Kanada i USA

Zwykle nie zamieszczam na fridomii wpisów czysto podróżniczych. Z kilku powodów:  (1.) istnieje wiele ciekawych blogów podróżniczych – nie czuję bym miał cokolwiek nowego do dodania do istniejącej już, bardzo bogatej i ciekawej oferty; (2.) o swoich podróżniczych przygodach opowiadam od jakiegoś dłuższego już czasu na antenie Radio Kontestacja.com; (3.) nawet na pisanie tylko o wolności finansowej, inwestowaniu w nieruchomości, o dobrych praktykach najmu, o ograniczaniu konsumpcjonizmu oraz o życiu postkorporacyjnym czasami nie starcza mi czasu; (4.) podróże są moją pasją – jestem gadułą, moje wpisy są często zbyt długie, a te o podróżach byłyby pewnie – niestety – jeszcze dłuższe

Tym razem pozwolicie, że zrobię wyjątek. Wróciłem z Kanady i USA gdzie narodziło się mnóstwo refleksji, którymi chciałbym się z Wami podzielić. Ten wpis służyć ma jako pewna rama, a kolejne wpisy będą swego rodzaju rozwinięciami najważniejszych wątków.

Celem mojej podróży do Kanady były mistrzostwa świata w piłce nożnej kobiet, Canada 2015. Byliśmy w sumie na 6 meczach fazy grupowej w trzech różnych miastach – Moncton w Nowym Brunszwiku, Ottawie w Ontario oraz w Montrealu (Quebec). Było super i o tym opowiem więcej. Przy okazji chciałem odwiedzić Detroit. Zapowiadałem to od jakiegoś czasu, bowiem pojawia się wiele głosów nt tego, że Łodź ma się stać drugim Detroit. Z tym, że większość osób, która to powtarza nigdy pewnie nie była w Mieście Aut. Postanowiłem naocznie przekonać się o czym te osoby mówią i przed czym nas straszą. O moich wrażeniach z dość krótkiego pobytu w Detroit w USA też opowiem wkrótce w oddzielnym wpisie.

Ponieważ jakiś czas temu poznałem w Vancouver przemiłych Polaków mieszkających w Windsor, czyli mieście przez rzekę z Detroit, to powiadomiłem ich o moich planach. Jerzy, Ewa i Ania są na tyle otwarci i gościnni, że zaprosili mnie nie tylko do siebie, ale też na spotkania kanadyjskiej Polonii. Wraz z całkiem sporą grupą młodych (i tych starszych) Polaków gościliśmy w City Hall w Ottawie, w Ambasadzie RP, a także – duża atrakcja dla mnie – w kanadyjskim Parlamencie w Ottawie. Przyjęło nas kilkoro posłów. Potem podczas lunchu rozmawialiśmy z dwoma posłami polskiego pochodzenia; a później jeszcze z dwoma ministrami. Na koniec uczestniczyliśmy (jako słuchacze oczywiście) w parlamentarnej debacie. O tym wszystkim też napiszę bo zaskakujące są różnice w kulturze politycznej pomiędzy naszymi krajami.

Ponieważ moja żona, Natasza, nie była wcześniej w USA, to postanowiłem, że pokażę jej też przy okazji kawałek Stanów i odwiedzimy moją kuzynkę mieszkającą w Nowym Jorku. Zrobiła się z tego wszystkiego całkiem duża trasa.

Przylecieliśmy do Montrealu (jednego z moich ulubionych miast na północ od Meksyku) i tam wynajęliśmy samochód. Wynajętym Jeepem pojechaliśmy do Ottawy, potem Toronto i Mississauga, potem do Niagara Falls oraz malowniczym Niagara on the Lake. Następnym przystankiem był Windsor (tam na zaproszenie Jerzego uczestniczyłem w spotkaniu pewnej grupy lokalnych polonijnych biznesmenów) i mostem przez rzekę – Detroit (Michigan). Póżniej było Cleveland (Ohio) – (nie wiedziałem, że właśnie tam narodziła się muzyka Rock & Roll), Pittsburg (Pennsylvania), Jersey City (New Jersey), Nowy Jork (NY), New Haven (Connecticut, w tym stanie są uczelnie typu Stamford, Yale i wiele innych), Providence (Rhode Island), Boston (Massachusetts), Portsmouth (New Hempshire) oraz Portland (Maine). W sumie przejechaliśmy przez 10 z 50 stanów USA. Całkiem sporo jak na pierwszą wizytę mojej żony:-) Zresztą dla mnie oprócz New Jersey, NY oraz Massachusetts też były to nowe stany. W sumie odwiedziłem ich już więcej niż połowę, a dokładnie to 27.

Z Maine wjechaliśmy do New Brunswick, by obejrzeć pierwsze nasze mecze mistrzostw FIFA w Moncton. Stamtąd do Ottawy (gdzie mieliśmy obejrzeć kolejny mecz mistrzostw) jest ponad 1400 km drogi. By sobie ją nieco skrócić postanowiliśmy znów wjechać do USA i pojechać “na skróty” przez północną, mało zamieszkaną część Maine, prawie bezpośrednio do Quebec City. Przy okazji chcieliśmy zobaczyć prawdziwy amerykański outback:-) Powtórnie nas przetrzymano na granicy USA i przeszukano od stóp do głów. Stany dzielnie rywalizują z Koreą Północną o prymat w kategorii najbardziej paranoicznych reżimów i o tym też napiszę na blogu:-)

Oczywiście tam gdzie się dało, to dopytywałem się o ceny lokalnych nieruchomości oraz o to co się ciekawego dzieje na rynku. I o tym również – tradycyjnie – napiszę na łamach fridomii. Jak więc widzicie, choć byłem dość pasywny na łamach swojego bloga ostatnimi czasy, to zebrałem sporo refleksji do podzielenia się z Wami. Do internetu zaglądałem sporadycznie, co biorąc pod uwagę 6-godzinną różnicę czasu oraz przejechane ponad 5800 km samochodem (Natasza nie ma prawa jazdy), mam nadzieję, będzie wybaczalne. Nasz Jeep na początku pachniał jeszcze świeżym zapachem nowej skóry tapicerki, a na liczniku miał niespełna 3000 km.  Gdy go oddawaliśmy był już dojrzałym, nieco zakurzonym terenowcem z ponad 8800 km na liczniku. Prawie potroiliśmy jego przebieg. Dla porównania długośc granic Polski wynosi w sumie około 3500 km, czyli nasza trasa wyniosła tyle ile byśmy jeden i 2/3 raza okrążyli samochodem całą Polskę. W niecałe 3 tygodnie, a biorąc pod uwagę 3 dniowy pobyt w Ottawie na początku podróży, to nawet w 2 tygodnie.

Wyszło po kilkaset kilometrów dziennie. Na szczęście cała trasa (oprócz tego kawałka północnego stanu Maine) prowadziła szerokimi, wygodnymi autostradami. Co jakiś czas były punkty serwisowo – odpoczynkowe (najlepiej rozwinięte w Ontario, tzw punkty ON Route). Oprócz tankowania – niestety zapychaliśmy się też fast foodem. Tim Hortons (kanadyjska sieć fast foodów) powiększył mi nieco odczyt wagi.  Czuję lekki jet lag, ale pewnie nie tyle z tytułu zmiany strefy czasowej tylko dlatego, że po powrocie oglądam mecze (transmitowane w Polsce w nocy) z mistrzostw w Kanadzie. Ale nie narzekam – było super!

Jeśli macie do tego jakieś pytania, uwagi lub komentarze, to śmiało. Tematy, których rozwinięcie zapowiedziałem, rozwinę w najbliższych dniach.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

11 Responses

  1. witam
    extra wyjazd, czy wg Ciebie bez znajomości angielskiego można poruszać się po USA, czy będzie problem np. przy wypożyczeniu auta ,przy przekraczaniu granicy, bo zastanawiam się czy pojechać z biurem podróży czy zorganizować sobie wyjazd na własną rękę
    pzdr

    1. Piotrze, zadałeś trudne pytanie, na które nie znam niestety odpowiedzi. Natomiast często jeżdżę do krajów, którego języka kompletnie nie znam (i w których nie jest łatwo znaleźć kogoś mówiącego po angielsku, francusku czy hiszpańsku) i też jakoś daję radę, np Chiny czy Mongolia. Więc nie sądzę by musiało to być barierą nie do przeskoczenia.
      Udanej podróży!

  2. Mam pytanie czy robisz budżet takiej wyprawy, czy jesteś w stanie oszacować ile kosztowała ta impreza, łącznie z przelotami, hotelami, wynajmem auta itd.?

    PS. Super wakacje!

    1. Robert, nie nigdy nie robiłem sobie budżetów podróży i nie zapisywałem wydatków (chyba że podróżowaliśmy w dwie czy trzy rodziny i potem musieliśmy wzajemnie rozliczyć wydatki). Tym razem też tego nie zrobiłem. Jedyne co pamiętam, to że wynajęcie samochodu na owe 18-19 dni kosztowało CAD 760 (bez ubezpieczenia bo tego nigdy nie wykupuję jeśli nie jest obowiązkowe). Nie pamiętam nawet ile zapłaciliśmy za przelot (bo bilety kupiłem dość dawno temu).
      Postaram się usiąść z Nataszą (z zawodu jest księgową:-) i może uda nam się dokonać jakichś szacunków.

      PS Ciekawostka: w odróżnieniu od wielu znanych mi osób, będąc za granicą staram się nie przeliczać cen na złotówki, bo czuję że czasami by mnie to dołowało. Wolę sobie nie psuć humoru jedząc jakiegoś steka za 300 czy 500 zł:-)

  3. Z mojego doswiadczenia, nocleg to ok. 50 USD za noc poza wielkimi miastami. W duzych miastach korzystam z Priceline lub Hotwire jezeli mi nie zalezy Na konkretnym hotelu, ale I tak w bezpiecznym miejscu daje sobie 70 USD Na noc.
    Budzet Na benzyne taki jak w Polsce, bo choc cena duzo nizsza to jezdzisz duzo wiecej.
    Wynajem auta tak jak w Polsce, ok 1000-1200 zlotych Na tydzien.
    Jezeli jedziesz one way to Avis ma najnizsza doplate.
    Warto kupowac bilety lotnicze multicity, bo nie warto jeszdzic w kolko, jak dobrze popolujesz to dostaniesz za niewiele wiecej niz return.
    Najtaniej lecilem za 1500 zl, a najdrozej 3500 zl.
    Jedzenie sporo drozsze niz w Polsce, ja z reguly jem glowny posilek w czasie amerykanskiego lunchu, kiedy jest sporo taniej I zdrowiej.
    To tak Na szybko.

      1. Co ubezpieczenia przy wynajmie samochodu, to ciezka sprawa. Ja wykupuje, bo mam poczucie (poparte pewnym doswiadczeniem ;-) ze pierwszy ktory nie wykupi pelnego ubezpieczenia, to na jego koszt jest samochod remontowany. A moze mi sie tylko tak wydaje. W kazdym razie jezeli jest to 15-20% kosztow wynajmu to traktuje to jako koszt swietego spokoju.

        1. Tomtor, pewnie masz rację. Ja podchodzę do tematu inaczej (wcale nie twierdzę, że lepiej). W ostatnich 25 latach wynająłem samochód pewnie ze 200 razy. Najczęściej na 2-3 dni, ale co najmniej ze 20 razy na ok 2 tygodnie i dłużej. W sumie daje to około 600 dni najmu. Jeśli dodatkowe ubezpieczenie kosztuje USD 10/dziennie, to suma, którą zaoszczędziłem wynosi aż USD 6.000. Ani razu – pewnie mam szczęście – nie miałem żadnej, choćby najmniejszej, szkody. Jestem ciekaw czy ktokolwiek z Was kiedykolwiek zaliczył szkodę na więcej niż USD 2000?

    1. Inaja, nie, nie było potrzebne. Nawet takowego nie posiadam, tzn kiedyś miałem, ale chyba już dawno straciło ważność. A od tego czasu wynajmowałem samochody nie tylko w Kanadzie, ale w dziesiątkach krajów na całym świecie – m.in. Australia, Nowa Zelandia, Wyspy Północnej Marianny, Guam, Fiji, Tuvalu, Tonga, Samoa, Wyspa Wielkanocna, Hawaje, Meksyk, St Martin, Dominikana, Brazylia, Kolumbia, Kenia, RPA, Ghana, Egipt, Maroko, Etiopia, Arabia Saudyjska, Katar, Tajlandia, Indonezja, Wietnam, Rosja oraz dziesiatki innych miejsc w Europie. Nigdy nie było potrzebne międzynarodowe prawo jazdy, oprócz Indii, gdzie ponoć potrzebne było ich miejscowe prawo jazdy. Ale poradziłem sobie bez niego. Zresztą kierowcy tak tam jeżdżą jakby nikt nie posiadał prawa jazdy:-)))

      1. Na Tajwanie jest potrzebne – bez niego nie udało mi się w minione wakacje wynająć. A z doświadczeniem zbliżonym do Sławkowego – tzn. że międzynarodowe jest nigdzie niepotrzebne – nie zabrałem swojego. Nawet nie mam pojęcia gdzie je mam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.