Każdy biznes ma swoją specyfikę. Oprócz zdarzeń planowanych i pożądanych, zdarzają się też te mało pożądane. Szpitale są oskarżane przez pacjentów lub ich rodziny o odszkodowania. W restauracyjnych ogródkach pojawiają się żebracy, albo niemyci, śmierdzący goście, którzy zamawiają jedzenie, nie płacą, a dodatkowo odstraszają innych (widziałem raz taką sytuację w Birmingham). Firmy transportowe mają pasażerów na gapę. Zmorą klubów sportowych są kibice, którzy zamiast kibicować narażają swoją drużynę na płacenie kar za stadionowe rozróby. Firmy produkujące opłatki całą swoją roczną sprzedaż realizują w grudniu, tuż przed świętami. Firmy zarządzające sklepami samoobsługowymi w ceny produktów na półkach wliczają tzw “shrinkage”, czyli sklepowe złodziejstwo. Firmy katalogowe czy wysyłki internetowej mają rzesze “lojalnych próbujących”, którzy zamiast kupować po prostu wypożyczają, używają i odsyłają, albo w inny sposób próbują wyłudzić towar.
Przeczytałem ostatnio artykuł o zaskakujących rzeczach, które goście hotelowi potrafią wynieść z hotelowych pokoi. Mydełka, szampony, firmowe długopisy, ręczniki, firmowe kapcie, poduszki? Nie, chodzi o rzeczy dużo baaaardziej zaskakujące.
Oto link do artykułu: https://www.yahoo.com/travel/they-took-what-the-craziest-things-stolen-from-110276923262.html
Czy znacie inne przykłady z Waszych biznesowych doświadczeń?
4 Responses
Z praktyki prawnika praktyka:
– klienci non stop oczekujący darmowej porady prawnej, którzy “zajmą tylko chwilkę”
– klienci którzy po wygraniu sprawy inkasują wygrane kwoty od drugiej strony i “zapominają” się rozliczyć ze swoim pełnomocnikiem
– klienci którzy myślą że prawnik prowadzi tylko ich jedną jedyną sprawę i dzwonią codziennie (naprawdę codziennie) z pytaniami czy wydarzyło się coś nowego, albo dzwoniący o godzinie 22 i później, albo w wigilię o godz. 16 (autentyk)
W jakimś programie telewizyjnym o tej tematyce usłyszałam zdanie: “cokolwiek ukradniesz, już za to zapłaciłeś”. Twórcy reportażu sugerowali, że hotele uwzględniają drobne kradzieże i wliczają je w koszt noclegu.
Ale to chyba nie dotyczy prysznica, toalety i umywalki :-)))
Pośrednik nieruchomości kopiujący prywatne ogłoszenie sprzedającego, umawiający się na spotkanie, podsuwający umowę do podpisania i dbający, żeby “klient” przypadkiem jej nie przeczytał – potem zamieszcza ogłoszenie w necie jako swoje i czeka na klienta kompletnie nic nie robiąc. Jak się klient sam napatoczy, to manewr z umową się powtarza – kolejny “klient” nie ma szans przeczytania tego, bo pośrednik co innego gada w tym czasie i pogania. Potem, jak dojdzie do sprzedaży, to inkasuje prowizję od obu stron umowy, całkiem niemałą. Dość częsta praktyka :(
jak mozna nie czytac umowy? jak by mi przeszkadzal celowo to wiecej by mnie nie zobaczyl:)