Siatkówka a biznes, czyli: wyzwanie 3-ech porażek

To był piąty set meczu. Przegrywaliśmy wtedy 14:10 w tie-breaku i strata kolejnego punktu oznaczała porażkę po 2-óch godzinach męczącej walki. Mało tego, oznaczałaby spadek z pierwszego miejsca w tabeli ligowej… Właśnie wszedłem do pierwszej linii i, po spojrzeniu na rozgrywającego, wiedziałem, że jeśli uda nam się wyprowadzić kontratak to piłka zostanie wystawiona do mnie.

         Przegrywaliśmy już w tym meczu 2:0 w setach i zapowiadało się na porażkę, którą w kręgach siatkarskich nazywamy „godzina z prysznicem”. Coś jednak zmieniło się w trzecim secie i udało nam się doprowadzić do remisu w setach 2:2. Piąty set jest zawsze zadziwiająco krótki. Być może dlatego nazywa się go często „loterią” albo nawet setem cudów. W piątym secie niekoniecznie wygrywa drużyna lepsza. Wygrywa po prostu ta, która ma więcej szczęścia.

         Po dobrym wybloku, dograniu piłki do siatki i rozegraniu do mnie, tak jak się spodziewałem, szczęście było przy nas. Wynik zmienił się na 14:11, ale wciąż nasi rywale mieli meczbola, a to my wprowadzaliśmy piłkę do gry. Loteria to jednak loteria, więc nie dziw się, że kolejnej piłki nie przyjęli (14:12), a jeszcze kolejną zaatakowali w aut (14:13). Wracaliśmy z dalekiej podróży. Przegrywając 2:0 myśleliśmy już o szatni, a teraz jeden punkt dzielił nas od wyrównania spotkania i rozpoczęcia go jakby na nowo, od remisu w ostatnim secie… Przeciwnicy przyjęli zagrywkę perfekcyjnie, rozegrali na lewe skrzydło i zaatakowali. Jakimś jednak cudem nasz libero obronił ten silny atak i piłka poszybowała do góry pod sam sufit, prawie go dotykając (jakby emocji było mało). Rozgrywający pobiegł na czwarty metr naszego boiska i wystawił mi wysoką piłkę na lewe skrzydło. Jak w transie wyskoczyłem by ją zaatakować i miałem w sobie mnóstwo determinacji, by doprowadzić do stanu 14:14. I kiedy byłem w powietrzu, kiedy uderzyłem piłkę z całą siłą, tak jak już setki razy robiłem to na treningach, zobaczyłem tylko jak odbija się od bloku naszych rywali, szybuje nad moją głową i leci w stronę linii 9 metra, gdzie kończy się nasze boisko. Kilku moich kolegów już poderwało się do góry i zaczęło cieszyć, ale ja widziałem wyraźnie, że piłka ląduje w naszym boisko i kiedy usłyszałem gwizdek sędziego, oznaczał on koniec meczu. Przegraliśmy 15:13 i 3:2 w setach. Zostałem zablokowany przy najważniejszej dla nas akcji meczu. Koniec historii…

         To był mecz ligi juniorów. Miałem wtedy jakieś 15 lat. Nie była to ani olimpiada, ani nawet mecz decydujący o medalach. Na trybunach było może z 15 osób i żadna gazeta nie wspomniała nawet o tym meczu. Co więc sprawiło, że pamiętam ten mecz do dziś? Co się wtedy stało, że po 15 latach o tym piszę? Trudno powiedzieć.

         Dziś jestem zupełnie gdzie indziej. Znajdą się pewnie tacy, którzy nazwą mnie biznesmenem. Na pewno wielu powie „przedsiębiorca”. Ci z najbliższego otoczenia mówią „prezesie” albo „szefie”. Ja z przyjemnością nazywam sam siebie człowiekiem wolnym. Wolnym finansowo. I powiem (a właściwie napiszę) Wam coś bardzo ważnego: podczas tego meczu nauczyłem się wiele o biznesie. Nawet jeśli wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, że sam będę budował Firmy zatrudniające w sumie kilkaset osób.

         W biznesie jest jak w siatkówce: trzeba wygrać 3 sety, żeby wygrać mecz. Nawet jeśli wygrasz 2 sety do zera, musisz wygrać jeszcze trzeci by zamknąć sprawę. Nie ma remisów. Wygrywasz 3 sety, albo przegrywasz…

         W biznesie jest jak w siatkówce: porażka boli. Potrafi boleć cholernie mocno. Szczególnie jeśli dałeś z siebie wszystko i była szansa na zwycięstwo. Co innego, jeśli idzie jak po grudzie i wiesz od początku, że szansę są marne. Jeśli jednak dajesz całego siebie i przegrywasz, to może zaboleć. Oj, wiem coś o tym…

         Zanim jednak napiszę więcej i połączę wszystkie fakty, odpowiedz proszę na kilka pytań. Czy zdarzyło Ci się nie wierzyć w siebie? Czy były kiedyś jakieś działania w Twoim życiu, które trzeba było podjąć, ale nie miałeś na nie siły? Czy zdarzyło Ci się drżeć przed wykonaniem telefonu do klienta lub innej ważnej osoby? Czy zdarzyło Ci się pomyśleć, „wyśmieją mnie jak podam cenę”? Cóż, nie muszę chyba siedzieć obok Ciebie, by znać odpowiedz na przynajmniej część z tych pytań. I właśnie dlatego mam dla Ciebie wyzwanie. Tak, tak, wyzwanie. Powiesz pewnie, „ale przecież to blog”. Nie istotne, poczuj się jak na sesji ze swoim prywatnym coachem lub trenerem biznesu. Stawiam bowiem przed Tobą wyzwanie trzech porażek.

         Pewnie zdarzyło Ci się, dokładnie tak samo jak mnie, przegrywać. Być może nawet, przegrywać 2 razy z rzędu. Często w takiej sytuacji, nie mamy już siły podejmować trzeciej próby. Przecież dwie poprzednie zakończyły się klapą. Weźmy na przykład telemarketerkę, która sprzedaje abonamenty telefoniczne. Wyobraź sobie, że pierwszy klient, do którego dzwoni, mówi coś w stylu „nie, nie jestem zainteresowany, wybrałem już ofertę konkurencji”, a drugi krzyczy do słuchawki „odpieprzcie się ode mnie, usuń mój numer albo pozwę was do sądu!”. Gdybyś był w tej sytuacji, czy od razu podniesiesz słuchawkę by wykonać trzeci telefon?

         W meczu, o którym pisałem na początku, przegrywaliśmy 2:0. Dwie porażki były już za nami. Na szczęście jednak przepisy siatkówki mówią, że trzeba grać dalej. W końcu wynik jest wciąż otwarty. Przeciwnicy muszą wygrać 3 sety, żeby nas pokonać. Do tego czasu wciąż mieliśmy szansę. I dobrze, bo wierz mi, że gdyby nie te przepisy, to najchętniej poszedłbym już do szatni, po tym jak wlali nam w tych dwóch pierwszych setach. Wiem, że w biznesie nie ma takich przepisów i że wielu z nas po dwóch porażkach jest gotowych się poddać. W tamtym jednak meczu podnieśliśmy się i dwie kolejne partie były naszymi wygranymi. To ważna umiejętność w sporcie. Nawet jeśli przegrywasz, walcz. To również cecha wielkich liderów. Nawet, jeśli przegrywasz, walcz. Z kolan podnosił się już nie jeden biznesman. Poczytaj o Richardzie Bransonie albo Donaldzie Trumpie. Czy poznalibyśmy ich nazwiska gdyby poddali się po dwóch porażkach?

         Spróbuj więc zrobić jeszcze dziś 3 rzeczy, których się boisz. Być może są to 3 telefony do potencjalnych klientów VIP. Być może 3 maile do prasy, w której od tak dawna chciałbyś się pojawić ze swoim artykułem. Być może jest to rozmowa z 3-ma osobami w Twojej firmie, które wydają się zdemotywowane i które dotychczas unikałeś. A być może są to 3 tematy, które odkładasz z dnia na dzień na potem… Zrób je dziś. Wiesz dlaczego? Bo w biznesie rzadko ponosi się 3 porażki z rzędu! Tak, wiem co mówię. W BIZNESIE RZADKO PONOSI SIĘ 3 PORAŻKI Z RZĘDU!

         Jeśli pojawia się w Tobie opór to… nie dziwię się. Czasami jesteśmy naprawdę skłonni uwierzyć, że coś jest trudne jak diabli. Szczególnie jeśli dotychczas przesuwaliśmy to działanie w czasie. Pamiętam, że kiedy dzwoniłem do swojego pierwszego klienta VIP drżały mi dłonie. Numer telefonu miałem już w styczniu, ale telefon wykonałem dopiero w marcu. Przez te dwa miesiące uwierzyłem że ten człowiek jest tak wielki, że aż groźny i zaprojektowałem już sobie jego odpowiedz na mój telefon (coś pomiędzy „nie mam dla Ciebie czasu”, a „odwal się”). Dziwne, prawda? Przecież każdy klient, nawet ten z listy 10 najbogatszych Polaków jest przede wszystkim człowiekiem. Śpi, je, miewa problemy, smutki, czasem bywa samotny i czasem po prostu nie wie. To człowiek, nawet jeśli znany, to… wciąż człowiek. Dziś stawiam Ci wyzwanie – jeśli masz podobną historię, to za chwilę wyjdziesz z tego bloga i do niego zadzwoniszJ A jeśli odmówi, to… zadzwonisz do następnego. I jeśli ten też odmówi, to zrobisz to jeszcze raz. A wiesz czemu to zrobisz? BO W BIZNESIE RZADKO PONOSI SIĘ 3 PORAŻKI Z RZĘDU!

         Być może pamiętasz też, że napisałem wyżej, iż porażki bolą bardziej wtedy, gdy daliśmy z siebie wszystko. Może Ci się to nawet wydać niespójne. Po pierwsze, wiesz już, że mimo podniesienia się ze stanu 2:0 dla przeciwników i pomimo wygrania 2-óch kolejnych partii, w sumie przegraliśmy nasz mecz 3:2. Ok… Po drugie, wiesz już, że porażki po zaangażowaniu się w działanie bolą bardziej, więc po co się angażować. Ok… Po trzecie, pewnie nie chcesz jeszcze zamknąć tej strony www, wstać i złapać za swój telefon (czy cokolwiek innego, co jest TWOIM wyzwaniem). Tak, sam mam świadomość tych wszystkich kwestii. Nazwij to proszę oporemJ W dalszej części będziemy z tym walczyć, ale pozwól, że przytoczę tu jeszcze jedną bardzo ważną, choć krótką historię.

         Pewien znany ciężarowiec, zapytany przez dziennikarza o to, które z dziesięciu wyciskań sztangi na treningu jest najważniejsze, odpowiedział… jedenasteJ

         Podejmij wyzwanie 3 porażek TERAZ. A jeśli nie uda Ci się za 3 razem to zgadnij, które z Twoich działań jest najważniejszeJ

PS. Dwa swoje wcześniejsze teksty podpisałem jako „Jakub”. Po obu, Fridomiacy pytali o moje nazwisko. Jako, że jedna z moich Firm udziela coachingów (konkretnie JBB Coaching), uznałem, że nie chcę się tu reklamować. Jeśli jednak zainspirował Cię ten lub wcześniejszy tekst to nie chcę się już dłużej ukrywaćJ Zresztą obiecałem m.in. Darkowi i Pawłowi, że w trzecim tekście się ujawnięJ Podobnie jak Sławek, lubię dzielić się wiedzą i wiem też, jak ważne są kontakty z innymi Fridomiakami w budowaniu własnej wolności finansowej. Jeśli chcesz więc dowiedzieć się więcej o mojej historii, zapraszam na www.jbbcoaching.pl Świat jest mały, być może kiedyś się spotkamy!

Jakub B. Bączek

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

5 Responses

  1. Kuba, dzięki za bardzo ciekawy i inspirujący wpis. Do tej pory wyłączność na “reklamę” na łamach fridomii miało Mzuri, ale zdecydowałem się opublikować Twój tekst w całości, licząc na to, że w kolejnym opiszesz jednak swoją drogę do wolności finansowej:-)

  2. Inspirujące :-) Chciałabym wierzyć że w sprawach życiowych, nie tylko w biznesie, nie zdarzają się trzy porażki pod rząd :-) Hmmm… może nawet już uwierzyłam :-)

    1. Agatko, wiara czyni cuda:) Nie mniej realia także pokazują że jeśli jesteśmy gotowi 3 razy z rzędu przegrać to na starcie już wygraliśmy! Polecam, wiem o czym mówię:)

Skomentuj Aga-ta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.