52 tygodnie i … mierz siły na zamiary!

Rok trwa około 52 tygodni. Dokładnie tyle mi zostało do wejścia w kolejny etap mojego życia. Od połowy października przyszłego roku, zamierzam zacząć realizować mój plan “zimowania w tropikach” Zupełnie tak jak bociany. W połowie października przyszłego roku polecę do Argentyny i pojadę na Ziemię Ognistą by stamtąd wsiąść na jakiś statek wożący turystów na Antarktydę. Nigdy tam wcześniej nie byłem. To tam chcę spędzić moje 50-te urodziny i – co ważniejsze – oficjalnie pożegnać się z zimą. Stamtąd pojadę chyba do Singapuru by do marca/kwietnia 2016 roku uczyć się języka chińskiego (to jedna z moich zaległości życiowych). Dopiero wtedy wrócę znów do Polski (lub do innego miejsca w Europie) i zacznę realizować swój plan serii 6-miesięcznych zawodów emeryta.

A jak planuję wykorzystać owe 52 tygodnie, które mi pozostały do tego czasu?

Pewnie około 12-15 tygodni spędzę gdzieś w podróżach. W czwartek lecę do Australii na prawie 2 tygodnie, a pod koniec października na prawie 3 tygodnie do sanatorium w południowych Indiach. Planuję też wyjazd na 1-2 tygodnie w okolicach Świąt oraz Nowego Roku. A potem w styczniu na 2 tygodnie do Maroka na mistrzostwa Afryki w piłce nożnej. Może też jeszcze w międzyczasie do Kenii oraz do St.Petersburga.  Podczas najbliższego sezonu zimowego chcę też pojechać na … narty. To już ostatnia dla mnie okazja. Jeśli macie jakieś sugestie dokąd powinien jechać początkujący narciarz by zobaczyć najpiękniejsze góry, ale by też znaleźć jakieś ośle łączki i cierpliwych instruktorów, to będę bardzo wdzięczny za podpowiedzi.

Zamierzam akceptować wszystkie zaproszenia jakie otrzymam do wygłoszenia prezentacji nt wolności finansowej, nt inwestowania w mieszkania na wynajem oraz dobrych praktyk najmu. Ile ich będzie zobaczymy – podobnie jak dotąd nie będę w tym zakresie proaktywny. Natomiast planuję dodatkowo uruchomić cotygodniowe webinary poświęcone tej samej tematyce.

Zamierzam też w tym czasie napisać kolejne 3, a może nawet 4 książki. Czuję, że zostało mi jeszcze trochę wiedzy czy doświadczeń, którymi się dotąd nie podzieliłem i wolę to zrobić teraz póki jeszcze nie pracuję ciężko za ladą warzywniaka, w kasie hipermarketu, za stołem hazardowym w kasynie, za kierownicą miejskiego autobusu czy w zakładzie pogrzebowym.

Na szczęście wraz z ostatnimi wzmocnieniami kadry zarządzającej Mzuri oraz Mzuri Investments, coraz mniej mnie będą zajmowały sprawy bieżące. Niemniej będę się chciał mocno zaangażować w zaprojektowanie i wdrożenie naszego nowego systemu informatycznego. W systemie tym będą zaszyte rozwiązania biznesowe, a zależy mi na tym by były one jak najbardziej dopasowane do oczekiwań właścicieli mieszkań na wynajem. Oraz do potrzeb najemców, a także by ułatwiały pracę naszych współpracowników. Będę się także angażował w początkowe etapy rozwoju nowych inicjatyw – tych o których wspominałem już na wiosnę tego roku, a których wdrożenie odłożyłem do czasu skompletowania drużyny Mzuri.

Znajdę też czas na założenie Fundacji Fridomia. Oraz na spisanie swojego testamentu:-) Powinienem też sprzedać swoją kolekcję monet i pozbyć się niepotrzebnych mi ubrań, butów, papierów, książek, pamiątek i innych szpargałów. Muszę mocno odchudzić swoje otoczenie, a konkretnie to muszę zmniejszyć ciężar posiadanego przeze mnie bagażu.

Sporo zadań jak na emeryta:-) Dla mnie jednak w sam raz. Jestem minimalistą jeśli chodzi o moje potrzeby materialne i maksymalistą jeśli chodzi o aktywność rozwojową. Nie chcę ograniczać swoich zamiarów siłą, którą dysponuję. “Zamiar według sił” to nie dla mnie. Wolę, zgodnie z zachętą Adama Mickiewicza “mierzyć siły na zamiary”!

PS Zupełnie nie rozumiem dlaczego w Polsce przyjęło się interpretować słowa naszego narodowego wieszcza jako “nie porywaj się z motyką na słońce”. Wg mnie “mierz siły na zamiary” oznacza zachętę do stawiania sobie ambitnych celów. Wtedy siły i środki na ich realizację na pewno się znajdą.

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

26 Responses

    1. Tomku, różnie. Do Indii, Maroka, St.Petersburga, na Święta – razem. Do Australii – sam. Zdarza się też, że czasami sama jeździ moja żona.

        1. Tomku, to jeszcze nie jest pewne:-) Zresztą wyjazdy nie będą półroczne. Bo pół roku, owszem, będę chciał spędzać w ciepłych krajach, ale to letnie pół też nie koniecznie w Warszawie. A raczej nawet z pewnością rzadko w Warszawie. Bo jeśli mam pracować jako sprzedawca mieszkań, to co za różnica czy będę pracował dla dewelopera w W-wie czy w Krakowie? W kwiaciarni, McDonaldzie czy w myjni samochodowej też nie muszę pracować w Warszawie. A praca w innym mieście i mieszkanie tam przez 6 miesięcy, pozwoli mi lepiej poznać dane miasto:-)
          Tak więc zamierzam od przyszłego roku być w permanentnej podróży. Tyle, że zmieniać miejsca zamieszkania i rodzaje aktywności co 6 miesięcy:-)

    1. Tomku, wydaje mi się, że dla zachowania trwałości relacji nie trzeba się wcale często kontaktować. Może dlatego, że u mnie zawsze połowa rodziny i znajomych mieszkała na innym kontynencie, to nauczyłem się utrzymywać bliskość relacji pomimo braku kontaktów. Już po paru sekundach rozmowy z dawno nie widzianym kuzynem czy przyjacielem, czuję silną więź między nami, nawet jeśli nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku lat:-).
      Ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że każdy z nas jest nieco inaczej skonstruowany psychicznie i społecznie:-)

    1. Marcin, będę w południowych Indiach, w Kerali – albo w okolicach Cochin albo w okolicach Thiruvananthapuram (kiedyś: Trivandrum). Ostateczną decyzję podejmę w samolocie do Bangalore.
      A co wybierasz się może na Subkontynent w pierwszej połowie listopada? Tam się jeszcze nie spotykaliśmy:-)

  1. Lubisz planować, prawda?

    Bardzo mi się podoba to, co zamierzasz dalej robić ze swoim “pięć minut na ziemi”. Super. Żałuję tylko, że nie będziesz w Warszawie tak często jak teraz, ale masz rację – odległości i częstotliwość spotkań nie determinują relacji między ludźmi.

    1. Aga-ta, tak, rzeczywiście lubię planować. A jeszcze większą frajdę mi sprawia obserwowanie jak moje plany sprzed lat zaczynają nabierać realnych kształtów:-) I robienie kolejnych planów na kolejne pięć lat życia:-)))

  2. a my z małżonką siedzimy w domu z dzieckiem, siedzimy w tym sensie, że nie planujemy w najbliższym czasie wyjazdów i urlopów. zastanawiamy się czy kupić motocykl, bo i tak będzie krucho z czasem na jazdę nim. marzymy o jeździe na rowerze (w to lato jeździłem dwa razy).

    żeby nie być czarnym teletubisiem napiszę, że ten czas w domu (na miejscu) wykorzystujemy na rozwój, szukanie pomysłów na zarabianie i skrócenie drogi do finansowej wolności.

    ale za to jak dziecko będzie większe mamy zamiar odbić sobie to wszystko z nawiązką bo bardzo tęsknimy za podróżowaniem (zwłaszcza żona) – ostatnio dostaliśmy pozdrowienia z Rzymu – normalnie jak kopanie leżącego.

    pozdrawiam, Sławek S.

  3. Fajny wpis. Bardzo dobrze, że są takie osoby które dążą do ciągłego samorozwoju i pokazują tę drogę innym. Bo co to za życie, w którym stajemy w pewnym miejscu i już nic z nim nie robimy. Gratuluje i życzę spełnienia wszystkich planów.

  4. Słyszałem, że są ponoć wstępne plany zmiany miejsca albo terminu rozgrywania mistrzostw Afryki w piłce nożnej – z powodu epidemii wirusa Ebola.

    1. Robert, dzięki za info. Ja o tym nie słyszałem. Będę musiał sprawdzić w połowie grudnia co i jak. Epidemia ebola to w mojej opinii epidemia medialna, nie rzeczywista. Pewien znany lekarz w CNN przekonywał, że aby się zarazić trzeba mieć bezpośredni kontakt fizyczny z krwią albo wymiocinami chorego.Nawet mieszkając z kimś zarażonym pod jednym dachem, stosując prewencyjne zasady higieny, można uniknąć zakażenia.

      Poza tym nie słyszałem o ani jednym przypadku zachorowania w Maroko, a tam właśnie mają się odbyć mistrzostwa. W razie czego, może po prostu przyjadę znów do …Australii:-) Bo tu mają się odbyć mistrzostwa Azji i Pacyfiku. Mniej więcej w tym samym czasie co mistrzostwa Afryki w Maroko:-)

  5. Dzisiaj czytałem bardziej konkretne info, że Maroko zrezygnowało z organizacji tych zawodów, chcieli przeniesienia na następny rok ale władze piłkarskie się nie zgodziły. Ponoć szukają teraz nowego organizatora.

    W sumie to logiczne. Nie chodzi o to że w Maroku nie ma póki co Eboli. Ale czy chciałbyś żeby do Twojego miasta przyjechali zawodnicy i kibice z różnych dziwnych krajów, gdzie szaleje wirus?

    1. Robert, dzięki. Nadal wierzę, że ebola jest nieco przez media rozdmuchaną epidemią. Rozumiem obawy Maroka – jeśli media zaczęłyby rozdmuchiwać zagrożenia dla europejskich turystów odwiedzających Maroko z powodu tego, że przyjechała tam grupa sportowców z Gwinei, to rzeczywiście marokańska gospodarka mogłaby ucierpieć. W takim razie będę monitorował sytuację i w razie czego polecę do Australii.

      Albo do Gwinei lub Liberii:-)

    2. Robert, gdy nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. Potężne europejskie kluby piłkarskie już od jakiegoś czasu protestowały przeciwko wypuszczaniu swoich afrykańskich piłkarzy na Mistrzostwa Afryki, które rozgrywane są zimą (czyli w szycie sezonu piłkarskiego w Europie) i co gorsze, co dwa lata (a nie co cztery). Utrata zawodników, ryzyko odniesienia kontuzji, zmęczenie po turnieju to poważne ryzyka dla tego prężnego biznesu.

      Oto link do artykułu: http://eurosport.onet.pl/pilka-nozna/ebola-choroba-ktora-zabija-tez-futbol/ck2qv

      Teraz w sukurs klubom przyszedł nieoczekiwanie “szalejący” wirus eboli. Po co w ogóle mistrzostwa Afryki? Po co mają się rozwijać afrykańskie reprezentacje? Najlepszych zawodników można znaturalizować i będą grali w reprezentacjach Francji, Belgii, Niemiec, Polski, Szwecji i innych krajów:-)

      A Maroko, Seszele i inne kraje boją się utraty wpływów z turystyki. Zresztą z tego co wiem od moich znajomych, w Kenii (nie było dotąd ani jednego przypadku eboli) już daje się poważnie odczuć spadek liczby przyjeżdżających turystów. Hotele zwalniają pracowników, rodziny zaczynają klepać biedę. Rozważa się głośno czy linie lotnicze Kenya Airways nie powinny zaprzestać – prewencyjnie – lotów do Zachodniej Afryki.

      Kiedyś gruźlica, trędowaci, później AIDS, teraz ebola. Strach ma ogromne oczy…

      1. Doskonałe podsumowanie “Strach ma ogromne oczy…” Jestem przekonany gdy w mediach temat eboli już ucichnie pojawi się kolejny “mocno medialny temat”,tuszujący poważne tematy, którymi warto byłoby się tak naprawdę zająć. Jestem też przekonany, że już są przygotowane takowe tematy z wyprzedzeniem kilku miesięcznym, by strach ciągle był w naszym codziennym życiu obecny…

  6. Dzięki Sławku za link, który przybliżył mi tematykę związaną ze specyfiką Fundacji Fridomia. Faktycznie opisałeś ją już rok temu. Ja jednak trafiłem na bloga zaledwie kilka miesięcy wstecz i pomimo że przeczytałem już dużą jego zawartość, to jak sam widzisz mam sporo do nadrobienia i na pewno zostanę na dłużej ;) Wracając do Fundacji to muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawa inicjatywa i jak najabrdziej podoba mi się ten pomysł. Oczywiście życzę powodzenia w jego realizacji i mam nadzieję, że w przyszłości sam będę mógł dołożyć do niego swoją cegiełkę. Pozdrawiam

  7. Plany jak najbardziej ambitne. Plany jak najbardziej uzasadnione. Bo przecież jeśli nie stawiamy sobie w życiu nowych celów to zwyczajnie stoimy w miejscu…

    Pozdrawiam i życzę powodzenia w realizacji wszystkich zamierzeń

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.