Historia firmy Starbucks

Chociaż moja babcia posiadała niedużą plantację kawy (kilka tysięcy małych drzewek) w Kenii, to nigdy – podobnie jak ona – nie piłem kawy. Po prostu mi nie smakuje. Lubię jej aromat (choć tylko z oddali, z bliska intensywny zapach kawy przyprawia mnie o mdłości), podoba mi się jej intensywny kolor i konsystencja, ale nie smak. Gdy odwiedzałem babcię, to zawsze wchodziłem na jej plantację nieopodal małego domku, w którym mieszkała. Drzewka kawy pokryte były małymi, czerwonymi owocami, które były bardzo słodkie. W ich środku znajdowała się twarda pestka, ta, z której potem brały się ziarna kawy, suszone najpierw na słońcu, a potem sprzedawane do punktów skupu.

Nie pijam kawy, więc raczej nie chodzę po kawiarniach. Zwłaszcza, że jeszcze do niedawna, oprócz intensywnego zapachu kawy, unosiły się w nich kłęby gryzącego dymy papierosowego. Jeszcze 10 lat temu, było to niestety normą. Dziś to już na szczęście przeszłość w Polsce i w większości krajów europejskich, choć jeszcze nie w Albanii, w której akurat jestem na wakacjach (swoją drogą to super kraj, bardzo miłych i życzliwych i otwartych ludzi, a przy okazji bardzo tani i nie tak zatłoczony turystami jak Grecja – Corfu widać przez wąską cieśninę – czy nieodległa Chorwacja; jest tu mnóstwo turystów z Polski). Nie znałem firmy Starbucks.

Jakieś 15-16 lat temu, będąc na jednym z wielu szkoleń Arthura Andersena w naszym ośrodku szkoleniowym w St.Charles, pod Chicago, jeden z prezenterów opowiadał nam historię firmy, którą założył. Pochodził z biednej rodziny mieszkającej w jednej z biednych okolic Brooklynu. Jako pierwszy w rodzinie ukończył college i to tylko dlatego, że ktoś zauważył jego talent i został zwerbowany do uniwersyteckiej drużyny futbolu amerykańskiego. Gdy jechał do college’u w Michigan w wieku 16-17 lat, po raz pierwszy miał okazję wyjechać gdzieś poza Nowy Jork.

Po studiach zaczął pracować w kuźni umiejętności sprzedażowych, w firmie Xerox. Szybko piął się po szczeblach kariery sprzedażowej, osiągając coraz lepsze wyniki. Po kilku latach zmienił pracodawcę – szwedzka firma Perstorp, dopiero wchodziła na amerykański rynek, co stworzyło dla niego dodatkowe możliwości rozwoju. Niemniej po kilku latach, wypalił się. Ponieważ jednym z jego klientów była mało znana firma z Seattle, Starbucks, poznał jej założycieli i zaprzyjaźnił się z nimi. Spodobała mu się ich motywacja do rozwijania Starbucks, firmy głęboko osadzonej w wartościach.

Starbucks miało ambicję wyedukowania Amerykanów w dziedzinie picia kawy wysokiej jakości.

Howard Schultz, bo tak nazywał się nasz wykładowca w St Charles, złożył założycielom Starbucks propozycję przyłączenia się do nich. Początkowo jego propozycja została odrzucona – założyciele nie chcieli rewolucji w podejściu do rozwoju firmy. Ale Howard – niezrażony – dalej się napraszał, aż w końcu mógł porzucić swoją doskonale płatną pracę (wysoka pensja, służbowy samochód, firmowa karta kredytowa, wysoki limit na podróże służbowe, atrakcyjne ubezpieczenie medyczne itp.) za udziały w małej i nieznanej firmie, mającej siedzibę w peryferyjnym Seattle.

Przez pierwsze kilka miesięcy poznawał biznes kawowy oraz głębokie wartości firmy. Starbucks wówczas tylko sprzedawał pełnoziarniste wysoko-gatunkowe kawy, które importował bezpośrednio z Kenii, Kostaryki, Gwatemalii oraz Indonezji i potem prażył w swojej własnej palarni. Gdy pojechał służbowo do Włoch, zauroczyły go lokalne bary espresso na każdym rogu uliczki. Zbudował wizję odtworzenia włoskiej kultury picia kawy w sklepach Starbucks (wówczas firma miała ich tylko 3 w samym Seattle). Ale właściciele firmy odrzucili jego koncepcję, nie chcąc wchodzić w biznes restauracyjno-kawiarniany.

Sfrustrowany ich odmową, Howard po kilku latach pracy w Starbucks, założył swoją własną sieć kawiarni, Il Giornale, w której udziały objęli m.in. właściciele Starbucks. Zebrał kapitał również z rynku i przystąpił do realizacji swojej wizji. Choć miał po drodze różne perypetie, to jego nowy biznes dobrze się rozwijał. Po kolejnych kilku latach, gdy właściciele Starbucks postanowili sprzedać swój biznes, Howard Schultz go odkupił, stając się współwłaścicielem i prezesem Starbucks.

A dalej to już tylko historia, jak mówią Amerykanie. Historia pełna wartości takich jak integralność, autentyczność, poczucie misji, przykładanie ogromnej wagi do pracowników.

Historię tę przypomniałem sobie w ostatnich dwóch dniach, w których pochłonąłem łapczywie książkę „Pour Your Heart Into It”, autorstwa Howarda Schultza i Dori Jones Yang. Książkę którą kupiłem owe 15-16 lat temu i która zbierała przez ten cały czas kurz na jednej z półek z moimi książkami.

Cieszę się, że przeczytałem ją dopiero teraz. Jako przedsiębiorca mający już kilka lat doświadczeń z rozwijania Mzuri (a wcześniej kilka lat rozwijania konsultingu na Bałkanach) odbieram ją inaczej niż gdybym ją przeczytał kilkanaście lat temu będąc tylko konsultantem, doradcą. Jestem przekonany, że teraz moje oko jest w stanie łatwiej wychwycić zarówno radości i dumę z osiągnięć Howarda, jak i smutek z powodu pojawiających się wokół Howarda podejrzeń odnośnie czystości jego intencji, żal z powodu czepiania się o drobnostki, samotność szefa, który nie ma przed kim się otworzyć i podzielić swoimi wątpliwościami.

Wiele mamy wspólnego i pod wieloma aspektami się różnimy. Najważniejsza różnica to taka, że Howard zbudował biznes o ogromnej skali: wielomiliardowa sprzedaż, tysiące sklepów, setki tysięcy współpracowników w dziesiątkach krajów, współpraca z największymi firmami typu Pepsico, United Airlines, hotele Sheraton i Westin, księgarnie Barnes&Noble oraz Chapters, sklepy lotniskowe prowadzone przez Host Marriott, itp. Same tylko sklepo-kawiarnie należące do firmy Starbucks w 1997 roku odwiedzało ponad 5 milionów klientów tygodniowo!!! Starbucks jest notowana na giełdzie. Wartość jej marki – rozpoznawalnej na całym świecie – jest ogromna. Howard miał duży rozmach. Nie bał się zaciągać zobowiązań wobec zewnętrznych inwestorów inwestujących miliony dolarów w jego biznes. Z drugiej strony, Starbucks działający w sektorze handlu detalicznego jest o wiele bardziej kapitałochłonnym biznesem niż Mzuri (koszty wynajęcia sporej wielkości lokalu w najbardziej prestiżowych lokalizacjach, koszty wyposażenia w sprzęt do parzenia kawy, w meble, zatowarowania półek, rekrutacji i szkolenia dla pojedynczego nowego sklepu sięgają setek tysięcy dolarów). Howard nie bał się też zatrudniać najdroższych doradców i konsultantów (w pewnym sensie wymagało tego chyba uzasadnianie swoich decyzji i wyborów przed gronem inwestorów, właścicieli firmy). Starbucks to biznes pozycjonujący się w sektorze premium, przynoszący wysokie marże i zyski. Nam na zyskach Mzuri nigdy nie zależało, zadowalamy się niskimi marżami.

Ale odkryłem też zadziwiająco wiele podobieństw. Biznes kawowy i biznes nieruchomościowy to nie są sexowne biznesy technologiczne, tylko branże stare jak świat. I Starbucks i Mzuri podeszły do swoich starych branż w nowatorski sposób. Obie firmy mają silne poczucie misji i edukowania rynku – Starbucks w zakresie picia wysoko-gatunkowej kawy, a Mzuri ma głęboko osadzone aspiracje cywilizowania polskiego rynku najmu mieszkaniowego. Obie firmy budują swoją obecność na rynku poprzez word-of-mouth (nie stać Mzuri dziś, a Starbucks kiedyś, na wydatki reklamowe). Oba biznesy są dość złożone operacyjnie (choć Mzuri o wiele bardziej). Na każdym etapie obsługi można popełnić błąd, który w oczach Klientów niweczy wszelkie dotychczasowe pozytywy.

Wiele podobieństw dostrzegłem również z samym Howardem. Obaj przed założeniem firm, pracowaliśmy w dużych korporacjach, gdzie odnosiliśmy sukcesy. Obaj jesteśmy marzycielami i wizjonerami. I obaj jesteśmy bardzo słabi w budowaniu i w nadzorowaniu procesów. Aby temu zaradzić, Howard na większą skalę, ja dopiero niedawno zaczynam nakłaniać osoby posiadające odmienne doświadczenia i kompetencje od moich do dołączenia do Mzuri (ostatnio Artur z pwc, drugi Artur z Orange i sektora farmaceutycznego, Piotr z Unilever i Nestle oraz Jarek z Warbudu i Mostostalu). Ciekawostką jest to, że Howard zatrudnił byłego konsultanta z Deloitte & Touche – Orina Smitha – na stanowisko dyrektora finansowego wtedy gdy Starbucks był jeszcze niedużą firemką i miał mimo to ogromne straty rzędu USD 1,2 milionyJ

Obaj odrzucamy propozycje, które w krótkim czasie przyniosły by potencjał zarobienia dużych pieniędzy, ale które odciągałyby nas od zasadniczego, głównego nurtu naszego biznesu. Odciągałyby od realizacji naszych misji. Obaj stawiamy na ludzi, na współpracowników. Przyznam, że przed przeczytaniem książki, nie wiedziałem, że wszyscy współpracownicy Starbucks mają szansę objąć akcje spółki, jeśli tylko przepracowali w niej co najmniej 6 miesięcy. Jestem w szoku, bowiem w Mzuri – zupełnie niezależnie – też wdrożyliśmy ten koncept. I też wymagamy co najmniej 6-miesięcznego stażu.

Obaj jesteśmy realistami (ja staję się nim od całkiem niedawna). W biznesie cały czas będą problemy. Ale obaj też wierzymy, że każdy rozwiązany problem wzmacnia nas i przygotowuje do jeszcze większych problemów, które czekają przed nami.

Dzięki lekturze jego książki, oczywiście uświadomiłem też sobie jak wiele muszę się od Howarda Schultza nauczyć. Muszę jeszcze bardziej wzbudzać entuzjazm i zaangażowanie moich współpracowników by z radością i humorem, bez oglądania się na innych, spełniali oczekiwania naszych klientów. Muszę odważniej inwestować w rozwój Mzuri – najlepiej inwestować gdy dana inicjatywa nie jest jeszcze niezbędna. Muszę dalej rekrutować utalentowanych ludzi, lepszych ode mnie w tym co robią. Być bardziej otwarty na oddolne inicjatywy. Nie obrażać się na nieprzychylne komentarze czy niesłuszne oskarżenia. Od Starbucks żądano w którymś momencie, wiele lat temu, wycofania się z Birmy ze względów politycznych, choć wcale nie byli tam wówczas obecni; nawet nie wiem czy dziś już są. Ale wiem, że czasami zarzuty wobec Mzuri są równie bezpodstawne. Gdy osiągniemy już zyskowność, to musimy powrócić do idei wspierania rozwoju Kenii – w wielu aspektach Mzuri właśnie stamtąd się wywodzi i warto byłoby byśmy dali coś w zamian. Starbucks robi to już od jakiegoś czasu.

Jest może jedna rzecz, w której czuję, że jestem lepszy niż Howard był na początku istnienia swojej firmy. Już od dawna nie boję się delegować. Może powinienem był to robić nieco lepiej, czyli nie tylko delegować i ufać, że ludzie wyciągną wnioski z popełnionych przez siebie błędów. Lecz delegować i … kontrolować:-)

Nie wiem też jakie są/były osobiste aspiracje Howarda. Czy dążył do wzbogacenia się czy też może osiągnął już swoją wolność finansową. Ciekawe co u niego oraz w Starbucks’ie teraz. Chętnie przeczytał bym sequel autobiografii Howarda Schultza. Czy coś się zmieniło w jego podejściu w ciągu ostatnich 17 lat? Czy nadal odrzuca franszyzę? Czy zaczął przejmować konkurencję i konsolidować rynek? Na ile zlewarował markę Starbucks na inne produkty niż kawa?

Książka jest tak samo dobra jak wystąpienie Howarda przed konsultantami Arthura Andersena wiele lat temu. Pamiętam, że po swoim wystąpieniu otrzymał brawa (wręcz owację) większe niż Steve Balmore, wówczas wice-szef Microsoft czy szef firmy Halliburton, którzy też przed nami występowali. Gorąco polecam lekturę:-)

Howard Schultz, Dori Jones Yang, „Pour Your Heart Into It. How Starbucks Built a Company One Cup at a Time”, Hyperion, Nowy Jork, 1997

PS Postanowiłem przeczytać więcej biografii biznesmenów. Możecie coś polecić wartościowego?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

17 Responses

  1. Cześć Sławku,

    Ja ze swojej strony polecę autobiografię Richarda Bransona “Kroki w nieznane. Autobiografia “.
    Dodatkowo związane z moją branżą tj. “Steve Jobs”, Isaacson Walter’a.
    Jak dla mnie obydwie były interesujące i przedstawiające różne aspekty biznesu.

    Pozdrawiam,
    Paweł.

  2. Doszedłeś właśnie Sławku do starej leninowskiej zasady: “ufam, ale sprawdzam” ;-)

    Prof. Nowożenowa Zoja, z Zakładu Filologii Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu Gdańskiego wyjaśnia w rozmowie z reporterem TVN24, że nie jest to “jakieś znane rosyjskie przysłowie”.

    – “Ufaj, ale sprawdzaj” było bowiem powiedzeniem-symbolem radzieckiej doktryny w zakresie budowy państwa totalitarnego, pozbawionego zaufania do obywatela, nastawionego na represje – mówi prof. Nowożenowa. – I w rosyjskiej, a raczej radzieckiej publicystyce pojawia się w tekstach nawiązujących właśnie do czasów generalissmusa – dodaje.

    1. Robert, no to mnie trochę zastrzeliłeś. Jestem z natury osobą bardzo ufną. Ale jeśli teraz zamierzam wprowadzać – na wzór Starbucks’a – metody radzieckie, to tylko w służbie TOTALITARNEJ JAKOŚCI OBSŁUGI Klientów Mzuri:-)

  3. Czołem Sławek,
    wspomniana biografia Jobsa jest naprawdę fajna. Słuchałem jej jako audiobooka i naprawdę warto.
    Niezły jest też film oparty na niej.

    Dorzuciłbym również biografię Walta Disneya – inspirująca i ciekawa, choć wieeeeele stron.

    I trzecia – czytana ostanio przeze mnie to z kolei boss Amazona i jego historia. Czyli Jeff Bezos.

    Jest jeszcze prostą, ciut łopatologiczną, ale ciekawa historię Leszka Czarneckiego opisaną w Biznes po prostu. Warto, bo to nasza, lokalna polska historia.

    Zaskoczył mnie jeden wspólny mianiownik. Jak często panowie mieli pod górę, byli bliscy bankructwa, pogryzieni przez konkurencję, porzuceni przez kluczowych pracowników.
    A mimo to podnosili się i szli do przodu.
    Bo wierzyli w swoje biznesy i pomysł na nie.
    Inspirujące :-)
    I tego nam wszystkim życzę
    pzdr
    Radek

  4. Cześć Sławku,

    ja mogę Ci polecić dwie książki:
    1. Sam Walton: Made In America
    2. Grinding It Out: The Making Of McDonald’s
    Obie są autobiografiami pisanymi wraz z tzw. ghost writerami.

    Szczególnie do tej pierwszej książki zdarza mi się wciąż wracać.

    Serdecznie pozdrawiam!

  5. Trochę zboczę z tematu, bo książka, którą polecę nie jest biografią – za to przedstawia zasady, którymi kierował się w swoim życiu zawodowym jej autor i myślę, że można w niej znaleźć wiele uniwersalnych reguł, którymi kierowali się i Bezos, i Schultz, i wielu innych ludzi sukcesu. Chodzi o Inteligentnego Inwestora Benjamina Grahama – sam interesuję się tematyką giełdową, ale nawet jeżeli ktoś omija całkowicie rynek kapitałowy, znajdzie w tej książce coś dla siebie, niezależnie jakimi inwestycjami by się nie zajmował lub jakiegokolwiek biznesu by nie prowadził. :)

  6. Polecam “Good to Great” Jima Collinsa. Nie jest to bio, ale książka tematycznie bardzo zbliżona do powyższych treści :)

    Pozdrowienia!
    Michał

  7. Witam,

    Polecam: Lee Iacocca oraz Henry Ford “Moje życie i dzieło” – wielkie postacie branży motoryzacyjnej.

    Pozdrawiam
    Słąwek

  8. Do juz wspomnianych biografii tworcow Apple,Amazon czy Virgin – ja dodam ”Shoe Dog: A Memoir by the Creator of NIKE” oraz “Jony Ive: The Genius Behind Apple’s Greatest Products”

    A ty jakie inne biografie bys polecil?

Skomentuj Robert Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.