Seria refleksje nad przemijającym czasem. odc 1. Interpretowanie snów

Jak może część z Was wie, już za kilkadziesiąt godzin stuknie mi okrągła 50-tka. Nie wstydzę się swojego wieku, nie rozumiem dlaczego tak wielu Europejczyków (i jeszcze więcej Europejek) ukrywa swój wiek i nie boję się starości. Z drugiej strony, taka okrągła rocznica skłania ku rożnego rodzaju refleksjom. Jeśli pozwolicie, podzielę się z Wami w najbliższych dniach kilkoma z nich.

Pierwszy odcinek tej nowej serii na łamach fridomii – Interpretacja snów. Jeśli chcielibyście mi podpowiedzieć jakieś aspekty, które warto bym porównał dziś do stanu sprzed 25-45  lat, to podzielcie się proszę tymi sugestiami. Zobaczymy jak rozwinie się nasza nowa seria wpisów:-)

Sny

Opowiadanie snów kojarzy mi się z dzieciństwem lub ze starością. Wydaje mi się, że życie musi płynąć nieco wolniejszym nurtem byśmy byli w stanie po pierwsze zapamiętywać, a potem opowiadać i analizować znaczenie swoich snów. Szybkie, wartkie tempo życia chyba nie sprzyja interpretacji snów. To zanikająca umiejętność, kiedyś chyba bardzo ważna dla rozwoju ludzkości.

Dziś chcę Wam opowiedzieć mój sen. Dość dziwny. A może normalny? – tyle że nie pamiętam kiedy ostatnio zdarzyło mi się zapamiętać mój sen i może nieco wyszedłem z wprawy. Nie specjalnie też zwolniłem tempo życia. Jestem po dość intensywnym tygodniu plus w Argentynie i Urugwaju (byłem też na granicy Argentyny z Chile, na przejściu wysokogórskim, w pobliżu szczytu Aconcagua). W sumie odwiedziłem kilka miast – Buenos Aires, Mendozę, Los Cuevas, Cordobę, Montevideo, Colonię del Sacramento by znów wrócić do Buenos. Podróżowałem często nocą (autobusami), a po miastach chodziłem pieszo. Zrobiłem sporo kilometrów. A sam sen przydarzył mi się w samolocie, na wysokości 33 tyś stóp, lecąc z prędkością ponad 1000 km/h.  Tak więc nie do końca czuję, że jakoś mocno zwolniłem tempo. A jednak…

Rzecz się działa w bliżej nieokreślonym naszym mieszkaniu. Nie wiem czy wprowadziliśmy się tam niedawno, czy też po prostu wynajęliśmy je na kilka dni. Było chyba dwupoziomowe, bo z pewnością miało dwa oddzielne wejścia z korytarza. Ledwo pomyślałem o tym, by przekręcić klucz w zamku jednego z wejść, a ktoś z zewnątrz zaczął się doń dobijać. Jakby próbował wtargnąć do środka. Zdążyłem w ostatniej chwili dopchać drzwi kolanem i przekręcić klucz w zamku.

Niestety facet, który się dobijał do pierwszych drzwi zdążył – po krótkiej chwili – wejść drzwiami od kuchni. Moja rodzina, słysząc wpierw odgłosy szarpaniny przy jednych drzwiach, a teraz widząc intruza w drugich była dość przerażona. Nie bardzo pamiętam kto dokładnie był w mieszkaniu ze mną, chyba moja rodzina, ale głównym aktorem snu – obok mnie – był ów intruz.

Młody chłopak, dość agresywny, choć wątłej budowy ciała. Ale prężył się jakby chcąc udowodnić, że ma więcej siły niż to na ile wygląda.

Na początku nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi. Miał do nas, do mnie ewidentnie jakieś pretensje. O co? O to, że zajęliśmy to mieszkanie. Czy dlatego, że to on wcześniej w nim mieszkał? Czy może jakiś jego przyjaciel, który wyjechał. Mijały minuty rozmowy pełnej pretensji i wzajemnego przerywania sobie, a ja nadal nie byłem pewien czego ów intruz chce. Do czego zmierza. Próbowałem go tylko nieco spacyfikować i delikatnie wypychać go z kuchni, poprzez zawężanie jego pola manewru. Gdy usiadł w pewnym momencie na blacie kuchni, to zwróciłem mu uwagę, że tak się nie robi w cudzym mieszkaniu i jednocześnie stanąłem w takim miejscu by schodząc musiał się cofnąć bliżej drzwi.

Ale nadal nie wiedziałem o co mu chodzi. Wielu rzeczy się czepiał. Był agresywny. Atakował mnie słownie na wielu różnych poziomach. Np. uczepił się tego, że choć wyglądam na dobrze ubranego (pamiętam jak we śnie zwróciłem uwagę na to, że rzeczywiście mam na sobie garnitur, zamiast pomarańczowej koszulki i swetra:-), to kuchnia naszego mieszkania jest jakoś dziwnie mała… Do czego ów intruz zmierza? – nadal nie mogłem się połapać.

W którymś momencie stało się dla mnie jasne, a właściwie to domyśliłem się, że on chce się z nami … zaprzyjaźnić. Wtedy przejąłem inicjatywę w rozmowie. Chcesz się zaprzyjaźnić? – zapytałem. Jeśli tak, to zabrałeś się do tego od złej strony. Przyjaźń polega m.in. na 100%-owym zaufaniu, a ty wtargając tutaj w dość agresywny sposób, jakbyś ty był u siebie, a my byli intruzami, zachowałeś się jak wariat. Wariaci raczej nie wzbudzają zaufania. Wzbudzają strach, bo wydają się być nieprzewidywalni. Kto chciałby się zaprzyjaźnić z wariatem? Chyba tylko inny wariat… Chcąc nie chcąc zacząłeś naszą znajomość od ustawienia zaufania na dużym minusie. Najpierw musimy wrócić do poziomu zero, neutralnego, od którego zwykle zaczyna się każda relacja, a dopiero potem – przez dłuższy czas – budować podstawy do 100%-owego zaufania, do przyjaźni.

Niestety w tym momencie się obudziłem ze snu i nie wiem co miało się dalej wydarzyć z owym intruzem. Ale bardziej niż ciekawość tego co miało się dziać dalej, zadziwiła mnie klarowność moich argumentów, którymi potrafiłem we śnie dotrzeć do owego intruza. Zupełnie jakbym komuś opowiadał o … wolności finansowej (tzn nie twierdzę, że przekonuję do wolności finansowej w jakiś super klarowny, analityczny sposób, ale jedynie o to, że mam w tym już dość dużą wprawę, czy nawet rutynę). A tu proszę, z zupełnego zaskoczenia, bez braku jakiegokolwiek przygotowania, nie czując się ekspertem „od przyjaźni”, w mało sprzyjających okolicznościach nagłego najścia, zachowuję spokój umysłu i całkiem rzeczowo i przekonywująco rozbrajam wariata.

Pamiętałem też, że pod koniec snu zacząłem czuć coś w rodzaju sympatii do owego intruza. Chłopak chciał chyba dobrze, ale po prostu się pogubił. Zamiast się przyznać do słabości, udawał siłacza. Chciał siłą wymusić … przyjaźń. A przecież nie tędy droga.

Ot i mój sen.

Wiem, że opowiadając publicznie swój sen, mogę się „narazić” na jakieś psychoanalizy. Sny to chyba jednak dość intymna sprawa. Ale nie obawiam się o stan mojej psychiki oraz ewentualnego wtargnięcia do jej zakamarków przez obcego mi Fridomiaka. Więc jeśli ktoś ma zdolności analizowania snów, to proszę swobodnie go zinterpretować, czymkolwiek owa interpretacja miała by być. Może wyniknie z tego coś edukacyjnego, rozwojowego. Na stare lata chcę się rozwijać w różnych kierunkach:-) Być jak dziecko, które zadaje mnóstwo pytań, które się wszystkim interesuje, które niczego nie ocenia i które niczym się nie przejmuje:-)))

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

8 Responses

  1. Mi się kilka razy śniło coś podobnego – jestem w mieszkaniu, drzwi wejściowe są lekko otwarte, albo zamknięte ale nie na klucz, ktoś od zewnątrz chce wtargnąć – chyba włamywacz czy inny rozbójnik – a ja lecę je zamknąć, zdążyć przekręcić klucz w zamku, zaprzeć jakoś klamkę… Żeby tylko nie zdążyli wejść.

    Tylko tyle pamiętam ze snu. Szczerze powiem że jest dla mnie dość przerażający i budzę się zlany potem.

    Nie to co Sławek – twardziel, który nawet we śnie zaczyna spokojnie rozmawiać z rozbójnikiem, wypychać go z mieszkania, nawet myśleć o zaprzyjaźnieniu się ;-) U mnie jest niestety znacznie agresywniej i gwałtowniej.

  2. Najlepszego (reszta życzeń w mailu wysłana zanim przeczytałam ten wpis). Kurcze pięćdziesiątka, piękny wiek. Dziś mam siedem mniej, a czuję się lepiej i wyglądam lepiej niż 5 czy 8 lat temu. To ciekawe, myślę że zmiany w duszy widać na twarzy i w oczach.
    No i właśnie a propos ducha napiszę, bo to moja bajka. W medycynie chińskiej mówi się, że sny są wtedy kiedy działa nasza shen – podświadomość a inaczej duch. To co mamy w głowie, gdzie siedzi cesarz i zarządza. Sny najczęściej pokazują nam co teraz przerabiamy, czego się pozbywamy, czego boimy albo co nowego mamy się nauczyć.
    Ciekawy ten sen, bo realny. Przyszło do mnie jak czytałam relację z tego snu, że masz zrozumienie i akceptacje dla innych, nawet wariatów. To lekcja, którą właśnie odrabiasz a nawet zaliczyłeś, bo przecież to co czułeś to spokój… no właśnie. Spokój w trudnej sytuacji, zrozumienie, współczucie, a nawet rodzaj sympatii. Ciekawe. Buddyści analizują sny, ostatnio nabyłam Jogę snu i śnienia Rinpocze Wangyala. Nie przeczytałam, bo czytam inne książki. Widać ten wpis jest po to, żebym ogarnęła temat śnienia.
    Odwdzięczę się moją krótką opowieścią: do mnie wraca ostatnio sen, że prowadzę dużą grupę ludzi przez trudny teren. Pamiętam do teraz, że mieli wskoczyć za mną do oceanu, którego fale rozbijały się o bardzo stromy brzeg – taki jaki widuje się na południu Anglii. Patrzyłam i oceniałam kto może nie przeżyć. Był w tym spokój, ale pamiętam też ulgę kiedy okazało się, że wszyscy żyją. Uciekaliśmy przed czymś, jednak nie wiem przed czym.
    Te sny wracały do niedawna i w pewnym momencie pomyślałam, że biorę na siebie zbyt dużą odpowiedzialność za zbyt wiele osób i to jest absolutnie po mojej stronie. Co ciekawe od tamtej chwili sny nie wróciły. Trochę tak jakby to było zrozumienie. Sama nie wiem.
    Rozpisałam się, ale temat mnie mocno zaciekawił.
    Jeszcze raz… najlepszości ;)
    AS

    1. Aniu, pomimo tego, że coraz więcej wiemy o świecie zewnętrznym, to pozostajemy dla samych siebie ogromną tajemnicą, prawda?

      1. I to jest w życiu najpiękniejsze. Ostatnio przeczytałam odpowiedź pewnego mocno starszego pana na pytanie czy teraz jest dla niego wiara, a on na to: niezmiennie tak ja sam dla siebie… wielką tajemnicą. Ot i mamy taki początek dnia :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.