Markowe ubrania

Dziś rano policzyłem osoby, które miały kurtki, koszule czy bluzki lub inne części garderoby z naszywkami znanych firm, typu Lacoste, Tommy Hilfiger czy The North Face. Naliczyłem ich ponad 40 w ciągu niecałej pół godziny w lounge’u na lotnisku.

Zastanawiające.

Ludzie płacą wyższą cenę by kupić sobie jakiś markowy ciuch (ten sam ciuch bez wszywki znanej marki kosztuje zwykle ułamek ceny markowego). A potem jeszcze robią za chodzące reklamy firm, których produkty kupili. Przecież to te firmy powinny im dopłacać za robienie im reklamy. … Czy w moim rozumowaniu jest jakiś błąd?

Co innego pracownicy firm typu British Airways, LOT, LGS czy “Porty Lotnicze”. Ci ostatni noszą koszulki z kolorowym logiem portu dlatego, że dostali te koszulki za darmo. Jako element stroju służbowego. To rozumiem. Firma coś daje za darmo, to ma prawo eksponować swoje logo.

Czy ja posiadam jakieś markowe ciuchy? Pewnie tak, ale nie wiem nawet jakich marek. To co dla mnie istotne to, to że są koloru pomarańczowego:-) I raczej za nie nie przepłacam. Kupuję coś markowego (i koniecznie pomarańczowego) wtedy gdy jest w duuuużej przecenie:-) Jak dotąd nie przyszło mi do głowy zwrócić się do producentów ubrań, które niechcąco reklamuję o jakąkolwiek rekompensatę:-)

A jaki jest Wasz stosunek do markowych ubrań czy innych rzeczy?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

20 Responses

  1. Z mojego doświadczenia wynika, że ubrania i buty renomowanych marek są często dużo lepszej jakości.
    Jak kupię tanie buty sportowe, po dwóch miesiącach mam dziurę w podeszwie. Jeśli kupię adidasy, albo reeboki, starczają mi co najmniej na rok, a nawet dwa lata.
    Kurtka firmy North Face jest wodoodporna. Zwykłe przeciwdeszczowe kurtki przemakają.
    Ja kupuję ubrania rzadko, ale jeśli już kupuję, to przeważnie markowe i dość drogie. Staram się unikać ekstrawagancji. Stonowane rzeczy mniej podlegają zmieniającym się trendom. Dłużej wyglądają dobrze.
    Nie zwracam specjalnej uwagi na to, czy coś jest modne, bardziej na to czy mi się podoba.

    W USA często spotyka się takie przeceny, że można się zaopatrzyć w markowe rzeczy w cenie zwykłych.

  2. Ja przestałem oglądać telewizję – skoro są tam prawie same reklamy, to mógł bym to robić za odpowiednie wynagrodzenie, a ja nie dość że opłacam abonament czy opłatę za milion kanałów to jeszcze mam oglądać spoty.. Jeśli chodzi o ubrania, to zgodzę się z Tobą, że za parę skarpetek czy majtek to nie zapłaciłbym za sam znaczek, ale jeśli chodzi o spodnie, marynarki czy buty to z doświadczenia uważam, że firmowe są trwalsze i lepiej wykonane, dlatego jak kupuję sobie coś, to rzadko ale porządne. Aha i bez przesadnego LOGO :)

  3. Poruszyłeś Sławku ciekawy temat. Z moich obserwacji wynika, że markowe ubrania obok samochodu i rozmiaru telewizora stanowią jeden z głównych elementów pokazania się. Ludzie wydają wg mnie bardzo duże (w stosunku do zarobków) pieniądze na to, żeby kupić nowy model butów. W moim otoczeniu jest kilka osób, które czekają na wypłatę po to, żeby kupić sobie najnowsze Nike Airmax’y, koszulkę Ralfa Laurenta. Jednocześnie widzę, że imponuje im (bardzo to zauważają), gdy ktoś pojawi w czymś nowym ze znanym znaczkiem. Pół biedy, jeśli mówilibyśmy o naprawdę majętnych osobach, ale bardzo często są to zwykli szeregowi pracownicy, którzy oprócz tych atrybutów za bardzo niczym innym (typu aktywo) nie mogą się pochwalić.

    Jeśli chodzi o marki luksusowe jak Louis Vuitton (pewnie błędnie piszę), Prada, Tag Heuer itp to ich produkty stanowią dla tych osób coś w stylu nieosiągalnych marzeń. Wielokrotnie słyszałem powiedzenia typu” „gdybym miał/miała 10.000 zł, to bym sobie taką torebkę/zegarek/buty sprezentowała”. Ja tego totalnie nie rozumiem. Trochę z żoną podróżujemy i mieliśmy okazję przechodzić obok luksusowych sklepów w Monako, Cannes czy Lizbonie. Nie pamiętam czy widziałem tam jakichś klientów, a jeśli już, to były to pojedyncze osoby. Jasne jest, że sklepy te ulokowane są w najdroższych dzielnicach, gdzie czynsze są b. wysokie. Personel zapewne również musi być odpowiedni, żeby obsługiwać zamożnego klienta, koszty płac są zapewne również wysokie. Jeśli zestawić to z małą liczbą sprzedawanych produktów wychodzi, że w cenie takiej np. torebki LV jest bardzo duży udział czynszu, pensji sprzedawcy i innych elementów nie związanych z jakością produktu. Dlatego ja dziękuję :).

    Ja sam nie przepadam za kupowaniem ubrań. Nie lubię tego wybierania, przymierzania. Może wstyd się przyznać, ale sporo ciuchów kupuję w „ciuchach” :), głównie koszule a żona większość ubrań ma z „ciuchów”. Raz, że nie znosimy galerii, dwa, że można znaleźć tu wiele oryginalnych marek niedostępnych w Polsce (lub trudno dostępnych). I tak jak koleżanki żony ekscytują się wysyłkowym sklepem Next z UK, moja żona w bluzce Next śpi, czasem sprząta czy pracuje w ogrodzie ;).

    I dodam tu, że absolutnie nie brakuje nam pieniędzy, tak po prostu mamy. Wolimy przeznaczyć pieniądze na co innego. Zwyczajnie szkoda nam wydać 200-300 zł na jakąś zwykłą koszulę, czy 400 zł na spodnie. Odkładamy na kolejną kawalerkę :) Wiem jednak, że z takim podejściem jesteśmy w zdecydowanej mniejszości. Ale to w sumie lepiej :)

    Pozdrawiam Cię Sławku bardzo gorąco.

    PS. Twoja ostatnia książka jest chyba najlepsza z trzech, które czytałem.

  4. Te firmy które wymieniłeś to jeszcze nic jeśli chodzi o ceny :)
    Ogólnie nie mam nic przeciwko markowym ciuchom, jeśli cie stać i masz ochotę to czemu nie.
    Zazwyczaj te “drogie” firmy to firmy z tradycjami, istniejące już kilkunastu do kilkudziesięciu lat więc jako zapracowały na swoją pozycje. Tak jak Ty teraz Sławku pracujesz by Twoje Mzuri było dobrą i kojarzoną z dobrą jakością marką. Co do jakości produktów również możemy polemizować :)
    Bardziej niż markowe ciuchy denerwują mnie ludzie którzy kupują podrabiane ubrania i udają właściwie nie wiem kogo :)
    Również poluje na przecenach :)))
    Pozdrawiam Kamil

    1. Kamil, małe sprostowanie. Co innego by Mzuri było solidną firmą, godną zaufania, a co innego bym promował Mzuri jako ekskluzywną markę. Markę która ma dodawać splendoru klientom, nobilitować użytkowników, a przez to pomnażać marżę firmy. Mzuri to raczej McDonald’s niż Haagen Dazs (siec bardzo drogich lodziarni) czy Louis Vuiton. Raczej Nałęczowianka niż Evian, San Pellegrino, Kona Nigari (eksluzywna woda z Japonii), o szampanach Krug lub Dom Perignon nie wspominając:-)

  5. Moim zdaniem czasem rzeczy markowe są lepsze ale czasem przepłacamy za sam symbol kilkukrotnie. Rzeczy markowe są w kręgach społecznych często uważane za prestiżowe, a wiele osób zabiega o taki prestiż, który wiąże się z uznaniem w grupie. ;-) No cóż ludzie mają różne aspiracje, co czyni ten świat różnorodnym, a kreowanie i lansowanie takich zachowań powoduje wzrost konsumpcji np w ogromnej branży modowej. Marka ma również znaczenie w wielu innych branżach, a to kiedy na nią zwracamy uwagę zależy pewnie od tego na ile dany produkt nas interesuje. Albo nawet jak nas nie interesuje to właśnie znajomość “jakiejś” konkretnej marki, może zadecydować o wyborze danego produktu. :) Aczkolwiek nie obraziłbym się gdyby jakaś firma chciała mi płacić za używanie ich rzeczy, jednak na taką kolej rzeczy mogą sobie pozwolić osoby publiczne. :)

  6. Ja dziś spotkałem w tramwaju osobę w koszulce Klubu Inteligencji Finansowej :)
    Bardzo miłe uczucie.
    Od razu uśmiech od ucha do ucha mi się pojawił.

  7. To jest trochę tak, że jak idziesz z koszulką z logo Lacoste to demonstrujesz “stać mnie na Lacoste, dobrze mi się powodzi”. Inna sprawa, że możesz też byc przedsiębiorczy i koszulki z takimi naszywkami kupować w ciuchlandach – znam kilka osób, które tak robią :)

    A ciekawa jestem, czy wśród tych naliczonych przez Ciebie osób było więcej kobiet czy mężczyzn?

    1. Agnieszko, niestety kobiet w lounge’ach biznesowych na lotniskach jest zwykle bardzo mało. Nie tylko w Polsce, ale na wszystkich lotniskach wiata w jakich miałem przyjemnosć być. Jak w soczewce widać tutaj zatrważającą skalę dyskryminacji kobiet.

      1. jeśli ktoś może pozwolić sobie na latanie w klasie biznes, to dla takiej osoby chyba nie ma zbyt dużej różnicy czy na koszule wyda 10 czy 50euro, a na zachodzie często takie ubrania są tańsze niż tych samych marek w Polsce, drogie marki jak już ktoś wspomniał wyżej maja znacznie wyższe ceny – kilkaset euro i więcej

        1. a.o, dzięki za odwiedzenie fridomii oraz za Twój komentarz. Kilka uściśleń. Po pierwsze nie wszyscy siedzący w lounge’u lecą klasą biznes. Mogą to być osoby – tak jak ja – które po prostu często latają i mają karty frequent travellerów. Po drugie, większość latających nie płaci sama za swój bilet – za bilety płacą firmy. A koszule ludzie raczej kupują z własnej kieszeni. Z pensji po podatkach:-)

  8. Ktoś kiedyś napisał zdanie typu: “pracujesz w pracy, której nienawidzisz, żeby kupić przedmioty, których nie potrzebujesz, po to, żeby zobaczyli je ludzie, których nie lubisz”. Ciekawe ilu z nas choć raz w życiu nie podpisałoby się pod tym ;)

  9. Ja niestety mam słabość do ubrań markowych. Nie chodzi o to , że metka to wizytówka mojego portfela. Chociaż nie miałabym nic przeciwko temu. Przekonałam się jednak, że są to produkty , które są robione z materiałów gatunkowo dużo lepszych. Gdyby nie były tak przesadnie drogie naprawdę wolałabym je kupować. Pozwalam sobie na jedną dobrą kurtkę, płaszcz, torebkę lub buty. Wszechogarniająca nas bylejakość jest nie do strawienia. Człowiek , który nie ma dużo pieniędzy nie powinien ich wydawać bezsensownie

    1. Ekonomistko, widziałem w jednym ze sklepów pomarańczowy szalik. Pomarańczowy i bardzo wizualnie podobny do tego, który zrobiła mi na drutach moja żona. Choć mój szalik był jej pierwszym produktem pracy na drutach w życiu, wyszedł jej nadspodziewanie dobrze. Nie znam się na gatunkach włóczek, ale szalik ten nosiłem całą zimę. Nie wygląda tak jakby miał się mi rozpaść w trakcie kolejnej (i już ostatniej w moim życiu:-). Wygląda całkiem nieźle. Nie jest poszarpany, ani powyciągany choć – może nie powinienem się przyznawać do niewielkiej dbałości o prezent urodzinowy – nie dbałem o niego nadmiernie.

      A ile kosztował ten szalik w markowym sklepie? PLN 399!!! Powiedzmy, że włóczka mogła być droższa, ale wątpię by był robiony ręcznie, co ewentualnie mogłoby usprawiedliwiać aż tak wysoką cenę w sklepie. Naszywka drogiej marki chyba jednak nie gwarantuje odporności szalika na zaciągnięcie włóczki suwakiem kurtki.

  10. Rzeczywiście za markowe ubrania się przepłaca, a jednocześnie wygląda sie mało elegancko z tymi wszystkimi logami i napisami.

    Gorzej, że prawdziwie eleganckie stroje bez żadnych metek kosztują jeszcze więcej. Gdyby tak policzyć na lotnisku wszystkie idealnie dopasowane garniturów, za których uszycie ich właściciele zapłacili kilka tysięcy euro…

    Ja ostatnio chodzę w jeansach i t-shirtach kupionych w sportowym sklepie po 10 zł za sztukę. Ale to głównie dlatego, że z braku czasu nie mam ostatnio głowy do noszenia eleganckich skrojonych na miarę ubrań, których mam całą szafę.

  11. Nie będę ukrywać, że w mojej szafie są “obecne” przede wszystkim markowe ubrania. Towarzyszą im naszywki. Doceniam i jakość, i “ubrania jedyne w swoim rodzaju”.

    1. Kuntra, dzięki za odwiedzenie fridomii. Oczywiście każdy ma prawo wydawać swoje pieniądze jak tylko zechce. Ja np. sporo wydaję na podróże, choć niektórzy uważają, że to bez sensu bo ebola, bo inne ryzyka, bo jest przecież internet, bo.. dowolny inny powód. Ale skoro cenisz ubrania “jedyne w swoim rodzaju” to może lepiej szyć u bezmetkowego krawca? :-)

  12. Jedyne markowe rzeczy, jakie kupuję, to buty. Wolę kupić ecco, które wystarczą mi nawet na 5-6 lat za 300-400 zł, czy więcej, niż CCC za 200 zł, które po pół roku już nawet wyglądu nie mają.
    Ostatnio musiałam kupić nowe półbuty, bo po 6-ciu latach w półbutacj ecco przetarła się podeszwa i szwy zaczęły pękać.

    Staram się kupować rzeczy dobre jakościowo i nie patrzę na metki. Ciuchy kupuję ostatnio w Lidlu, bo mają rozsądną relację ceny do jakości. Odkąd zamknęli koło mnie ciucholand, to nie kupuję w ciucholandach, bo mi nie po drodze. Jak mi potrzeba coś eleganckiego i oryginalnego, a mam akurat czas, to siadam do maszyny i szyję sama. Mam ten luksus, że uczyłam się krawiectwa miarowego :)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.