Nieuczciwi “inwestorzy”

Do osiągnięcia wolności finansowej prowadzi bardzo wiele dróg. Źródłem pasywnych dochodów mogą być: odsetki z lokaty bankowej; tantiemy za napisaną książkę lub przebój muzyczny; opłaty licencyjne z opatentowanego wynalazku; przychody z elektrowni wiatrowej; przychody z najmu nieruchomości. Typów nieruchomości dających stabilny, comiesięczny strumień pasywnej gotówki, też jest wiele.

Tak samo wiele dróg prowadzi do bogactwa. Można zbudować dużą firmę. Można umiejętnie pomnażać swój kapitał na giełdzie lub na rynku Forex. Można systematycznie inwestować w surowce, w dzieła sztuki, wina. I wiele, wiele innych instrumentów inwestycyjnych.

Dróg jest wiele. Ale nie wszystkie są uczciwe.

Ostatnio dostałem pewną propozycję, która mnie zaskoczyła. Ktoś wymyślił, że osiągnie wolność finansową poprzez poniższy schemat inwestycyjny:

1. kupi nieruchomość za PLN 200.000 (cena zbliżona do rynkowej)

2. potem “sprzeda” tę nieruchomość znajomemu za PLN 400.000 (cena nieco kosmiczna)

3. i uda się do banku by się refinansować

4. jednocześnie przekona rzeczoznawcę by wycenił to mieszkanie na owe PLN 400.000

5. otrzyma kredyt na kwotę zbliżoną do PLN 400.000 i wtedy kupi kolejne dwa mieszkania za PLN 200.000 każde

6. i powtórzy kroki 2. do 5. powyżej

Propozycja polegała na tym bym wyłożył owe PLN 200.000 potrzebne do realizacji kroku nr 1 w zamian za sowite wynagrodzenie (“co najmniej podwojenie kapitału”) po realizacji kroku nr 8 czy 10 (nie pamiętam).

Zwykle staram się być miły i cierpliwy, ale tym razem pogoniłem gościa. Nie mógł zrozumieć dlaczego mam obiekcje wobec tej formy “inwestowania”. Już mniejsza o to, że widzę, że jest to droga (a nawet autostrada) do bankructwa, a nie do wzbogacenia się, o wolności finansowej nie wspominając. Ale jest to zwykłe wyłudzanie kredytów, które przecież kiedyś trzeba będzie spłacić.  A wyłudzanie być może trzeba będzie nawet odsiedzieć.

Niektórych zaślepia perspektywa wzbogacenia się. Uważają, że cel uświęca środki. Cel może uświęcać jeśli jest szlachetny, natomiast podłe środki pozostaną podłymi bez względu na cel, do którego zostają angażowane. Uważajcie na takich “inwestorów” i doradców:-) Mogą Was wywieść w pole z dużymi pokrzywami i ostami:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

36 Responses

  1. ha! to sobie ktoś wymyślił. dziwne, że nie wszedł w inny proceder, mniej skomplikowany.

    jakieś pół roku temu oglądałem wiadomości z zatrzymania “producentów” nielegalnych papierosów, mieli oczywiście nielegalną, ale w pełni profesjonalną fabrykę. z tego co pamiętam “na magazynie” było kilkanaście ton tytoniu, całe palety (tiry) gotowego wyrobu a w zwykłej szafie ponad milion w gotówce. prognozowane zyski to grube miliony. najciekawsze było to, że organizatorom groziło chyba 8 lat więzienia.

    tak z przekory i nieco prowokująco aż się prosi o zestawienie milionowych zysków i ośmiu lat za kratami do pracy w fabryce do 67 roku życia. ale mniejsza z tym.

    wracając do tematu i kwestii uczciwości w świetle prawa to podam przykład banków, które w 2007(8) “zabezpieczały” finanse firm opcjami walutowymi (przypomnę dolara po ok. 2 zł, franka nie trzeba przypominać). niby zarządzający firmą powinni znać ryzyko, ale było jak było (tzn. niektórzy stanęli na skraju bankructwa i był zamęt medialny co do ich “ratowania”).

    inny przykład to obecny zakaz kredytowania np. we franku, jak na moje to teraz ryzyko kursowe by było po stronie banku, frank ma z czego spadać :)

    pracować trzeba uczciwie, bo oszustwo to droga donikąd, ale z naszym prawem to trudne. począwszy od uczciwości na drodze i jazdy 50km/h tak, gdzie to jest prawnie nakazane, poprzez prawo budowlane (np. zmiana chociażby części instalacji elektrycznej wymaga zgłoszenie) a kończąc na podatkach, gdzie chcąc rozliczać się uczciwie napotykamy wykluczające się przepisy i chcąc nie chcąc jeden z nich łamiemy.

    zacząłem filozofować, a to przecież blog o fridomii :)

    pozdrawiam, Sławek S.

    1. Ja bym nie przesadzał np. z tym, że nie da się przestrzegać ograniczeń prędkości… Nie wylewajmy dziecka z kąpielą i nie wmawiajmy sobie, że przez wioski nie da się zwolnić do tych 50-60 km/h.

      Tak samo byłbym daleki od twierdzenia, że pracować trzeba uczciwie, ale z naszym prawem to trudne. Mamy mnóstwo przykładów dookoła, że jednak się da. Popatrz chociażby na Sławka czy Kulczyka.

      1. Robert, dzięki za zestawienie mnie obok tak zacnej osoby. Znając doskonale sposób w jaki prowadzę biznes oraz znając moje sumienie, jestem przekonany, że mogę stawać w szranki z najuczciwszymi przedsiębiorcami w Polsce. Sumienie mam absolutnie czyste, czystsze od moich włosów, choć dziś rano, jak co dzień, myłem głowę szamponem:-) Natomiast efekty rynkowe moich starań są wręcz niewidoczne przy osiągnięciach nieżyjącego doktora Kulczyka.

  2. Dziwią mnie takie osoby, które potrafią wyskoczyć z pomysłem tak abstrakcyjnym i w dodatku potencjalnie bardzo szkodliwym, a brakuje im weny żeby opracować jakiś plan na faktyczny biznes.

    Pozdrawiam,
    Bergman

  3. Cóż to za dziwactwo… Niby dlaczego znajomy miałby chcieć zapłacić 400.000 zł za nieruchomość wartą 200.000 zł? Czyli kupi na niby, bez zapłaty? OK dostanie kredyt 400.000 zł. Nie kumam na czym polega biznes – na braniu kredytów na kwoty dwukrotnie wyższe niż wartość zabezpieczonej hipoteki? I potem ich nie spłaca, uciekając z gotówką, a zostawiając bankowi te nieruchomości z hipotekami? Aha jak rozumiem jeszcze po drodze będzie musiał “przekonać” rzeczoznawcę do udziału w przekręcie, oczywiście za wynagrodzeniem?

    Tak jak napisałeś Sławek – prosta droga nie tylko do bankructwa, ale i za kratki…

    1. Robert, dobrze się domyślasz. Transakcja ze znajomym jest fikcyjna. Wycena podobnie. Strategia “inwestowania” pachnie kryminałem. A gość był elegancko ubrany, doskonale wygadany, na początku prawił mi wiele pochlebstw by zjednać mojego ego do swojego pomysłu. Mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam:-))

      1. a ja dziś zerwałem umowę z wykonawcą remontu mieszkania bo okazał się podobnym draniem i łajdakiem, tylko w skali robotnika…też mam nadzieję że już nigdy go nie spotkam, choć jeszcze muszę rozliczyć materiały budowlane które kupował w moim imieniu…przy okazji dziś dowiedziałem się że w trakcie robót budowlanych zalał mojego sąsiada z dołu.

  4. Kiedyś gdy ruszyła samonapędzająca się bańka na rynku nieruchomości, w W-wie zaroiło się od ofert spekulantów, którzy kupowali po 5 mieszkań jedno nad drugim w nowych inwestycjach i mniej więcej w połowie budowy powystawiali je na sprzedaż. Dwa razy trafiłem na osobnika, który twierdził ze mieszkanie odsprzeda “po kosztach” lecz oczekuje 150 tys. zł w walizce :))) Buractwo i dziadostwo.

    1. Wojtku, przypomniałeś mi o tym, że do tego schematu też byłem swego czasu namawiany. Niemniej tamten schemat wydaje mi się mniej odrażający. Przypomina działanie koników biletowych – kiedyś przed kinami, dziś pod stadionami lub salami koncertowymi. Jest to arbitraż oparty na założeniu, że popyt przewyższy podaż. Nie wiem czy karalne, ale wydaje mi się mniej odrażające niż fałszowanie dokumentów i wyłudzanie kredytów.

      1. W sprawie zarabiania na cesji to nie widzę nic niemoralnego. Sam rozważałem taką ewentualność. Podpisałem umowę gdy pies z kulawą noga nie interesował się budową bo nie było wiadomo czy ruszy (ponad dwa lata nic się nie działo i wciąż pojawiały się problemy). Ale dokonałem analizy i wiedziałem że inwestycja ruszy.

        Gdy ruszyła ludzie się rzucili na kawalerki wykupując je bardzo szybko. Mogłem na tej umowie w dwa lata mieć ok 150% zysku, ale zrezygnowałem z cesji bo wolę to mieszkanie wynająć i osiągać solidną rentowność przez lata. Jestem zaskoczony trochę że jest to negatywnie odbierane. Wziąłem na siebie ryzyko i miałem prawo czerpać z tego profity.

        Nie wspomnę, że deweloper sprzedawał te mieszkania gdy budowa ruszyła za ceny niejednokrotnie wyższe niż to ile by zapłacił nabywca mojej umowy deweloperskiej.

        A co do samego pomysłu opisywanego przez Sławka to zastanawia mnie gdzie pomysłodawca widział zysk. Przecież to przepis jak popaść w długi. Pomijam sprawę karną bo nie jest o nią tak łatwo – w gąszczu umów kredytowych banki często nie wiedzą co mają w portfelu – wie co mówię bo zajmuje się zawodowo ugodami z dłużnikami hipotecznymi dla dużego banku (głównie frankowicze).

        Opisywany pomysł jest kolejnym dowodem na to, że ludzie szukają drogi na skróty. Wielu się wydaje że wymyślą jakiś proceder i zarobią na nim miliony. Stawiam we Wrocławiu piwo temu kto mi wyjaśni gdzie tutaj zysk poza przyspieszeniem nabywania mieszkań co wcale nie jest zyskiem bo dług też rośnie.

        1. Grzesiek, dobre pytanie. Nie pozwoliłem mojemu rozmówcy dojść do etapu kuszenia mnie “zyskami”. Domyślam się, że w którymś momencie albo by czmychnął gdzieś zagranicę, albo ogłosił upadłość konsumencką albo coś w tym stylu. Bo nie ma mocnych – w którymś momencie jego plan musiałby runąć.

        2. Zysk jest prosty – do podziału zostaje ta górka 200.000 zł, na każdym mieszkaniu taki “zysk”, przy 5 mieszkaniach jest milion złotych do podziału. Facet – kredytobiorca – zabiera ten milion i znika, zostawia w cholerę te mieszkania (są hipoteki), banki, komorników i po prostu znika, wyjeżdża za granicę albo przekazuje całość kasy członkowi rodziny po cichu i jest nie do ruszenia.

          Ot i cały biznes, po prostu wyłudzenie pieniędzy od banku przy udziale fałszywych dokumentów, oszukania banku przy współudziale rzecznoznawcy i pewnie pracownika banku żeby to łyknął -> kratki więzienne się kłaniają.

      2. Tak czytałem istnieje ponoć nawet taki model zarabiania na nieruchomościach – handel rezerwacjami mieszkań. Na początku jak deweloper sprzedaje dziurę w ziemi, to rezerwujesz mieszkanie, wpłacasz jakiś niewielki zadatek np. 5.000 zł, a mieszkanie jest sprzedawane powiedzmy po 200.000 zł.

        Czekasz na postępy w budowie, większość mieszkań zostaje sprzedanych. Jak przychodzi do zapłaty większości ceny, wystawiasz ogłoszenie że sprzedajesz mieszkanie. Kupujący nie płaci jednak tobie ceny mieszkania ani nie kupuje go od ciebie, tylko “przejmuje” podpisaną wcześniej rezerwację.

        Obrotny gość ma zarabiać na tym, że w miarę upływu czasu i postępów na budowie ceny mieszkań wzrastają i część z tego wzrostu wędruje do jego kieszeni.

        Wszystko fajnie, tylko co jeżeli cena nie wzrośnie, albo nie będzie chętnego do przejęcia takiej rezerwacji ;-) Gość traci wpłaconą kasę, albo jest zmuszony do zakupu mieszkania.

        1. Robert, masz rację. Dokładnie tak jak w przypadku “konika” biletowego. To też ryzykowne zajęcie.

          Kilka miesięcy temu kupiłem bilet na mecz – chyba piłki nożnej – na Stadionie Narodowym od jednego z Fridomiaków. Najpierw kupiłem bilet, a potem ten chłopak powiedział, że zna mnie z fridomii. Jeśli jeszcze odwiedzasz fridomię, to daj proszę znać na czym polega Twoja działalność w praktyce. Jak oceniasz w ile biletów warto zainwestować, jak je zdobywasz, jakie masz potencjalne zyski i ile Ci takich biletów zostaje i co z nimi robisz. Jakie inne widzisz ryzyka, których istnienia osoby niezaznajomione z tematem mogą w ogóle nie być świadome? Dla mnie jest to bardzo intrygujące.

        2. Cześć Sławku. Od jakiegoś czasu śledzę Twoją stronę. Bardzo mi się podoba zarówno zawartość merytoryczna, jak i kultura wypowiedzi na forum. Czytałem Twoje książki kilka lat temu, a ostatnio do jednej nich wróciłem i przypomniałem sobie o portalu.
          Co do Twojego pytania odnośnie kupowania i odsprzedaży biletów, to ja widzę niestety takie zagrożenie (Kodeks wykroczeń):
          Art. 133. § 1. Kto nabywa w celu odprzedaży z zyskiem bilety wstępu na imprezy artystyczne, rozrywkowe lub sportowe albo kto bilety takie sprzedaje z zyskiem, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
          § 2. Usiłowanie oraz podżeganie i pomocnictwo są karalne.

        3. Piotrze, dzięki za ciepłe słowa pod adresem naszego bloga. 6 lat temu gdy go zaczynałem to, przyznam, bardzo się obawiałem internetowego chamstwa i hejterstwa. Poziom kultury i merytoryczności dyskusji przerósł moje oczekiwania. Za co wszystkim Wam bardzo serdecznie dziękuję.

          Dzięki też za zacytowanie kodeksu wykroczeń. Co Ty osobiście sądzisz o tym zapisie? Rozumiem interes organizatorów oraz uczestników imprez. Ale czy naprawdę warto penalizować zachowania koników biletowych? A co ze spekulantami giełdowymi – też kupują pakiety akcji by je sprzedać z zyskiem. Kupując duże pakiety, zawyżają ceny akcji co zwiększa bariery wejścia dla początkujących inwestorów.

          Rozumiem zakaz handlu kością słoniową, o narkotykach nie wspominając. Ale zakaz handlu biletami wydaje mi się nieco przesadzony. Zresztą dla organizatora imprezy, to chyba dobrze, że są koniki. Wykupują bilety, gwarantując organizatorowi przewidywalne przychody. Po drugie, wywołują w uczestnikach poczucie rzadkości, wyjątkowości wydarzenia. Dodatkowo, ci którzy chcą uniknąć zapłacenia konikowi więcej, nie zwlekają z zakupem, tylko od razu śpieszą do kas.

          Wydaje mi się, że istnieje szereg bardziej groźnych zjawisk, które penalizowane nie są, jak chociażby produkcja i dystrybucja papierosów.

        4. Sławku, moje przemyślenia dotyczące tej regulacji są podobne do Twoich. Przepis jest reliktem przeszłości rodem z czasów gospodarki niedoboru. Kiedyś penalizowane były wszelkie przejawy spekulacji. Już w 1944 pojawił się dekret o zwalczaniu spekulacji wojennej. Potem była ustawa z 1957 roku o zwalczaniu spekulacji i ochronie interesów nabywców oraz producentów rolnych w obrocie handlowym. Jej art. 7 brzmiał prawie tak samo jak dzisiejszy art. 133 k.w. Po drodze pojawiła się jeszcze ustawa 1981 roku o zwalczaniu spekulacji. Uchylono ją w całości w 1990 roku. Nie wiem czy ustawodawca miał wtedy świadomość, że w międzyczasie zapis o spekulacji biletami został przeniesiony do Kodeksu wykroczeń, który powstał 1971. Możliwe, że ktoś to przeoczył i w rezultacie art. 133 obowiązuje nadal w niezmienionej postaci od wejścia w życie Kodeksu. Z drugiej strony Kodeks był wiele razy nowelizowany, ostatnio w lipcu tego roku, a mimo to przepisu nie usunięto, ani nie zmieniono. Trudno mi zrozumieć dlaczego. Moim zdaniem ochrona konsumentów nie wymaga w tym przypadku większej ochrony niż w przypadku innych dóbr, którymi prawo nie zabrania spekulować. Nie wydaje się żeby taki przepis był potrzebny w dobie gospodarki rynkowej,. Zwłaszcza , że dotyczy biletów, które nie są dobrem pierwszej potrzeby. Być może jednak uzasadnieniem dla tego przepisu są obecnie okoliczności, które mogą towarzyszyć dalszej odsprzedaży biletu na imprezy masowe. Być może ustawodawca wyobrażał sobie (i wyobraża nadal), że sprzedaż biletów przez tzw. konika w miejscu, w którym wiele osób odchodzi z kwitkiem od kasy i jest konfrontowana z koniecznością uiszczenia wyższej opłaty albo z koniecznością zrezygnowania z uczestniczenia w imprezie, może rodzić sytuacje konfliktowe, które w przypadku imprezy masowej są niepożądane z punktu wiedzenia bezpieczeństwa jej uczestników. Może, w ramach prewencji (na podobnej zasadzie jak w przypadku zakazu wnoszenia ostrych przedmiotów, czy napojów w szklanych opakowaniach, których posiadanie jest przecież legalne) postanowił utrzymać w mocy przepis, który w zamyśle ma eliminować ewentualne ryzyko. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.

        5. Piotrze, dzięki za te dodatkowe informacje. Jesteś prawdziwą skarbnicą wiedzy. Zakładając racjonalność myślenia naszych ustawodawców (czasami w nią powątpiewam) to pewnie masz rację co do intencji pozostawienia tego reliktu przeszłości.

          Na niektóre imprezy masowe, bilety są imienne. Na stadionach piłkarskich często obowiązują karnety ze zdjęciem, itp środki mające zapobiegać stadionowemu chuligaństwu. Anonimowość zwiększa ryzyko wystąpienia niepożądanych zachowań. Big Brother rośnie w siłę i … zabiera nam coraz więcej prywatności i swobód.

          Właśnie jestem w trakcie czytania “Rok 1984” G. Orwell’a:-)

      3. Sławek, oczywiście że samo w sobie nie jest to przestępstwem ani wykroczeniem – chodziło mi jednak o proponowany sposób finalizacji. Niemniej jednak to tacy właśnie ludzie pompowali niezdrową bańkę spekulując na mieszkaniach. Znam dużą spółdzielnię mieszkaniową w małym mieście. Budują oni non profit, jak na zadupie to standard mieszkań jest coraz lepszy (windy, solary na dachu, elektronicznie programowane ogrzewanie). Rozkłady świetne, do każdego mieszkania w gratisie miejsce postojowe i komórka lokatorska (im większe mieszkanie, tym mniejsza). Co jednak mnie najbardziej uderzyło to to, że spółdzielnia a. wprowadziła mechanizmy utrudniające ew. spekulację i odstąpienie mieszkania obcej osobie lecz b. jeśli się wycofasz, bo np. noga Ci się powinie z finansowaniem to spółdzielnia zwraca Ci wszystko (!) co dotychczas wpłaciłeś, zaś na Twoje miejsce biorą kogoś z listy zainteresowanych/oczekujących. Taka ludzka twarz, której próżno oglądać na rynku warszawskim rządzonym prze mających coraz durniejsze pomysły deweloperów.

        1. Wojtek, dzięki za podanie tego przykładu. Wysoko sobie cenię firmy, które mają zdrowe podejście, nie nastawione na szybkie zyski i nie zważające na inne aspekty. Marzy mi się powstanie kiedyś banku, który będzie po prostu zbierał depozyty od Kowalskich, wypłacał im uczciwe odsetki, nie szukał sposobów na oskubanie klienta w postaci różnego rodzaju opłat za “usługi dodane” i udzielał kredytów inwestycyjnych przedsiębiorcom tworzącym nowe miejsca pracy. I zarabiał na róznicy w oprocentowaniu, a nie na spreadach, na opcjach walutowych, na udzielaniu kredytów konsumpcyjnych wpędzających ludzi w zadłużenie, na prowizjach, na cross-sellingu niepotrzebnych Ci ubezpieczeń czy funduszy i polisolokat. Taki bank z XVIII, XIX czy początków XX wieku. Bank, który miał służyć ludziom, a nie tylko i wyłącznie swoim akcjonariuszom:-)

        2. Ja uważam, że bankom w ogóle powinno zabronić się prowadzenia działalności innej niż prowadzenie kont i udzielanie kredytów na zdrowych zasadach. Banki nie powinny w ogóle zajmować się ani pośredniczyć w ubezpieczeniach, produktach strukturyzowanych przypominających hazard, opcjach, spreadach itd. Wtedy rynek byłby czystszy i prostszy.

        3. “Marzy mi się powstanie kiedyś banku, który będzie po prostu zbierał depozyty od Kowalskich, wypłacał im uczciwe odsetki, nie szukał sposobów na oskubanie klienta w postaci różnego rodzaju opłat za „usługi dodane” i udzielał kredytów inwestycyjnych przedsiębiorcom tworzącym nowe miejsca pracy.”

          Sławek, może czas na założenie własnego banku? Jeszcze wiele dobrego można w Polsce zrobić.

        4. Krzysiek, tego zadania się nie podejmę. Z wielu względów – nie znam się na bankowości wystarczająco dobrze; bank nie jest konieczny do realizacji mojej misji wsparcia jak największej liczby Polek i Polaków w osiągnięciu wolności finansowej; dbanie o rozwój Mzuri już i tak wystarczająco dużo mnie angażuje; jestem emerytem i chcę realizować “zawody emeryta”. W banku też popracuję. Jako ochroniarz:-)

        5. Możesz popracować w banku i wciskać ludziom karty kredytowe i chwilówki na zachcianki, nowy telewizor, droższe wczasy…. tego nie rób bo jest sprzeczne z misją ;-)

        6. Robert, oczywiście nie mam zamiaru pracować w takim charakterze. Bardziej z pozycji ochroniarza przyjrzeć się temu z jakimi problemami ludzie do banku przychodzą i na co liczą.

        7. Sławek a czy zastanawiałeś się kiedyś czy nie będziesz miał problemów ze… znalezieniem zatrudnienia w zawodach o których piszesz że chciałbyś wykonywać na emeryturze? ;) Jak potencjalny pracodawca zobaczy Twoje CV to może powiedzieć że masz za duże kwalifikacje żeby wykonywać tę pracę i nie będzie w Ciebie inwestował bo i tak zaraz sam się zwolnisz hehe :) Sam się z czymś takim kiedyś spotkałem, nie przyjęto mnie do pracy bo stwierdzili że mam zbyt duże kwalifikacje i że zaraz i tak od nich odejdę. A ja tylko chciałem robić to co lubię, a że mam wyższe kwalifikacje… ;)

        8. Marek, masz rację, zastanawiałem się. Będę musiał być nieco oszczędny jeśli chodzi o moje CV. Przynajmniej na początku. Potem, co roku, będę już miał coraz bardziej odpowiednie CV:-)))

        9. Ooo to zatrudnij się jako ten ochroniarz który po 3 miesiącach pracy ulotnił się z 8 mln zł i do dzisiaj go nie znaleźli ;-)

  5. ten pomysł nie miał szans. Po pierwsze dlatego, że banki by mu udzieliły pożyczki tylko do poziomu jego zdolności kredytowej powiedzmy 200 tyś. . Po drugie, że jak bank by się spostrzegł, że cena m2 wynosi fikcyjnie 20.000 zł zamiast normalnego 5.000 zł albo coś takiego to by sam wycenił biorąc własnego rzeczoznawcę. Myślę, że wszyscy w tym “biznesie” mieli duże problemy z policją. Nie jestem specjalistą od przekrętów (kulczyk był, kupić akcje od rządu za 200 tyś i po 3 miesiącach sprzedać je prywatnemu inwestorowi za kilka milionów trudno nazwać biznesem) ale są inne metody stosowane w systemie polskim (półlegalnie). Na przykład jako inwestor biorę firmę do budowy wieżowca, po wybudowaniu wiszę im kilka milionów parę miesięcy/lat. Jak w międzyczasie nie zbankrutują to dogaduję się z nimi po paru miesiącach/latach, że zapłacę 80% wartości. Prawie wszyscy się godzą (znam to, bo firmy z warszawy często taki trik stosują na firmach z innych miast i mój tata wpadł w taką karuzelę można nazwać to “czekając na pieniądze”). Pozdrawiam

  6. Witam
    w/w sposób jak ulał pasuje do spółek giełdowych.
    Wchodzą na giełdę ,zyski maja wyśrubowane do granic mozliwości lub fikcyjne (wiedzą jak to robic ,lub mają “doradców” ) ,aktywa WŁAŚNIE przeszacowują -oczywiście w górę , czasami znaki towarowe ,licencje,nieruchomości itp razy 10 do góry ,a potem :

    9 na 10 spółek po debiucie leci o 80-90% w dół lub bankrutują , przykłady prosze bardzo :
    developerka:
    http://stooq.pl/q/p/?s=pbo
    http://stooq.pl/q/?s=czt
    http://stooq.pl/q/?s=jwc

    http://stooq.pl/q/?s=opf
    http://stooq.pl/q/?s=oil&e
    http://stooq.pl/q/?s=plt
    http://stooq.pl/q/?s=idm

    tam tego typu gości jest dużo ,i ten Pan powinien tam uderzyć ,bo znalazłby odpowiednie osoby i wspólne pomysły

    1. zgodze się, zabawne jest to, ze giełda powinna być “super strzeżona” ale prawda też jest taka, że polska ma bananową giełdę.

  7. Można też prościej nieuczciwie zarabiać – na przykład zostać Klientem Mzuri Investments, otrzymywać oferty wyszukane przez naszych Specjalistów ds. Inwestycji, a następnie samemu znajdować te lokale i dogadywać się ze sprzedającym za plecami Mzuri Investments, nie płacąc wynagrodzenia za trud włożony przez naszych ludzi w znalezienie i opracowanie oferty. Właśnie w minionym tygodniu wysłałem wypowiedzenie umowy takiemu cwaniaczkowi (miał jeszcze starą wersję umowy, więc niestety nie mogłem ani wystawić mu faktury za wynagrodzenie ani obciążyć karą umowną).

  8. Gdyby ten pan miał ciut praktyki to wiedziałby, że żaden bank nie finansuje 100% wartości nieruchomości przy pożyczce hipotecznej. Z tych 400 tysięcy max co by dostał to 250. W dodatku bank powołuje swojego rzeczoznawcę (lub z zaprzyjaźnionej firmy), także ten operat na 400 tysięcy można sobie w buty wsadzić. Bardzo lipny przekręt :)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.