Stewardship, czyli służebność

Stewardship to jedna z najważniejszych wartości, którymi kierowała się firma Arthur Andersen, w której w 1992 roku rozpocząłem swoją drogę w biznesie i w której szybko awansowałem, aż stałem się partnerem (czyli jednym z ponad 3500 współwłaścicieli) w roku 2000. Co znaczy to słowo? “Stewardship” to idea, że jako partner otrzymujesz sowite wynagrodzenie za swoją ciężką pracę, ale również dzięki ciężkiej pracy poprzednich generacji partnerów.

Firma istniała prawie 100 lat, a partnerem nikt nie bywa dłużej niż 15-20 lat (od momentu awansu, do momentu przejścia na emeryturę, który w Andersenie przypadał na 55. rok życia). Stewardship to idea, która podkreśla ten fakt i zachęca do tego by starać się swoimi działaniami zostawić firmę lepszą silniejszą dla przyszłych pokoleń partnerów niż się ją otrzymało od poprzedniej generacji partnerów, współwłaścicieli. Ty skorzystałeś na pracy i wysiłku Twoich poprzedników, teraz dbaj o to by Twoi następcy mogli skorzystać jeszcze bardziej.

Przyznam, że nie od razu zrozumiałem tę nową dla mnie perspektywę patrzenia na moją rolę w Firmie. Z biegiem czasu, ta wartość stawała się coraz bardziej dla mnie ważna. Dzięki niej byłem dumny, że uczestniczę w czymś o wiele większym niż nawet największy i najbardziej prestiżowy projekt u najbardziej prestiżowego klienta. Miałem poczucie tego, że buduję coś więcej niż tylko rachunek wyników na bieżący rok obrachunkowy.

Kilka miesięcy temu otrzymałem w prezencie od mojego dobrego znajomego książkę autorstwa Johna G. Tafta (potomka jednego z prezydentów USA) pt “Służebność. Utracone dziedzictwo Wall Street”. Ów znajomy podarował mi tę książkę po tym gdy opowiedziałem mu o swojej misji wsparcia jak największej liczby Polek i Polaków w osiągnięciu wolności finansowej, w szczególności poprzez platformę grupowego inwestowania w nieruchomości w formie crowd fund investments (Mzuri CFI). Uznał, że nasze podejście jest zbieżne z ideą owej służebności i że ta książka pewnie mnie zaciekawi.

Miał rację. Książkę przeczytałem jednym tchem pomiędzy zabiegami w sanatorium w Druskiennikach.  John G Taft twierdzi, że zasadniczą przyczyną ostatniego kryzysu finansowego jest niedochowanie przez świat finansów wierności zasadzie misji dobrego gospodarza  i odchodzenie od norm zachowań służebnych. Instytucje finansowe powinny być środkiem do osiągania celów wyższych. Istnieją po to, żeby ułatwiać i wspierać wzrost gospodarczy. Odgrywają rolę pośrednika kojarzącego ludzi posiadającymi kapitał z ludźmi potrzebującymi kapitału dla inwestowania.

Instytucje finansowe przestały jednak postrzegać siebie jako pośredników, przyczyniających się do dobrej alokacji kapitału i wspieraniu wzrostu gospodarczego.  Zaczęły uważać siebie za cel sam w sobie i zachowywać się jak pryncypał, oferujący własne produkty finansowe i skupiające się na własnych dochodach i zyskach udziałowców. Egoizm zaczął brać górę nad odpowiedzialnością. Zaczęły coraz częściej działać w roli mocodawcy własnych interesów. Posługując się coraz większą dźwignią finansową, obciążały swoje bilanse ryzykowniejszymi, trudnymi do upłynnienia aktywami przy coraz mniejszym udziale kapitału własnego, coraz to bardziej skupiając się na swoim własnym zarobku. Powstawały różnego rodzaju konflikty interesów. Banki zaczęły mieć się dobrze wtedy, gdy ich klienci tracili pieniądze.

Autor definiuje “służebność” nie tylko jako odpowiedzialne zarządzanie tym, co zostało powierzone czyjejś pieczy, ale zasadą by zostawić po sobie świat lepszy od tego, który zastałeś.  Podstawowym warunkiem zdolności służenia innym jest umiejętność podporządkowania temu celowi interesu własnego. Służebność wymaga celowości (ciągłego skupiania się na celu i pozostawiania mu wiernym), pokory, odpowiedzialności, umiejętności przewidywania (dostrzeganie konsekwencji i wpływu dzisiejszych działań na przyszłe pokolenia) oraz uczciwości.

Takimi wartościami kierują się banki w Kanadzie, którymi autor jest w widoczny sposób zafascynowany. Sześć największych banków Kanady gromadzi 90% całości depozytów bankowych, a mimo to nie widać wśród nich zaciekłej konkurencji. Wydają się kierować ideą służebności. Choć wiele razy byłem w USA i w Kanadzie (ostatni raz w lipcu tego roku) i wydawało mi się, że dość dobrze rozumiem różnice kulturowe pomiędzy tymi dwoma sąsiadującymi narodami, to jednak rozdział poświęcony temu, że “Amerykanie są z Marsa, a Kanadyjczycy z Wenus” był dla mnie bardzo odkrywczy.  Wymowna jest zwłaszcza jedna z wymienionych różnic: Kanadyjczyk zrobi niemal wszystko, aby uniknąć popełnienia błędu (wynika to ponoć z surowości kanadyjskiego klimatu, “zimą w Winnipeg można zginąć tylko dlatego, że się zapomniało kluczy do domu”), natomiast Amerykanin uważa popełnienie błędu za nieodzowną część sukcesu. Różnią się też w podejściu do ryzyka.

Ciekawe dla mnie były wnikliwe analizy autora dotyczące tego jakie czynniki przyczyniły się do kryzysu. Dodatkowo, autor dokładnie (ale nadal dość przystępnie) opisuje działania podjęte na rzecz naprawy światowych finansów. Przystępnie wyjaśnia ustawę Dodda – Franka, trzecią umowę bazylejską oraz inne regulacje. Autor wiąże z nimi duże nadzieje. Zaskoczyło mnie to, że dotychczasowy system finansowy USA opiera się na ustawach sprzed 80 lat – ustawa o papierach wartościowych z 1933, ustawa bankowa z 1933, ustawa o SEC z 1934, ustawa o spółkach inwestycyjnych z 1940 stowrzyła przepisy dla otwartych funduszy inwestycyjnych; czy wreszcie ustawa o doradcach inwestycyjnych z 1940. Wszystkie pochodzą z lat bezpośrednio po Wielkim Kryzysie. Zaskoczyło mnie też to, że ustawa Sarbannes-Oxley jest dość podobna do ustawy Glassa-Steagalla z 1934 r !!! Nihil novi. Przerabiamy znów stare lekcje.

Autor pisze też o socially responsible investing. Pierwsze przykłady SRI sięgają w USA XVIII w kiedy kwakrzy odmówili wkładania pieniędzy w wytwarzanie broni i niewolnictwo oraz wojny o niepodległość. Potem wykluczano grzeszne sektory: firmy produkujące papierosy, wykorzystujące pracę dzieci, rozprowadzające alkohol, prowadzące kasyna czy wytwarzające miny przeciwpiechotne. Dziś firmy działające etycznie, z poszanowaniem dla środowiska, itp uzyskują wyższe wyceny giełdowe. W rozdziale poświeconym ESG, cytowany jest prezes Citigroup – “mówię swoim ludziom by zanim rozpoczną jakąkolwiek transakcję z klientem zadali sobie najpierw trzy pytania. Po pierwsze, czy transakcja będzie w interesie klienta. Po drugie, czy przyniesie komukolwiek jakąś wartość ekonomiczną. I po trzecie, czy jest to działanie odpowiedzialne w rozumieniu systemowym.” Brzmi dobrze, prawda?

Pisząc tego posta, dosłownie przed dwoma minutami, zadźwięczał mój prymitywny telefon. Otrzymałem sms’a. Ponieważ rzadko otrzymuję sms-y (moi znajomi wiedzą, że nie mam zwyczaju ich odczytywać więc przestali je do mnie wysyłać) to zaskoczony od razu sięgnąłem po telefon. Okazało się, że wiadomość otrzymałem  od … banku Citi Handlowego o następującej treści: “Potrzebujesz na Święta dodatkowej gotówki? Odpisz TAK, oddzwonimy z ofertą”. Może ktoś się podszył pod mój bank, nie wiem. Ale jesli nie, to ciekawe jak brzmiały w przypadku tej kampanii sprzedażowej odpowiedzi na owe 3 pytania prezesa Citigroup. Mam wątpliwości czy namawianie ludzi do tego by brali pożyczki na gwiazdkowe prezenty było “odpowiedzialne w rozumieniu systemowym”… Służebność czy chciwość?

Gorąco polecam tę książkę. Daje do myślenia.

John G. Taft – “Służebność. Utracone dziedzictwo Wall Street”, Kurhaus, Warszawa 2014

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

8 Responses

  1. Sławku, nie wiem czy pan prezes Citigroup czyta twojego bloga, ale jesli tak, to na pewno już nigdy nie dostaniesz od nich sms-a ;-)

  2. Przeczytałem ten wpis z mieszanina zażenowania i rozbawienia.

    O jakiej ‘służebności’ można mówić w przypadku Andersena? Ta firma stała za przekrętami w Enronie. Przypominam – pracownicy Andersena ukrywali przekręty niszcząc dokumenty. W efekcie tego firma została całkowicie skompromitowana i przeszła do historii.

    Generalnie, ja bym się nie przyznawał do pracy w tej firmie. Ale wiadomo, Polska to specyficzny kraj, nie ma takiego poczucia etyki w biznesie, jak w US.

    https://en.wikipedia.org/wiki/Arthur_Andersen#Enron_scandal

    1. Doxa, jestem dumny z tego, że pracowałem w Andersenie. Nie stałem za przekrętami firmy Enron – prawdę mówiąc to dopiero po wybuchu tej afery w ogóle dowiedziałem się, że taka firma istnieje. Pracownicy Andersena nie wywołali przekrętów w Enron, ani ich nie ukrywali. Śledztwo, które zostało uruchomione by wyjaśnić rolę Andersena całkowicie uniewinniło pracowników Andersena (przypomnę, że szefowie Enrona poszli siedzieć). Niestety uniewinnienie zostało ogłoszone już po rozpadnięciu się firmy na drobne kawałki.

      My w polskim dziale konsultingu jeszcze przez 4 lata po rozpadnięciu się globalnej sieci Andersena, działaliśmy pod naszym dotychczasowym szyldem jako jedyni z całej sieci obecnej w ponad 80 krajach na całym świecie. Nie było przyjemnie widzieć nazwę naszej firmy mieszaną z błotem w największych globalnych mediach niemal każdego dnia, niemniej nasi klienci oraz współpracownicy nas nie opuścili. Doceniając chyba najbardziej właśnie nasze podejście oparte na “służebności”.

      Doświadczenie to było dla mnie trudne. Ale niczego nie żałuję. Nauczyło mnie sporo pokory i pokazało, że w długim terminie warto trwać przy swoich wartościach i nie bać się robić tego, co się uważa za słuszne.

  3. Witam

    Można sobie zadać pytanie czy wogóle namawiani ludzi do brania jakichkolwiek kredytów jest służebnością czy chciwością?

    pozdrawiam

    1. Doktorze, wydaje mi się, że kluczem do odpowiedzi na Twoje pytanie jest cel branego/udzielanego kredytu. Jeśli bank udziela kredytu inwestycyjnego to wtedy służy rozwojowi. Jeśli udziela kredytu konsumpcyjnego, to zaczynam mieć wątpliwości.

      Kiedyś banki gromadziły oszczędności ludzi (zapewniając im bezpieczeństwo) po to by udzielać kredytów przedsiębiorcom (by tworzyli miejsca pracy). Tak była zdefiniowana ich rola w społeczeństwie. Dziś banki gromadzą oszczędności firm by udzielać kredyty konsumpcyjne obywatelom. Z perspektywy banków jest to łatwiejsze. Kowalscy nie tak skrupulatnie jak dyrektorzy finansowi dużych firm liczą koszty udzielonego kredytu, nie mają dużej siły negocjacyjnej by zmniejszać marże. Bank wobec niepłacących dłużników może stosować różne instrumenty i stoi na pozycji siły (kredytobiorca firmowy to partner, a nie petent).

      Taka sytuacja jest lepsza dla banków, ale czy lepsza z perspektywy Kowalskich? Wątpię.

      To co było potrzebne by odwrócić rolę banków to przekonanie rzeszy Kowalskich i Nowaków, że potrzebują droższe samochody, większe domy, droższe wakacje i inne rzeczy, które bank może im “pomóc” sfinansować:-)

      1. w takim razie czy konsumpcja nie służy rozwojowi?

        ktos kupuje nowy samochód, firma produkuje zapewniając sobie sprzedaż przez co się rozwija.
        Czy firma się rozwija jak nie ma kto kupić jej produktów, bo Kowalski zamiast kupic nowy samochód chowa pieniądze do skarpety?

        pozdrawiam
        doktor

        1. Doktorze, nie chodzi mi o to by z polskich ulic zniknęły samochody. Tylko by ludzie kupowali je za zaoszczędzoną gotówkę, a nie za drogi kredyt. Efekt ogólnogospodarczy to będzie najwyżej przesunięcie zakupu samochodu o kilka lat. Może spadłyby też marże producentów i dystrybutorów samochodów oraz banków, ale myślę, że to byśmy jakoś przeżyli.

  4. sms z banku… to raczej był Citibank. Sam co jakis czas dostaję takie sms`y a na stronie można sobie o ofercie poczytać… najbardziej “podoba” mi się “opłata operacyjna w wysokości 20zł” doliczona miesięcznie do każdej raty, oczywiście oprócz oprocentowania 10% no i prowizji an początek… kiedyś był to fajny bank, szkoda….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.