Czy jest taki moment gdy warto przestać … oszczędzać?

Natknąłem się dziś na ciekawy artykuł na yahoo, w którym autorzy rozprawiają się z pewnym problem, który – przyznam – nie miałem świadomości, że w ogóle istnieje. Jak przejść z osoby oszczędzającej w osobę wydającą pieniądze ze swoich oszczędności. Zakładałem, że akurat to potrafimy robić wszyscy, a tu się okazuje, że niektórzy nie wiedzą kiedy i nie potrafią zacząć wydawać swoje oszczędności.

Oto link do artykułu: http://www.investopedia.com/articles/personal-finance/021816/when-its-time-stop-saving-retirement.asp?partner=YahooSA

A tu link do innego artykułu mówiący o 4 fazach emerytury. Przyznam, że nie przyszło mi wcześniej do głowy, że okres emerytury dzieli się jeszcze na fazy. Oto link: http://www.investopedia.com/articles/personal-finance/110315/4-phases-retirement-and-how-budget-them.asp

Jak widać na moim własnym przykładzie, edukacji finansowej nigdy za dużo:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

36 Responses

  1. Sławek a jak to wygląda u Ciebie? Czy z przychodów pasywnych wydajesz wszystko, czy odkładasz nadal na kolejne mieszkania albo na jakieś inne cele?

    Ja na razie dosyć sprawnie przeszedłem do drugiego etapu, a więc wyłączyłem u siebie konieczność odkładania i nie miałem z tym problemów żadnych ;-)

    No może nie do końca, bo w tym miesiącu kończę jeszcze urządzać wspólnie z Mzuri dwa mieszkania na wynajem no i na ten cel te 30 tys. zł musiałem odłożyć właśnie z przychodów pasywnych. Więc jeszcze jakoś daję radę odkładać ;-)

    1. Robert, nie wydaję wszystkiego co przynoszą mi co miesiąc pasywne dochody. Mógłbym sobie pozwolić na istotne podniesienie standardu życia, np dużo wieksze mieszkanie (dziś mieszkamy z żoną w 2-pokojowym mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty), na bardzo dobry samochód (dziś samochodu zupełnie nie mam, sprzedałem 8-9 miesięcy temu i czuję się szczęśliwszy jeżdżąc po mieście na skuterze), czy na noclegi w lepszych hotelach (dziś wybieram albo te najtańsze, albo nawet hostele), czy na podróżowanie w klasie biznes (latam ekonomiczną lub czasami low-costami). Nie chodzę do drogich restauracji (przekonałem się wiele razy, że jedzenie tam wcale nie jest lepsze niż w domu, zwłaszcza, że moja żona lubi gotować i robi to doskonale), nie wydaję pieniędzy na drogie ubrania czy gadżety (nie lubię gadżetów, a ubrania wolę pomarańczowe niż markowe:-).Nie mam żadnego drogiego hobby, oprócz podróżowanie.

      Nadal odkłada mi się gotówka, którą albo wykorzystuję w różnych formach wspierania innych, albo kupuję kolejne mieszkania na wynajem. Czasami myślałem, że może powinienem zwiększyć swój standard życia – tak mi podpowiada rozum – ale serce pyta “po co?” (to chyba odwrotnie niż u większości ludzi, prawda?)

      1. Czyli tezy artykułu do Ciebie pasują ;-) Nie wiesz kiedy przestać oszczędzać, a kiedy zacząć korzystać z tych oszczędności. Z tym że artykuł jest troszkę z innego punktu widzenia, mianowicie zakłada, że np. odłożyłem 1 mln zł i mam 60 lat. Tak więc powiedzmy że mam ten punkt “krytyczny” i doszedłem do wniosku, że pora zacząć “żyć” i wydaję powiedzmy 100 tys. zł rocznie. Przez 10 lat żyję więc sobie na wysokim poziomie i wydaję oszczędności. Problem w tym, że po 10 latach nie mam już nic bo przejadłem oszczędności. Dochody z najmu są o tyle lepsze, że przez te 10 lat mam dochody pasywne i mogę je w całości przejeść, a za 10 lat… nadal mam te mieszkania i będą przynosić mi dochody w nieskończoność ;-)))

        1. Robert, masz rację. A moja sytuacja polega na tym, że nauczyłem się żyć PONIŻEJ swoich możliwości i nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy. Wręcz przeciwnie, moje życie mnie satysfakcjonuje. Czy mam teraz podnosić swój standard życia tylko z tego powodu by wydawać wszystko co stanowi mój pasywny przychód? Po co?

      2. Fajne macie problemy Panowie – gratuluje :)
        Mnie do tych ‘problemow’ jeszcze daleko, ale fajnie miec takie dylematy. Dopiero zaczynam swoja przygode z nieruchomosciami. Koncze wlasnie duzy remont mojego pierwszego domu na wynajem (tak, dluzej i drozej niz zakladalem). Jesli wycena po skonczeniu bedzie taka jak przewiduje, bede myslal o zadluzeniu go na 50% i kupnie nastepnego.
        Ostatni raport Santandera o cenach nieruchomosci w UK przewiduje prawie podwojenie sie srednich cen do 2030 osiagajac £557,444 – to naprawde sporo, ciekawe co w Polsce bedzie mozna wtedy kupic za te kwote? Ktos sie pokusi na opinie? Przy obecnym kursie to byloby ponad 3mln PLNow. Ogolnie w UK obecnie troche szalenstwo, ludzie kupujacy drugi dom spiesza sie przed kwietniem zeby ominac dodatkowe 3% podatku stamp duty. Styczen najlepszy od 8 lat pod wzgledem kredytow, £17.9 miliarda funtow wzieli na siebie zadluzenia Brytyjczycy w styczniu.

        1. BiL, korzystając z tego, że się „dorwałem” do klawiatury, to jednak muszę Ci jednak odpisać. Myślałem, że mi przejdzie. Jednak Twoje kolejne wpisy w innych artykułach, w kontekście tego co tu piszesz, nie pozwoliły mi milczeć. Oczywiście nie bierz tego do siebie, ale moim skromnym zdaniem, za dużo masz w głowie teorii ekonomicznych wyczytanych gdzieś w Internecie, a za mało pokory wobec praktyki osób tu piszących. Skoro zaczynasz przygodę z nieruchomościami, to raczej powinieneś słuchać niż pouczać. Tym bardziej, że jesteś na najlepszej drodze, aby popełniać te same błędy, które popełniali tu piszący jakieś 10-15 lat temu. Z jednej strony cytujesz zupełnie bezużyteczne teorie ekonomiczne, a z drugiej dajesz się porwać fali szaleństwa, że tu pozwolisz zacytuję: „Ogolnie w UK obecnie troche szalenstwo, ludzie kupujacy drugi dom spiesza sie przed kwietniem zeby ominac dodatkowe 3% podatku stamp duty.” Nie znasz podstawowej zasady ekonomii, że jeśli KAŻDY coś kupuje, to jest niechybna droga do załamania tego rynku? A Ty idziesz z tym „stadem”, kupujesz, bo w kwietniu będzie jakiś podatek – robiąc błąd, który jest opisany pewnie w każdym podręczniku do ekonomii i to we wstępie. Cytujesz opinię Santandera, a ja Ci odpowiem inną opinią: http://tvn24bis.pl/ze-swiata,75/lion-s-bank-brexit-moze-obnizyc-ceny-nieruchomosci-o-5-proc,623415.html. Oczywiście wcale tak nie uważam, ale pamiętaj opinie bankierów zawsze mają drugie dno. Wiedzą, że będzie jakiś podatek. Muszą sprzedać więcej kredytów. To wypuszczają opinie, że za 15 lat ceny nieruchomości będą dwa razy wyższe i łapią na to takich jak Ty. Jak pisałem, nie bierz tego do siebie, tylko zastanów się, czy przypadkiem sam nie robisz błędu. A co do pytania zawartego tu: „£557,444 – to naprawde sporo, ciekawe co w Polsce bedzie mozna wtedy kupic za te kwote? Ktos sie pokusi na opinie?” to w mojej opinii będzie można kupić mniej więcej to samo, co byś mógł kupić dziś za tę cenę w Polsce. Bo jeśli rzeczywiście ceny w UK pójdą 2 x do góry to i w Polsce też. A nawet śmiem twierdzić, że mimo wszystko prędzej kupisz mniej za to w Polsce niż w UK, bo ceny tam są już kosmiczne. Ale to już oczywiście wróżenie z fusów. Dla ludzi tu piszących i czytających tego bloga liczy się tylko jedno, a mianowicie – ile co miesiąc będzie spływało na konto. Reszta jest nieważna, ile będzie można kupić za nasze nieruchomości itd. Bo co z tego, że ktoś będzie mógł sprzedać za 15 lat swoje mieszkania dajmy na to za 2 miliony, skoro będzie mógł kupić mniej więcej to samo (minus rzecz jasna 2 % podatek PCC oraz inne prowizje). Pomyśl, czy skoro jesteś na początku drogi inwestowania w nieruchomości, to czy kupowanie na wielki kredyt domu za ok 1,5 miliona pln (jak dobrze zrozumiałem) ma sens. Czy nie lepiej zacząć, nawet w Polsce, od jednej kawalerki? Nauczyć się pewnych spraw związanych z tą branżą. Tą radą, osoby, która przeszła już przez te wszystkie fantastyczne okazje nas otaczające (dające zarobić wszystkim tylko nie Tobie), pozdrawiam i życzę powodzenia w drodze ku wolności.
          Adam

        2. @Adam i Ania
          Bardzo duzo wpisow na tym blogu uwazam za ciekawe i wartosciowe. Jestem tutaj, bo chce sie czegos nauczyc od Slawka i innych komentatorow. Oczywiscie nie ze wszystkimi wpisami i osobami sie zgadzam, ale raczej nic w tym zlego. Co do wizji gospodarki w skali makro, bo chyba do tego pijesz, uwazam ze lepsze zrozumienie tych kwestii pozwala na podejmowanie lepszych decyzji inwestycyjnych. Dla wielu gospodarka w skali mikro i makro to jest jedno i to samo, dla wielu to jak powstaje pieniadz jest malo zrozumiale, lub wrecz nieistotne. Ludzie chca miec pieniadze, ale nie interesuja ich techniczne szczegoly, wazne jest to iz kasa wplywa na konto i moga nia dysponowac. Skad ona sie bierze jest pomijane, lub tlumaczone tym iz bierze sie z pracy. A wszystkie dlugi, to najlepiej splacic. Ale chce podkreslic, to nie jest tak, ze te kwestie koniecznie trzeba rozumiec aby osiagnac wolnosc finansowa i korzystnie inwestowac. To nie jest tez tak, ze wolnosc finansowa ktora mamy dzisiaj jest jakos gwarantowana do konca naszych dni.

          W UK, tak samo jak w innych krajach, glownym czynnikiem ktory ksztaltuje ceny jest popyt/podaz. Jesli duzo ludzi chce sprzedac, a malo chce kupic to ceny spadaja. To nie jest tak, ze ludzie mysla iz ceny w UK beda szly tylko w gore. Ostatni kryzys pokazal, ze moga tez isc w dol.

          Piszesz o inwestycji w kawalerke w Polsce. Dlaczego obecnie nie sadze zeby byl to dobry pomysl? Pomijajac kwestie podatkowe i to, ze kredyty hipoteczne w porownaniu do zachodu sa drogie i staja sie coraz trudniej dostepne. Wydaje mi sie, ze obecnie w Polsce brakuje dobrych okazji inwestycyjnych (pewnie Slawek nie zgodzi sie za mna). To oczywiscie tylko moje zdanie, ale Krakow, Warszawa, Gdansk i Wroclaw*, czyli duze miasta ktore moim zdaniem beda sie rozwijac I obecnie jedyna opcja ktora moglbym brac pod uwage, problem w tym iz mieszkania w kamienicach tam sa juz stosunkowo drogie (nawet liczac -20-30% od cen wywolawczych), a deweloperzy dalej buduja. Co mi z tego, ze wyremontuje mieszkanie ktore kupilem, skoro jest b mala szansa, ze moglbym je zaraz sprzedac z zyskiem, a zysk z wynajmu w stosunku do wlozonych pieniedzy i perspektyw wzrostu wartosci w czasie jest, moim zdaniem, dlugookresowo niezadowalajacy. Dlaczego akurat to jest takie istotne zeby dodac remontem do wartosci mieszkania min. 10-15-20% i wiecej? Bo to jest nasza poduszka bezpieczenstwa na wypadek spadku wartosci, a gdy ceny beda wzrastac za jakis czas pozwoli to nam wyciagnac zainwestowane wczesniej pieniadze zadluzajac nieruchomosc. Jesli ludzie uwazaja, ze ceny nieruchomosci nie maja dobrych perspektyw do wzrostow, to ludzie w nie po prostu nie inwestuja, gdy mysla odwrotnie to inwestuja napedzajac rynek. To jest wlasnie obecnie PL vs UK, gdzie mozna lepiej zarobic kazdy decyduje sam.
          * moim zdaniem inwestowanie w mniejszych miastach w ktorych ubywa mieszkancow, a coraz wiecej sie buduje, mija sie z celem. Mamy tam bardzo male szanse na wzrost wartosci nieruchomosci, a gdy nawet zyski z wynajmu sa dzis dla nas zadowalajace, to za 5 lat moga juz nie byc, a nieruchomosc moze nam generowac straty i tracic na wartosci. Dodatkowo w takich miastach popyt/podaz zrobi swoje i przewiduje iz ceny nieruchomosci spadna, gdy ceny spadna, spadnie rowniez zysk z wynajmu, bo pewnie z czasem pojawia sie nowi inwestorzy ktorzy zadowola sie nizszym czynszem, jesli w ogole uda im sie wywalczyc klienta.

        3. @Adam i Ania
          Sorry, jesli to powyzej zabrzmialo jakos pesymistycznie, ale ja tak to obecnie widze. Natomiast co obecnie jest niedowartosciowane (jeszcze pewnie z jakies kilkanascie miesiecy bedzie) to nieruchomosci w Grecji, np. Corfu, piekna wyspa i przystepne ceny. Za kilka lat jak rynek ruszy to bedzie 8-10% w skali roku w gore. Oczywiscie to tylko moje domysly, ale zobaczymy jak bedzie :)

        4. BiL, życzę Ci szybkiego wzbogacenia się na nieruchomościach w Grecji. A jak już Ci się to uda, to może załóż bloga “jak się szybko wzbogacić”, do którego chętnie będę odsyłał ludzi, którzy przez przypadek trafią na mojego bloga, a którym jednak nie po drodze jest … Pomarańczowa Ścieżka:-). Którzy wolą bardziej seksowną i krwiście Czerwoną Ścieżkę do Bogactwa.

  2. Witaj Sławku,
    Dziekuje za te wszystkie ostatnie posty, jakoś one sa inne niz pozostałe.
    Bardziej pokazujace zycie , wyzwania czy prognozy przyszłym fridomików wolnych finansowo.

    Mówi się ze bogaty człowiek nie wydaje bo nie musi, w tym znaczeniu ze stąc go finansowo na wiele ale ma tą swiadomośc ale nie wydaje ich własnie. Poczucie mozliwosci wydawania moze dawać wieksza frajde niz samo wydawanie wiec po tracic i podwyższac stan zycia.

    Ciesze sie niezmiernie ze wciaz ta promujesz na łamach fridomi.
    Rzeczywiscie to rzadkie, ludzie majac troche gotowki potrzebuja wszystko miec wieksze.
    Budowanie relacji i poszerzanie wiedzy jest duzo przyjemniejsze i tansze :) .

    Zastanawiam sie często jak okreslic etap wolnosci finansowej, czy to jest utrzymywanie siebie z mieszkan ( min) czy raczej to plus jeszcze dodatkowe srodki miesieczne aby lekko pomnażąc portfel lub przynajmniej miec taka możliwość ale o ile ?
    Czy to nie bedzie na końcu dnia dążenie do ciągłego bogacenia sie i nie możność poznania zycia, prawdziwej wolności.

    Pozdrawiam Cie
    Marcin
    Tychy

    1. Marcin, trudne pytanie. Myślę, że każdy sobie odpowie na nie inaczej. Moja wersja brzmi – mieć tyle by utrzymać swój standard życia i nie musieć żyć z ołówkiem czy Excelem w ręku. Bo to mi daje ogromny komfort psychiczny. Nigdy nie żyłem z ołówkiem w ręku i teraz nie chciałbym musieć zacząć tego robić (by mieścić wydatki w comiesięcznych przychodach). Ale do tego nie wystarczy mieć jakiegoś poziomu pasywnych przychodów. Potrzebna jest też umiejętność, nawyk, życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych. Bo bez tego, żaden poziom pasywnych dochodów nie wystarczy. Takie jest moje zdanie.

  3. Wolnym finansowo się jest jeżeli życie z dochodów pasywnych pozwala życie na takim poziomie jak w przypadku wykonywanej pracy, inaczej możnaby uznać że ludzie żyjący z zasiłku są wolni finansowo i do tego nie muszą żyć poniżej swoich możliwości finansowych – czyli szczęście 100%.

    Jeżeli małżeństwo zarabia miesięcznie 10 tys eur (żaden hit) czyli ok 40.000 zł i 50% inwestuje w wolność finansową a 50% czyli 20.000 wydaje na życie to należy uznać że żyją duzo poniżej swoich możliwości finansowych i do tego są bardzo rozsądni.

    Aby osiągnąć wolność finansową czyli 20 tys miesięcznie bez pracy, muszą uzbierać majątek produktywny 6.000.000 zł aby przy rentowności netto 4% (po podatkach, większa rentownosc netto jest w długim terminie niemożliwa do osiągnięcia, wzorem zachodu spadnie ona do 4% w przypadku nieruchomości).

    Czyli od chwili osiągnięcia dochodów 40 tys miesięcznie muszą oni gromadzić majątek przez 25 lat!
    i to przy założeniu że nigdy ni stracą pracy nie zachorują itp. Biorąc pod uwagę że takich zarobków nie osiagną w wieku 20 lat tylko dopiero gdy będą starszymi i doświadczonymi pracownikami to wolności finansowej nie osiągną nigdy.

    Oczywiście jest to uproszczony tok myślowy a kwoty każdy może dopasować sam ale jakoś mocno mnie te obliczenia nie motywują.

    1. Mariusz, małżeństwo z Twojego przykładu, posiadając tak dużą zdolność kredytową, mogłoby się częściowo lewarować. I wtedy najemcy pomogą spłacić zaciągnięty dług i osiągnąć wolność finansową szybciej. Ale tak czy inaczej to jest proces raczej wieloletni niż “na zaraz”. Dla osób niecierpliwych się pewnie nie nadaje. I m.in. dlatego nie każdy osiągnie wolność finansową.

    2. Mariusz, założenia masz mocno kontrowersyjne. Uzalezniasz potrzeby finansowe od zarobków, tymczasem mogą one być stałe niezależnie od zarobków. W Twoim podejściu nie gra roli wysokość zarobków, nawet jesli zaczniesz więcej zarabiać, to nie przybliży Cie to do wolności. To demotywujace, ale wynikające z moim zdaniem w/w błędnego założenia.

      Tak zwana inflacja kosztów życia to jedna z przeszkód osiągnięcia wolności i jedna z rzeczy piętnowanych na tym blogu i na wielu innych blogach o Wolności finansowej. Zarabiasz więcej to od razu wymyślisz sobie nowe wydatki i do nowych luksusow przywykasz, zresztą one Ci powszednieja i nawet nie czynią szczęśliwszym.

      Jeśli jednak będziesz się upieral przy koszcie życia proporcjonalnym do zarobków, to chociaż przyjmij współczynnik niższy od 50%. Przy wydawaniu połowy bardzo dobrej pensji rzeczywiście wiele nie odłożysz choć z pozoru to niby życie poniżej możliwości.

    3. Mariusz, a teraz przyjmijmy, że małżeństwo – tak jak wspomniał Sławek – zlewaruje zakupy powiedzmy w 50 procentach. A jeżeli kupuje z głową to podczas spłacania kredytu zostaną jeszcze zyski do reinwestowania. I wyjdzie, że wystarczy 10 lat.

      Można szukać przeszkód a można też sposobów.

    4. Mariusz, w jaki sposob Twoim zdaniem spadnie rentownosc – przez wzrost wartosci czy spadek czynszu? Chodzi mi zwlaszcza o miasta o wysokich zwrotach, jak Katowice czy Lodz.

      1. I jedno i drugie w zależności od segmentu mieszkań i cyklu koniunkturalnego, to nie są procesy z roku na rok. Relacja % czynszu do wartości będzie się zmieniała.

        1. Zwiększona podaż spowoduje spadek czynszu lub wymusi wzrost standardu lokalu aby utrzymać czynsz na tym samym poziomie.

        2. Gdy czynsz będzie zbliżony do raty kredytu wynajem się nie spopularyzuje, musi być znacząco niższy

        3. Jeśli chodzi o Katowice muszą wyrównać ceny mieszkań do innych miast bo nie istnieje żaden racjonalny powód dla którego są dużo tańsze niż w innych miastach (rynku nieruchomości w Łodzi nie znam). Za 10 lat Katowice będą zupełnie innym rynkiem.

        1. Moje zdanie jest takie, że zwroty z najmu będą spadać wraz z cywilizowaniem się rynku. Bardziej ucywilizowany rynek oznacza mniejsze ryzyko, a co za tym idzie przyciąga więcej inwestorów. A to spowoduje wzrost ceny mieszkań. Z drugiej strony, inwestorzy będą się godzić na niższy zwrot biorąc pod uwagę zmniejszone ryzyko inwestycyjne.

  4. witajcie,

    ja budowanie wolności finansowej (świadomie) osiągnąłem późno, bo w wieku 36 lat, więc muszę mieć w sobie dużo optymizmu, żeby w nią wierzyć. aczkolwiek jesteśmy (z żoną) już prawie w 40% drogi do niej.

    pasywny dochód to podstawa, ale w naszym przypadku jest to też wolność od przymusu pracy na etacie (od papierów, bezsensownych zadań, kiepskiego szefa, ogólnie rozumianego systemu).

    ktoś, kto jest w stanie zbudować dochody pasywne raczej nie usiądzie i nie będzie się gapić w niebo, chcąc nie chcąc coś sobie “wymyśli”, ale to coś będzie wynikać z wewnętrznej potrzeby a nie z konieczności.

    my przewidujemy etap pośredni, tzn taki, w którym praca będzie jeszcze koniecznością, ale będę mógł robić to, co mnie (nas) pasjonuje a nie to co wynikania z racjonalności i jest najbardziej opłacalne.

    nawet jeżeli komuś nie uda się osiągnąć zamierzeń to i tak ba bonus do emerytury, o którym teraz się nie myśli, ale który w swoim czasie się doceni.

    co do kwestii poziomu wydatków to nasze założenia są niskie, ale wolimy mieć niższy dochód, ale za to osiągnięty wcześniej niż czekać na extra kasę, ale osiągniętą później. poza tym, co dla nas ważne, i tak pewnie będziemy coś działać, więc dodatkowe pieniądze i tak się pojawią – jako skutek nie pracy z wymogu, ale dla przyjemności.

    pozdrawiam, Sławek S.

  5. Witam

    Życie poniżej możliwości finansowych wcale nie jest takie trudne, a powstrzymanie inflacji poziomu życia (przy wzrastających zarobkach) też nie jest jakieś skomplikowane. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ludzie są bardzo różni i różne sprawy są dla nich ważne, ale nie przesadzajmy. Pieniądze są nam potrzebne tylko do przeżycia w obecnym świecie (nie są celem samym w sobie – wyłączając sytuację gdy robienie pieniędzy przynosi komuś przyjemność jest to rodzaj samorealizacji). Wydaje mi się, że jeśli uświadomimy sobie jak wiele rzeczy możemy mieć za małe pieniądze lub wręcz za darmo to ich wydawanie nie będzie takie istotne. Najlepszym przykładem są ludzie, którzy mają jakieś pasje. Oczywiście na nie często wydają spore środki, ale często też mogą sobie żyć bardzo szczęśliwie nie “szpanując” przed sąsiadami nowymi gadżetami czy samochodami. Często takie rzeczy robi się dla innych ludzi i jednocześnie zatraca to, co jest ważne w życiu dla nas. Dodtakowo przypomina mi się jakieś badanie, w którym naukowcy doszli do wniosku, że zwiększanie zarobków i wydatków tylko do pewnego stopnia zwiększa nasze szczęście. Zgodnie z piramidą Masłowa na samym szczycie jest potrzeba samorealizacji i z własnego doświadczenia mogę polecić dążenie właśnie do osiągania tego szczytu piramidy. A pieniądze znajdują się gdzieś na drugim poziomie (potrzeba bezpieczeństwa w tym finansowego). Aby zapewnić to bezpieczęństwo zazwyczaj nie potrzeba jakiś gigantycznych środków.

    1. Hej Lukasz,
      Ogolnie kto, w jaki sposob i kiedy ‘tworzy’ i ‘niszczy’ pieniadze bardzo malo ludzi rozumie. Ludzie czesto mysla, ze pieniadze biora sie z pracy, bo za prace dostaja pieniadze. W rzeczywistosci jest to duzo bardziej skomplikowane, a glowna role w obecnym systemie fiat money odgrywa przez tak wielu (tych ktorzy nie rozumieja tych kwestii oczywiscie) znienawidzony dlug, zarowno publiczny jak i prywatny. Bo czym jest w koncu ten mityczny dlug publiczny jesli nie suma deficytow budzetowych? A czym jest deficyt budzetowy jesli nie roznica pomiedzy tym co ‘rzad’ wydaje a tym co zbiera od spolezenstwa w podatkach? To sa bardzo ciekawe tematy, ktore moim zdaniem powinien zglebiac kazdy inwestor. Obecnie w systemie zeby jedni mieli oszczednosci, inni musza miec dlugi, inaczej sie po prostu nie da. A wciaz tak malo ludzi to rozumie. Jak ktos juz cos tam wie, to czesto mysli ze to depozyty kreuja pozyczki (kredyt), gdy w rzeczywiatosci jest odwrotnie to kredyty kreuja depozyty (bank tworzac nowy depozyt udzielajac pozyczki tworzy nowy pieniadz, nie zabiera go Pani X, zeby przelac na konto Pana Y).

  6. Witajcie,

    milo czyta sie wpisy osob, ktore albo osiagnely wolnosc finansowa (WF) albo sa na dobrej drodze.

    Mam wrazenie, ze jednym z niedocenianych ryzyk w publikacjach o WF (rowniez na tym forum) jest kwestia rozwodu. Bo to, co wyliczyles jako docelowy pasywny przychod, ktory wystarczy na swobodne zycie przestaje wystarczac w obliczu podzialu majatku, kosztow rozwodu, alimentow, etc. Innym elementem ryzyka jest choroba uniemozliwiajaca zarzadzanie majatkiem. Wiem, ze jest Mzuri ale Mzuri nie zastapi inwestora, ktory jest odpowiedzialny za strategie inwestowania.

    Jestem ciekaw Waszych przemyslen. Czy bierzecie potencjalny rozwod lub chorobe pod uwage przygotowujac sie do WF?

    Pozdrawiam,
    Adam

    1. Adam, poruszasz bardzo ciekawy wątek, dzięki. Rzeczywiście chyba do tej pory na łamach fridomii nie pisaliśmy o przygotowaniu się do rozwodu czy na wypadek choroby, może tylko raz czy dwa była mowa nt intercyzy małżeńskiej. Rzeczywiście chyba ludzie mają tendencję do zakładania tego, że te mniej przyjemne rzeczy ich ominą.

      A wracając do tematu, to jeśli ktoś nie chce zastosować rozwiązania typu intercyza (ma ona bowiem swoje wady głównie w sferze emocji), to chyba nie ma innego wyjścia jak zbudować … większy, może nawet podwójny, portfel mieszkań. Wtedy nawet po podziale majątku, nadal pozostanie wolnym finansowo.

      1. Sławek ma chyba rację, bo jeśli cały majątek jest wspólny, to w przypadku rozwodu trzeba jego połowę oddać byłej żonie. Wyjścia zatem są takie – budujemy taki majątek, żeby również przy jego 50 % można było się z niego utrzymać, wtedy oddanie połowy będzie może bolało, ale nadal jesteśmy wolni finansowo. Albo cały majątek jest tylko na nasze nazwisko poprzez intercyzę i wtedy w razie rozwodu nic nie musimy oddawać byłej żonie.

        Co do choroby, to hmmmm jak można się do niej “przygotować”? Jak mamy powierzone zarządzanie najmem np. Mzuri, to w razie choroby właściciela z mieszkaniami nic się nie dzieje? A comiesięczne dochody możemy przeznaczyć np. na leczenie czy sanatorium.

    2. Dodam jeszcze jeden scenariusz, o którym trzeba pamiętać w trakcie budowania portfela mieszkań/lokali na wynajem. Kwestie dziedziczenia.

      O ile rozwód może być naszym wyborem i jakoś jesteśmy w stanie sobie go wyobrazić, ileś trwa, czy możemy przewidzieć, że coś nie pójdzie po naszej myśli, to jednak wspomniana choroba, a jeszcze bardziej śmierć zaskakują i mieszają szyki nieodwracalnie.
      Gdy jedno z małżonków odchodzi, pozostali dziedziczą ustawowo w kolejności: małżonek, dzieci, a jeśli nie ma potomków, to rodzice i rodzeństwo. Jest to bardzo istotne, aby wiedzieć, kto jeszcze może mieć uprawnione roszczenia względem naszego majątku i… kredytów. W przypadku śmierci kredytobiorcy (lub jednego z …) bank wypowiada umowę automatycznie, gdyż przestaje istnieć jeden z podmiotów porozumienia. A jeszcze, gdy dziedziczą, np rodzice i rodzeństwo jednego z małżonków, może się okazać, że porozumienie z bankiem jest niemożliwe. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż do zakończenia sprawy spadkowej nie można swobodnie zarządzać majątkiem. Ważne są wspólne konta, lista wszelkich opłat, należności, numery kont bankowych do czynszów, czy kontakty do dostawców energii, gazu… Często małżonkowie dzielą się obowiązkami i drugie nie wie nawet gdzie szukać potrzebnych dokumentów, szczególnie w czasach mailowych raportów, potwierdzeń, czy faktur.

      Wiele jest rzeczy, o których warto pomyśleć wcześniej.

      1. Aga-ta, dzięki za wiele bardzo cennych porad. Zrobię z tego oddzielny wątek by ten ważny temat nie zniknął w gąszczu komentarzy. Dzięki.

  7. Są gorsze rzeczy niż rozwód np. wojna i/lub reset systemu finansowego który się zbliża.
    Na szczęście można pobierać czynsz w formie różnej waluty np. żywności, wódki którą można płacić dalej itp. Jednak aby wtedy normalnie żyć należy mieć samowystarczalną nieruchomość w której się mieszka.

  8. Sam trzymam sie tego ze warto dazyc do WF maksymalnie wczesnie w ciagu zycia (m.in. ze wzgledu na procent zlozony). Czym innym jest 1mln w wieku 30 lat czym innym osiagniety dopiero nawet po 40. Mimo wszystko w pierwszym przypadku warto zdywersyfikowac jakosc zycia miedzy inwestycje a przyjemnisci z zycia (WF mozna tez w koncu nigdy nie dozyc). Proporcjonalnie wraz z wiekiem obnizac przymus oszczednosci a stopniowo zwiekszac poziom zycia (proces zwiekszania powinien byc przyjemniejszy niz sam efekt koncowy). Po drodze jest kilka pulapek w stylu: wiekszy dochod = wieksze auto i dom, troche spekulacji, kilku naciagaczy i pranie mozgu w mediach.

  9. oj BiL, BiL… cóż pozostaje mi się dobrotliwie uśmiechnąć. Masz widać swój punkt widzenia i masz oczywiście do tego prawo. Twoje pieniądze i Twoje życie. Wygrałeś los na loterii, czyli, trafiłeś na taki blog w młodym wieku i wyrzucasz ten los do śmieci. Ja osobiście żałuję, że blog Sławka nie powstał z dziesięć-piętnaście lat temu. Wiele decyzji podjąłbym inaczej i był w innym miejscu. Ty jednak wolisz nie skorzystać z rad ludzi, który przeszli przez wiele Twoich pomysłów inwestowania w nieruchomości. Wierzysz ślepo w jakieś dziwne opracowania. Rozbawił mnie Twój wpis o wzroście cen nieruchomości na Corfu i wiara, że „rynek ruszy o 8-10 % w górę rocznie”. Jak nic przypomina mi to naszą historię. Dobre dziesięć lat temu, gdy wszyscy trąbili (sami najwięksi eksperci), że nieruchomości w Bułgarii jak wejdą do Unii Europejskiej „pójdą w górę”, wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy kupić coś nim to się stanie. Zjechaliśmy cały kraj, obejrzeliśmy dziesiątki nieruchomości i wybraliśmy piękny ośrodek. Kupiliśmy i owszem ceny nieco podskoczyły, ale potem spadły z hukiem. Nam udało się sprzedać aby wyjść na zero, ale wielu Polaków, którzy kupili nieco później utopili tam masę kasy. Gdybym wówczas znał Fridomię, wiedziałbym, że nie warto… Ty natomiast widać musisz popełnić te wszystkie błędy i za dziesięć lat przyznać nam rację.
    A tak już z tekstem, że się nie da zarobić na kupienia, wyremontowaniu mieszkania i sprzedaży z zyskiem – to źle trafiłeś. Bo my się akurat tym dodatkowo zajmujemy, zarabiamy i co więcej znamy KILKADZIESIĄT osób, które się tym zajmują z sukcesem. Twoje wywody ekonomiczne mogą być warte tyle co wpis, że w Polsce nie da się kupić okazyjnie nieruchomości. Nie masz racji w tym, to i mała szansa abyś miał rację w sprawie wyspy Corfu. Nie znasz rynków lokalnych w Polsce, w mniejszych i większych miastach. A wiedzę, że opierasz na ofertach w internecie. To Ci powiem, że okazyjnie nie kupuje się w internecie. I nie chcę się tu mądrzyć, bo Sławek, jego specjaliści oraz setki innych fridomiaków mają od nas większe doświadczenie. Kupują znacznie poniżej średnich cen nieruchomości, wynajmują, sprzedają z zyskiem.
    Cóż, z racji, że jak widać, masz skrajnie inne podejście od osób tu piszących, poparte głównie wiedzą z internetu, to dłuższa wymiana zdań nie ma sensu. Masz swoje zdanie, rób jak uważasz, kupuj co chcesz i gdzie chcesz. Nawet na wyspie Corfu. Ja już więcej nie będę Cię przekonywał… Za dziesięć lat odgrzeb sobie ten wpis i zobacz czy dobrze zrobiłeś, czy może jednak było warto posłuchać Sławka i paru praktyków z tego forum.
    Pozdrawiam i życzę powodzenia.

    1. @Adam i Ania
      Usmiechnietym ludziom latwiej w zyciu, usmiech rodzi usmiech wiec jesli mozesz to usmiechaj sie jak najczesciej :)
      Czy nieruchomosci w Grecji odbija za kilkanascie miesiecy i w jakim tempie czas pokaze, wiec sie przekonamy ktory z nas mial racje. Czy zainwestuje w najblizszych kilkunastu miesiacach w Grecji? Nie wiem, biore to obecnie pod uwage. Ale z calym szacunkiem, porownywanie inwestowania 10 lat temu w Bulgarii, do inwestowania obecnie w Grecji, oraz wyciaganie z tej starej inwestycji w Bulgarii wnioskow jak trafna moze byc obecna inwestycja w Grecji raczej mnie zadziwia, zeby nie powiedziec szokuje. Podobnie korelacja w przyszlosci cen brytyjskich z Polskimi, sa to jednak zupelnie inne rynki, inne perspektywy demograficzne, dostepnosc miejsca gdzie mozna budowac, etc. Ogolnie to mam troche problem z odpisywaniem na Twoje zarzuty w moim kierunku (chyba, ze zle to odbieram i to nie sa zarzuty), bo nie bardzo wiem o co Ci konkretnie chodzi. Np. piszesz o tym, ze wyrzucam ten blog do smieci, choc pisalem o tym, ze ma wiele wartosciowej tresci i sie z niego ucze. W poprzednim wpisie pisales natomiast o jakims domu na duzy kredyt za 1.5mln PLN, ktory ponoc kupilem. Teraz znowu iz wierze slepo w jakies dziwne opracowania (domyslam sie, ze masz na mysli raport Santandera napisany wspolnie z profesorem z LSE), ale czemu w niego slepo wierze(?!) skoro napisalem ze ceny w UK moga rowniez spasc i raczej nie zdziwi to ludzi ktorzy w nieruchomosci tutaj inwestuja.
      Konczac, jesli Slawek kupuje cale kamienice to napewno zwroty sa duzo lepsze. Ja tak jak sie domyslasz korzystam z internetu i ceny liczac -30% wywolawczej w Krk, Wwa, Wrocku i Gdansku mieszkan w kamienicach z potencjalem sa moim zdaniem i tak dosc wysokie. Chyba,ze sa szanse na lepsze znizki?. Jesli Ty masz odstep do jakichs super ofert i robisz obecnie w tych miastach na tym kase to super, jesli w innych miastach inwestujesz i masz dobre zwroty to tez super :)
      Ogolnie tez Cie pozdrawiam i zycze powodzenia. :)

      1. BiL, dzięki. Chyba już wszystkich nas przekonałeś na fridomii do tego, że skoro jesteś przekonany, że masz rację, to z pewnością ją masz. Pozostaje mi tylko życzyć Ci powodzenia w Twoich inwestycjach. Jeśli po paru latach osiągniesz sukcesy i zechcesz się nimi z nami podzielić, to będę pierwszym, który przyzna swoją małość w niedocenieniu (w marcu 2016 roku) Twojej wiedzy i przekonań. Dziś Twoje poglądy idą na wspak naszych doświadczeń i wiedzy i Twoje próby przekonania nas do swoich racji się nie udają. Udowodnij w praktyce inwestowania, że rzeczywiście masz rację i wtedy z pełnym szacunkiem i skruchą wysłuchamy Twoich racji.

        Apel do wszystkich (choć Adam i Ania byliście w powyższym komentarzu BiL’a niejako wywołani do tablicy – apeluję również do Was) byśmy zamknęli ten wątek dyskusji. Stawia mnie ona (podobnie jak inne dyskusje gdy zaczynają padać uszczypliwości pod adresem rozmówców) jako gospodarza tego bloga w kłopotliwej sytuacji. A ponieważ nie lubię kłopotów, to więcej komentarzy w tym wątku nie opublikuję:-)

        1. Chciałbym przeprosić za brak aktywności na fridomii od niedzieli wieczór. Okazało się, że przepełniła się pamięć komputerów obsługujących fridomię. Myślałem, że takie rzeczy, w dobie darmowych niemal kosztów pojemności dyskowych się już nie zdarzają, a jednak… Ponieważ moje umiejętności techniczne są praktycznie żadne, musiałem poprosić kogoś o pomoc. I nieco to trwało. Najmocniej przepraszam tych z Was, którzy pewnie pisali komentarze i nie mogli ich na końcu zamieścić. Sam tak maiłem kilka razy (nim zorientowałem się, że problem jest nieco poważniejszy niż słabe łącze internetowe w Chinach gdzie jestem) i wiem jakie to bywa irytujące. Teraz pojemność została zwiększona na tyle, że pewnie nie zdążę za swojego życia jej całej wykorzystać.

          A tak na serio, zapraszam na spotkanie w Szanghaju, to już w tym tygodniu. Dodatkowo, dzięki inicjatywie Piotra, który przez przypadek zauważył, że planuję być w Anglii (dzięki Piotrze!), będziemy mieli okazję również spotkać się w Londynie w poniedziałek 11 kwietnia. O kolejnych spotkaniach Fridomiaczek i Fridomiaków będę informował na bieżąco.

          W międzyczasie oczywiście zapraszam do ponownej aktywności na łamach bloga. Tym razem już powinno być bez problemów technicznych. Jeszcze raz, najmocniej przepraszam za niedogodności i dziękuję za Waszą wyrozumiałość dla mojego zacofania technologicznego.

Skomentuj Aga-ta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.