców ze trzeba dbać o dzieci (ich wiek nie ma znaczenia). Sam to widze po swoich rodzicach, że ciężko im wytłumaczyć, żeby pieniądze wydali na siebie. Teraz jak są wnuki to mają znowu kolejne osoby do obdarowywania. Kiedyś jak zwróciłem mojej mamie uwagę na ten temat, wyjaśniła mi ze ona … lubi sie czuć potrzebna i to sprawia jej radość. Więc doszlismy do etapu, że pieniądze nie, ale została jeszcze wałówka… z tego bardzo ciężko zrezygnować moja mama za dobrze gotuje a juz kuchnia mojej babci … rewelacja.

    Zgadzam sie w naszym kraju jest tak przyjęte, że rodzice dają dzieciom co tylko mogą. Ale jednocześnie oczekują ze one zaopiekują sie nimi na stare lata, więc ze strony rodziców to swego rodzaju … ubezpieczenie. Niech Pan Panie Sławku spojrzy na to iż to inaczej w sumie jest instyk przetrwania grupy. Wspiera się i oczekuje wsparcia.

    A teraz moje przemyślenia na ten temat. Jestem już ojcem i ciągle synem. Nie oczekuje ze moje dzieci będą sie mną zajmować na stare lata. Taka ujma na honorze. Mam nadzieje ze nie bedzie takiej potrzeby i sam sobie z tym poradze ( dzimy wraz z żoną). Ale … to ja całe życie będę dla nich ojcem i rolą ojca jest wspierać dzieci. Tylko wspierać z głową – i tu moim zdaniem jest kluczowa kwestia.
    Co do moich rodziców zawsze będę też ich wspierał, a żeby ograniczyć to minimum teraz musze pozwolić zeby oni sami sie zabezpieczyli (finansowo).

    podsumowywując rodziców i dzieci trzeba wychowyać

    1. Doktorze21, spodobało mi się Twoje ostatnie zdanie. Dodałbym jeszcze, że trzeba też wychowywać … siebie samego:-)

  3. Witam,

    Od kilkudziesieciu lat mieszkam za granica i z moich obserwacji moge powiedziec ze nie ma wiekszego znaczenia gdzie sie mieszka oraz jak bogatych rodzicow sie ma ale to jaki ” bagaz ” wynieslismy z domu.
    Najlepiej radza sobie mlodzi ludzie, ktorzy byli dziecmi kochanymi i chcianymi, bo to tworzy ” bagaz psychiczny” ktory pozwala przetrwac w trudnych sytuacjach zyciowych, tacy ktorzy byli wychowywani w atmosferze otwarcia na inne kultury, jezyki, religie, zwyczaje, bo wtedy latwiej im sie zaadoptowac w kazdym kraju na swiecie oraz tacy ktorzy widzieli swoich rodzicow borykajacych sie z problemami finansowymi, albo sami nie mieli latwej sytuacji finansowej, bo wtedy wiedza, ze moga liczyc tylko na siebie i nie maja postawy ” oczekujacej” wobec swiata.

    Model polski niestety taki nie jest.Jest bardzo duzo milosci, ale niewiele ma to wspolnego z przygotowaniem dziecka do doroslego zycia. Rodzice boja sie swoim pociechom dawac wolna reke, aby te nie podjjely zlych decyzji. A przeciez oto w tym wszystkich chodzi.
    Im wczesniej zacznie sie podejmowac zle decyzje, tym szybciej zacznie sie podejmowac te dobre.

    pozdrawiam
    Kasia

  4. Podzielam koncepcję. Dzieciom trzeba dać coś małego na start i wyposażyć w wiedzę i odpowiednie przekonanie o tym, jak z tego zrobić coś dużego.
    Żadna droga na skróty nie zda egzaminu.

    T. Harv Eker opowiadał, że dał swoim pełnoletnim dzieciom po 100 tys dolarów na 2 (lub 3 lata – nie pamiętam). Po czym te pieniądze (bez odsetek) mieli zwrócić. To taka próba z gatunku przejeść czy zainwestować. Jego córka zadzwoniła jakiś czas później oznajmiając, że mieszkanie, które za to kupiła spłaca mieszkanie, w którym mieszka na spółkę z koleżankę i ok połowy kosztów życia. Nice ;-)

  5. no cóż, pozwólcie że i ja zabiorę głos w dyskusji… otóż (przepraszam) nie dziwię się Aga-cie, że chwali Sławka – zawsze to robi :-) może ma powody, może zna Go lepiej i jego sytuację??? Oskar to imię syna Sławka? jeśli tak to trudno się dziwić, że młody chłopak (jeśli dobrze pamiętam ok 18 letni) “szczerze” zgadza się z ojcem. Sławek jest mocno “zapracowanym” człowiekiem i jestem pewny jak bardzo Jego dzieciom go brakuje, a to z kolei prowadzi do tego że dzieci (w pewnym okresie) będą chciały za wszelką cenę przypodobać się rodzicowi…potem może się to niestety zmienić (oby nie, nie znam osobiście Sławka ani Jego dzieci wnioski wyciągam na podstawie lektury tego bloga, swojego niewielkiego doświadczenia życiowego – też jestem ojcem). Właśnie rozpocząłem lekturę najnowszej książki i komentarz byłej żony Sławka dał mi wiele do myślenia, a właściwie 100% się z nim zgadzam… moim zdaniem wolność finansowa, którą osiągnął Sławek jest WSPÓLNYM dziełem wszystkich członków Jego rodziny nie wyłączając DZIECI! pozostawienie im po dwóch kawalerek może i jest pouczające (w sensie zmuszenia do poradzenia sobie w życiu) ale na pewno nie jest sprawiedliwe (oczywiście moim zdaniem). Krótko mówiąc, przepraszam że wchodzę na prywatne pole, ale tym wpisem dostałem pozwolenie na wyrażenie swojego zdania ;-) Moim zdanie dzieciom NALEŻY się więcej….. znacznie więcej. Pozdrawiam Darek

    1. Darek, dzięki za Twój komentarz. Rozumiem Twój punkt widzenia, tylko widzisz, ja uważam, że nic się nikomu od nikogo … “nie należy”:-) Może oprócz osobom niezdolnym do samodzielnego życia (np porażenie mózgowe czy inne chcoroby wykluczające możliwość samodzielnego istnienia)

      Życie jest trudne i każdy sam musi zadbać o jakosć swojego. Takie jest moje zdanie:-) Ale oczywiście szanuję Twoje zdanie i opinię i uważam, że możesz mieć tyle samo racji co ja. Lub nawet więcej, kto wie?

    2. Darku , rzeczywiście znam Sławka i jeśli owe “chwalenie” rzuca się w oczy, to pozostaje mi tylko dodać, że wyrażam swoje opinie. Tylko swoje. Nie wiem czy Sławek zawsze robi dobrze. Są obszary, których nie pochwalam, ale szanuję. Podobnie uznaję twoje prawo do tego by postępować w życiu zgodnie z samym sobą. I dobrze że wyrażasz swoją opinię.

      Postawy roszczeniowe są mi “solą w oku”. Niezależność i wolność – podstawą dobrego życia.

    3. Dzieciom należy się więcej miłości, uwagi, poświęconego czasu, edukazji, porad, bycia razem. Ale na pewno nie pieniędzy. Nie można być dorosłym i uzależnionym od rodziców. Wtedy wciąż jest siędzieckiem, pomimo wieku. Moi rodzice powiedzieli mi (nie raz) gdy byłem dzieckiem, że nic od nich nie dostanę w przyszłości poza wykształceniem (szkoła, korepetycje, zajęcia dodatkowe – co tylko zamażyłem, to faktycznie miałem). I to w zupełności mi wystarczyło. Również moi rodzice nie dostali słownie nic w spadku od swoich rodziców (rozeszło się po pozostałej rodzinie). I pamietam rozmowę z dziadkami, gdy im mówili, że zupełnie nic od nich nie oczekują w ‘testamencie’, bo to jest tylko i wyłącznie ich wola i ich majątek. Pewnie to samo powiem moim dzieciom w przyszłości. Tak zostałem wychowany i jak widać, jest to kwestia wręcz światopoglądu. Pewnie nie warto kruszyć kopii. NIech każdy robi ze swoimi pieniędzmi co uważa (nic mi do tego).

      1. PAndy, dzięki za odświeżenie tego tematu.

        Wg mnie w Polsce brakuje nam edukacji finansowej. A ta przecież powinna zaczynać się w domu rodzinnym. Wychowanie finansowe tworzy podwaliny przyszłej wolności finansowej.

  6. Bartku, liczyć na wsparcie, a wykorzystywać to inna sprawa. Sam podkreślasz że starasz się nie nadużywać dobroci rodziców. I o tym napisałam – skrajne wykorzystywanie jest naganne. A znam sytuacje, gdzie dosłownie chorzy rodzice zaciągają kredyty konsumenckie dla swoich dzieci. Wystarczy zaobserwować klientów providenta … To skrajność. Ale istnieje.

    Lepszy start to coś więcej niż majątek.
    Dzieci Sławka mają lepszy start – kto z Was dostał na początku drogi życia dwa mieszkania? Ja nie znam nikogo takiego. A Ty, Sławku, ile mieszkań dostałeś?
    Często nam się wydaje że dając rzeczy materialne kupujemy miłość, wdzięczność, szacunek. A ja uważam, że na to pracuje się sobą samym i cały czas.

    1. Aga-to, ja nie dostałem ani jednego mieszkania od kogokolwiek. Ale nie mam o to do nikogo pretensji. Choć moi rodzice mieli w swoim życiu całkiem niezłe przepływy gotówki:-)

      Chciałbym się odnieść do Twoich końcowych słów. Rzeczywiście mi też się wydaje, że pieniądze są takim łatwym “rozwiązaniem” na wiele problemów. Zamiast dać wędkę i nauczyć łowić, dajemy rybę i “po sprawie”. Zamiast żmudnie wpajać dzieciom wartości i samodzielność, o wiele łatwiej zsypywać je prezentami i odrabiać za nie lekcje. Zamiast przyzwyczajać je do tego, że są same odpowiedzialne za swoje życie, to wmuszamy w nie kolejną łyżeczkę zupki.

      Według mnie nie warto iść na łatwiznę i szybki poklask. Ale oczywiście to tylko moja opinia i mogę się – jak we wszystkim – mylić…

  7. Rodzice mogą dać swoim dzieciom różne reczy, można je podzielić na materialne (np: pieniądze, mieszkania, udziały w firmie, złoto) i niematerialne (np: miłość, troska, radość, opieka, poświęcenie uwagi).
    Czytający tego bloga (do których się zaliczam) mają do własnej dyspozycji w życiu tylko jedną rzecz, jest nią czas. Powinni sami sobie odpowiedzieć na pytanie na co chcą i w jakim stopniu przeznaczyć swój czas bo często ludzkie wybory się wykluczają: tzn nie można pojechać na roczną eskapadę dookoła świata i zarazem być z rodziną i pomagać uczyć w tym czasie w Polsce swoje dziecko siadać na nocnik:). Również w tym czasie nie można rozwijać swojej małej firmy która ma np. ogromny potencjał. A jakie są Wasze życiowe wartości?

    1. Wojtku, bardzo sobie cenię i szanuję Twoje opinie. Pragnę tylko zwrócić uwagę na to, że są one bardzo polsko-centryczne.

      Co mam na myśli?

      Według mnie dylemat, który stawiasz jest sztuczny. W Europie Środkowej ludzie się poświęcają dla swoich dzieci. W Afryce rodzice nie muszą namawiać dzieci do jedzenia, poświęcają im mniej czasu. Ale dzieci według mnie przeistaczają się w bardziej samodzielnych dorosłych. Czy lepiej jest chronić dzieci przed problemami, czy też lepiej ich nie chronić tak by wyrosły na silniejsze psychicznie jednostki? Czy lepiej dzieciom objaśniać świat, czy pozwolić by same go zrozumiały? Czy podejmować za nie decyzje, czy pozwolić by popełniły błędy?

      Zaznaczam, że ja nie znam odpowiedzi na ten dylemat, ale twierdzenie, że każdy rodzic, który nie poświęca czasu rodzinie jest zły jest według mnie obarczone dużą dozą polskiej interpretacji rodzicielstwa.

      Poza tym, kto powiedział, ze trzeba zawsze dokonywać wyborów. Jeśli ktoś będzie chciał pojechać dookoła świata i jednocześnie uczyć dziecko siadania na nocnik (pytanie czy samo by się tego nie nauczyło?) to to zrobi. Mój przyjaciel spędził sam, bez żony, 9 lat żeglując dookoła świata ze swoimi dziećmi. Synek miał 8 miesięcy gdy się zaokrętowali.

      Harv Ekera, autor doskonałej według mnie książki “Bogaci lub biedni. Po prostu różni mentalnie”, istnieje 17 różnic w myśleniu pomiędzy biednymi i bogatymi (według mnie zasady te mają zastosowanie nie tylko gdy chodzi o bogactwo w sensie materialnym, finansowym). Jedną z 17-stu różnic jest to, że biedni myślą w kategoriach “Albo, albo”, a bogaci w kategoriach “I to, i tamto”.

      To drugie jest niewątpliwie trudniejsze. Trzeba uruchomić swoją wyobraźnię. Podjąć ryzyko myślenia niekonwencjonalnego, pójścia pod prąd utartym schematom. Wymaga zakwestionowania przyjętych przez lokalną społeczność założeń.

  8. Dzięki za miłe słowa Sławku, przyznam Ci się że lubię czytać tutejsze dyskusje i z Tobą oraz innymi dyskutować:).
    Dylemat przedstawiłem podstawie swoich doświadczeń, rozmowy z ludźmi, głównie Polakami więc pewnie postrzegam świat bardziej lokalnie. Nie twierdze w żadnym wypadku że rodzic który nie poświęca czasu jest złym człowiekiem. Wydaje mi się, że często ktoś kto nie poświecił dużo czasu na inwestowanie nie może być dobrym inwestorem. A czy ktoś kto nie poświęcił dużo czasu na grę w golfa może być dobrym golfistą? Myślę że z byciem rodzicem jest podobnie dlatego napisałem że ludzie powinni sobie zadawać podstawowe pytania komu lub czemu chcą poświęcać czas. Przykład 9 lat beż żony jest dość ekstremalny. A co jego żona na to? Są nadal razem?

    1. Wojtku, ok zgoda. Jednak uważam, że wychowanie to nieco bardziej złożona sprawa niż nauka golfa, gry na pianinie czy inwestowania. W tych drugich przykładach jestem ja i moja umiejętność czy pasja. Wychowanie to już jest relacja z drugą osobą.

      Zgadzam się, dobrze poświęcić czas na wychowania dzieci. Moje pytanie brzmi tylko tak: czy im więcej tego czasu, tym lepiej?

      Czy spędzanie zbyt dużo czasu i poświęcanie dzieciom zbyt dużo uwagi nie może rodzić ujemnych konsekwencji? Czy wyręczanie nie może pozbawić nabycia przez dziecko samodzielności? Znam rodziców, którzy swoje 50-letnie dzieci nadal traktują jak … dzieci:-) Chcą je we wszystkim wyręczać, podejmować za nie decyzje, wtrącają się w wychowanie wnuków. Wspomagają finansowo (przypomnę, że od tego zaczęła się nasza dyskusja). Uważam, że często nie jest to optymalne.

      By rosnąć kwiatki doniczkowe wymagają podlewania. Ale za dużo wody może roślinę zabić. Kwiatki potrzebują słońca. ale zbyt intensywne słońce może też je zabić.

      Mój punkt jest tylko taki: polski model wychowawczy jest – według mnie – zbyt … troskliwy. Ale być może jest to najbardziej odpowiedni model dla … Polaków:-)

      Nie jestem leśnikiem, ale może jest tak samo jak z lasami. Lasy brazylijskie wymagają ogromnych opadów, lasy polskie umiarkowanych, a lasy na Syberii prawie żadnych?

  9. Sławku, widzę, że się zgadzamy w wielu kwestiach. Wychowanie dzieci to na pewno sprawa bardziej złożona niż gra w golfa, mało tego ja nie jestem osobą kompetentną aby komuś cokolwiek w tej kwestii radzić (jestem ojcem od niecałych 2 lat).
    Radzę jedynie że każdy powinien przemyśleć ile czasu w życiu na co chce poświęcić i nie dopuścił aby to życie za niego zdecydowało.
    Wg mnie skrajność w żadną stronę nie jest dobra. Hipotetycznie gdyby Twój kolega wrócił po 9 letnim rejsie do domu i zobaczyłby, że jego żona ma już innego partnera to gdyby mógł cofnąć czas to by skrócił rejs, tak mi się przynajmniej wydaje (zakładam że nadal kocha swoją żonę). Z drugiej strony przykłady nadopiekuńczości rodziców są mi znane i zgodzę się, że konsekwencje bywają opłakane. Reasumując “obyśmy właściwie wybierali” czego Tobie, sobie i innym życzę:)

  10. Podobno W.Buffett zapytany o to ile zostawi swoim dzieciom odpowiedział:
    “Zostawię im tyle, żeby mogli coś z tym zrobić.
    Ale nie aż tyle by mogły nic nie robić.”

  11. Niestety nie każdy może dostać od rodziców kawalerkę jedną czy dwie żeby same sobie pracowały. Ja dostałem od wujka mieszkanie- jestem zadowolony, gdyby nie on dalej pewnie siedziałbym u rodziców bo nie stać by mnie było na mieszkanie czy spłatę kredytu.
    A mieć do tego jakieś jedno mieszkanie czy dwa które mógłbym wynajmować i brać z tego kasę – fajnie by było

    1. Jako.78 , właśnie o to chodzi, że wbrew pozorom nie jesteśmy zasypywani mieszkaniami przez rodziców i krewnych :-) Każdy taki “dar” jest czymś wyjątkowym i dobrze jeśli potrafimy to docenić. Naprawdę nie jest tak, że coś nam się należy, bo inny ma.

      Mam nadzieję że już wkrótce będziesz właścicielem mieszkania na wynajem i będziesz zawdzięczał to sobie i tylko sobie :-)
      Powodzenia!

  12. Jak zawsze, oceniając siebie samych warto spojżeć z perspektywy innych. Podam przykład mojej rodziny w USA. Często opowiadam tą historię, bo wiele mówi ona o podejściu do dzieci w wym kraju (ogólnie, bo ludzie bywają oczywiście różni). A różnica jest spora. Mam dalekiego wójka, który jest zamożnym emerytem (na prawdę zamożnym). Wykształcił bardzo dobrze dwie córki. Jedna lepiej a druga ‘gorzej’ wyszła za mąż. Ociec (i już dziadek) pomaga oczywiście swojej ‘biedniejszej’ córce. Jak? Przyjedża swoim pięknym leksusem 2-3 razy w tygodniu z żoną, by przez kilka godzin popilnować swoje wnóki, gdy jego córka daje korepetycje w okolicznych domach. I jestem przekonany, że pomaga tylko w taki sposób, osobiście się angażując. Mógłby zapłacić za opiekunkę w tym czasie, zamiast jechać 1,5 godziny w jedną stronę do córki. Ale to nie jest w stylu amerykańskim jak sądzę. Zakłada się, że dorosłe dziecko musi być samodzielne, podejmować dojżałe decyzje i po prostu radzić sobie. Pełny szacunek dla odrębności, żadnego prowadzenia za rączkę i żadnego pójścia na łatwiznę i wspomagania dzieci gotówką. Bo to uzależnia i ubezwłasnowalnia. Podoba mi się pomysł darowania kawalerki jako przychodu pasywnego na przyszłość. Bo tródno dochodzi się do wolności i wiele po drodze spotyka nas przeszkód, które niekoniecznie można pokonać w pojedynkę. Dla mnie najważniejsze w życiu było poczucie, że w razie, gdy mi się noga powinie, mogę ja i moja rodzina zawsze liczyć na wsparcie rodziny. To rzecz bezcenna. Nigdy z takiej ratującej pomocy nie skorzystałem. Ale to daje siłę i odwagę.
    Swoje dzieci chciałbym wychować tak, by same chciały dochodzić i zdobywać wolność. Bo sama droga to frajda. Ludzie, którzy urodzili się bogaci, też mają problemy, zgryzoty i kłody pod nogami. Może innego rodzaju, ale często równie tródne do pokonania. Pieniądze nie rozwiązują problemów ludzi, którzy nie są na nie gotowi. I jeszcze jedno – nic tak nie cieszy w życiu, niż to co osiągnęliśmy dzięki sobie. Dając dzieciom pieniądze i dokładając do nich, odbieramy im sporą część tej frajdy.
    Natomiast realia większości społeczeństwa Polskiego są takie, że bez pomocy rodziny, życie młodych, po prostu jest tródne do uniesienia. Wciąż jesteśmy narodem na dorobku i pomoc oraz wsparcie rodziny jest potrzebne.
    Osobiście, swoją rolę jako rodzica (wyniesione z domu) widzę jako edukatora. Chcę przygotować dzieci tak, by miały głód zdobywania, głód życia i głód zabawy. Bo pieniądze nie powinny nigdy być celem, lecz środkiem. Już dziś uczę dzieci wartości pieniądza, jak łatwo wydać a jak tródno oszczędzić. Mam nadzieję, że naucze je odporności na ‘szpanowanie i imponowanie’ innym. Bo człowiek wolny w pełni słowa, to nie tylko ten który ma więcej niż wydaje, ale ten, który jest wolny od wpływów innych, ma własny, trzeźwy osąd. Niestety, taka nauka wymaga baaaardzo dużo czasu.

    1. PAndy, zgadzam się z Tobą, że trudniej jest dzieci wychować na samodzielne jednostki niż im wiecznie pomagać. Poza tym, pomagając można się jeszcze szczycić swoją szlachetnością, odpowiedzialnością, miłością, poświęceniem (to ostatnie szczególnie cenione przez “Matki Polki” i “Ojców Polaków”:-) Można dzieci trzymać w szachu i próbować wpływać na ich decyzje czy wybory. Pomoc finansowa daje rodzicom dużą władzę:-)

  13. Według mnie strategia Sławka co do zasady jest dobra choc mam jedno zastrzezenie o czym na koncu
    jestem ojcem i synem ale chyba wiecej energii pochłania “wychowanie finansowe” mojej mamy niz wychowanie syna
    zycie ponad stan, ulanska fantazja, bujanie w oblokach, konsumpcja etc doprowadzily do ciezkiej sytuacji
    kiedys pomagalem finansowo – od paru lat absolutnie tego nie robie bo skutkow nie bylo zadnych poza niepotrzebnym wydawaniem pieniedzy
    teraz pomagam w inny sposob gdy trzeba cos zalatwic, przywiezc, napisac pismo etc ale nie daje pieniedzy i o dziwo mama troche przejrrzala na oczy i zaczela wychodzic na prosta dzieki mojej strategii odbijania sie od dna
    w kryzysowych sytuacjach pozyczam mamie pieniadze ale co do grosza pilnuje zeby sie ze mna rozliczyla – moje podejscie byloby inne gdyby nie przejadala pieniadzy, nie kupowala 30 paczek papierosow miesiecznie nie majac na to funduszy, nie kupowala samochodow takich zeby “wygladal” pomimo tego ze kompletnie jej na to nie stac
    to w kwestii wychowania, pomagania ale nie dawania gotowcow

    natomiast kwestia tego co ktos zrobi z uzyskanymi pieniedzmi zalezy wylacznie od tej osoby ktora te pieniadze dostaje
    kilka lat temu poprosilem mojego tate o pozyczke na zakup mieszkania (bylem studentem)
    za pierwszym razem spotkalem sie z kategorycznym nie
    pozniej przedstawilem mu plan, zaryzykowal
    mieszkanie kupilem, wynajalem, przerwalem studia wyjechalem za granice by splacic dlug – splacilem co do zlotowki, zysk z najmu pozwolil mi na skonczenie studiow juz za swoje oszczednosci (pierwsze 3 lata pomagal mi tata), studiujac dziennie nielatwy kierunek (prawo) na uniwersytecie wroclawskim pracowalem na caly etat

    jednak patrzac na moich znajomych wiem ze przynajmniej polowa z nich nie zrobila by kompletnie nic by pieniadze zwrocic
    Sławek – byc moze danie synowi 10mieszkan zamiast 2 pozwoli mu na rozwiniecie skrzydel?
    gdyby moj tata w 2006 roku pozyczyl mi 1/5 tej sumy ktora faktycznie mi pozyczyl raczej nie bylbym tu gdzie jestem
    choc gdyby te pieniadze dal mojemu bratu jestem pewien ze poszlyby na kupno sportowego samochodu i pewnie nie zobaczylby z tego zadnej zlotowki – wedlug mnie duzo zalezy od osoby i jesli syn nie ma “fiu bzdziu” w glowie to moze warto swoj pomysl nieco zmodyfikowac?

    1. Patryk, dzięki za podzielenie się swoją perspektywą. Jednak nadal uważam, że lepiej dać dwa w wieku 20-stu lat niż 10 mieszkań w wieku 50-ciu:-) Te dwa mogą się systematycznie “rozmnażać” jeśli tylko obdarowany nie będzie na bieżąco przejadał przychodów z najmu:-)

  14. Sławku,
    a gdyby Twój Syn z tych dwóch “pracujących” mieszkań uzbierał gotówkę na kolejne mieszkanie i zapytał Cię o radę: ” Tato kupić kolejne mieszkanie za gotówkę, czy może trzy na kredyt z 20% wkładem własnym?”, co byś mu poradził? I dlaczego?

    Dzięki.

    1. Szymon, nie wiem co bym mu doradził. Nie ma jednej jedynej słusznej drogi. Musiałbym się wczuć w jego sytuację, jego aspiracje, jego zamierzenia, jego możliwości.

      Moja rada zależałaby też od kontekstu rynkowego. Gdyby ceny rynkowe mieszkań rosły jak oszalałe, to pewnie lepiej byłoby wziąć kredyt, ale z pewnością nie na maksa, “pod korek”. Gdyby ceny były stabilne, tak jak teraz, może doradziłbym kupno za gotówkę. Bo nie wydawanie na bieżąco przychodów z najmu uczy umiejętności zycia PONIZEJ swoich możliwości finansowych. A to – jak wielokrotnie mówiłem – jest wg mnie krytyczne dla osiągnięcia i utrzymania wolności finansowej.

  15. Fajny wpis i jeszcze fajniejsza dyskusja.

    Gdybym dostała coś od rodziców, to na pewno nie wzięłabym się do roboty w celu usamodzielnienia się. Po prawdzie, to tak zupełnie bez niczego i na ulicy mnie nie zostawili, ale wiele tego nie było. Za swoje studia sama zapłaciłam, na wkład własny większość kasy sama zebrałam, do wniosków niezbędnych do rozpoczęcia inwestowania też doszłam sama poprzez obserwację otoczenia. Na studiach rachunkowość zarządcza i finanse były jednymi z moich ulubionych przedmiotów. :) Książki Kyiosakiego tylko doprecyzowały w moim umyśle to, co już czułam. Gdybym miała podane na tacy wykształcenie, mieszkanie, i.t.d., to pewnie nie zaprzątałabym sobie głowy, jak znaleźć sposób, żeby zarobić i się przy tym nie narobić. ;) Nie nauczyłabym się tak wiele. Lubię się uczyć, szukać sposobów na osiągnięcie celu, tworzyć coś i kreować swoją rzeczywistość.

    Moi rodzice skromnie żyli, bo w pewnym momencie po prostu nie mieli skąd wziąć. Oszczędzania zostali nauczeni, jednak inwestować nie umieli. Żyli po prostu w innych czasach, w których sztuką było coś kupić lub zdobyć. Teraz to ja uczę moją matkę, że lepiej jest mieć 2 pokoje i 1 wynająć, niż mieć kawalerkę i nie mieć dodatku do emerytury. ;) Różnica w cenie mieszkań niewielka.

    Blog Sławka jest jakby dopełnieniem tego i bardzo lubię przeglądać te wszystkie wpisy z wielu lat. Cały czas się dziwię, że znalazłam go dopiero tak niedawno. Tu jest tylu świetnych ludzi w jednym miejscu. :)

    Troska rodziców jest potrzebna, ale stosowna do wieku. Przedszkolak wymaga prowadzenia za rączkę. Szkoła zaczyna wymagać większej samodzielności, potem studia i samodzielne utrzymanie się. Każdy etap rozwoju dzieci wymaga innych metod – ich stopniowania. Ważne, żeby nie podcinać dzieciom skrzydeł, nie straszyć niepotrzebnie ewentualnym popełnieniem błędów, nie zniechęcać do działania. Rodzice też muszą dojrzeć do kolejnych etapów rozwoju swoich pociech. Przychodzi czas, że dziecko samo je, chodzi, ubiera się, wychodzi z domu i ponosi konsekwencję swoich czynów – konsekwencje na miarę swojego wieku i etapu rozwoju. Rolą rodziców jest umiejętne dozowanie tych konsekwencji.

    Różnie charaktery u ludzi się kształtują. Różnie dzieci reagują na tę samą naukę. Środowisko też ma niebagatelny wpływ na ich rozwój. Czasem bywa tak, że z jednego domu i, wydawałoby się, z jednakowych warunków dzieci wychodzą, ale różne podejście do życia i różne charaktery mają. Jedno umie oszczędzać, choć nie było tego uczone, drugie przehula wszystko, co ma, a nawet więcej. Każdy jednak liczyć umie i każdy wybiera to, co mu odpowiada.

    1. Małgosiu, dzięki za przypomnienie kolejnego wpisu sprzed lat. Dodałaś kolejny argument w dyskusji. Dzieci, tak jak i dorośli, są bardzo różne. I pewnie wymagają zróżnicowanych metod wychowawczych. Za to polska szkoła wychowania wydaje mi się bardzo homogeniczna – wszyscy jak jeden mąż mówią “rodzina jest dla mnie najważniejsza” (zaskakująca jednomyślność, nieprawdaż?) i “dzieciom trzeba poświęcać jak najwięcej czasu, trzeba im pomagać póki sił starczy”

      1. Ja wiem, czy taka homogeniczna? Jest wiele odcieni tej “polskiej szkoły”.

        Moja matka z domu dostała niewiele, bo chciała wyjechać ze wsi do miasta. Moja ciotka, siostra mamy odziedziczyła ojcowiznę. Owszem, dziadkowie pomagali, ale pomocą, którą osobiście odczułam, była możliwość spędzania u nich co roku części wakacji. Jakoś specjalnie nie zajmowali się mną i moim bratem, bo mieli swoje zajęcia. Bardzo miło wspominam tamte wakacje. Jak miałam już naście lat, to i grabie dostałam do ręki, i widły, a nawet do ciągnika mnie wsadzili, jak trzeba było się spieszyć przy żniwach, czy przy sianokosach, jak pogoda miała się zepsuć. Z przyjemnością patrzyłam im na ręce, bo robota w rękach im się paliła. Niby prosta robota, ale np. mój ojciec nigdy nie nauczył się kosić kosą.

        Nie wiem, może się mylę, ale wydaje mi się, że to powtarzanie mantry “dzieciom należy pomagać”, to chyba jakieś leczenie kompleksów i próba zrekompensowania dzieciom tego, czego nie dało im się w odpowiednim momencie, na odpowiednim etapie rozwoju. To brzmi wg mnie, jak poczucie winy. Czy może one jakieś niepełnosprawne są? ;)

Skomentuj Aga-ta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.