Dlaczego nieszczęscia chodzą parami

Choć raczej nie jestem pechowcem, wczoraj pech prześladował mnie od rana do nocy. Najpierw rano spóźniłem się na samolot do Gdańska. Zwykle odlatuje o 7:35 i check-in zamykają 30 minut wcześniej. Wczoraj byłem na lotnisku o 7:02 i już był zamknięty. Nie pomogła nawet szybka interwencja u koordynatora check-in. Po raz pierwszy od bardzo dawna, uciekł mi samolot. Pierwszy raz żałowałem, że nie dokonałem wcześniej odprawy on-line w domu:-). Z wydrukowaną kartą pokładową w dłoni spokojnie bym zdążył:-) W kasie Lot dowiedziałem się, że nie ma wolnych miejsc w żadnym z samolotów lecących do Gdańska tego dnia.

Wsiadłem na skuter i pojechałem na Dworzec Centralny. Tam okazało się, że po godzinie czekania będzie Pendolino do Gdańska. Wprawdzie spóźniłem się na pierwsze umówione spotkanie w Gdańsku, ale szczęśliwie zdążyłem na 3-4 kolejne. Pomiędzy spotkaniami, przypomniałem sobie, że warto zadzwonić do LOT-u by potwierdzić czy nie skasowali mojego lotu powrotnego z Gdańska. Moje obawy się potwierdziły. Linie lotnicze lubią dolewać oliwy do ognia. Najpierw same bardzo komplikują swoją siatkę taryf, a potem by utrudnić ludziom “oszukiwanie” (np ktoś kupuje bilet w  obie strony mimo, że planuje lecieć tylko w jedną, bo tak jest taniej) same kasują część Twojego biletu, choć niczego nie kombinowałeś – po prostu się spóźniłeś.

Postanowiłem kupić bilet na nocny pociąg z kuszetkami, ale okazało się, że nie ma w nim miejsc leżących. Nie chciałem tłuc się całą noc osobowym więc kupiłem bilet na Pendolino wyjeżdżające z Gdańska o godz 19:48 (to ostatni sensowny pociąg z Gdańska do stolicy).

Biorąc pod uwagę, że moja prezentacja na Politechnice Gdańskiej miała się zacząć dopiero o godz 18:00, to musiałem się sprężać. Udało się zakończyć w miarę o czasie. Niestety późniejsze pytania uczestników nieco mnie zatrzymały. Jarek, Fridomiak od pierwszych naszych spotkań w Trójmieście, zaoferował, że podrzuci mnie na dworzec. Zagadaliśmy się i nawet nie zauważyłem jak znaleźliśmy się pod dworcem we … Wrzeszczu, zamiast pod dworcem Gdańsk Główny. Pendolino właśnie wyjeżdżało ze stacji. Nie było opcji byśmy je dogonili.

Co dalej?  Pojawiły się jeszcze dwie opcje – Polski Bus, o którym wspomniał mi Tomek, organizator spotkania na PG oraz Ryanair, na który wpadł Jarek. Jechaliśmy na dworzec autobusowy, a Jarek po drodze prosił córkę by sprawdziła w internecie o której jest połączenia i czy są wolne miejsca. Miejsca były, ale bałem się, że skoro nie zrobiłem odprawy on-line, to skasują mnie jak za zboże (już raz kiedyś mi się to przytrafiło i od tego czasu unikam tej linii). W końcu okazało się, że jednak samolot odlatuje wcześniej niż początkowo myśleliśmy i pozostała tylko opcja Polskiego Busa.

Na dworcu autobusowym okazało się, że już odjechał. Pani w dyspozytorni ruchu powiedziała mi, że będzie busik innej firmy o godz 20:30. OK, pożegnałem się z Jarkiem i poczekałem na busik. Okazało się, że większość osób miała zrobione wcześniej rezerwacje telefoniczne. Ja przepuściłem przy wejściu do busika pewnego pana i dla mnie miejsc już zabrakło. Pech to pech. Kierowca zapewniał mnie, że jego kolega będzie miał miejsce dla mnie i że wystarczy poczekać kolejne pół godziny:-)

No cóż, poczekałem, choc wcale nie byłem pewien czy ten kolega przyjedzie i czy rzeczywiście busik nie okaże się przepełniony (jechał z Władysławowa do Lublina). Już się szykowałem mentalnie do jazdy pociągiem osobowym w przedziale (jesli nie będzie miejsc lezących u konduktora), gdy podjechał drugi busik. Kierowca mnie rozpoznał, zaprosił do szoferki i byłem gotów jechać.

Nie, nie przydarzyło się już nic więcej. Odjechaliśmy, bardzo ciekawych rzeczy dowiedziałem się od kierowcy – byłego oficera armii i uczestnika misji w Kosowie i w Afganistanie. Dużą część drogi przespałem. Choć sam miał przystanek przy Dworcu Zachodnim w Warszawie, to miły pan kierowca podrzucił mnie jeszcze pod Dw Centralny gdzie stał mój skuter i pojechałem nim do domu. Była godzina 2:20 w nocy.

Można powiedzieć, że dzień miałem pechowy i że nieszczęścia chodzą parami. Mogłem się też trochę nad sobą poużalać. Ponarzekać na słabe połączenia pomiędzy dwoma dużymi polskimi miastami. Ale przypomniałem sobie dwie rzeczy:

a) moje “nieszczęścia” w porównaniu do pecha tych osób, które pracowały w World Trade Centre pamiętnego 11 września, do ich bliskich, a także do setek tysięcy niewinnych Afgańczyków, którzy ucierpieli w wyniku wydarzeń po-zamachowych, są bardzo błahe

b) sam wywołałem łańcuszek swoich nieszczęść. Gdybym poprzedniego dnia pamiętał o nastawieniu budzika, gdybym wstał wcześniej i nie spóźnił się na samolot, to reszta “pecha” pewnie by mnie ominęła.

Dziś wstałem o czasie. Miałem wspaniały dzień. Zaraz wychodzę na spotkanie z moimi dawnymi kolegami z programu MBA i czeka mnie wspaniały weekend. Szczęścia też chodzą parami.  I życzę Wam wielu takich par szczęścia:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. Sławku,
    Fajnie obrociłeś pecha turystycznego w jakieś rodzaj szczęścia.
    Czytając to uśmiałem sie jako ze podobnie stało sie z mną również w tych samych dniach.
    W poniedziałek wylądowałem w mieście Meksyk o 3 rano i miałem samolot do Chihuahua o godzinie 7 rano.
    Okazało sie moj bagaż jest o 1 kg za ciężki więc po godzinie stania w kolejce nadałem go dostając karte pokładową. Niestety ta karta nie posiadała numeru miejsca, przy bramce okazało sie ze byłem już siódmy na liscie oczekujących na ten lot. Moja pozycja była dynamiczna spadajac do trzynastego miejsca. Finalna lista oczekujących stanowiła 24 pasażerów. NIe poleciałem ale moj bagaż już tak. Po dwóch godzinach załatwiam, zmienilem lot do Guadalajara, bagaż doleciał 8 godzin pożniej. Aż taki “overbooking ” zdarzył mi sie po raz pierwszy. Wracając do miasta Meksyk, zadzwoniłem do linii lotniczych aby zapytać o ryzyko overbookingu , potwierdzili ze nie stosują takich praktyk. Cieszyło mnie to. Otrzymałem karte pokładową z miejscem 14C,. Uff super. Wsiadając do samolotu z biletem w rzędzie numer 14, okazało sie ze ilość rzedów to 12!!!. Niesamowite , znów problem z miejscem. Po dłuższej chwili i zablokowaniu ruchu, okazało sie ze mniejszy samolot przyleciał ale liczba miejsc vs liczba pasażerów sie zgadza. Poleciałem. Loty lokalne są znacznie trudniejsze niż długoterminowe.

    Pozdrawiam

  2. Witaj Sławku!
    szkoda, że nie udało Ci się “załapać” na Ryanair. Byłem w tym samolocie i transport na pewno do Centrum Waw by się znalazł. Mnie podwiózł pewien znany bloger, którego poznałem na lotnisku :).
    To był dla mnie też dzień bardzo aktywny ale udało się wszystko zapiąć lepiej nawet niż planowałem.
    Podobają mi się Twoje końcowe wnioski. Dystans do siebie i skala tematów.
    Przy okazji – aplikacje na smartfona takie jak: LOT mobile, Lufthansa, Ryanair, Wizzair itp dokonują odprarawy online bez konieczności drukowania karty pokładowej. Tak wiem – nie lubisz tej technologii ale to łatwiejsze niż szukanie alternatywnego transportu :).
    Pozdrawiam,
    Leszek

    1. Leszek, no szkoda. Rozważałem zakup smartfona – w Mzuri oferowano mi go nawet za darmo, bo dostajemy je od naszego operatora “za złotówkę” – ale odmówiłem. Obawiam się, że wtedy wzrok zupełnie by mi się posypał. Czytanie maili nawet na moim laptopie nie do końca jest zdrowe… Chyba jednak wolę drobne niedogodności w życiu, niż “duże ułatwienie”

      1. Sławku, jeszcze jedno – w przypadku nie rozpoczęcia podróży (nie skorzystania z przelotu “tam”) tanie linie nie kasują biletu na przelot powrotny, tak jak robią to “drogie” :) linie lotnicze. Korzystałem z tego wielokrotnie.
        Jeżeli coś ma się zmienić w przyszłości to mam nadzieję, że drogie linie wezmą przykład z tanich a nie odwrotnie.
        Zawsze to trochę więcej swobody, żeby nie powiedzieć wolności :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.