Moje wrażenia z Detroit

Jak ten czas szybko leci! W Detroit byłem już ponad … trzy miesiące temu. W tzw międzyczasie zdążyłem jeszcze zrobić wypad do Szkocji, nad polskie morze, do St.Petersburga, do Stambułu, na Grenlandię, do Katowic, dwukrotnie do Wrocławia, dwukrotnie do Łodzi, na ślub do Łagowa (Zamek Joanitów jest niezmiernie malowniczy), do Bydgoszczy oraz trzykrotnie do Gdańska . I dopiero dziś – przeglądając jakieś swoje papiery znalazłem czerwcowe wydanie “Michigan Chronicle” – przypomniałem sobie, że nie zrobiłem dotąd wpisu o Detroit. Pojechałem tam – jak część z Was może pamięta – w celach “naukowych”, organoleptycznych. Chciałem na własne oczy zobaczyć i na własne uszy usłyszeć jak wygląda sytuacja w Detroit i czy podobny los może czekać – zgodnie z obawami wielu osób w Polsce – naszą Łódź. Czego się dowiedziałem?

Wygląd

Detroit leży nad rzeką oddzielającą miasto (oraz USA) od Windsor (oraz Kanady). Wjechaliśmy do Detroit od strony Windsor. Miasto wygląda na bardzo wielkomiejskie w porównaniu do Windsor, choć i po kanadyjskiej stronie rzeki nie brak drapaczy chmur. Downtown składa się z wysokich na kilkadziesiąt pięter biurowców należących do Forda, Chrysler oraz GM. Są to budynki z lat 50-tych, 60-tych. Jest też całkiem sporo budynków starszych, ale też i nowych. Cześć starych została jakiś czas temu porzucona i część z nich podlega teraz renowacji.

Miasto ma swój klimat. Na ścianach budynków jest wiele bardzo ciekawych i ozdobnych murali. Pomiędzy nimi jest sporo knajpek, barów, restauracji, również wzdłuż promenady nad rzeką. W ciągu ostatnich 5-10 lat wybudowano dwa ogromne stadiony, chyba baseball i futbolu amerykańskiego. Jeden z nich gości drużynę baseballowa Detroit Tigers. Wzdłuż trybun oraz przy bramach wejściowych stoją ogromne, kilkunasto-metrowe wizerunki tygrysów.

Wokół ścisłego centrum miasta są dzielnice biedy. Przy jednej uliczce stoją ładne, zadbane wille, ale jest też wiele – stojących z nimi bok w bok –  zdemolowanych, porzuconych domów z zarośniętymi werandami, ogródkami. Wokół nich walają się sterty starych, od lat nieuprzątniętych śmieci – starych mebli, zabawek, odkurzaczy, telewizorów, czasami zardzewiałych samochodów. Niektóre domy zostały spalone w całości lub w części. Dzielnice te sprawiają przybijające wrażenie – z jednej strony ładne, zalesione, ale z drugiej strony widać jak ucieka z nich życie.

Poza centrum i poza pierścieniem biednych dzielnic, znajdują się willowe suburbia. Mieszkają tam bogatsze klasy detroitczyków. Dostają się do pracy w centrum miasta szerokimi autostradami, które często prowadzą nad dzielnicami biedy. Z autostrad tych nie ma nawet zjazdów do owych biednych dzielnic. O ile liczba mieszkańców samego Detroit stanowi dziś tylko ok 40% tego czym była w latach 50-tych, o tyle liczba mieszkańców suburbii istotnie wzrosła.

Ludzie

W dzielnicach biedy dominują AfroAmerykanie, ale na ulicach i werandach (prawie na każdej werandzie siedziały grupki ludzi, widać że nie mają pracy) widać też było Białych – WASP-ów czy innych emigrantów z Europy.

Wszyscy ludzie byli bardzo sympatyczni. Każdy odmachiwał na przywitanie (jechałem bardzo powoli i machałem ludziom na powitanie) i szeroko się uśmiechał przyjaźnie. Z paroma osobami udało mi się porozmawiać. Nie zwracali uwagi na to, że przyglądam im się jakbym był w jakimś zoo i zadaję im głupie pytania o to jak im się tu mieszka. Wielu było dość zrezygnowanych i raczej nie byli – po amerykańsku – optymistyczni. Rozmowy z nimi przypominały mi rozmowy z … Polakami, choć może nieco mniej nawet od nas narzekali na swój los. Raczej mówili o ograniczonych perspektywach i o tym, że nadal są w dzielnicach biedy bo nie chce im się podejmować wysiłku by się stamtąd dokądś przeprowadzić.

Gospodarka

Dzięki dość przypadkowemu spotkaniu z pracownikami firmy Deloitte (akurat tego dnia mieli Community Day i na koniec dnia pracy społecznej spotykali się na piwo na stadionie Detroit Tigers) sporo dowiedziałem się o miejscowej gospodarce. Upadek Detroit to nie jest sprawa ostatnich kilku czy kilkunastu lat. Pierwsze poważne uderzenie nastąpiło na wiele lat przed Kryzysem Naftowym początku lat 70-tych. Ów Kryzys – gdy ceny ropy na światowych rynkach w 1973 roku ostro poszybowały w górę – oznaczał załamanie rynku motoryzacyjnego, na którym opierało się Detroit.  Na amerykański rynek zaczęli agresywnie wchodzić producenci z Japonii – Honda, Toyota i inni, co mocno uderzyło w amerykańskich producentów, tzw Wielkiej Trójki.

Dziś widać wyraźne ożywienie gospodarcze. Istniejące firmy rekrutują, nowe wchodzą do Detroit. Dość powiedzieć, że biuro Deloitte w Detroit zatrudnia ponad 1200 konsultantów. Czyli chyba mniej więcej tyle co w całej Polsce. Niestety podczas imprezy nie byli obecni moi dobrzy znajomi z Deloitte z projektu dla Forda w Rumunii. Bruce miał urlop, Mike przeniósł się do biura w Cincinatti, a Jack był gdzieś na projekcie zagranicą. Ale i tak miło było pogadać z kolegami po fachu.

Podobne wrażenia odnośnie gospodarki miał recepcjonista w hotelu Hilton, z którym rozmawiałem. Potwierdził to, że miasto zaczyna znów się rozwijać na przestrzeni ostatnich 2-3 lat, co widać po większym obłożeniu hotelu. I to pomimo podnoszonych stale cen pokoi.

Gołym okiem też widać nowe projekty deweloperskie, remonty starych kamienic, restaurowanie starych, bardzo eleganckich restauracji i kasyn, inwestycje w drogi, w sieć ciepłowniczą oraz w inne elementy infrastruktury.

Zwyczaje

Pomimo widocznego ożywienia gospodarczego (zarówno koledzy z Deloitte jak i recepcjonista ubolewali zgodnie nad tym, że skutki ożywienia nie dotarły jeszcze do dzielnic biedy, ale byli przekonani, że to tylko kwestia czasu) pewne zwyczaje nadal mnie dziwiły. Po pierwsze, na ulicach centrum miasta oraz dzielnic biedy widać było mnóstwo liquor stores, lombardów, jakiś dziwnych punktów wypłaty gotówki. Po drugie, na stacji benzynowej zobaczyłem coś czego nigdy przedtem nie widziałem, nawet w USA. W Stanach dość normalne jest to, że za benzynę najpierw trzeba zapłacić, a dopiero potem można zacząć tankować. Albo to, że sprzedawcy znajdują się za metalowymi … kratami:-).

W Detroit jest tak samo. Ale dodatkowo, sprzedawców od klientów dzieli kuloodporna szyba – od kontuaru aż po sam sufit. Wchodzisz do sklepu na stacji benzynowej, wybierasz co ci trzeba (wybór jest o wiele skromniejszy niż na stacjach benzynowych w Polsce) i podajesz sprzedawcy za ladą. Tylko jak mu podać skoro znajduje się za kuloodporną szybą? Otóż między tobą, a sprzedawcą jest koło obrotowe wysokości około 50 cm (tyle by zmieściła się największa butelka PET Coli) z kilkoma pionowymi przegródkami. Te przegródki są tak ustawione byś obracając kołem, nigdy nie miała możliwości trafienia z pistoletu bezpośrednio w sprzedającego. Nie ma możliwości by ręka z pistoletem czy z nożem sięgnęła sprzedającego.

Dość depresyjnie to wyglądało. Ale sprzedawca zupełnie nie rozumiał mojego zdziwienia czy współczucia. Dla niego ta forma zabezpieczenia była absolutnie normalna:-)

Podsumowując

Detroit i Łódź mają podobną historię – nagły boom opierający się na jednej gałęzi przemysłu i kłopoty po zapaści tego kluczowego dla miasta przemysłu. Dodatkowo, tak jak Łódź była centrum filmu, tak Detroit było jednym z ważniejszych centrów muzyki. Detroit dziś wygląda nieporównywalnie gorzej niż Łódź. Mniej jest odnowionych budynków, wiele z nich poprzemysłowych. W Łodzi nie ma aż tak rozległych dzielnic biedy z wypalonymi domami i stertami śmieci wokół nich. Ludzie są – w większości – tak samo narzekalscy i tak samo zdołowani. Do Detroit zaczyna jednak wracać biznes i życie. Wracają inwestorzy. Potrwa pewnie jeszcze ładnych parę lat nim efektami ożywienia będą mogli się cieszyć najbiedniejsi. Niektórzy pewnie są już na tyle zmarginalizowani, na tyle zdołowani, że ciężko im będzie się wydźwignąć z biedy. Wielu pewnie nawet nie będzie próbować. Natomiast dla chcących otworzą sie nowe perspektywy.

W Łodzi już widać pewne oznaki ożywienia. Nowe inwestycje. Nie tylko Manufakturę. Nowe Centrum Łodzi wraz z nowym Dworcem Łódź Fabryczna. Nowe drogi – nowa trasa W-Z. Nowe biurowce. Rewitalizowane kamienice. To wciąż mało, ale idzie w dobrym kierunku. Łódź ma też nad Detroit jedną bardzo istotną przewagę. W odróżnieniu od AutoCity, Łódź leży w samym centrum geograficznym Polski. Jej lokalizacja jest atrakcyjniejsza dla inwestorów. Wierzę, że coraz większa liczba koncernów i przedsiebiorców przekona się do tego, że warto w Łodzi inwestować. Bo Łodzianie solidnie pracują i szanują swoje miejsce pracy. Czego nie zawsze można powiedzieć o osobach mieszkających np w Warszawie.

Trzymam kciuki za rozwój Detroit, Łodzi oraz wszystkich innych miast, miasteczek i wiosek w Polsce:-)))

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

19 Responses

    1. Prezesik, Łagów to dla mnie odkrycie tego roku. Nigdy wcześniej nawet nie słyszałem o tym miejscu. Po ślubie, zapytałem ze 2-3 tuziny znajomych w Bydgoszczy oraz w Warszawie czy kiedykolwiek słyszeli o Łagowie i okazało się, że nikt nie słyszał. To chyba jeden z najlepiej zachowanych sekretów w Polsce:-) Na miejscu w Łagowie widziałem mnóstwo samochód z tablicami rejestracyjnymi nie tylko z Niemiec (granica jest dość blisko), ale też Holandii, Francji, Wielkiej Brytanii oraz Skandynawii. Zadziwiające!

      1. Znam Łagów, z racji tego że wiele lat mieszkałem w Zielonej Górze. Bardzo ładna okolica, świetne jeziora, nie tylko dla wędkarzy. Wiele osób nie wie, że w lubuskim jest tyle jezior, prawie tyle co na Mazurach. I co najważniejsze są to jeziora czyste, w pięknej okolicy gęstych lasów.

        1. Robert, tego faktu nie znałem. Z drugiej strony, wcale mnie to nie dziwi. Często się zdarza, że jedne miejsca cieszą się dobrym PR (vide: Mazury lub Londyn), a drugie są nieznane (jak Łagów oraz lubuskie jeziora) lub mają wręcz zły PR (np Rumunia, która w rzeczywistości jest pięknym krajem)

  1. Sławku, ze swojej strony dziękuję za rzetelny opis wraz ze swoimi spostrzeżeniami odnośnie Detroit! Sam przyznam, że byłem ciekaw jak to wygląda obecnie. “Nie taki diabeł straszny jak go malują” chciałoby się rzec, po przeczytaniu tego wpisu:)

    1. Paweł, pustostany – choć chwilowo dość wysokie – pozostają w normie. Poniżej zakładanego średniego poziomu miesiąca w roku. Rentowność jest wyższa niż na wielu innych rynkach. Chyba o tym wspominałem – mieszkania przy Pabianickiej udało nam się wynająć w cenach średnio 19% powyżej górnej granicy widełek podawanych w ofertach dla inwestorów.

  2. Sam inwestuję w mieszkania na wynajem w Łodzi, ale z uwagi na horyzont czasowy inwestycji w mieszkania pod najem uważam, że jakkolwiek Łódź jest jednym z najbardziej inwestycyjnie obiecujących rynków, w długim okresie czasu – ze względu na położenie, zaplecze akademickie, bliskość Warszawy, niskie ceny nieruchomości, niskie płace to jednak jej perspektywa zarabiania na mieszkaniach na wynajem zależy w zasadniczym stopniu od bolączki całej Polski tj. demografii oraz wybudowania szybkiego połączenia kolejowego z Warszawą tak by podróż do Warszawy na Dworzec Centrum trwała 20 – 30 minut; czyli mniej niż podróż w godzinie szczytu z Mokotowa czy Ochoty do Śródmieścia, przydałoby się także przeniesienie do Łodzi kilku, czy kilkunastu siedzib centralnych urzędów, byłoby idealnie by ludzie pracujący w Warszawie mieszkali w taniej Łodzi. Natomiast jeśli chodzi o czynnik demograficzny to decydująca jest sytuacja na Ukrainie. Choć już w Polsce pracuje ok. 800 tysięcy Ukrainców to jednak dopiero załamanie kompletne tamtejszej gospodarki powinno skłonić kilka milionów młodych ludzi do osiedlenia się w Polsce, w tym w dość atrakcyjnej cenowo Łodzi. Warto podkreślić, że na Ukrainę jako potencjał rezerwuaru ludzkiego patrzy nie tylko Polska, ale i przechodząca kryzys demograficzny Rosja. Na zamierzone akcje czy to polskiego rządu czy UE bym nie liczył. Wydaje się, że nie ma co liczyć także na jakiekolwiek zachęty finansowe mające zwiększyć przyrost naturalny – to jest jedynie tania kiełbasa wyborcza. Do tego trzeba sobie zdawać sprawę, że kilka milionów dzieci, które nie urodziły się w Polsce w ciągu ostatniego 25 lecia już nigdy się nie urodzą. Warto także zauważyć, że biednej Polski, która zasadniczo nie prowadzi żadnej sensowej polityki imigracyjnej czy demograficznej raczej nie będzie stać na przyjmowanie socjalnie uprzywilejowanych uchodźców, pozostaje zatem liczyć na geopolityczne przypadki.

  3. Sławku,

    Czy miałeś okazję porozmawiać z ludźmi pracującymi w tamtejszych agencjach nieruchomości na temat lokalnego rynku?

    Widziałem sporo reportaży o inwestorach, którzy kupują domy jednorodzinne, odnawiają je i wynajmują osobom żyjącym ze świadczeń socjalnych. Czynsz płaci państwo. Stopy zwrotu z takich inwestycji spokojnie przekraczają 20%. Tak długo jak rząd federalny USA jest wypłacalny będzie to niezły interes.

    Następne ciekawe zjawisko w Detroit to tzw. urban farming. Z uwagi na niskie ceny ziemi przyjeżdżają tam osoby z całych Stanów i zakładają na terenie miasta organiczne farmy warzyw.

    1. Jacku, byłem w dwóch-trzech punktach sprzedaży mieszkań deweloperskich, ale niestety nie mogłem odnaleźć swoich notatek z tych wizyt. Z tego co pamiętam, mieszkania wcale nie były jakieś wyjątkowo tanie. Domy jednorodzinne chyba łatwiej tanio kupić. Widziałem mnóstwo opuszczonych, porzuconych domów. O tym, że dobrym interesem jest wynajmowanie bezrobotnym (bo państwo płaci dobre ceny, uwzględniające większe ryzyko zniszczeń:-) słyszałem już kilka lat temu na jednej z konferencji dla landlordów.

      Urban farming? Widziałem kilka niedużych ogródków działkowych zarówno w Detroit jak i później w Montrealu. W Montrealu – nawet pośród zadbanych domków. Zamiast placu zabaw dla dzieci (choć tych też było mnóstwo) – grzędy z warzywami:-)

  4. Ciekawy wpis, w detroit przesiadalem sie tylko na lotnisku, ktore jest calkiem nowoczesne. Jesli chodzi o kraty i okragla szuflade to w londynie(i byc moze w uk) chyba wiekszosc stacji benzynowych stosuje to rozwiazanie w czasie nocy(nie ma szyb kuloodpornych).

  5. Aha – i dodatkowo na stacjach w uk widzialem zamontowane specjalne kolce na drodze wyjazdowej ze stacji. Moze je aktywowac czlowiek w okienku i juz nikt nie wyjedzie.

    1. Haty, duże dzięki za polecenie ciekawej książki. A może zrobiłbyś jej krótką recenzję, którą moglibyśmy zamieścić na blogu? Wiem, że to zajmuje sporo czasu, ale z drugiej strony, wysiłek konieczny do spisania referencji zwiększa szanse zapamiętania większej ilości szczegółów z książki. Byłbym bardzo zobowiązany.

      Nie czytałem tej książki, którą polecasz, ale jej tytuł bardzo przypomina tytuł książki Bill’a Bryson’a – “Short History of Nearly Everything”. Nie udało mi się jej dokończyć, ale pamiętam, że była bardzo ciekawa i dowcipna.

  6. Autor ksiazki jest jedyna osoba, ktora doradzala amerykanskiej armii, a nieposiadajaca obywatlestwa USA(zrodlo z ksiazki). Byc moze sie podejme w wolnej chwili(nie obiecuje), bo pewnie lepiejby mi wyszlo po angielsku niz po polsku…

    1. Haty, brzmi ciekawie.
      Nie ma sprawy, recenzja książki może być w języku angielskim. Ufam, że wielu Fridomiaków doskonale włada językiem Królowej, a pozostali będą mieli okazję się nieco podszkolić:-) Czekamy zatem.

    1. Krystian, dzięki za kolejnego newsa z Detroit. W gospodarce jak w piłce nożnej. Wiele zależy od determinacji ludzi. Leicester, które jednego roku prawie spada do I ligi, w kolejnym roku wygrywa Premiership. Podbeskidzie, które prawie grało w górnej części tabeli, po kilku tygodniach spada do II ligi. Nie jest wykluczone, że za rok znów wrócą do Ekstraklasy, a w kolejnym jej nie wygrają.

      W przypadku tak skomplikowanych bytów jak miasta, te wzloty i upadki nie są aż tak gwałtowne, zabierają więcej czasu. Miasta posiadające tak wiele atutów jak Detroit czy Łódź (wielkość, centralna lokalizacja, wielość uczelni, uzbrojenie w infrastrukturę, itp) nie mogą nie powstać z kolan. Chyba że ich włodarze, lokalni biznesmeni i mieszkańcy nie widzieliby żadnej nadziei dla swojego miasta. Ale wtedy mogą wkroczyć ludzie z zewnątrz, którzy dostrzegą ukryty w tych miastach potencjał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.