Sklepy tzw “duty free”

Często zadziwia mnie jak bardzo my ludzie jesteśmy podatni na wciskanie nam kitu. Większość marketingu na tym właśnie polega. Dajemy sobie wmówić, że jakaś marka danego produktu ma wyższą jakość, za którą warto zapłacić więcej. Była już o tym mowa na fridomii w kontekście markowych ubrań.

Do niedawna samochody marki Mercedes były – wg mnie – po prostu brzydkie. Podobnie z Rolls Royce’ami czy Bentleyami. Ale ich ceny były i są bardzo wysokie. Bo niosą prestiż. Pewnie m.in dlatego, że są bardzo … drogie:) Niewielu może sobie na nie pozwolić, więc stąd ich prestiż. Jeden z moich pierwszych szefów kupił sobie wiele lat temu Jaguara. Wtedy był to jeden z najbardziej awaryjnych samochodów na rynku, o małym, niepraktycznym bagażniku i ciasnocie na tylnym siedzeniu (wiem, miałem okazję jechać nim z Wrocławia do Warszawy, następnym razem wolałem pojechać pociągiem:-)

Ostatnio byłem na lotnisku w Addis Abebie. Lotnisko nieco odnowione z zewnątrz, w środku nieco ciermiężne. Jak na wielu lotniskach, jest tam wiele sklepów tzw “duty free”. Gdy kilkadziesiąt lat temu wymyślono tego typu sklepy, zakupy w nich chyba rzeczywiście przynosiły oszczędności. Podróżni mogli uniknąć wysokich podatków, akcyzy, itp narzucanych w szczególności na alkohole i papierosy. Piszę “tzw duty free”, bo dziś tylko sugerują niższe ceny swoją nazwą, a w rzeczywistości są one dużo wyższe niż “na mieście”. W Addis zszkowały mnie ceny kawy. Jeden z moich bliskich znajomych jest smakoszem kawy. Odkąd się o tym dowiedziałem, staram mu się przywozić kawę z krajów, które odwiedzam. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy m.in z Brazylii, z Kenii, z Panamy, z Kolumbii, z Wietnamu, z Indii, z Kostaryki, itp. A ponieważ Etiopia jest kolebką kawy (kawa wzięła nazwę od regionu Kaffa, w którym Europejczycy odkryli ten napój), to zapytałem mojego przyjaciela gdzie można kupić najlepszą kawę. Wskazał mi pewien sklep/kawiarnię, w której rzeczywiście był bardzo dobry wybór świeżej kawy. Półkilogramowe opakowanie kosztowało 110 birrów.  Na lotnisku, w sklepie “duty free” dokładnie to samo opakowanie, tej samej marki kawy kosztowało 326 birrów. Czyż to nie jest niesamowite?

Rozumiem, że czynsze najmu powierzchni handlowej na lotnisku (ograniczona przestrzeń, dostępna tylko dla podróżnych, którzy średnio rzecz biorąc dysponują większym “purchasing power”) są wyższe niż “na mieście”. Ale miejsce gdzie kupiłem kawę też nie wyglądało na najtańsze – w centrum handlowym, przy jednej z głównych ulic miasta, uczęszczane przez cudzoziemców. Nie sądzę by różnica w czynszu najmu była ponad 3-krotna. Poza tym, czynsz jest tylko jedną z wielu składowych ceny. Najpoważniejszym elementem powinna być cena samego produktu kupowanego w hurcie. Wysokość wynagrodzenia personelu sklepu nie jest pewnie znacząco wyższa. Nie sądzę by energia na lotnisku była droższa. Ceny drewnianych półek sklepowych i kas fiskalnych pewnie się wcale nie różnią. Skąd więc aż tak duże róznice w cenach? Z naiwności kupujących, ze skuteczności wciskania nam kitu o “duty free”, z marketingowych sztuczek.

Rozejrzyjcie się po sklepie wolnocłowym gdy następnym razie będziecie mieli chwilę czasu na lotnisku. Ile kosztuje w nim opakowanie “Ptasiego Mleczka”z Wedla? 30 zł? (w Tesco można kupić już za 9,99 zł). Ile kosztuje butelka polskiej wódki? W sklepie wolnocłowym (przy wylotach do krajów poza UE) nie powinniśmy płacić VAT-u, ani akcyzy. A to chyba dość istotne składniki ceny butelki wódki w sklepie typu Tesco czy Żabka, prawda? Jak porównuje się cena Twoich ulubionych kosmetyków w Sephorze i w sklepie wolnocłowym?

Sporo podróżuję po świecie. Choć nie poświęcam analizie cen zbyt wiele czasu, to niewiele spotkałem miejsc gdzie ceny duty free są niższe niż ceny tych samych produktów w Polsce. Do wyjątków zaliczyłbym Dubaj, Dohę czy Amman (choć i tam czasami ceny są wyższe niż w sklepach “na mieście”).

A jakie są Wasze doświadczenia?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

11 Responses

  1. Duty Free już dawno przestały być atrakcyjne cenowo i służą bardziej zakupom okazjonalnym niż okazyjnym :-)
    Ja kupuję tam prasę (ceny jak wszędzie), wyjątkowo alkohol, gdy w walizce nie mam miejsca i wodę do samolotu. Nic więcej :-) Ale kiedyś kupowałam kosmetyki i rzeczywiście było taniej.
    Twoje obserwacje są jak najbardziej zbieżne z moimi – jest potwornie drogo.

    A dlaczego? Bo ludzie kupują i chcą płacić ;-)

  2. Czyli nie tylko ja zauważyłem, że z tymi sklepami “duty free” jest coś nie tak i ceny w nich są po prostu wyższe niż “na mieście”. Też się kiedyś zastanawiałem o co chodzi. A jak nie wiadomo o co chodzi to zazwyczaj chodzi o pieniądze. Ja chyba w żadnym z tych sklepów nie spotkałem produktów znacząco tanszych niż w zwykłych poza strefą wolnocłową.

  3. Tak właśnie jest: mimo, że produkty na lotniskach (nawet przy lotach wewnątrz unii) są zwolnione z VAT, to i tak wszystko jest tam kilka razy droższe, niż gdzie indziej.

    Kiedyś mnie dziwiło, że gazety sprzedawane na lotniskach kosztują tyle samo, co w kioskach na mieście, czyli zgodnie z nadrukiem wydawcy. Ale popatrzyłem na paragon na lotnisku i zrozumiałem, że wszak zakup gazety na lotnisku jest zwolniony z VAT, a cena nadrukowana na gazecie jest z VAT-em 8%. A zatem owo 8%, które normalnie jest VAT-em należnym urzędowi skarbowemu, na lotnisku idzie do kieszeni sprzedawcy. Więc sprzedaje gazetę zgodnie z nadrukowaną ceną, a zarabia lepiej :)

  4. wpis nie na temat, ale nie wiem gdzie to zamieścić, więc z góry przepraszam za off topic

    właśnie w Wiadomościach było o sprawie rolnika, któremu komornik zajął ciągnik, bo pomylił go (rolnika) z sąsiadem, sprawa ostatnio głośna.

    ciekawsza była wypowiedź kogoś z izby komorniczej, że prawo pozwala na zajęcie np auta będącego we władaniu kierowcy, który ma długi, a który nie jest właścicielem auta. przykładem było stwierdzenie, że wóz TVP teoretycznie można by zająć, gdyby kierowca był dłużnikiem.

    dochodząc do sedna, tak sobie myślę, czy to prawo nie rozciąga się na władanie nieruchomością, do czego daje prawo umowa najmu. to nie jest zdrowy kraj, więc przez analogie chyba można zająć mieszkanie, jeżeli najemca ma długi. co szacowni czytelnicy na to?

    zdaję sobie sprawę, że jest to dla nas problem raczej teoretyczny, ponieważ prowadzimy selekcję najemców i pensja najemcy by była tym, co komornik zajmie najpierw, ale skoro można zrobić ustawione zajęcia ciągnika to czemu nie mieszkania.

    pozdrawiam, Sławek S.

    1. Widzę, że też zwróciłeś uwagę na ten absurd i od razu odniosłeś go do mieszkania :-)

      Też się nad tym zastanawiałam, czy komornik przypadkiem nie ma uprawnień, aby zająć moje meble w wynajmowanym mieszkaniu, gdyby najemca je użytkował i był dłużnikiem. Bo chyba chodzi bardziej o ruchomości, jak sądzę (samochody, ciągniki, sprzęty…) I obawiam się, że wyposażenie może uznać za własność dłużnika :-( Zresztą były już sytuacje wynoszenia z domu dłużnika rowerków należących do jego dzieci, czy rzeczy zostawionych na przechowanie/użytkowanie przez sąsiada.

    2. Nieruchomość ma księgę wieczystą, egzekucję z nieruchomości nadzoruje sąd, wydział wieczystoksięgowy wpisuje do KW wzmianki o wszczęciu egzekucji. Więc to raczej nie przejdzie, że ktoś zlicytuje nam mieszkanie za cudze długi.

  5. Witaj Sławku,
    moje doświadczenia są takie same.
    Tylko chyba jakoś już się do tego przyzwyczaiłem, wiem że tak jest i nie kupuję.
    Nawet już ten stan rzeczy nie budzi we mnie żadnych emocji… olewam to :).

    Pozdrawiam,
    Leszek

  6. Habari!
    Sławku, jesteś w Afryce?

    Pozdrawiam Cię serdecznie z pięknej i gorącej Kenii :-) Od miesiąca przebywam w Nairobii i chyba złapałam bakcyla, o którym kiedyś pisałeś, bo zupełnie nie chce mi się wyjeżdzać! Z całą pewnością szybko tu wrócę! Pozostało mi jeszcze 3 tygodnie odkrywania, zaskakiwania każdego dnia i objadania się pysznymi kenijskimi potrawami (uwielbiam githeri i chapati:-) i oczywiście nauki języka – nie odpuszczam, postanowienie na ten rok to zaawansowana znajomość Kiswahili!

    PS. W zupełności zgadzam się w temacie free duty, które już dawno przestały być atrakcyjne dla podróżujących. Różnicę zauważyłam jedynie lecąc do Norwegii, ceny dla strefy Schengen są niższe niż w polskich sklepach, ale dotyczyło to tylko alkoholu ;-)

    Bezpiecznego podróżowania,
    Katka

    1. Katka, właśnie wróciłem do Warszawy:-) Byłem w sąsiadującej z Kenią Etiopii. Cieszę się, że Kenia Ci się spodobała. Safari njema!

  7. Duty free może jest atrakcyjne np. dla Szwedów, którzy mają super drogi alkohol i papierosy, ale u nas jeszcze jest dość tanio i stąd ceny w tych sklepach nie są dla nas jakąś specjalną okazją

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.