Czy to w ogóle jest inwestowanie?

Wczoraj po spotkaniu BOSS na Politechnice Warszawskiej (było bardzo miło, jak zawsze:-), w trakcie dyskusji, ktoś z uczestników opowiedział mi o pewnej strategii inwestycyjnej, o której słyszał. Otóż pewien młody człowiek wynajmuje mieszkania wielopokojowe od ich właścicieli i potem podnajmuje pokoje w tych mieszkaniach. Takich pokoi ma w swoim portfelu ponoć około 60 i zarabia na ich podnajmie około PLN 18.000 miesięcznie.

Brzmi imponujaco i jestem pełen podziwu dla przedsiębiorczości tego młodego człowieka. Ale czy jego działanie można nazwać “inwestowaniem”? Mam ogromne wątpliwości. Owszem, obraca się na rynku nieruchomości. Ale niby co jest jego inwestycją? Inwestor – może zbyt konserwatywnie i staroświecko myślę:-) – powinien w coś zainwestować. A co jest aktywem tego młodego człowieka? Podpisane umowy najmu z właścicielami owych mieszkań? Know-how w zakresie podnajmu? Umiejętnośc radzenia sobie z ryzykiem pustostanów?

Na czym polega owa “inwestycja”? Zainwestował w to swój czas. To nie ulega wątpliwości. Podobno nie ma czasu na nic innego i to jestem w stanie dobrze sobie wyobrazić. Ale może coś jeszcze? Bo samo inwestowanie czasu nie czyni z człowieka “inwestora”. Wszyscy (lub prawie wszyscy) pracownicy na etacie tez angażują swój czas. Ten Pan zainwestował też w owe umowy najmu. Bo przecież nawet jesli w okresie letnim część pokoi by się zwolniła, to i tak będzie musiał (chyba) płacić za wynajęte mieszkania. Ponieważ działa dopiero od niecałego roku, to może jeszcze nie doświadczył pustostanów, ale owe PLN 18.000 miesięcznie powinno mu wystarczyć na pokrycie ewentualnych kosztów pustostanów.

Stosując schemat Roberta Kiyosaki, The Cashflow Quadrant, w którym rozróżnia on 4 segmenty – pracowników, samo-zatrudnionych, biznesmenów i inwestorów – ja bym zaklasyfikował działalność tego młodego człowieka jako “samo-zatrudnienie”. Jeśli rozszerzy skalę działania i zatrudni jakieś osoby do pomocy, to może przekształcić swoją działalność w “biznes”. Ale z czwartym kwadrantem – “inwestycjami” – nie ma to wg mnie wiele wspólnego. Stałby się “inwestorem” dopiero wtedy gdyby ów biznes na tyle się rozwinął, by on sam mógł wyjść z zarządu i cieszyć się tylko dywidendami z zysków.

Dodam, że oczywiście nie ma nic złego w fakcie samozatrudnienia. Jest to jak najbardziej nobliwe zajęcie, czesto wymagające odwagi, determinacji w pokonywaniu przeszkód, zasługujące na nasz szacunek. Osoba samozatrudniona nie musi w niczym ustępować “inwestorowi”, wręcz przeciwnie. Ja też się ostatnio samozatrudniłem w Mzuri (na półtora roku:-) i czerpię z tego wiele satysfkacji.

Powód, dla którego rozdzielam włos na czworo to taki, by nam się nie mieszało inwestowanie w nieruchomości z samozatrudnieniem w obszarze nieruchomości. Bo to jednak duża różnica. Tak jak nie wszystko złoto, co się świeci, tak i nie wszystko co dotyczy nieruchomości, to od razu inwestycja:-)

Działalność polegająca na flipowaniu mieszkań, to też raczej samozatrudnienie lub biznes (jeśli jest robione na szerszą skalę), a nie “inwestowanie w nieruchomości”. Jest to sposób na zarabianie pieniędzy i w porównaniu do handlu samochodami czy antycznymi zegarami i innymi starociami ma tę zaletę, że pozwala zdobywać wiedzę o rynku nieruchomości, ale trudno to nazwać “inwestowaniem”.

Czy zgadzacie się z moim tokiem rozumowania, czy może jednak są w nim jakies luki?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

38 Responses

  1. To co ten człowiek robi to zwykłe pośrednictwo tylko mało popularne. Można to też nazwać handlem bo “kupuje” w hurcie a sprzedaje w detalu. Inwestowanie to to nie jest. Natomiast wg. mnie flipowanie jest inwestowaniem bo to jest zakup, zwiększenie wartości poprzez remont lub przebudowę i sprzedaż czyli pewna forma inwestycji deweloperskiej a nie zwykły handel

    1. Mariusz, czy kogoś kto kupi stary samochód, podreperuje go i potem sprzeda drożej, też nazwalibyśmy inwestorem wg definicji Cashflow Quadrants?

      Tę książkę czytałem juz dość dawno i może zatarły się w mojej pamięci definicje. Ale “inwestor” kojarzy mi się z kimś kto pasywnie zarabia. Albo poprzez cashflow generowany przez swoje aktywa (mieszkania na wynajem, odsetki z lokaty bankowej, dywidendy z posiadanych akcji, itp) albo ze wzrostu wartości swojego aktywa w czasie (mieszkanie kupione by je po kilku latach drożej sprzedać, ziemia, złoto, wino, dzieła sztuki, itp)

      Aktywne flipowanie bardziej kojarzy mi się z samo-zatrudnieniem.

      1. wszystko kwestia podejścia i nazewnictwa, czy jak ktoś kupi starą kamienicę, przerobi ją na luksusowy hotel i sprzeda komuś innemu to jest inwestorem czy nie? czy to była dla niego inwestycja? napewno tak.

        1. Mariusz, dobry przykład, dzięki. Wg mnie jesli robi to sam, to jest “samo-zatrudnionym”; a jeśli robi to jego firma to jest “biznesmenem”. Jeśli jego firma robi to bez jakiegolwiek jego osobistego zaangażowania (nawet w zarządzie), to wtedy jest “inwestorem”

  2. Całkowicie się z Tobą zgadzam, również jestem pod wrażeniem przedsiębiorczości tego człowieka. Znalazł ciekawy pomysł i wdrożył go w życie. Wystarczyło znaleźć osoby posiadające nieruchomości, które nie mogą lub nie chcą się zajmować obsługą mieszkania i biznes gotowy. Inwestowanie jednak to nie jest i kropka inwestować to ten chłopak może co miesiąc te 18 tyś złotych, które podobno zarabia.

  3. Myślę, że może mieć znaczenie to co robi z tymi 18 000 zł. Jeżeli całość przeznacza na konsumpcje to faktycznie jest to “samo-zatrudnienie”. Natomiast jeżeli znaczna ich część służy pozyskaniu kolejnych nieruchomości i/lub pozyskaniu więcej czasu dla siebie to jest to już inwestowanie.

  4. Oczywiście nie jest to inwestowanie w nieruchomości, tylko prowadzenie biznesu w branży nieruchomości, polegającym na zarządzaniu najmem. Tyle tylko, że w zupełnie inny sposób niż np. Mzuri.

    Jednocześnie jest to niesamowita szkoła “nieruchomościowa”, pozwalająca się rozwijać w zakresie umiejętności związanej z najmem, negocjacjami, remontami itp. Jednym słowem cały know-how związany z mieszkaniami z wyłączeniem chyba jedynie transakcji kupna-sprzedaży.

  5. To jest bardzo popularny sposób na zarabianie pieniędzy wśród naszych rodaków w Londynie.
    Mnóstwo osób w tak działa. Dla wielu jest to jedyne źródło utrzymania i to całkiem niezłe. Tam popyt na pokoje jest ogromny. Jeśli cena nie jest zbyt wygórowana, po kilku godzinach od zamieszczenia ogłoszenia w internecie, pokój jest wynajęty.
    Zawsze zastanawiałem się, czy ten podnajem jest prowadzany za zgodą właścicieli. Czy oni w ogóle wiedzą, że ich mieszkania lub domu są wynajmowane na pokoje?

    Pierwszy raz słyszę, że ktoś to robi w Polsce.

    To czy działalność taką można uznać za inwestowanie, zależy wyłącznie od definicji.
    Bez wątpienia trzeba najpierw jakieś środki wyłożyć (zainwestować?) na czynsz i kaucję dla właściciela. Potem można już co miesiąc mieć przypływy pieniężne, jeśli wszystko idzie zgodnie z planem.

    Czy osobę mającą własny portfel nieruchomości, ale zarządzającą nim samodzielnie można nazwać inwestorem? W powyższym przypadku dochód również nie jest bierny.

    1. JackuP, ciekawe pytanie zadajesz na końcu swojego komentarza. Musiałem się nad tym przez chwilę zastanowić. Twoje pytanie dotyczy m.in właśnie mojej sytuacji. Gdybym nie założył Mzuri, to teraz sam musiałbym się zajmować obsługą swoich nieruchomości. Byłoby to dla mnie zajęcie na blisko cały etat:-) Ze 100%-ową pewnością nie byłbym osobą wolną finansowo. Ale czy przestałbym być “inwestorem”?

      By odpowiedzieć na to pytanie, musiałem sobie odpowiedzieć na kolejne: z czego biorą się moje przychody? Czy z faktu posiadania portfela mieszkań na wynajem (czyli z inwestycji)? Czy z faktu tego, że się nimi samemu opiekuję (czyli z bycia “samozatrudnionym)? Odpowiedź brzmi, że z obu tych rzeczy jednocześnie. Więc chyba w tej sytuacji siedziałbym okrakiem na granicy kwadrantów przepływów gotówkowych Roberta Kiyosaki i byłbym “samozatrudnionym inwestorem”:-)

      Gdybym oddał te mieszkania w zarządzanie profesjonalistom mógłbym się uwolnić od “samozatrudnienia” i zostać pełnokrwistym “inwestorem”. W moim przypadku było to oczywiście nieco bardziej skomplikowane. Bo niestety na naszym prymitywnym polskim rynku najmu mieszkaniowego nie istniały tego typu firmy, więc dlatego założyłem Mzuri. Czyli biznes, z którego mam zamiar za półtora roku się wycofać i zostać ewentualnie jego mniejszościowym udziałowcem (zostanę tylko w radzie nadzorczej by pilnować strategii firmy). Czyli stanę się “podwójnym inwestorem”:-)

    1. Peter, dzięki za podpowiedź. W sumie sensowniej byłoby to nazwać LTS, czyli “Let to Sub-let”:-) no ale w końcu Anglicy chyba wiedzą lepiej ode mnie:-)))

  6. Z tego co kojarzę to wywiad z tym gościem jest na blogu jakoszczedzacpieniadze. Tam jest jednak mowa o duzo mniejszej liczbie mieszkań (12?)

  7. ABM Nieruchomosci, inwestowaniem bedzie jedynie pozyskiwanie czasu lub wlasnych nieruchomosci.

    To ze ja pracuje na etacie i za zarobione pieniadze wydaje na nieruchomosci, nie oznacza ze moj etat to inwestycja.

    Rozmawialem juz z kilkoma osobami na temat podnajmu, jest to ciekawy temat ale z powodu mojego lenistwa nigdy nie bedzie to moim sposobem zarabiania pieniedzy. Z tego wzgledu ze uznaje taka prace za pelny etat.

  8. Dzieląc dalej włos na czworo to większość inwestujących w nieruchomości na wynajem też nie do końca mieści się w pojęciu inwestora wg Kiyosakiego. Przecież osoby mające nawet kilka mieszkań na wynajem, ale zajmujących się tym osobiście, nawet jeśli to nie wymaga codziennej pracy to nie może tego zostawić całkowicie samemu sobie (pomimo tego, że jeśli rzadko to jednak musi coś sprawdzić lub naprawić w mieszkaniu, załatwić jakąś sprawę urzędową, coś dokupić itd). Więc prawdziwym wolnym finansowo inwestorem będzie tylko osoba, która ma tak dobrze działającą organizację, że będzie ona działał dalej na wysokim poziomie bez jego udziału (po jego wyłączeniu się z działalności). Więc dobrze, że Sławek założył Mzuri bo po zbudowaniu odpowiednio dużego portfela można jej powierzyć swoje mieszkania i być naprawdę wolnym finansowo.

    1. Łukasz, widzę, że doszedłeś do tego samego wniosku jak ja gdy przed chwilą odpowiadałem na pytanie JackaP:-)

      Dzięki też za Twoją uwagę pod adresem Mzuri. Jednym z elementów składowych misji Mzuri (“zapewniamy bezproblemowy najem”) jest właśnie ułatwianie inwestorom osiągania pełnej, niczym niezakłóconej wolności finansowej (kolejnym wymiarem jest zapewnianie bezproblemowego najmu najemcom). Od razu dodam, że naszej misji jeszcze w pełni nie osiągnęliśmy, Mzuri to nadal projekt, który budujemy i ulepszamy. Ale na pewno gdy już wiele Fridomiaczek i wielu Fridomiaków zbuduje duże portfele mieszkań na wynajem, to Mzuri będzie w 100% gotowe do ich bezproblemowej obsługi na dużą skalę. Jeden z naszych Klientów pokazał mi kilka tygodni temu, że wpisał sobie Mzuri do swojego planu i osobistych celów na Rok 2014. To jest dla nas ogromnie zobowiazujące i bardzo motywujące. Czujemy się potrzebną firmą, a to zobowiązuje nas do ciągłego podnoszenia standardów:-)

      1. Witam,
        pozwolilem sobie odwiedzic strone, przykucnac i “posluchac” rozmowy. Osobiscie mysle ze drogi do – pozwole sobie przytoczyc termin – “indywidualnej wolnosci finansowej” sa zroznicowane i beda ewoluowaly jak to mialo miejsce od poczatku cywilizacji. Jest to proces zapoczatkowany od zarania dziejow i niczym innym jak czerpania korzysci z przywileju pewnej wladzy. W terazniejszym wydaniu jest to kapital inwestycyjny w postaci portfela nieruchomosci, jego umiejetnego zarzadzania, rozwoju poprzez inwestowanie, zdyscyplinowanej implikacji sprawdzonego systemu, udoskonalania i powielania w dogodnej przestrzeni makroekonomicznej.
        Pozytywnym efektem koncowym jest wspomniana “indywidualna wolnosc finansowa” ktora w zaleznosci od osob ktore chca osiagnac lub juz osiagnely ten przywilej jest i bedzie roznie interpretowana bez konca – poniewaz jest to proces ewolucji idacy w parze z makroekonomia cywilizacji w danym obszarze geograficznym lub kulturowym.
        Schemat pozyskania tej wladzy oraz przywilejow przez Slawka oraz dalszego rozwoju jego “indywidualnej wolnosci finansowej” jest sprawdzonym skladowym dzialaniem implikacji systemu oraz kilku przychylnych zmiennych faktorow zewnetrznych i nie jest to novum. Autor ksiazek dzieli sie szczerze tym wszystkim jak jego protoplasci w przeszlosci oraz klony w ewoluujacej terazniejszosci.
        Schemat systemowy nie jest skomplikowany srodowisko zmiennych ewoluujacych faktorow zewnetrznych tak. Pozyskanie srodkow na portfel, implikacja systemu, kontrola oraz zarzadzanie, rozwoj i w dalszej przyszlosci profit przywileju przy minimalizacji indywidualnych resursow (wolnosc finansowa, rozwoj biznesowy przy pomocy dogodnych resursow, pozycja na rynku, drenaz informacyjny, czlonkostwo w zarzadzie, fundacja, itd). Nastepne kroki to zapewne aktywacja innych branz oraz umiejetne sprzezenie przy nieustajacym proficie kolejnych przywilejow – czyli umiejetnym sprawowaniem instrumentem wladzy – ktora nie jest wolnoscia lecz praca w moim zrozumieniu. Tutaj przytocze raz jeszcze pojecie “indywidualnej wolnosci finansowej” i poszeze ten termin jednoczesnie go uszczuplajac – “indywidualnej wolnosci”). Zanim przejde do meritum sprawy pozwole sobie jeszcze do naswietlenia zagadnienia “srodowisko zmiennych ewoluujacych faktorow zewnetrznych”.
        Jest to rzeczywistosc w ktorej sie znajdujemy i warto ja geograficznie okreslic. Sukces Slawka oraz ludzi ktorzy implikuja system pozyskania “indywidualnej wolnosci finansowej” jest tutaj zalezny. Na przykladzie Slawka jest to moim zdaniem jeszcze ciagle aktualna dogodnosc w makroekonomii przestrzeni polskojezycznej czyli obszaru kraju nad Wisla. Praca, transfer sprawdzonego systemu poprzedzonego pozyskaniem informacyjnym know-how w srodowisku przetestowania (potezna miedzynarodowa korporacja), jego umiejetne zastosowanie, powielenie, determinacja, rozwoj, instalacja drenazu informacyjnego, networkingu przy pomocy terazniejszej komunikacji medialnej oraz zarzadzanie i kontrola na obszarze srodowiska doskonalych resursow wraz z jego rosnaca eksploatacja sa warte przytoczenia. W moim zrozumieniu jest to zagadnienie decydujace o sukcesie. Schemat systemowy lacznie z cala plejada pochodnych jest jak juz wspomnialem “nihil novi”. Meritum mojego rozmyslania jest pozytywny aspekt felietonu Slawka w postaci publicznej aktywnosci oraz sympatycznym odzwierciedleniu przygody zyciowej w pozyskaniu “wolnosci finansowej” ktora przetransferowal lokalnie na przykladzie inwestycji w nieruchomosci. Aktywacja zdyscyplinowanej eksploatacji resursow przy generowaniu profitu przywilejow z zastosowaniem obecnych instrumentow wladzy brzmi jak romantyzm spelnionego podmiotu lirycznego – “wolnosc finansowa”. Nie widze tutaj w tym nic zlego, tymbardziej iz prokonstruktywnie karmi inspiracja i oddzialowywuje na srodowisko. Ciezko troche zgodzic sie mi jest z terminologia “wolnosc” w kontekscie obserwujac dalsze poczynania autora oraz kolejnych klonow do ktorych i ja sie zaliczam lecz nie przez inspiracje feljetonu Slawka – bo ten portal i ksiazki odkrylem niedawno. Spogladajac na autora (Slawek): srodki sa wystarczalne, spelnienie hobby chyba tez. Monograficzny odcisk po obrocie w popiol – jest. Ewolucja drzewa genealogicznego – no jest. Aktywne zycie publiczne – no jest. Zapewnienie rozwoju potomstwa – raczej jest. Bacznie obserwujac srodowisko ludzi z ktorymi mialem okazje sie poznac ktorzy przeszli kolejne etapy post “wolnosci finansowej” typu fundacje, miedzynarodowe koncerny itp mialem wrazenie ze nie odnalezli w pelni tej wyimaginowanej “indywidualnej wolnosci” bo cos dalej pcha tychze do dalszego jej poszukiwania i wzmozonej aktywnosci w adekwatnym wymiarze. Zaobserwowalem przy tym rosnacy apetyt modelingu lokalnie/roznie geograficznie okreslonego srodowiska (co rowniez obserwuje u autora) – tutaj to tez nihil novi – historyczne upadki i wzloty – najpozniej w ktoryms pokoleniu…. Quo Vadis klon “indywidualnej wolnosci finansowej”? Pozdrawiam serdecznie

        1. Elkulfon, dzięki za odwiedzenie fridomii i za Twój komentarz. Przyznam, że zastanawiałem się czy Twoja wypowiedź oryginalnie była w języku polskim czy też jest to jakieś tłumaczenia Google’a:-)

        2. Zapewniam cie Slawek pisalem to sam starajac sie uzyc jez.polskiego. Zadnych kopii, zadnych zapozyczan, zadnych tlumaczen innego autorstwa. Poniewaz tresc jest naszpikowana zagadnieniami przeze mnie osobiscie skonstruowanymi rozumiem ewentualny problem zrozumienia kontekstu. Edukacje jezyka polskiego zakonczylem w 6 klasie szkoly podstawowej stad bycmoze te dlugie zdania i poplatana skladnia zdan. No i moze ten wczorajszy dlugi wieczor do 4-tej nad ranem…Jesli sa pytania – sluze Panstwu odpowiedzia :-)

        3. Elkulfon, sorry za mój żartobliwy ton. Dla mnie też była to dość późna pora. Po nudnym meczu. Poza tym w błąd wprowadził mnie Twój angielsko brzmiący adres mailowy:-) Dodatkowo, ostatnio otrzymuję na fridomii mnóstwo spam-u. Większość jest wychwytywana przez program filtrujący, ale nie jest on doskonały. Część spamu przechodzi filtr. Z drugiej strony, niestety część Waszych komentarzy zawiesza się na tym filtrze i w ogóle do mnie nie dochodzi. Dostałem od kilkoro z Was maile w tej sprawie. Sorry za niedogodności, ale nie jestem w stanie poświęcać dodatkowego czasu na przechodzenie przez setki odrzuconych spamów dziennie i wyłapywać wśród nich ewentualne autentyczne komentarze. Stąd moja gorąca prośba – w takich sytuacjach po prostu do mnie napiszcie na maila: slawek(małpka)fridomia.pl

          A wracając do Twojego komentarza Elkulfon, to muszę go sobie jeszcze raz na spokojnie przeczytać. Z pierwszego szybkiego przeczytania wydaje mi się, że doskonale uchwyciłeś ideę wolności finansowej. Rozłożyłeś ją zgrabnie na czynniki pierwsze. Dzięki i jeszcze raz przepraszam za mój żartobliwy ton wczoraj.

          PS. Twoje słownictwo bardziej przypominało mi to używane przez profesorów z uczelni wyższych, niż przez absolwenta 6 klas szkoły podstawowej:-)

  9. Przesłuchałem teraz ten podcast o podnajmie mieszkań – cud, miód, malina :)

    Można nic nie zainwestować i mieć więcej niż z 20 kawalerek kupionych za gotówkę, no toż to jest perypetum mobile. To po co ja całe osiedle domów buduję, użeram się z budowlańcami, urzędami i klientami, jakbym mógł ….. sprzewawać szkolenia! No przecież!

    Kurcze po co ja buduję domy, ruszam ze szkoleniami jak budować domy i zarabiać na działalności deweloperskiej nie angażując swoich pieniędzy ani kapitału tzn. lotne z książek “praca i pieniądze innych ludzi”. za 10 tys możecie zamieszkać na tydzień na budowie i na żywo poznać jak to robić :)

    No ubawiłem się słuchając tego podcastu przednio – wielkie dzięki. Nie twierdzę że tego się ie da robić ale założę się o dużą kwotę że nie da się tyle zarobić na takiej ilości mieszkañ.

    Zapraszam na szkolenia “od zera do dewelopera” … żartowałem własnie chodzi o to że mojego know how nie sprzedałby nikomu w formie szkolej, prędzej w formie akcji mojej spółki i taki mam właśnie długoterminowy plan.

    Powodzenia dla optymistów, tych niepoprawnych także.

    1. Mariusz, dzięki za recenzję tego podcastu. Przyznam, że jestem tak zajęty (samozatrudnieniem w Mzuri:-))), że nie miałem czasu go odpalić.

    2. Witam wszystkich serdecznie,

      Panie Mariuszu jako czytelnik bloga prosiłbym swoje osobiste wycieczki typu “No ubawiłem się słuchając tego podcastu przednio – wielkie dzięki. Nie twierdzę, że tego się nie da zrobić ale założę się o dużą kwotę że nie da się tyle zarobić na takiej ilości mieszkań” pozostawić dla siebie bo zaraz z tematu “Czy to już inwestowanie?” zrobi się pseudo dyskusja i ocenianie czy można tyle zarobić na kilkunastu mieszkaniach. Nie nam to oceniać. Nikt nie zna szczegółów a każdy czuje się kompetentny aby wydawać osądy. Blog Fridomia prezentuje pewien poziom i nie pozwólmy aby zniżył się do poziomu zwykłego forum dla “hejterów”.

      Wróćmy więc do sedna:
      Takie działanie to jest jak najbardziej inwestowanie. Na tym etapie nie jest to jednak inwestowanie w nieruchomości ale w swoją wiedzę na temat nieruchomości, zarządzania najmem, negocjacji itp. Jeśli ktoś nie ma kapitału czy też zdolności kredytowej jest to najlepszy sposób aby rozpocząć działanie na rynku nieruchomości i poznać go od podszewki. Ktoś zajmujący się podnajem rozpoczyna swoją przygodę od zera – robiąc najbardziej niewdzięczną robotę związaną z obsługą mieszkań na wynajem. Poznanie wszystkiego od podszewki będzie jedynie procentowało w przyszłości jeśli taki samozatrudniony stanie się inwestorem. Pewnie zanim stanie się 100% inwestorem będzie musiał założyć biznes aby był w stanie wszystko “ogarnąć”. Sam Sławku wiesz o tym najlepiej – patrz Mzuri.
      Okaże się więc, że przejdzie wszystkie szczeble kwadrantu od pracownika, przez samozatrudnionego, później prowadzącego biznes aż stanie się inwestorem. I taka droga jest dla mnie jak najbardziej prawidłowa. Sam byłem pracownikiem, w tym momencie jestem świeżo po przejściu z samozatrudnienia na prowadzącego biznes. Kolejny krok to inwestor:)

      Pozdrawiam wszystkich

      1. Maćku, dzięki za pomoc w pilnowaniu tego by Fridomia pozostała forum rzeczowej dyskusji na kulturalnym poziomie. Cieszę się też z tego, że zgadzasz się iż jest to bardziej inwestowanie swojego czasu niż kapitału. Choć – zastanawiałem się jeszcze nad tym tematem – inwestowanie kapitału tez mogło tu mieć miejsce.

        Po to by wynająć 12 (czy więcej) mieszkań, należało wpłacić kaucję. Mogło się tego nazbierać kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. No chyba, ze naszemu bohaterowi udało się przekonać właścicieli mieszkań na wynajem by kaucji nie pobierali – nadal sporo jest na polskim rynku tego typu kamikaze:-)

  10. Dla mnie inwestor to ktoś posiadający aktywa trwałe utrzymywane w celu czerpania z nich korzyści bądź wzrostu ich wartości i nie ma znaczenia czy wykonuje jakąś pracę przy tych aktywach ( np zarządza swoim najmem) czy zlecił wykonywanie tej pracy innej firmie. To co robi opisana osoba zajmująca się podnajmem to zwykły biznes, pomysłowy i pracochłonny ale inwestorem póki co oczywiście nie jest bo posiada tylko aktywa obrotowe czyli płynna gotówkę

  11. Mi się wydaje, że z 12 mieszkań o których opowiada ten Mateusz, nie da rady wyciągnąć 18 tys. zł miesięcznie… musiałby mieć przebitkę po 1.500 zł na każdym mieszkaniu.

    On twierdzi, że wynajmuje pokoje 2-osobowe po 1.000 zł miesięcznie, a 1-osobowe po 500 zł miesięcznie. 1-osobowe to jeszcze rozumiem, ale czy znalazłbym chętnych na klitkę w mieszkaniu studenckim za 1000 zł miesięcznie? Za taką cenę przecież znajdę samodzielną kawalerkę do wynajęcia.

    Poza tym gdzie on znajduje chętnych do wynajęcia właścicieli, którzy 4-5 pokojowe mieszkania mu oddadzą za 1.500 zł miesięcznie, wiedząc że będzie się tam gnieździć 10 albo i więcej studentów? Przecież po roku czasu to mieszkanie będzie nędzą do remontu.

    Pomysł bardzo fajny, ale uważam że kwoty które on podaje są znacznie przesadzone.

  12. Aha i tak na marginesie – nikomu nie zazdroszczę, ale wydaje mi się, że gdyby mu tak dobrze szło z najmowaniem pokoi, to raczej nie zajmowałby się takimi rzeczami jak robienie odpłatnych szkoleń czy konsultacji na takiej ciekawej zasadzie:

    Koszt osobistego spotkania lub rozmowy online wynosi 500 zł za godzinę – minimum 5 godzin.

    http://mateuszbrejta.pl/mentoring/

    1. Robert, nie znam Mateusza więc mogę się całkiem mylić w swoich ocenach. Ale jeśli zajmuje się on podnajmem od niespełna roku, to opłata rzędu PLN 500/godz wydaje się być z kategorii “podatku od nadzieji”:-) Nieruchomości to wg mnie nie jest biznes w którym mozna stać się ekspertem po przeczytaniu kilkunastu książek i po kilku miesiacach praktyki. Choć mnie też proponowano płatne konsultacje czy organizację szkoleń, to zawsze odmawiałem. Opłaty oczywiście, bo raczej nie odmawiam konsultacji czy zrobienia prezentacji:-)

  13. Nie chciałem się odzywać bo wiem że temat wzbudza wiele kontrowersji.
    Rzecz jest niezwykle prosta.
    Biznes jak każdy inny.U jednego zadziała u drugiego nie.Jest tysiąc powodów żeby tak było.Sławek chyba wie najlepiej “jak to jest” skoro musiał wrócić do Mzuri.

    1. Marriusz, zgadzam się. Nie chciałem krytykować biznesu. Podziwiam przedsiębiorczość. Moim celem było tylko i wyłącznie zwrócenie uwagi, że według mnie podnajem nie jest jedną ze “strategii inwestowania w nieruchomości”, tylko raczej “samozatrudnieniem w obszarze podnajmu”. W mojej ocenie niczego to nie odejmuje Mateuszowi, ani jego przedsiębiorczości. Chwała mu za to co robi oraz za to, że się tą wiedzą dzieli z innymi.

      W Polsce popularnie mówi się coś w stylu “zainwesowałem w mieszkanie” nawet w sytuacji gdy kupujący zamieszkał tam ze swoją rodziną. Oczywiście nie ma niczego złego w kupowaniu mieszkania dla siebie by poprawić sobie standard życia. Natomiast “inwestycją” to nie jest. Jest to zwykła konsumpcja. I gdy to powtarzam za Robertem Kiyosaki, to nie po to by sugerować, że inwestowanie jest czymś z definicji lepszym od konsumowania, tylko po to byśmy wszyscy rozumieli sedno tego co robimy, a nie tylko bezrefleksyjnie powtarzali powszechnie używane, ale niestety błędne schematy myślowe.

  14. Szacunek dla tego gościa, który zrobił coś (dochód) z niczego :) Ale taka strategia może zadziałać chyba tylko w większych miastach niestety.

  15. witam, znam czlowieka ktory robi cos bardzo podobnego, robi to w londynie od 10 lat, wynajmuje mieszkania od prywatnych landlordow, nieco remontuje ale tylko tak zeby dalo sie mieszkac, wynajmuje te nieruchomosci na pokoje, w londynie jest bardzo latwo znalezc chetnych na pokoj wiec rzadko ma pustostany, zajmuje sie tym on i 2 osoby z jego rodziny, twierdzi ze w pewnym momencie mial 120 domow/mieszkan wynajmowanych na pokoje, zarobione pieniadze inwestowal w kupno wlasnych nieruchomosci, obecnie posiada 40 nieruchomosci ktore podnajmuje na pokoje z czego 10 jest jego wlasnych. wg moich obliczen jego obecne zyski sa na poziomie 10 tys funtow miesiecznie.

    1. Oskar, dzięki za ciekawy przykład, który wg mnie potwierdza to co pisali już w tym temacie dyskutanci. Sam podnajem nie jest “inwestowaniem”, to forma “samozatrudnienia”. Natomiast jeśli zyski z tej działalności przeznaczy się na zakup własnych nieruchomości, to wtedy zaczyna się etap “inwestowania”.

      Samozatrudnienie, podobnie jak zatrudnienie na etacie, daje możliwość zebrania kapitału na rozpoczęcie inwestowania. Samozatrudnienie w obszarze podnajmu daje tę dodatkową zaletę, że przyszły inwestor zaczyna rozeznawać się na rynku nieruchomości:-)

Skomentuj Mariusz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.