Bariery w przechodzeniu na swoje…

Wszyscy jesteśmy świadomi tego, że praca na etacie a zakładanie swojej własnej firmy to nie to samo.  Różnic jest sporo.  I te oczywiste i bardzo sympatyczne typu: brak szefa, potencjalnie wyższe dochody, potencjalnie robienie czegoś bardziej zgodnego ze swoimi zainteresowaniami, aspiracjami,  brak narzucoionego harmonogramu dnia czy tygodnia, brak bezsensownych i niewiele wnoszących spotkań i confcalli, nikt Cie z Twojej włąsnej firmy nie wyrzuci:-), itp

Ale są też liczne minusy: brak stałego wynagrodzenia, konieczność zaryzykowania jakiegoś kapitału początkowego, początkowo być może brak ogólnobiurowego wsparcia, konieczność zajmowania się papierkową robotą (którą w korporacji wykonywali liczni specjaliści). Początkujący przedsiębiorca dość szybko przekonuje się jak ważne w biznesie jest zarządzanie cashflow. Szybko widać skutki podejmowanych decyzji – i tych dobrych, ale niestety również tych błędnych.

Jest też całą masa mniej oczywistych konsekwencji przejścia na swoje. Traci się prestiż – kiedyś gdy się przedstawiałaś, że jesteś z korporacji XYZ, każdy z podziwem kiwał głową, teraz dopytują a co to takiego. Noclegi w eleganckich hotelach. Firmowa karta kredytowa. Samemu trzeba wybrać drukarkę, toner, papier. Zadbać o papier toaletowy w biurze. Ma się ograniczoną (na początku często żadną) grupkęludzi, na których można delegować niektóre zadania. Odpowiedzialność za ludzi, których zatrudniłeś jest jeszcze większa niż w korporacji. Ryzyko tego, że konkurenci lub inni “życzliwi” naślą na Ciebie czasochłonnych kontrolerów.

W przechodzeniu z korporacji na swoje ważne jest zatem przygotowanie mentalne. Czy jesteś gotowa stawić czoła tym wszystkim wyzwaniom. Na ile jesteś zdeterminowana by działać pomimo pojawiających się przeszkód.  Jak szybkopodniesiesz się po niespodziewanym ciosie, który cię nagle zatrzyma w miejscu. Na jak długo pozwolisz by ten cios cię zatrzymał. A może wręcz przeciwnie – będziesz działać zgodnie z maksymą “co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” i po potknięciu jeszcze bardziej zwiększy sięTwoja determinacja.

Niemniej ważne jest przygotowanie finansowe. Czy będziesz mieć z czego żyć do momentu aż twój biznes zacznie przynosić jakiekolwiek zyski. Czy jesteś gotowa zaakceptować brak gwarancji comiesięcznej pensji wpływającej na konto. Czy potrafisz zachować dyscyplinę kosztową. W korporacjach łatwo wydaje się (cudze przecież) pieniądze. Wystarczy dobrze wytragować się na etapie tworzenia budżetu na kolejny rok.  Czy będziesz w stanie zresetować sowje myślenie – przestawić się z mentalności  pracownika negocjującego podwyżkę, urlop, inne benefity, na przedsiębiorcę. Przedsiębiorca nie negocjuje warunków swojego wynagrodzenia, przedsiębiorca to wynagrodzenie wypracowywuje.

Dla mnie przejście na swoje nie stanowiło trudności.Po pierwsze, byłem do tego doskonale przygotowany mentalnie. Jużw 1995 roku wiedziałem,że w czerwcu 2013 roku rzucam pracę (w rzeczywistosci stało sieto 4lata wcześniej, ale i to nie było zaskoczeniem, tylko moim świadomym wyborem).

Po drugie, ja chyba tak naprawdę nigdy nie miałem – pomimo pracy w korporacji – mentalności “pracownika”. Nigdy nie zdarzyło mi się negocjować swojej pensji, choć wiedziałem, że niektórzy moi koledzy tak robią by siię wysforować do przodu. Nigdy nie zadowalałem się zrobieniem tego co do mnie należy i zawsze robiłem coś ponadto. Nie potrafiłem się zabrać do żadnego zadania, póki nie dopytałem się czemu ono służy, jaki efekt mam osiągnąć. A jak już widziałem cel, to żadne trudności nie były w stanie mnie pokonać.

Wreszcie po trzecie, byłem też doskonale przygotowany finansowo. Miałem z czego żyć. Nie musiałem się o to w ogóle martwić. Nie miałem ani jednego kredytu do spłacania. Założyłem biznes nie dlatego by zarabiać, tylko by dać zarobić innym. Mam świadomość, że to dość unikatowa sytuacja. Daje ogromny komfort. Mogę rozwijać Mzuri czy prowadzić wykłady czy pisać książki lub teksty do gazet bez jakiejkolwiek presji ze strony mojego konta bankowego. Debet na koncie potrafi wywierać sporą presję.

Wiem, że część z Was myśli o tym by przejść na swoje. Otworzyć drzwiczki złotej klatki korporacji i w pełni rozpostrzeć swoje skrzydła. Mam nadzieję,że ten wpis Wam w jakis sposób pomoże. Liczę też na Wasze komentarze, na sugestie czego brakuje w mojej wyliczance powyżej. Co istotnego, jakie inne ważne konsekwencje przejścia na swoje,  pominąłem.

Liczę też na doświadczenia tych z Was, którzy już ten etap mają za sobą. Może przejście na swoje wcale nie jest -według Was – tak skomplikowanym procesem jak go tutaj zakreślam…

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

12 Responses

  1. Od roku jestem na swoim i jest to niesamowite uczucie. Warto wychodzić poza schematy i robić coś dodatkowo, aby w przyszłości było lepiej.

    Przejście na swoje w moim przypadku odbyło się poniekąd z konieczności, gdyż nie posiadałem ubezpieczenia – najprościej było zaryzykować i założyć własną firmę. Nie żałuję decyzji, ponieważ zdobyłem przez ten rok sporo doświadczenia i teraz już wiem na własnej skórze, że własna firma daje ogromne możliwości (nie tylko finansowe).
    Leon.

    1. Leon, gratuluję przejścia na swoje i dzięki za Twój wpis. Czy mógłbyś powiedzieć nam nieco więcej o zdobytych doświadczeniach oraz o możliwościach, które dostrzegłeś?

      1. Cześć Sławek,

        Jasne – chętnie.
        Głównie nabrałem doświadczenia związanego z samym prowadzeniem firmy. Teraz już wiem, że z jednej strony jest to dziecinnie proste, ale z drugiej należy dbać o nią i pielęgnować, aby utrzymywała się na rynku. To tak jak z kwiatem – nie dbasz o niego to zwiędnie.

        Jeśli chodzi o możliwości to nauczyłem się, że warto część własnych obowiązków oddelegować dalej (outsourcing). Dzięki temu jestem bardziej wolny czasowo i mam więcej czasu dla siebie. O tym, że poznałem dogłębnie (jak na moje potrzeby :) prawo podatkowe, finansowe i generalnie kruczki prawne z mojej branży to już nie wspomnę. Takiego doświadczenia nie da mi żadna uczelnia – tego jestem pewien.
        Leon.

  2. Moje przejście na swoje zabija praca w korporacji – głównie towarzystwo pracowników a nie przedsiębiorców…kilkugodzinne słuchanie pewnych schematów naprawdę “ryje banię”….

    1. Rafał, nie chcę się tu bawić w domorosłego psychologa, ale czy to nie jest jednak tylko wymówka? Nie można pozwalać innym by zbytnio wpływali na nasze życie, bo wtedy oddajemy władzę nad własną przyszłością innym. Rodzicom, przyjacielom, kolegom z pracy, szefowi, rządowi, dziennikarzom, kryzysowi gospodarczemu, bankowi, w którym mamy kredyt, frankowi szwajcarskiemu, konkurentom, urzędnikom skarbowym, przodkom, genom, strachowi przed zmianą. Tych “innych” jest wielu, pewnie wiele więcej niż tu wyliczyłem:-)

      Jeśli nie chcesz odchodzić z korporacji, bo uznajesz, że to dla Ciebie najlepsze rozwiazanie, to to zupełnie inna para kaloszy. Nie ma nic intratnie złego w korporacjach. Sam przez wiele lat pracowałem w korporacji (trochę specyficznej, bo zorganizowanej w formie partnership, czyli spółdzielni, ale zawsze) i wcale, ale to wcale tego nie żałuję. Nie mam poczucia zmarnowanego czasu, albo doznania jakiejś krzywdy. Wręcz przeciwnie.

      Niektóre ssaki żyją na lądzie, inne w wodzie, jeszcze inne w powietrzu. Tak samo ludzie mogą pracować w korporacji, w administracji, na roli lub nie pracować wcale. Mogą prowadzić swój własny biznes lub działać charytatywnie. Lub wieść życie pustelnika zupełnie poza obiegiem pieniądza. Ważne by dobrze się czuli i w pełni realizowali swój potencjał czymkolwiek się zajmują.

  3. Panie Slawku lub osoby z tego blogu jak znalezlicie pomysl na biznes? jak dochodziliscie do takiego pomyslu?
    thanks from mountains

    1. Doktorze21, jak już wspominałem tutaj oraz w mojej ostatniej książce, nie szukałem pomysłu na biznes. Założyłem Mzuri tylko dlatego, że na prymitywnym polskim rynku najmu mieszkaniowego nie było wówczas tego typu firm, które zechciałyby obsługiwać mój portfel mieszkań na wynajem.
      Założyłem Mzuri z konieczności życiowej. A skąd wiedziałem, że taka firma jest potrzebna? Bo znałem tego typu firmy z Anglii, korzystałem z ich usług wynajmując mieszkanie w Kenii. Tworząc Mzuri korzystałem z zagranicznych pierwowzorów, choć postanowiłem, że Mzuri będzie o wiele lepszą firmą niż pierwowzory. I do tego systematycznie zmierzamy:-)
      A jak szukać pomysłu na biznes? Wg mnie w ogóle nie ma co szukać pomysłu na zewnątrz. Trzeba najpierw poszukać odpowiedzi wewnątrz, zdecydować czy chcesz zostać przedsiębiorcą (a nie pracownikiem). Jak już podejmiesz tę decyzję, to w myśl zasady, że nauczyciel się znajdzie gdy uczeń już będzie gotowy, to pomysł na biznes sam się znajdzie. Znajdzie się tam gdzie dostrzeżesz jakiś problem, który będziesz w stanie rozwiązać i inni będą gotowi za to rozwiązanie Tobie zapłacić.
      Kłopot ze “znalezieniem pomysłu na biznes” to według mnie wymówka tych, którzy wcale nie są gotowi podjąć ryzyka rozpoczęcia własnej działalności. To nie tyle “pomysł”, jego jakość czy genialność, decyduje o końcowym sukcesie, co determinacja przedsiębiorcy. Niestety wielu osobom wydaje się, że jest na odwrót:-)
      Ale oczywiście mogę się mylić i ciekaw jestem zdania innych Fridomiaczek i Fridomiaków….

      1. A ja wiem że pomysł na biznes, to nie tyle co zrobić (w sensie tematu), ile jak to zrobić.
        Tak po prostu jest.

  4. Dodam cos od siebie. Mam 25 lat, pracuje w korporacji ktorej procesor najprawdopodobniej kazdy z czytelnikow posiada w swoim komputerze. Ja akurat zajmuje sie tzw. OpenSource. Tak, za prace przy OpenSource (darmowe oprogramowanie) mozna pobierac wynagrodzenie. Co daje mi korporacja? Przede wszystkim dzwignie. Dzieki temu ze pracuje w okreslonym projekcie, czy dywizji mam automatycznie dostep do rzeszy specjalistow. Przyklad z zycia – stworzylismy w Irlandii nowa rodzine procesorow. Projekt w calej firmie byl dobrze znany i wspomnienie nazwy projektu/nazwiska managera otwieralo mi kazde drzwi. Do tego stopnia, ze ludzie wiele ode mnie starsi, znani w srodowisku jako najwyzszej rangi specjalisci pracowali dla mnie. Co jeszcze? Mozliwosc przeniesienia sie pomiedzy panstwami / projektami. Nierzadko mozliwosc pracy zdalnej. Mozliwosc zmiany drogi zyciowej (inzynier/manager/architekt/marketing) nawet na poznym etapie. Mozliwosc aktywnego uczestnictwa i REALNEGO wplywu na rynek swiatowy. Nieograniczone mozliwosci podrozowania i poznawania ludzi. Aktualnie jestem w Irlandii na swoje wlasne zyczenie. W przeciagu ostatniego pol roku zaliczylem kilka konferencji/zjazdow w roznych krajach, poznalem nowych ludzi. Poznalem czlowieka ktory jest w stanie mnie zatrudnic w USA w Californi – jeden telefon i moge sie tam przeniesc. Mam tez mozliwosc przeniesc sie do PL i formalnie pracowac dla Irlandii.
    Fakt pracy nad tym procesorem otwiera mi takze drzwi do wielu innych firm z branzy.

    W Polsce panuje mit, ze ‘bycie na swoim’ to jakis niebywaly sukces i kazdy powinien do tego dazyc, a praca na etacie to zlo wcielone i objaw braku zaradnosci. Pracowalem w PL w tej samej korporacji zanim sie przenioslem. Okazuje sie, ze na etacie zarabialem wiecej (netto) niz wielu znajomych ‘na swoim’. Ja sie skupialem na poszerzaniu swojej wiedzy i znajomosci, a oni w tym czasie byli sekretarka/ksiegowa/inzynierem/managerem/architektem. Ja mialem dostep do nieraz bardzo drogich narzedzi i infrastruktury, kiedy oni musieli opierac sie na tanich/darmowych i prowizorycznych odpowiednikach.

    Jest sporo minusow korporacji. Przede wszystkim glupie zasady i niefrasobliwosc szefow na kolejnych szczeblach drabiny. Tzw. odpowiedzialnosc grupowa. Pomimo tego, mozna sobie poradzic. Oddzial w ktorym ja pracuje aktualnie jest ogromna fabryka. Nasz zespol nie ma nic wspolnego z fabryka, jednak jestesmy tu ze wzgledu na a) bardzo korzystne warunki finansowe (Enda Kenny – premier IR jest czlowiekiem bardzo przedsiebiorczym i robi wszystko aby sciagac do swojego kraju istotne branze), b) polityke wewnetrzna firmy i tzw. budzet. Dzieki temu ‘byciu na boku’ i nie podazaniu oficjalna sciezka stworzylismy nasz produkt w czasie kilkakrotnie krotszym i z zespolem ludzi kilkadziesiat (a moze i kilkaset) razy mniejszym od standardowego. Zwykle tego typu przedsiewziecia byly umiejscowione w USA i angazowaly setki a nawet tysiace ludzi.

    Podsumowujac moim zdaniem korporacja daje dzwignie. To zalezy od kazdego z pracownikow czy chce byc trybikiem, czy chce sam tworzyc swoja rzeczywistosc. Znam wielu specjalistow ktorzy pracuja z domu i zajmuja sie tylko tym co sami chca, jezdza na rozne konferencje i prowadza wyklady. Co bym zyskal w mojej branzy jakbym przeszedl na swoje? Ja osobiscie nie znalazlem zadnego plusa. Stracilbym za to sporo.

    1. Krzysiek, dzięki za podzielenie się swoimi spostrzeżeniami i gratuluję Ci sukcesów. Masz w 100% rację. Wrażenie, że mam coś z definicji przeciwko korporacjom jest niezamierzone. Ja sam ogromnie wiele się w korporacji nauczyłem. Lista jest bardzo długa, ale są to m.in co to jest rachunek wyników i czym się rózni od bilansu; na czym firmy zarabiają, a na czym tracą; że firma to zbiór kilkunastu różnych systemów; niedostatki w jednym systemie mogą uniemożliwić działanie innych; nauczyłem się jak ważne jest zwracanie uwagi na szczegóły; jak prezentować myśli by być zrozumiałym; jak ważny jest zdrowy sceptycyzm; jak ważna jest współpraca w ramach i pomiedzy zespółami, poznałem myślenie procesowe i strategiczne, oraz setki ludzi z różnych części świata.

      Dzięki temu, że byłem wiceprezesem poznałem na czym polega zarządzanie cashflow, zarządzanie ludźmi. A dzięki temu, że się zgłosiłem na ochotnika do rozwijania konsultingu na Bałkanach, miałem możliwość tworzenia swojego małego biznesu niemal od podstaw (oczywiście w ramach szerszej struktury). Myślę,że było to doskonałym przygotowaniem do założenia spólki Mzuri. Bez tych doświadczeń i wiedzy byłoby mi znacznie trudniej.

      Natomiast mój wpis miał na celu co innego. Wielu osobom korporacja zaczyna w którymś momencie doskwierać; często tak się dzieje pomimo tego, że na początkowym etapie byli nawet bardzo spełnieni. Jednak pomimo doskwierania boją się wyfrunąć z tzw “złotej klatki”. I to właśnie ten moment życiowy chciałem byśmy wzięli pod lupę:-)

  5. Witam
    Od 2010 prowadzę własną działalność gospodarczą. Zmusiła mnie sytuacja. Zostałem bez pracy. Nie żałuję podjętego ryzyka. Są lepsze i gorsze okresy jeśli chodzi o dochód, ale największą korzyścią dla mnie jest przełamanie ograniczeń mentalnych do podejmowania nowych wyzwań zawodowych i osobistych. Uważam, że dopiero człowiek pracując na własne konto jest w stanie uzyskać maksymalną wydajność zawodową.
    Pracują na etacie byłem odpowiedzialny za konkretne zadanie i tylko na nim się skupiałem, nie starałem się uczyć więcej niż potrzeba, taki koń z klapkami na oczach, tak w pracy jak i w życiu.
    Dopiero otwarcie firmy i potrzeba zajęcia się wszystkimi sprawami w firmie jak przytoczony wcześniej wybór drukarki, tonera, znajomość przepisów, śledzenie nowości w branży itp. otworzyło mnie na wiedzę. Decyduję o każdej wydawanej złotówce w firmie, więc muszę wiedzieć czemu ma to służyć i jaki wybór dostępnych rozwiązań. To otworzyło mnie na wiedzę z różnych dziedzin życia i doprowadziło do kolejnego wniosku, że warto inwestować w swoją wiedzę, bo wraz z jej wzrostem dostrzegam więcej możliwości zarobkowych.
    Pozdrawiam

Skomentuj MariuszKosmo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.