Anthony Robbins w Polsce

Miniony weekend spędziłem w Poznaniu na …. Anthony’ego Robbinsa. Piszę “…” bo sam nie wiem jak nazwać to wydarzenie. Normalnie powiedziałbym “szkoleniu” albo “prezentacji”, ale tak naprawdę było to coś więcej. Prawdziwe multimedialne show. A sam Anthony ( i nie tylko on) użyli słowa “koncert”, co – przyznam – nieco mnie zaskoczyło, ale po zastanowieniu się nie było odległe od prawdy. Co w tym event’cie przypominało mi koncert?

Po pierwsze, liczba uczestników. 7000 ludzi to już koncertowa, a nie szkoleniowa liczba. Po drugie, Anthony skakał na scenie jak prawdziwa gwiazda rocka, a publiczność razem z nim. Krzyki i piski wniebogłosy też przypominały mi koncert. Po tym eventcie, tak samo jak po koncercie, uczestnicy mieli mocno schrypnięte gardła. Co jeszcze? Uwielbienie tłumu dla gwiazdy. Gdy Anthony przechodził pośród gawiedzi, krok w krok za nim podążało dyskretnie dwóch schylonych wpół ochroniarzy. A ludzie chcieli dotknąć choćby jego koszuli czy spodni. Repertuar też był – jak na koncercie – dobrze znany. Podobnie jak na koncercie, na wejściu dostaliśmy opaski na ręce, które wyznaczały strefy, do których mamy dostęp zgodnie z naszym statusem – Silver (nazwano to tak bym nie poczuł się gorzej:-), Gold, VIP lub Diamond. Anthony, podobnie jak gwiazda rocka raz mocno opóźnił rozpoczęcie szkolenia, co przecież gwiazdom zdarza się nagminnie. Ale przede wszystkim rozniecił mnóstwo emocji i energii.

Zamiast śpiewać mówił. I to bardzo sensownie. Przyznam, że lepiej się go słuchało niż czytało mi jego książki. Choć nie jest tak uporządkowanym mówcą jak T.Harv Eker (o Les Brown nie wspominając), to to co mówił miało głęboki sens. I co mnie bardzo ujęło, pierwszego i drugiego dnia to on, praktycznie samodzielnie, prowadził to szkolenie, od 10-tej rano do 20-tej wieczorem. Cały czas skakał i dawał z siebie wiele energii, co jak na 55-latka jest tym bardziej warte odnotowania. Mieliśmy tylko po jednej przerwie – lunchowej. Przerw na kawę w zasadzie nie było. Widać, że Anthony nie chciał marnować czasu i chciał nam przekazać jak najwięcej. To się ceni u tego typu gwiazd.

Bardzo ujęło mnie to, że pomimo faktu, że organizatorem eventu było Success Resources (które – mam takie wrażenie – stoi za tym by z mówców wyciskać jak najwięcej dolarowego soku), tutaj sprzedaży było bardzo mało. Jedynie pierwszego dnia po godz 20-tej, czyli już po czasie oficjalnego trwania szkolenia, a drugiego tuż przed lunchem, Scott zachęcał do wzięcia udziału w 6-dniowym Date with Destiny na Florydzie (PLN 19500) i/lub 5-dniowym Business Mastery w Londynie (PLN35.000). Jest jeszcze opcja połaczenia tych dwóch i otrzymania bonusowego 4-dniowego Unleash the Power Within za PLN 44.700.

Nie chodzi tu o to, że uważam, że jest coś złego w sprzedawaniu. Anthony jest przekonany, że te szkolenia są bardzo wartościowe i w sumie im większą liczbę osób przeszkoli, tym więcej osób na tym skorzysta. To zrozumiałe i chwalebne. Chwalę to, że Anthony postawił się firmie Success Resources, bo na poprzednich eventach tej firmy (w szczególności na MMI Harv Ekera) sprzedaż wypełniała do 80% czasu szkolenia. Anthony widać jest na tyle dużą gwiazdą, że może tej firmie dyktować warunki. Proporcje sprzedaży do contentu były według mnie właściwe. Czego nie można powiedzieć o trzecim dniu, ale o tym za chwilę.

W każdym bądź razie, żałowałem, że nie zdecydowałem się promować tego szkolenia na swoim blogu, pomimo otrzymywanych propozycji. Wolałem najpierw samemu się przekonać i teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że warto było. Oj warto! Polecam szkolenia Anthony’ego gdy następnym razem zawita nad Wisłę.

Było trochę pracy aktorskiej, pracy z ciałem, a w szczególności z mięśniami twarzy. Jak mówił Anthony są to najmniej używane mięśnie w całym ciele. A mają one duży wpływ na nasz nastrój i nastawienie. Było trochę grupowej terapii psychologicznej, czyli np pytania o to czyjej miłości bardziej pożądaliśmy – matki czy ojca. Czym ów rodzic chciał byśmy byli i jakimi by nie chciał byśmy się stali i jak nas to może do tej pory ograniczać w podejmowaniu różnych życiowych decyzji. A to nasze decyzje – jak wielokrotnie podkreślał Anthony – determinują naszą przyszłość. Nie okoliczności, ani przypadki, tylko właśnie nasze decyzje.

Podobała mi się prostota formuły sukcesu zaprezentowana podczas szkolenia. Gdy Twoje życie = Twój wzorzec życia jesteś szczęśliwa. Gdy odbiega od niego to jesteś nieszczęśliwa, a gdy dodatkowo czujesz się bezsilna, że nie możesz tego zmienić, to może się wkraść depresja. Aby uniknąć braku szczęścia, można albo zwalać winę na innych (np rodziców, partnerów biznesowych, na rząd, itp) albo wziąć odpowiedzialność i zmienić swoje życie (np zrzucić zbędne kilogramy, podjąć decyzję o rozwodzie czy o zmianie pracy). Natomiast Anthony zwrócił moją uwagę na jeszcze jedną opcją, o której wcześniej – przyznam – nie pomyślałem. Gdy Twoje życie nie odpowiada Twoim o nim wyobrażeniom, to możesz też po prostu zmienić ów wzorzec, do którego dążysz. Zmień wzorzec, tak by po prostu bardziej pasował do Twojego aktualnego stanu życia. Może to być (choć nie musi) łatwiejsze od zmiany stanu życia.

Drugiego dnia podobało mi się połączenie perspektywy rozwoju biznesu z perspektywą rozwoju osobistego. Podstawowym ograniczeniem rozwoju biznesu są ograniczenia czające się w głowach właściciela lub prezesa danej firmy. Istnieje silne połączenie sukcesu biznesu z psychiką właściciela.

Ogólnie, tak jak wspominałem, być może prezentacje Anthony’ego nie były tak dobrze zorganizowane jak u Harv Ekera (Anthony praktycznie nie korzystał ze slajdów), ale te dwa dni były zdecydowanie warte mojego czasu.

Trzeci dzień wypełniły prezentacje 6 mówców. 5 z nich wcześniej słyszałem podczas NAC. Prezentacja nowej osoby – Jakuba Rajkiewicza – była zdecydowanie najsłabsza. Jak sam wspomniał dostał szansę by wystapić bo … sprzedał najwięcej biletów na ten event. Jego wystąpienia było nagrodą. Szkoda, że tylko dla niego samego, bo dla mnie nagrodą ono nie było. Wprawdzie kupiłem bilet bezpośrednio, ale gdybym kupił przez niego, to potraktowałbym jego występ wręcz jako karę:-)

Andy Harrington zrobił dokładnie to samo co na NAC. Opowiedział o 5 elementach dobrej prezentacji – impact, information, inspiration, influence, income – i skupił się na tym ostatnim. Wyjaśnił, że każde ze szkoleń w ramach jego Uniwersytetu Publicznych Wystąpień pokrywa jeden z tych 5 tematów. Potem posiłkując się przykładami kursantów, którym pomógł wystąpić przed dużymi publicznościami w Singpurze, w RPA i w innych miejscach (i którzy zarobili po USD 500 tyś za swoje 90-minutowe wystąpienia)  zapytał czy jest na sali jedna osoba, której mógłby pomóc w podobny sposób. Z lasu rąk wybrał jednego szczęśliwca. Temu szczęśliwcowi opowiedział o szkoleniu, które normalnie kosztuje – wraz z licznymi ekstrasami – PLN 104 tyś. Potem łaskawie zaproponował je za jedyne PLN 4997. Szczęśliwiec miał się zastanowić czy skorzysta z tej niepowtarzalnej oferty.

Na wypadek gdyby szczęśliwiec się jednak nie zdecydował, zapytał czy jest ktoś kto byłby gotów skorzystać z tej oferty. Znów las rąk. Tym razem Andy zaprosił ich do siebie, pod scenę, na której występował (na NAC-u byla większa scena, wieć mogli stanąć na niej obok niego). Przyboegło około 300 osób. I wtedy Andy zadał pytanie nam, luzerom, którzy nie podbiegli dlaczego my nie chcemy skorzystać z takiej wyśmienitej okazji. I podbiegło kolejnych 150 osób. Okazało się, że szczęśliwiec jednak się zdecydował. Ale by nie zasmucić tych 450 osób, Andy powiedział im, że oni też mogą skorzystać z tej oferty o ile podpiszą umowę w ciągu najbliższych 15 minut przerwy. Powtarzał instrukcje 3-4 razy po to by nawet najmniej rozgarnięci wiedzieli jak mogą się uszczęśliwić pół milionem dolarów. Majstersztyk sprzedaży i publicznej manipulacji.

Mateusz Grzesiak tym razem był zupełnie inny niż na NAC. Jego prezentacja – choć dużo lepsza niż prezentacje Andy’ego czy nawet Robbinsa pod względem warsztatowym – nie była tak perfekcyjna jak ostatnio. Ale w odróżnieniu od NAC tym razem piękne opakowanie prezentacji miało również wzniosłą treść. Mateusz zaapelował do naszych polskich przywar i kompleksów (potrafimy się z siebie śmiać), a potem do naszych patriotycznych uniesień (bo przecież Polak potrafi!) i zaproponował udział w swoim nowym projekcie. Naprawy Polaków i przez to Polski. Zapożyczmy organizację i dyscyplinę od Niemców, radość życia od Meksykanów, luźne podejście do ciała Brazylijczyków i stworzymy Nowego Polaka. Otrzymał gromkie brawa jako “Produkt w 100% Polski”. Jego szkolenie “Obywatel świata” to koszt PLN 4370.

Wystąpienia Mariusza Szuby na NAC nie pamiętałem więc trudno mi było porównać. Tym razem mówił o prokrastynacji i o wymówkach. Przez dobrych 20-30 minut opowiadał o swoim skoku narciarskim. Bardzo barwnie i dłużej niż trwał sam skok. Wiele z tych obserwacji były mi dobrze znane. Niestety musiałem wyjść w trakcie jego prezentacji więc minęła mnie puenta. Zdążyłem wrócić tylko na reklamę jego szkolenia – Charyzma w biznesie w promocyjnej cenie PLN 3170.

Następny był Paweł Danielewski. Na NAC występował ze swoim partnerem Piotrem, a tym razem sam. I jego prezentacja wypadła w mojej ocenie słabiej. Było jakby nieco mniej konkretów niż poprzednio. Na NAC była to najbardziej konkretna prezentacja, pełna bardzo praktycznych wskazówek. Tym razem Paweł poszedł bardziej w sprzedaż – 5-cioro jego klientów miało złożyć laurki jego usług, rozdawał kilka gadżetów co miało spowodować i spowodowało sprinty do stolików gdzie można było dostać kartki z loginem do jakiś jego narzędzi. Na koniec spróbował skopiować Andy’ego, ale kopia pozostała daleko za oryginałem. Jeśli jeszcze poćwiczy na kilku występach, to być może dogoni swojego mistrza.

Na prezentacji Pawła Mroza, jak mówiono – polskiego Robinnsa – byłem tylko na samym początku. Po powitaniu a la Indianie Amazońscy musiałem wyjść, bo chciałem pójść na mecz Lech-Legia. Jeśli ktoś z Was uczesniczył w jego prezentacji i wie na czym polega “Rewolucja w życiu”, która zapowiedział Paweł, to będę bardzo wdzięczny za szczegóły.

Byłem na meczu – udało mi się – nie bez przygód – kupić bilet w kasie w ostatniej chwili. Ogromne wrażenie zrobił na mnie tzw “kocioł” czyli sektor dla Ultrasów Lecha. Najpierw trybuny były niebiesko-białe (na górnej – fani mieli niebieskie koszulki, na dole białe). Pojawiła się gigantyczna koszulka obejmująca prawie cały sektor. Potem fani skakali jak u Robbinsa, krzyczeli jak u Robbinsa, machali rękami i klaskali jak u Robbinsa. Zmieniały się też ogromne, długie transparenty wzdłuż całej trybuny. W którymś momencie cały sektor zrobił się zielono-biały (czyż nie są to kolory Legii?), tylko po to by za chwilę wybuchnąć czerwonymi racami. Było ich kilkadziesiąt. Po zdobyciu bramki, fani przebrali się na … żółto. Skąd ten żółty? Stałem dość daleko, po przeciwległej stronie stadionu, ale po chwili zorientowałem się, że większość po prostu ściągnęła koszulki i obnażyła swoje torsy. Zrobiło mi się jeszcze chłodniej. Fani skakali stojąc tyłem do boiska. Po chwili pojawiła się inna sektorówka. A po jej zwinięciu, pojawił się las dużych niebiesko-białych chorągwi. Potem pojawił się las szalików, które po chwili zamieniły się w ogromny ul. Działo się, działo.

Zajęty oglądaniem tego co się dzieje na “Kociołku” mniej się przypatrywałem samej grze. W pierwszej połowie wiało nudą i amatorszczyzną. Ale druga połowa, po czerwonej kartce dla bramkarza legionistów, nabrała dramaturgii. Wprawdzie zmiennik bramkarza przepuścił dwa pierwsze strazły w jego kierunku, to Legia zaczęła jakby lepiej grać. Może trener powinien od razu wystawiać 10 zawodników zamiast 11-stu by wyciągnąć z nich maksimum koncentracji i zaangażowania.

Wyszedłem kilka minut przed końcem by zdążyć na pociąg do Warszawy. Przed stadionem stało całe morze policyjnych furgonetek i busików. Do czego to doszło?

W każdym bądź razie weekend miałem bardzo obfity w emocje:-) A co podobało mi się najbardziej? Wiele rzeczy, o których już wspomniałem. Spotkania z licznymi Fridomiaczkami i Fridomiakami. Ale też masaże. W wersji Robbinsa robiliśmy je sobie nawzajem, ale nie w parach, tylko w grupach po 5 osób. Więc po raz pierwszy w życiu aż 4 osoby robiły mi masaż jednocześnie. Żałowałem, że tak krótko:-)))

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

35 Responses

  1. Sławku to bylismy na tym samym meczu:)

    miałeś niewiarygodne szczęście ze kupiłeś bilet ponieważ oficjalnie nie bylo ich od 2 tygodni:))))

    dzieki temu zobaczyłeś jak dopingują najlepsi kibice w Polsce!!!

    pzdr
    flow

    1. Flow, rzeczywiście miałem farta. Kibiców weszło 41 545, czyli prawie komplet. Najpierw pani z kasy powiedziała, że nie ma biletów. Poprosiłem by sprawdziła u koleżanki. Okazało się, że jest kilka, ale tylko dla posiadaczy karty kibica, której nie miałem. Zauważyłem, że u niej na biurku leży kilka blankietowych kart. Nie chciała mi jednak sprzedać. Jakiś starszy Pan stojący za mną, posiadacz karty kibica kupił bilet. Poprosiłem by kupił dwa (nie udało się), a potem by mi odstąpił swój bilet za 5-krotną cenę zakupu. Niestety nie zgodził się. Poprosiłem więc kierownika o pomoc w zorganizowaniu karty kibica, a ten się zgodził. I po paru minutach miałem i kartę i bilet. Czasami wystarczy poprosić.

      Flow, rozumiem, że niedzielna oprawa meczu nie była standardowa – tak się robi tylko na klasyki ligowe, nieprawdaż? Tak czy inaczej, bardzo mi się podobało. Choć nie miałem szalika w odpowiednich barwach, to ani przez chwilę nie poczułem się źle widziany. Wokół mnie na trybunie było wiele kobiet, niektóre ze swoimi młodymi synami. Było na prawdę kulturalnie. Przynajmniej w naszym sektorze:-)

  2. Szkoda, że nie pisałeś wcześniej, że będziesz w Poznaniu (albo przynajmniej nie widziałem) – byłaby okazja się spotkać. Udało się nam bez żadnego umawiania się spotkać kilka znajomych osób, co w takim tłumie wydaje się sporym osiągnięciem. Ciebie jednak nie widzieliśmy :( Ja i Asia byliśmy bite 3 dni od początku do końca na każdej prezentacji i staraliśmy się uczestniczyć na maksa. Tony rzeczywiście zrobił wielkie wrażenie i jak najbardziej słusznie jest uważany za jednego z największych (nie tylko w sensie wzrostu ;) trenerów rozwoju osobistego.

    Z polskich mówców mnie osobiście najbardziej (podobnie zresztą jak na NACu) podobało się wystąpienie Pawła Mroza – jest autentyczny i bardzo przemawia do mnie styl jego prezentacji. Z kolei najmniej przemówił do nas Andy Harrington – podtrzymaliśmy o nim opinię jako sprytnym manipulatorze.

    Bardzo fajnie było wybrane miejsce – dobra infrastruktura dookoła, dużo sklepów i miejsc, żeby coś zjeść, a nie tylko jakieś hale i obiekty przemysłowe jak podczas MMI, gdzie w zasadzie trzeba było siedzieć cały czas na sali.

    Ogółem weekend zaliczamy do bardzo udanych!

    Do zobaczenia wkrótce w Krakowie!

    1. Szymon, wypatrywałem Was, ale w tym tłumie nie było to łatwe. Zwłaszcza, że było mało przerw i okazji do networkingu. Za to z spotkałem i to kilka razy w ciągu tych 3 dni Joasię z naszego biura w Łodzi. Do zobaczenia w Krakowie już wkrótce:-)

        1. Również potwierdzam obecność. Sławku, jeżeli będzie możliwość zorganizowania spotkania Fridomiaków i Fridomiaczek przed, bądź po Twojej prezentacji to byłoby miło:) Coś na wzór spotkania z poprzedniego roku przy Andelsie w trakcie mistrzostw w siatkówce, oprócz mnie dwoje Fridomiaków również będzie.

        2. Krystian, dobry pomysł, dzięki. Masz na myśli spotkanie w Krakowie czy w Katowicach?

        3. Mam na myśli spotkanie w Krakowie 14.04 w związku z Twoją prezentacją na Bossie. Z tego co widzę być może kolejne dwoje chętnych by się też znalazło Szymon oraz Maciej.

        4. Krystian, świetnie. Zorientuję się jak z pociągami i zaproponuję jakieś małe spotkanko pomiędzy BOSS, a moim powrotem do Warszawy:-)

  3. Ależ nie mogę przestać analizować tego, co napisałeś, że jest oficjalnie zatwierdzona droga do tego, aby zaakceptować nasze życie takim jakie jest… i tak odnaleźć szczęście.

    Z natury nie lubię godzić się na to, co los nam daje – uważam, że jesteśmy kowalami własnego losu, należy się starać, być aktywnym, a nie tylko czekać na to, co nam z nieba spadnie. Ale też z drugiej strony, przecież każdego dnia dziękuję za to, co mam, za słońce, ludzi wokół. Wdzięczność za to, co oczywiste i uśmiechy losu, to mój indywidualny sposób na dobre życie. Czyli stworzyłam sobie coś, co czyni mnie szczęśliwą :-) Przynajmniej w tym wymiarze, który można samemu zrealizować. Bo wciąż jest wiele obszarów, w których jestem nienasycona i mało, za mało szczęśliwa ;-) Za mało, oczywiście, jest mieszkań :-)))) Ale duża satysfakcja, gdy generują przychód, zatem ta szklanka też do połowy pełna.

    1. Aga-ta, prawda że to dość głębokie? Wielu osobom wydaje się, że źródłem ich szczęścia będzie nowe mieszkanie, nowy samochód, nowa praca, nowa relacja intymna, skończenie studiów, zrzucenie zbędnych kilo, posiadanie dzieci lub chociaż pieska, czy co tam jeszcze. Poświęcają mnóstwo czasu na to by zmienić swoje życie.

      Natomiast czasami warto się zastanowić nad zmianą reguł, które każdy sobie narzuca. Przykład z eventu. Anthony zapytał jakąś dziewczynę czy jest szczęśliwa i dlaczego oraz czy coś by w życiu chciała zmienić i dlaczego. Okazało się, że jest zadowolona z kariery, ale smuci ją to że mają dla siebie zbyt mało czasu z mężem. Zamiast zamartwiać się tym, że mają mało czasu (ciężko to zmienić bez zmiany pracy na gorzej płatną) może lepiej skupić się na tym by ten wspólny czas był jak najwyższej jakości. Taka zmiana wzorca myślowego może unicestwić źródło frustracji.

    1. Robert, zapewniam że to nie o mnie mowa w tym artykule:-))) A tak na serio, to szkoda, że jakaś grupka kiboli szarga dobre imię prawdziwych kibiców:-(

  4. Wszystko ok poza tym. że organizatorem było milewski & partnerzy, success resources bylo chyba Partnerem ktory dostarcza Robbinsa? Mam troche inne odczucia slawku mnie najbardziej przekonali do siebie 3 dnia Andy Harrington i Pawel Danielewski, obydwaj dali duza wartosc merytoryczna.

    1. Janusz, masz rację,że organizatorem był Milewski & Partners, ale chyba raczej tylko w roli lokalnego partnera. Success Resources robi takie eventy na całym swiecie i przy ich organizacji korzysta z pomocy lokalnych partnerów. Tak mi się przynajmniej wydaje.

      Czy zauważyłeś napisy na koszulkach ponad 150 wolontariuszy? Wszyscy mieli czarne koszulki z logo Success Resources – nie zauważyłem na nich loga M&P. Poza tym ciekawe do kogo trafiają pieniądze, za szkolenia, ktore szczęśliwcy podpisywali w dniu wydarzenia? Spodziewam się, że raczej do SR.

      A co do oceny poszczegolnych prezentacji, to przekaza lem tylko moje subiektywne obserwacje. To prawda, ze prezentacja Pawla byla bardzo merytoryczna. Napisalem tylko, ze kilka miesie cy temu byla nawet bardziej merytoryczna – Pawel i Piotr podawali nawet tresci przyladowych maili:-)

      A swoją drogą, Pawel napisal do mnie maila kilka dni temu by sprostowac jedną z moich wypowiedzi nt jego wykladu. Poczulem się bardzo wazny:-) Wyjasnil, ze one nie tyle kopiowal Andy’ego, tylko celowo wprowadzil pewne zmiany w sekwencji kroków sprzedazy by nie powielac jego modelu. Tak czy inaczej, milo za zadal sobie trudu by wyjasnic mi swoje podejscie. Zyczę Pawłowi wielu sukcesów!!! Poostałym prezenterom oraz wszystkim uczestnikom ma się rozumieć również:-)

      1. Wszyscy też mieli logo Milewski & Partnerzy na jednym rękawie SR na drugi MP. Kupiłem szkolenie Pawła, kasa trafia do M&P organizatora. Z tego co wiem logistyke tez robili sami cala – wiem bo szwagier pracowal od strony jednego z podykonawcow, ale to juz nie istotne.

        Pawel jest swietny i chocby dla niego warto bylo pojechac, mam zblizone odczucia do Twoich. Nastepnym razem napisz prosze wczesniej, ze bedziesz – swietnie bylo by Cie w koncu poznac i uscisnac dlon.

        Pozdrowienia

  5. Hej Sławku! Ja reprezentuję niestety tę zawiedzioną część publiki i zaraz wytłumaczę dlaczego… Uznałem jednak, że 2472 PLN (bilet + podróż, hotel itd.) to zapłata za ważną życiową lekcję, która mówi – wiem już to co powinienem, ale czas zacząć robić z tej wiedzy użytek nie oczekiwać że ktoś mi to włoży do głowy i popchnie do działania:)

    Znam dobrze ksiażki Tony’ego, wiele aubiobooków, programów i nagrania z seminariów. Mam tu na myśli m.in. Get the edge, Lessons in mastery i wiele wiele innych.. Uważam jego filozofię za jedyny znany mi kompletny system rozwoju osobistego, mam do niego za to ogromny szacunek. A wierz mi, że przez ostatnie 18 lat tego typu książek i materiałów przerobiłem setki. Audiobooków w Polsce słuchałem jeszcze gdy nikt nie wiedział co to jest, na odtwarzaczu mp3 będącym absolutnym novum. No ale do rzeczy:

    Odrzuciła mnie mała zawartość “cukru w cukrze”. Myślałem, że od nowych idei pchających mnie do działania przepali mi się mózgownica. Tymczasem zawartości merytorycznej było bardzo mało, w przeciwieństwie do podskoków i walenia pięścią w powietrze: “yes! yes! yes”. Znając dobrze w oryginale programy jak wyżej wiedziałem jak skończy się dane zdanie gdy Tony je zaczynał. To było w 90% przewidywalne i powtarzalne, tip top te same zdania co na seminariach w USA… Mówisz, że następnego dnia mówcy mieli lepiej zorganizowane prezentacje ..być może. Nie wiem bo w niedziele musiałem wracać do domu, a i Robbinsa całego nie zniosłem i po prostu zagłosowałem nogami. Szkoda, że to nie USA bo wystąpiłbym o zwrot za bilet. Pewne jest jednak, że występ Tony’ego zaplanowany był krok po kroku, widać to było zresztą na “prompterach”/monitorach z przewodnimi hasłami, które to monitory załapywały się raz po raz w obraz kamery. Trochę irytuje mnie to, że Tony za każdym (bez wyjątku) razem powołuje się na pracę z osobami, które nic na ten temat już nie powiedzą bo …dawno nie żyją. Zniesmaczyło mnie pokazanie na monitorach Robina Williamsa i wyjaśnienie dlaczego biedaczyna popełnił samobójstwo (szkoda, że stoi to w sprzeczności z polską kulturą i jest po prostu tanim chwytem niegodnym takiego mistrza). Podsumowując – wielki show, który wielu mógł się podobać, jednak z b. małą zawartością merytoryczną w stosunku do oczekiwań. Duży plus dla organizatorów (no z wyjątkiem przydługich przemówień i błędu w tłumaczeniu “phisiology”). Jednak jeśli chcę sobie poskakać to idę na koncert (w moim przypadku metalowy) gdzie jest autentyczna eksplozja radości i nikt nikomu nie musi pisać na telebinie “CELEBRATE!” ani “MAKE NOISE!”. To było po prostu sztuczne, takie programowanie któremu ja się nie poddaję i nic na to nie poradzę:)

    1. Wojtek, rzeczywiście, pisanie na telebimach byśmy krzyczeli było dość infantylne. Rozumiem, że Anthony odkrył, że wiedza lepiej się przyswaja z każdym dodatkowym decybelem hałasu:-)))

  6. Wojtek, materiały Robbinsa nie działają.
    Po słabym seminarium na którym byłes powinna ci zakiełkować krytyczna myśl. Studiujesz materiały Robinnsa od 18 lat. W żaden sposób ci to nie pomogło ponieważ musiałeś jeszcze iść do niego na seminarium, które było tak jak piszesz poprostu beznadziejne. Powinienieś zrobić małe podsumowanie. – “Ile straciłem czasu, pieniędzy, zasobów, życia na studiowanie Robbinsa?”. Dlaczego poprostu czegoś w swoim życiu nie zrobiłeś , a tylko zmarnowałęś czas na poszukiwanie motywacji, wsparcia. Zanużłeś się w świat “rozwoju” a oddaliłes od prawdziwego życia z jego radoścami i problemami. Każdy zajmujący się “rozwojem” jest jak sprinter który został w blokach startowych. Zagubieni ludzie szukaja magicznej formuły ,która da i im pewność ,że mogą coś zrobić , że uda się , że dadzą radę. Niestety takie formuły nie istnieją. Motywacji nie da się wzbudzić przed działaniem. A ludzie pokroju Robbinsa to sprzedawcy marzeń. Dealerzy pozytywnego haju, sztucznych emocji które są wzbudzone w sztucznych okolicznościach..
    Hohsztaplerów typu Robbins lepiej omijać łukiem. Ich sławne książki to poprostu makulatura i kopia kopi różnych truizmów. A eventy to poprostu dyskoteka. Fakt DJ jest dobry i kawałki chwytliwe i skoczne ale dlaczego za wejście do tej dyskoteki i do holery trzeba za to płacić 2tyś złotych :)?
    Co jest takiego fajnego w oglądaniu monstrum Robbinsa, który dobrze się bawi za waszą kasę :)?
    Organizator Łukasz też dobrze napasł sobie brzuszek a wy zostaliście z ręką w nocniku. Dalej z tymi samymi problemami tylko poprostu lżejsi o zawartość portfela :).

    1. “Organizator Łukasz też dobrze napasł sobie brzuszek a wy zostaliście z ręką w nocniku. Dalej z tymi samymi problemami tylko po prostu lżejsi o zawartość portfela :).”

      Co zrobić z pieniędzmi to też jest jakiś problem, czasem poważny. Ten organizator przynajmniej z tego jednego problemu wybawia ludzi ;-)

      1. “Co zrobić z pieniędzmi to też jest jakiś problem, czasem poważny. Ten organizator przynajmniej z tego jednego problemu wybawia ludzi ;-)”

        Tekst o organizatorze był czymś absolutnie genialnym:) Można się śmiać, jednakże wiele osób z którymi rozmawiałem albo w ogóle nie znało Robbinsa albo coś tam słyszało lub zainteresowali się nim niedawno. A mimo to wydali od półtora do kilku tys. zł. Przyznam, że ciekawa to strategia inwestycyjna :) Tłumaczę to sobie tym, że wydawali cudze pieniądze – firmowe lub (sądząc po wieku niektórych) – rodziców.

        Policzmy …7000 ludzi… załóżmy, że 1000 biletów rozeszło się między organizatorami… zostaje 6000 x dajmy na to 2000 PLN = 12 mln PLN przychodu… :) Metallica 50000 ludzi x dajmy na to 300 PLN (trochę przeszacowane) = 15 mln PLN przychodu

        Robbins Robbinsem, ale marketing pierwsza klasa !!!

    2. Hej Radek :) Nie, nie studiuję materiałów Robbinsa od 18 lat. Wyrosłem na innych autorach – Brian Tracy, Zig Ziglar i dziesiątki innych.I przebyłem naprawdę ogromną drogę pod każdym względem – zawodowym, rodzinnym, finansowym i każdym innym. Prawdziwa życiowa rewolucja, za którą jestem wszystkim mądrym autorom wdzięczny. Nawet nie wyobrażałem sobie gdzie zajdę. Cieszę się, że mogłem też pomóc innym. No ale w końcu doszedłem do ściany i Robbins (którym “zajmuję” się od 3-4 lat) miał mi pomóc tę ścianę przeskoczyć, wyznaczyć sobie kolejne życiowe cele i je realizować. Pokonać jakieś tam ograniczenia, które mi towarzyszyły. Książki OK, audiobooki i programy OK …ale to niestety była porażka. Dzięki za mocno krytyczny punkt widzenia, aczkolwiek przypomina mi on spojrzenie mojego Taty naście lat temu gdy zaczynałem swoją przygodę z rozwojem osobistym. Tylko, że on teraz się nie śmieje tylko pyta “jak?”:) Co do Tony’ego – niestety ta sztuczność i przewidywalność występu jak również brak konkretu spowodowały u mnie autentyczna mdłość, negatywną fizyczną reakcję. Coś w głowie powiedziało mi “dość! wyjdź!”. I wyszedłem.

      1. Napisz bo jestem ciekawy – na czym konkretnie polega ten rozwój osobisty? Z postów wynika, że poświęciłeś na to dużo czasu, energii i pewnie pieniędzy. Co konkretnie ci to dało? Jak byś siebie porównał 10 lat temu i teraz?

        Ja nie do końca rozumiem pojęcie “rozwój osobisty”. Rozumiem naukę języków, nowego fachu, nabycie jakiejś konkretnej wiedzy czy umiejętności. Ale rozwój osobisty to dla mnie tak mgliste pojęcie, że nie do końca wiem co się pod tym kryje? Ale tak konkretnie.

  7. Wygląda na to, że wywiązuje się dyskusja nt. sensowności (lub jej braku) szkoleń i rozwoju osobistego. Sławku – może byłby to dobry temat na osobny post?

    Osobiście uważam, że od czasu do czasu warto przejechać się na tego typu szkolenie – podładować akumulatory, poznać ciekawych ludzi myślących podobnie, nastawionych na rozwój, nauczyć się czegoś nowego.

    Nie do końca się zgadzam, że nie było w występie Robbinsa czy innych speakerów rzeczy merytorycznych – chociażby kwestie strategii biznesowych, zaspokajania potrzeb klientów, piramida mistrzostwa, ocena swojego życia w poszczególnych kategoriach (koło), określenie swojej tożsamości czy tożsamości swojej firmy. A w trakcie trzeciego dnia – prowadzenie wystąpień publicznych, marketing internetowy u Pawła Danielewskiego, kilka przydatnych “mind-hacków: Mariusza Szuby. Mało merytoryczne, a bardziej motywacyjne były z kolei moim zdaniem wystąpienia Pawła Mroza, Mateusza Grzesiaka i Jakuba Rajkiewicza.

    Czy jeżdżenie na takie eventy ma sens? To zależy (jak wszystko ;). Jak ktoś myśli, że przyjedzie guru z Ameryki i zmieni moje życie, to się rozczaruje. Nikt za nas nie zmieni naszego życia (zakładając, że potrzebuje ono zmian) – nie poprawi go ani nie pogorszy. Tylko od nas zależy co będziemy robić, czy będziemy mieli motywację, stawiali sobie cele i je realizowali. Nie zrobi tego ani Robbins, ani Eker ani nikt inny. Jeśli natomiast masz plan, wiesz co robić, ale nie możesz się zebrać – wtedy dawka pozytywnej energii może być tym, czego potrzebujesz.

    Tony mówił dużo o tym, na czym się skupiamy – jeśli skupiamy się, że zapłaciliśmy 2 tys. za możliwość poskakania sobie w towarzystwie dużej grupy ludzi, to ciężko, żeby nie spowodowało to rozczarowania. Jeśli skupimy się na rzeczach, które się nauczyliśmy lub możemy wdrożyć w życiu – możemy to potraktować jako inwestycję w siebie, a takie się zawsze opłacają.

    1. Szymon, nie mówię że w występie Tony’ego nie było rzeczy merytorycznych. Były, ale to były takie absolutne jego podstawy. Naiwnie oczekiwałem, że Tony przywiezie ze sobą coś świeżego, nowego, specjalnie przygotowanego. Że za taką cenę wprowadzi mnie na wyższy niż obecnie stopień wtajemniczenia i pomoże wszystko powtórzyć i uporządkować. A słyszałem toczka w toczkę te same teksty które już znałem z nagrań audio, te same “spontaniczne” żarty i takie samo manipulowanie publicznością. Mi byłoby po prostu głupio mówić od wielu lat to samo, te same zdania w tych samych sekwencjach. Zrozumiałem, że na scenie Tony jest po prostu aktorem:) Każde doświadczenie życiowe jest ważne, takie też. Paradoksalnie nie jestem wkurzony, nie zagotowałem się. To była cenna lekcja, a czas wolny powstały dzięki urwaniu się z seminarium zainwestowałem w spokojne przemyślenie i rozpisanie różnych spraw w hotelu. I to naprawdę pomogło mi ruszyć sprawy z miejsca:)

      1. Wojtek, nie chcę się wcielać w rolę rzecznika Tony’ego, ale muszę powiedzieć z własnej praktyki przemówień, że ciężko jest na każdą prezentację przygotować coś zupełnie nowego i świeżego. Człowiek zwyczajnie popada w rutynę.

        Wczoraj na przykład, na SGH, miałem teoretycznie tylko 90 minut na to by przekazać swoje najważniejsze myśli uczestnikom spotkania. To nie zachęca do eksperymentowania. 90 minut to dla mnie piekielnie mało (w praktyce wyszły ponad 4 godziny:-). Wiem, że to może mało profesjonalne z mojej strony, ale z drugiej strony nie biorę za swoje prezentacje ani grosza. O tysiącach złotych “od łebka” nie wspominając, więc mam nadzieję, że moje niedociągnięcia są mi wybaczane:-)

        A zawartość “cukru w cukrze” u Tony’ego rzeczywiście nie była zbyt imponująca. W jego prezentacji brakowało mi klarownej struktury.

  8. Kolejna ciekawa relacja z Robbinsa.
    http://eventowablogerka.pl/anthony-robbins-w-poznaniu-audyt-eventu-milewscy-i-partnerzy/
    Blogerka zauważa ,że Robbins dał ciała:
    -Robbins krzyknąl ” do zobaczenia za 10 minut” i juz się nie pojawił a mówił ,że wroci. Nie pożegnał ludzi. Poprostu zwiał i tyle go widzieli. Organizator nie poinforował dlaczego to jest już niespowiedzany koniec.
    -Event trwał godzinę krócej niż miał trwać i zaczął się z godzinnym opóźnieniem.-
    -Nagłośnienie liche. Echo . Efekt Studni. Rusztowania do kolumn liche niebezpieczne.
    – Catering lichy i drogi.
    – kolejki do toalet

    1. Radek, dzięki za linka. Zakończenie eventu rzeczywiście było zaskakujące. Choć i tak na plus Tony’emu zaliczam to, że produkował się na scenie, bardzo energetycznie, przez bite dwa dni. Mógł się był zmęczyć. Nawiązując do “taniości”, o której wspomina blogerka, to nie mam problemu z drogim jedzeniem podawanym na plastikowych tackach. Uderzyło mnie coś innego. Do obsługi zatrudniono ponad 150 wolontariuszy. Gdyby im zapłacono po PLN 500 za owe 4 dni ich pracy, to wyszłoby około PLN 75 tyś z budżetu imprezy. Wydaje mi się, że przy tak dużym budżecie eventu, taka kwota to pikuś, a studentom byłaby bardzo przydatna. Z drugiej strony, mogli oni uczestniczyć – chociaż częściowo – w niezwykłym wydarzeniu, więc pewnie nie czują się pokrzywdzeni.

  9. Jak Porównujesz osoby , które tam wystąpiły? Kto według Ciebie ma najlepsze rady życiowe dla przeciętnej osoby? Czy myślisz , że jest różnica między słuchaniem Polaków a Amerykanów w tego typu wydarzeniach?Czy myślisz , że słuchanie i wprowadzanie rad Robbinsa w życie dało by dużo , czy na przykład więcej takiego Pawła Mroza , gdyż z Polski , a może na odwrót , gdyż może według Ciebie Robbins ma większą wiedzę?

    1. Miki, dzięki za przypomnienie relacji sprzed 5 lat. Sam z zaciekawieniem czytałem o moich ówczesnych obserwacjach i emocjach. Jak w pamiętniku:-) Trudno mi natomiast odpowiedzieć na Twoje pytania – teraz pamiętam jeszcze mniej z tych wystąpień niż wtedy gdy pisałem posta 5 lat temu. Żaden z tych mówców nie pomógł mi ukształtować mojego życia – już wówczas miałem je dość dobrze ukształtowane – więc nie potrafię Ci poradzić który jest lepszy i do czego. Mi osobiście najbardziej podobały się wystąpienia Les Browna czy Nicka Vujicic. Poczytaj, posłuchaj, pooglądaj i czerp to ci pasuje od każdego z nich – ja bym tak pewnie zrobił gdybym poszukiwał inspiracji dla – jak piszesz – “przeciętnej osoby” (cokolwiek to znaczy:-) Powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.