Przedmundialowe klimaty

W miniony piątek jechałem pociągiem z Warszawy do Gdyni. Prawie 6 godzin jazdy. Słabo. Choć ładna, słoneczna pogoda. I wielu młodych (i starszych) kibiców piłki nożnej. W wagonie restauracyjnym spotkałem Wojtka Kowalczyka, byłego reprezentanta Polski. A w moim wagonie siedziałem obok Króla Polskich Kibiców, p Andrzeja “Bobo” Bobowskiego i jego roszczeniowej i zaczepnej żony. Sam Pan Andrzej okazał się dżentelmenem. Rozmawialiśmy o jego wyjazdach na Mundiale. Zbliżający się będzie jego 10-tym w życiu, po raz pierwszy pojechał w 1978 roku do Argentyny. W czasie tych 10 mundiali widział aż 127 meczów na żywo. Tym razem w Brazylii zobaczy chyba 8 meczów – jeden w Belo Horizonte oraz pozostałe w Rio de Janeiro. Pan Andrzej dostaje bilety na mecze chyba od FIFA. Nie wiem kto płaci za jego przeloty i hotele, ale trzeba przyznać, że znalazł sobie ciekawy sposób na życie. Widać, że piłka jest jego pasją. Pożyczyłem mu do przeczytania sportowe strony GW (chciał poczytać o Legii).

Tak prawdę mówiąc, rozpoznałem go dopiero w momencie gdy wysiadając z pociągu w Gdańsku wręczył mi swoją wizytówkę. Dopiero gdy zobaczyłem na wizytówce jego zdjęcie w koronie i królewskiej pelerynie, rozpoznałem faceta, którego wcześniej widziałem dwu- trzy-krotnie na Stadionie Narodowym podczas Euro 2012:-) Sympatyczny facet z pasją:-)

Ciekawostką jest także to, że w moim przedziale oprócz pp. Bobowskich, spotkałem też pewną projektantkę wnętrz, home-stagerkę, która mnie kojarzyła ze Stowarzyszenia. Świat jest bardzo mały. Oraz pewną poskromczynię szczurów (posiada ich w domu 12, a przy sobie miała dwa) z Kołobrzegu, która próbowała mnie wyleczyć z mojej obsesyjnej ratofobii. Nie jestem jeszcze ratofilem, ale po spojrzeniu z bliska w oczy dwóm małym gryzoniom jakoś trochę mniej się ich teraz boję.  Nie odważyłem się jednak wziąć żadnego z osobników na ręce, ani nawet – zachęcany przez młodą poskromczynię – zanurzyć dłoni do ich plastikowej klatki. Jazda pociągiem, początkowo dość nudna, zaczęła się pod koniec rozkręcać.

Po bardzo miłym spotkaniu z pomorskimi pośrednikami w restauracji “Panorama” zlokalizowanej na Kamiennej Górze (dzielnica bardzo podobna architektonicznie do warszawskiej Saskiej Kępy) z pięknym widokiem na morze oraz na port w Gdyni, nocowałem w pobliskim hotelu, tuż obok rezydencji Ryszarda Krauze, onegdaj jednego z najbogatszych Polaków. Następnego ranka wracałem samolotem do Warszawy. I dopiero w tym samolocie poczułem po raz pierwszy w tym roku silny powiew mundialowego klimatu. Poprzez spotkanie z pośrednikami, całkiem zapomniałem o toczącym się meczu Polska – Litwa, który rozgrywał się w Gdańsku. Ten mecz nie kojarzył mi się specjalnie z Mundialem. W samolocie spotkałem za to trzech młodych Japończyków ubranych w garnitury FIFA i dużymi torbami Adidas na ramionach. Okazało się, że byli oni sędziami tego spotkania. Powiedzieli mi trochę o meczu (nie znałem nawet wyniku), o żółtych kartkach, o tym, że byli w Polsce na wymianie i spędzili tu 3 tygodnie (sędziowali jeden z meczów Legii) , że smakowała im polska kuchnia, itp.

Zapytałem dlaczego jest ich tylko trzech, a nie czterech. Zwykle na boisku jest 3 sędziów i dodatkowo jeden techniczny. Okazało się, że jest też jeden sędzia rezerwowy. Jeden z Japończyków opowiedział mi zabawną historię. Otóż podczas meczu Japonia – Nowa Zelandia (4:1) australijskiego sędziego złapał skurcz mięśnia i musiał opuścić boisko. Na jego miejsce wskoczył, bez rozgrzewki, mój bardzo sympatyczny rozmówca. Śmialiśmy się do rozpuku jak to sędzia liniowy podnosi tablicę świetlną informującą o tym, że sędzia nr 1 schodzi, a na jego miejsce wchodzi sędzia nr 5:-) a sędzia techniczny każe mu podnieść stopy  by sprawdzić prawidłowość korków w jego butach.

Wyśmialiśmy się do łez. A gdy powiedziałem im, że niedługo na żywo zobaczę mecz Japonia – Grecja (oni Mundial w Brazylii będą oglądać tylko w telewizji), to bardzo mi pozazdrościli i poprosili o kibicowanie Japonii. I tak miałem to zrobić, bo Japonia w odróżnieniu od Grecji nie gra w taktykę, tylko w piłkę nożną, ale mimo to na zachętę dostałem od Arbitra mały proporczyk japońskiego związku piłki nożnej oraz breloczek z koszulką reprezentacji Japonii. Moje “arigato” i podziękowanie zgięciem tułowia nad złożonymi razem dłońmi wywołało kolejną falę sympatii.

W tych krótkich chwilach poczułem prawdziwą atmosferę Mundialu. Otwartość, życzliwość, sympatia i nić porozumienia pomiędzy kompletnymi nieznajomymi. Można poczuć taką zwykłą – choć ostatnio w dobie konsumpcjonizmu, niecodzienną – bliskość człowieka z człowiekiem.  Poczucie bezpieczeństwa w zgodnym stadku, a nie samotność w konkurującym ze sobą chaotycznym stadzie indywidualistów. Prących nie wiadomo dokąd. Prężących muskuły nie wiadomo po co.

Cieszę się na mój niedługi wyjazd do Brazylii. Na mecze, które zobaczę na żywo. Na kibiców, których tam spotkam. Na atmosferę, której się tam spodziewam na stadionie i poza stadionami. No i mam nadzieję na koncert bramek i ładnych zagrań.  Na życzliwość i otwartość. Na odpoczynek od maili, telefonów i spotkań, bo przyznam, że bycie znów szefem Mzuri oraz Mzuri Investments jest bardzo wyczerpujące. Znów zacząłem żyć problemami (a nawet drobnymi problemikami, które w ich oczach urastają do tragedii) innych ludzi. Ludzi, którzy nazywają się Klientami:-) Problemiki te wypychają czas na refleksję, czas na radość z życia

A wracając do Mundialu, to za chwilę – zgodnie z sugestią Nibula – zaproponuję Wam udział w konkursie typowań wyników meczów mundialowych. Ostatnio ze zwyciężczynią naszego konkursu Euro 2012 spotkałem się na miłym tete-a-tete w restauracji w Sopocie:-) Zastanowię się nad nagrodami tym razem. A może Wy będziecie mieli jakieś sugestie?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

2 Responses

    1. Tak, wyglądało to podobnie. Z tą różnicą, że tutaj “wylosowałem” 6 z 7 meczów, o jakie się starałem, a podczas Euro 2012 nie wylosowałem nic choć uczestniczyłem w kilku klubach losujących. Chodzi chyba o to, że Europa jest mała, dobrze skomunikowana, kibiców są miliony i mają pieniądze na podróżowanie. Stadiony są wypełnione po brzegi. A na mistrzostwach świata rozgrywanych poza Europą oraz na mistrzostwach Afryki tłumów nie ma. Jedyny mecz, którego nie wylosowałem to mecz nr 17. Brazylia-Meksyk:-(

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.