Najdroższe samochody na świecie…

… jeżdżą po ulicach Singapuru. I nie chodzi tylko o liczne Ferrari, Maserati czy inne maszyny widoczne na tutejszych drogach. Do tego wątpliwego wyróżnienia przyczyniają się głównie podatki. W szczególności tzw podatek COE, czyli Certificate of Entitlement. Jest to pozwolenie na posiadanie samochodu ważne na 10 lat, kosztujące – w zależności od klasy samochodu – kilkadziesiąt tysięcy dolarów. O COE słyszałem z wielu ust Singapurczyków – stawki często się zmieniają i wywołują liczne dyskusje i komentarze. Patrząc na wysokość tego podatku wcale się nie dziwię. Ostatnio trafiłem w necie na artykuł, który na przykładzie Toyoty Corolli 1,6 pokazuje dokładne rozbicie kosztów posiadania samochodu w Singapurze. Oto link: https://s.yimg.com/bt/api/res/1.2/ryllwg232YvNTK8KQhnH2Q–/YXBwaWQ9eW5ld3NfbGVnbztxPTg1/http://blog.moneysmart.sg/wp-content/uploads/sites/18/2016/01/Car2016Infographic.jpg

Toyota Corolla Altis 1,6 L kosztuje tutaj SGD 40.743, czyli około PLN 120.000 (1 SGD = ok PLN 2,88). Ale to dopiero początek wydatków. Wprawdzie rejestracja kosztuje tylko SGD 140, ale jest to tylko podstawa. W przypadku tego modelu samochodu dochodzi dodatkowa opłata rejestracyjna w wysokości SGD 19,589, czyli blisko połowę tego ile kosztował sam samochód.  COE dla tego modelu to już SGD 51.301 (czyli ok 125% początkowej wartości samochodu). Do tego dochodzą jeszcze inne opłaty (tablice rejestracyjne, czytnik dla systemów płatności za przejazdy – o tym za chwilę – oraz inne w łącznej wysokości około SGD 2.050. Jest to wydatek łącznie ponad SGD 115.000, a więc ponad PLN 400.000. W Polsce za taką cenę można kupić samochód o wiele wyższego standardu lub kilka Toyot Corolla.

Po wyjechaniu z salonu, na kierowcę czekają inne atrakcje. Miejsca parkingowe są płatne na całym terytorium Singapuru,  a nie tylko w centrum miasta i obowiązują przez 24 godziny, a nie tylko w godzinach szczytu. Za parking płacą nawet urzędnicy państwowi parkujący w podziemnych garażach biurowców, w których pracują. Ostatnio ponoć postanowiono, że za parkingi będą też płacić nauczyciele parkujący na terenie szkoły, w której uczą. Opłaty wynoszą najczęściej około 1 SGD za każde 30 minut parkowania, ale często jest jakiś limit opłaty za dzień parkowania.

I to nie koniec wyciągania portfela. Podobnie jak w Londynie (choć z tego co pamiętam to ten system Londyn skopiował właśnie z Singapuru, gdzie został wdrożony wcześniej), w Singapurze obowiązują płatności za wjazd samochodem do centrum miasta. Ostatnio również do dzielnic poza centrum, w których również dochodzi do korkowania się ruchu. System nazywa się ERP (Electronic Road Pricing) i polega na tym, że urządzenia zainstalowane w każdym samochodzie (i również na kierownicy skuterów i motorów) są automatycznie obciążane odpowiednią kwotą za każdy wjazd do strefy płatnego wjazdu. Opłaty te wynoszą dla samochodów od 1 do 3 SGD za każdy wjazd (w zależności od strefy oraz od godziny wjazdu) i właśnie w niektórych punktach rosną o 50, a nawet 100%. Poszerza sie też strefa płatnego wjazdu. Oto link: https://sg.news.yahoo.com/erp-rates-up-by-1-at-five-gantries-093002096.html

Mój kumpel z grupy językowej wspominał, że jego kolega pracujący w innej części miasta niż mieszka, zmuszony do przejazdu przez kilka ERP każdego dnia, płaci za swoje przejazdy około SGD 600-700 miesięcznie. Benzyna kosztuje tutaj około PLN 6 za litr.

Singapur jest niedużą, gęsto zaludnioną wyspą. Nie wiem ile samochodów jeździ po tutejszych drogach, ale często zdarzają się autostrady z 5-6 pasami w jedną stronę, które bywają zakorkowane. Tutejszy rząd wprowadzając te podatki stara się zmniejszać chęć posiadania samochodu czy nawet motoru (parkowanie dla motocykli też jest odpłatne i wjazd do stref ERP również). COE dla motocykli też kosztuje więcej (czasami kilkukrotnie) niż cena samego motoru.

Ale rząd nie działa tylko poprzez podatki. Cały czas rozbudowywana jest sieć metra, tutaj zwanego MRT. W najbliższych 15 latach ma powstać kilka nowych linii metra (dziś jest chyba 5 lub 8 jeśli liczyć też lokalne sieci “osiedlowe”) i setki nowych stacji (dziś jest około 100). Celem jest zapewnienie dostępu do stacji metra oddalonej najwyżej o 10 min spaceru od każdego bloku w tym kraju-mieście. Metro ma zostać poprowadzone nawet do graniczącej z Singapurem malezyjskiej miejscowości Johar Bahru. Oprócz tego jest gęsta sieć autobusów (niektóre piętrowe tak jak w Anglii). Taksówki też są dość tanie (a mając w pamięci wysokie koszty posiadania samochodu w Singapurze, wydaje mi się, że mogą wręcz być dotowane przez państwo).

Po Singapurze podróżuje się bardzo sprawnie i wygodnie. Samochód nie jest tu koniecznością. Początkowo myślałem o wynajęciu tutaj skutera, ale zarzuciłem ten pomysł. Jeżdżę głównie autobusami miejskimi. Najchętniej na górnym pokładzie skąd mam wspaniałe widoki:-)

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. z polskiego punktu widzenia są to wiadomości sensacyjne, po prostu niebywałe

    robiłem prawo jazdy w 1995 roku i pamiętam, że w stosunku do obecnej sytuacji na drogach było zgoła odmiennie… czyżby za kolejne 20 lat czekał nas drugi Singapur?

    jakby nie było szkoda tej motocyklowej wolności – tu autobus nie wchodzi w grę

    tak mi się nasuwa nieco prowokujące pytanie, czy skoro 5-6 pasmowa autostrada czasem się blokuje to może bez tych opłat by było bardzo podobnie a pieniądze by zostały w kieszeni obywateli. to trochę jak z płatnym postojem w centrach – płacić trzeba a miejsc i tak nie ma :)

    pozdrawiam, Sławek S.

    1. Sławek, chyba raczej bez tych opłat byłoby gorzej.

      Poznałem wiele osób mieszkających w Singapurze na stałe, które nie posiadają samochodów. Wszystkie z nich stać by było na samochód. Takich osób jest z pewnością więcej – zarobki w Singapurze są bardzo wysokie, to jeden z najbogatszych krajów na świecie. Wg wikipedii z GDP per capita w wysokości USD 82.763 Singapur zajmuje 3cie miejsce na świecie. Nie decydują się na posiadanie samochodu z powodu owych “disincentives”.

      Nie jestem specem od inżynierii ruchu drogowego i nie mam danych odnośnie ruchu, ale o ile dziś korki zdarzają się sporadycznie, to pewnie gdyby każdy kto może, miał tutaj samochód, to ruch by całkiem zastygł. Kupujący nie byłby w stanie wyjechać swoim samochodem z salonu dilera:-) Singapur to mała i bardzo gęsto zaludniona wysepka.

      Powierzchnia Singapuru to 719 km kw. czyli 71 900 ha (powierzchnia Warszawy to 51 700 ha, czyli prawie 40% mniej). Ale trzeba pamiętać, że Singapur to państwo- muszą się tu też zmieścić lasy (jest ich całkiem sporo), port oceaniczny (jeden z największych na świecie), rafinerie ropy naftowej, itp. Mieszka tu ponad 5,5 mln ludzi, czyli ponad 3-krotnie więcej niż w Warszawie. Gęstość zaludnienia wynosi prawie 7 700 osób/km.kw co plasuje SG na trzecim miejscu na świecie.

      No i wreszcie SG ma bzika na punkcie ekologii, podobnie jak kraje skandynawskie. Tereny zielone są wszędzie, nawet na dachach budynków. Na środkowych piętrach robione są przerwy w piętrach by móc stworzyć zielone patia. Można swobodnie tutaj pić kranówkę.

  2. Tak myślę Sławku, że jeżeli cena Toyoty Corolii, która jest samochodem raczej średniej półki wydaje się być w miarę wysoka doliczając oczywiście te wszystkie opłaty dodatkowe: rejestracja, opłata rejestracyjna, COE oraz inne to wydaje się, że w Singapurze wynajem samochodów powinien być bardzo mocno rozwinięty. I firmy wynajmujące samochody wyczuwając, że to też dobry i rentowny biznes mogą te ceny dość mocno kręccić w górę, czując popyt na takie usługi. I pomyśleć, że znajdzie się wiele ludzi w Polsce, którzy powiedzą, że w Polsce to są drogie samochody…

    1. Krystian, masz pewnie rację, ale przyznam, że nie interesowałem się w ogóle wynajmem tutaj samochodu (ponad 3 miesiace to jednak długi okres). Poza tym, doskonale jest tu rozwinięty transport miejski.

      Czy wiele osób wynajmuje tutaj samochody. Nie jestem pewien. Większość atrakcji znajduje się raczej w centrum – nie trzeba pokonywać długich odległości. Ruch jest lewostronny, co może część klientów odstraszać. Singapur leży w Azji, która ma dość złą reputację jeśli chodzi o standardy przestrzegania zasad ruchu drogowego. No i wreszcie, taksówki są tu relatywnie bardzo tanie. I dodatkowo nie trzeba płacić ERP, za drogą benzynę, itp

  3. Bardzo ciekawe i konkretne informacje. Nie miałem pojęcia że tak to tam może funkcjonować. Przypuszczam, że podobne zasady obowiązują w zatłoczonych miastach np. w Japonii czy na Tajwanie. Słyszałem, że w Japonii nie możesz kupić samochodu, jeżeli nie udowodnisz, że masz gdzie go zaparkować (np. swój garaż).

    Gdybym tam mieszkał to bym chyba nie kupił samochodu, 400 tys. zł za średni samochód… masakra. Byłem przez miesiąc w Berlinie czy Dreźnie i metro załatwia temat idealnie.

  4. My niestety w Polsce jesteśmy pod względem samochodomanii trzecim światem. Jest takie powiedzenie: “Prawdziwie bogaty kraj to nie ten gdzie najbiedniejszy jedzie samochodem, tylko taki gdzie najbogatszy jeżdzi transportem zbiorowym.”

    1. Paweł, rzeczywiście coś w tym jest. Londyńskim metrem jeździ wielu prezesów firm, bankowców i innych biznesmenów. W Szwecji czy Holandii bogaci w eleganckich frakach jeżdżą do teatru na rowerach. W Genewie czy Zurychu dość popularne są tramwaje.

      Nie dalej jak dziś, bodajże w Financial Times lub WSJ czytałem felieton pewnej Hinduski. Przy okazji niedawnej wizyty w Londynie, jechała piętrowym autobusem komunikacji miejskiej. Obok siedziała elegancka starsza pani i czytała coś na kindlu. Po chwili wsiadła inna, przywitały się serdecznie i chwilę porozmawiały. Ponieważ jedna pytała drugą jak sobie odpoczywa podczas przerwy, pomyślała, że to nauczycielki w szkole, które cieszą się feriami. Okazało się, że to brytyjskie … parlamentarzystki.

      Autorka felietonu bardzo ubolewała nad tym, że hinduscy parlamentarzyści raczej nie wsiadają do wagonów metra w New Delhi. Ostatnio nawet powstał pomysł by wprowadzić specjalne wagony dla zamożnych, które byłyby droższe i wygodniejsze. Chodziło o to by bogaci Hindusi nie musieli się mieszać z biednymi:-)) Nie do pomyślenia w Londynie, Singapurze czy Zurychu.

      Poza tym, zwykle im mniejsze różnice pomiędzy najbogatszymi, a biednymi, tym kraj jest bardziej rozwinięty:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.