Wczesna emerytura trudna nawet w USA

Wielu marzy o  wczesnej emeryturze. Nie marzą o niej chyba tylko ci, którzy w pracy mogą sobie pozwolić na luz i obijanie się lub dla których praca jest wymarzonym sposobem spędzania czasu.  W Stanach Zjednoczonych też wielu marzy o wcześniejszej emeryturze. Ale dla wielu pozostanie to jedynie płonną nadzieją. Przynajmniej według artykułu, który znalazłem dziś na “The Street” za pośrednictwem  yahoo.com. Oto link: http://www.thestreet.com/story/13484061/3/early-retirement-is-just-a-pipe-dream-for-most.html

Ciekawe, że autorzy rekomendują konkretne wysokości stopnia oszczędzania w zależności od wieku. I wspominają o pewnej zalecie oszczędzania, na którą ja sam wpadłem relatywnie niedawno, może jakies 2-3 lata temu. Oszczędzanie uczy Cię nawyku życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych. A jest to nawyk absolutnie kluczowy zarówno dla osiągnięcia jak i potem dla utrzymania raz osiągniętej wolności finansowej. Oto krótki cytat z artykułu:

“A higher savings rate has two benefits,” Reardon added. “The obvious benefit is you’ll have more assets later in life to spend and live on. The hidden benefit is that you’ll be accustomed to a reduced lifestyle during your working years so when you retire you have a lesser need.”

Zgadzam się z wieloma tezami tego artykułu. Z jednym się nie zgadzam. Proponują oni bardzo skomplikowaną strategię inwestowania opartą na dywersyfikacji swoich aktywów. Wg mnie to bez sensu. Lepiej skupić się na jednej klasie aktywów i dobrze zrozumieć ryzyka inwestycyjne niż się rozpraszać na różne klasy i w konsekwencji żadnej z nich do końca nie rozumieć. Nie będzie dla nikogo niespodzianką gdy powiem, że wg mnie najlepszym aktywem dla budowania wolności finansowej są nieruchomości na wynajem:-) Przy stosunkowo niskim ryzyku inwestycyjnym (zwłaszcza jeśli się dobrze kupi i potem umiejętnie zarządza) osiaga się stabilne, przewidywalne wpływy gotówki do końca życia. I nawet dłużej. Czego oczywiście gorąco życzę każdemu z Was.

Powodzenia w realizacji Waszych marzeń o wcześniejszej emeryturze. Trzymam życzliwie kciuki.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

20 Responses

  1. Super artykuł. Gdzieś czytałem, że przeciętny Chińczyk jest w stanie odłożyć ćwierć swoich dochodów. Wydaje się to względnie niespójne, zważając na obraz tego społeczeństwa stworzony przez zachód. Z drugiej jednak strony po owocach ich poznacie- gospodarka chińska mówi sama za siebie. Drogi Sławku, chyba nadchodzi czas, aby rozpocząć prowadzenie video bloga. Z pewnością masz do tego wszystkie niezbędne predyspozycje naturalne w tym radiowy głos :) Zasiewam myśl i pozdrawiam. Dzięki, Filip :)

    1. Filip, też słyszałem o tym, że Chińczycy sporą część swoich dochodów oszczędzają. Podobnie było kiedyś w Japonii, w Korei, w Singapurze i w innych krajach – azjatyckich tygrysach. Wydaje się to rzeczywiście wspierać wzrost gospodarczy, a nie go dusić (jak dyskutowaliśmy z BiL w innym miejscu tego bloga.

      A co do videobloga, to brakuje mi przede wszystkim umiejętności (oraz chęci) technicznych:-) Ale dzięki za podpowiedź:-)

  2. @Slawek
    Dlug publiczny Japonii w stosunku do PKB jest 4.5 x wiekszy niz Polski.
    http://www.tradingeconomics.com/japan/government-debt-to-gdp

    Singapuru 2 x wiekszy
    http://www.tradingeconomics.com/singapore/government-debt-to-gdp

    http://www.tradingeconomics.com/poland/government-debt-to-gdp

    Wszystko to, co rzad wyda, ponad to co zabierze w podatkach i skladkach etc. od spoleczenstwa, trafia przeciez na rachunki sektora prywatnego.

    Kazdego roku za wszystkie dodatkowo odlozone zlotowki gospodarstw domowych i biznesu odpowiada wartosc deficytu budzetowego i wartosc wymiany z zagranica.

    @Filip
    Polecam ten dokument o tym co ostatnio dzieje sie w Chinach – http://www.bbc.co.uk/news/world-asia-34261550

    1. BiL, ja miałem na myśli średnią stopę oszczędności gospodarstw domowych, a nie nadwyżkę budżetową. Czytałem, że azjatyckie tygrysy wyszły z biedy i osiągnęły dynamiczny wzrost m.in. właśnie dzięki wysokiej stopie inwestycji prywatnych.

      A swoją drogą, to bardzo ciekawy jest wykres zadłużenia publicznego Japonii. W 1980 roku wynosił on ok 50%, dziś jest to 230% PKB. Pokazuje to jak łatwo jest rządom finansować wydatki ponad stan. Zakładając opodatkowanie na poziomie 50% GDP, spłacenie tego długu przy zerowych wydatkach budżetowych zajęłoby 5 lat. Ale przecież niemożliwe są zerowe wydatki budżetowe – trzeba utrzymać armię, policję, podstawową infrastrukturę, szkolnictwo, służbę zdrowia.

      Spłacenie tego długu wydaje się nierealne. A mimo to Japonia utrzymuje doskonałe ratingi od agencji ratingowych. Jak to możliwe?

      Chyba dlatego, że wierzycielom (głównie bankom oraz funduszom inwestycyjnym) wcale nie zależy na tym by dłużnicy – typu Japonia czy USA – spłacili swój dług. Dzięki temu długowi czerpią zyski z odsetek. Zainwestowanie zwróconego im kapitału wymagałoby od nich większego wysiłku (by znaleźć nowe instrumenty inwestycyjne) i wiązałoby się z większym ryzykiem.

      Czy dług publiczny jest zatem jakimś genialnym i dobroczynnym wynalazkiem na pobudzenie gospodarki i danie przy okazji zarobić bankom i funduszom, właścicielom giełdy, emitentom i dystrybutorom produktów inwestycyjnych? Czy raczej jedną wielką bańką, która pryśnie gdy komuś puszczą nerwy i powie “sprawdzam”? Obstawiam zdecydowanie to drugie.

      Nie jestem makro-ekonomistą, ale wolę wierzyć sobie niż rządom, że zadbają o moją finansową przyszłość. Inwestowanie swoich prywatnych oszczędności w nieruchomości na wynajem (a nie w depozyty bankowe, akcje czy obligacje) może uchronić przed negatywnymi skutkami pęknięcia owej bańki. A jeśli nawet nie pęknie, to i tak na tym nie stracę.

      1. @Slawek
        Wyobraz sobie gospodarke jako zamkniety system (nie mam tu na mysli krajow jak Korea Polnocna, chodzi o zaoobserwowanie, jak bedzie krazyl pieniadz w normalnej wolnorynkowej gospodarce). Zalozenie to nie wyklucza zagranicznej wymiany handlowej, ale dla uproszczenia zalozmy, ze bilans obrotow biezacych jest zerowy.

        Co sie dzieje jesli panstwo wyda tyle ile zabierze w podatkach i skladkach, czyli zrownowazy budzet? Jesli bilans wymiany z zagranica wynosi 0, to zostaje dwoch graczy – sektor publiczny (skarb panstwa) i sektor prywatny (ktory mozna podzielic na sektor przedsiebiorstw i sektor gospodarstw domowych). Gospodarstwa domowe otrzymaja szereg roznych przychodow zarowno od sektora przedsiebiorstw (glownie place) jak i od sektora publicznego (zasilki,emerytury, wyplaty dla pracownikow administracji). Sektor przedsiebiorstw uzyska przychody ze sprzedazy towarow i uslug zarowno skarbowi panstwa, jak i gospodarstwa domowym. Teraz wyobrazmy sobie przeplywy finansowe netto, pomiedzy sektorem przedsiebiorstw i gospodarstw domowych. Poniewaz istota funkcjonowania przedsiebiorstw jest osiaganie zysku, musza one osiagnac nadwyzke sprzedazy nad ponoszonymi kosztami, wlaczajac place i podatki. Firmy ktorym to sie nie uda, z czasem zlikwiduja dzialalnosc. W takim systemie w ktorym budzet panstwa, z zebranych podatkow tylko przekierowuje srodki na wybrane cele, przeplywy finansowe netto beda plynac tylko w jednym kierunku – do sektora przedsiebiorstw, a z uplywem czasu coraz wiecej i wiecej bedzie plynac do bankow.

        Dlug publiczny Japonii nigdy nie bedzie splacony w doslownym tego slowa znaczeniu bedzie po prostu zmonetyzowany, do konca 2017 BoJ bedzie w posiadaniu ok. 50% tego dlugu (obcnie 34%).

        O swoja finansowa przyszlosc trzeba dbac samemu, w pelni sie zgadzam. Nieruchomosci to wbrew pozorom dosc zlozona inwestycja, ktora stosunkowo szybko moze przyniesc duze zyski, lub spore straty. Wystarczy zly moment na zakup, i zly moment na wyjscie z inwestycji i juz mamy duzy problem. Okazuje sie, ze podobne domy na tej samej ulicy, w okresie kilku lat, moga roznic sie cena nawet o 50%, jesli zainwestowales na gorce w taki dom pod wynajem, ten ktory zainwestowal te srodki pieniezne w dolku moze miec 2 takie domy za twoj jeden co tez zupelnie zmienia jego poziom akceptowalnego zwrotu z inwestycji w stosunku do twojego, zwlaszcza gdy ciezko o klienta i trzeba o niego konkurowac cena.

        500+ powinno wplynac korzysnie zarowno na ceny jak i zwroty z wynajmu. Zagrozenie obecnie widze w ustawie o frankowiczach – moze Slawku popelnisz jakis wpis na te tematy?

        pozdrawiam

        1. BiL, dzięki za te dodatkowe informacje. Są ciekawe, ale nie do końca rozumiem co z nich wynika. Zgadzam się z tym, że coraz więcej przepływów będzie szło w kierunku banków i innych posiadaczy rządowych obligacji, tylko co z tego wynika?

          W uzupełnieniu dodam, że sektor przedsiębiorstw może realizować zyski również sprzedając swoje produkty czy usługi innym przedsiębiorstwom. A powstałe zyski również w końcu powinny trafić do gospodarstw domowych w postaci wypłaty dywidendy (nawet jeśli jest wiele poziomów własności, to ostatecznym właścicielem każdej firmy czy funduszu powinien być jakiś Kowalski). Ale to tylko tak na marginesie. Nie są to kluczowe kwestie.

          Co do inwestowania w nieruchomości, to masz rację, warto wiedzieć co się robi, albo zaufać komuś kto wie i ma doświadczenie. Można popełnić błędy i przepłacić. “Stosunkowo szybki okres” o którym piszesz dotyczy raczej spekulacji w nieruchomości niż inwestowania w najem by osiągnąć wolność finansową. Konkurowania o najemcę ceną jeszcze nie dostrzegam, ale nie wykluczam oczywiście, ze to się może w przyszłości pojawić. To czego jestem bardziej pewien, to to, że w miarę cywilizowania się polskiego rynku najmu mieszkań (w którym mam też swój osobisty wkład) stopy zwrotu będą spadać. Jest to normalne zjawisko – im mniejsze ryzyko inwestycyjne, tym niższe stopy zwrotu oczekiwane przez inwestorów.

          Odnośnie frankowiczów, to niedawno ten temat dość obszernie wałkowaliśmy na łamach fridomii. A jeśli chodzi o program 500+ to za mało wiem na jego temat by się wypowiadać i prawdę mówiąc nie mam jakoś ochoty się w to specjalnie wgryzać. Cieszy mnie to, że jestem od kilku miesięcy poza Polską i mogę sobie odpuścić różne tematy z polskiego grajdołka politycznego, choć coś tam jednak niestety do mnie trafia a to o oponach, a to o Wałęsie, a to o raporcie komisji weneckiej, o finansowaniu pewnej szkoły w Toruniu i innych sprawach, o których wolę nie wiedzieć i się nad nimi nie zastanawiać. Wolę podziwiać gospodarność Singapuru. Czuję, że jest to dla mnie bardziej rozwojowe.

        2. Slawek,
          Zyski przedsiebiorstw ze sprzedazy produktow i uslug innym przedsiebiorstwom, to wciaz beda zyski przedsiebiorstw.
          Jak wiemy przedsiebiorstwa istnieja aby generowac zysk. Odnosnie Twojego pytania, wyniknelyby z tego coraz wieksze nierownosci dochodowe, spoleczenstwo (z wyjatkiem waskiej grupy osob ktore maja udzial w koncowych zyskach przedsiebiorstw) mialoby coraz mniej pieniedzy (oczywiscie mogloby sie zadluzac, ale gospodarstwa domowe dlugi musza splacac, wiec w dluzszej perspektywie to byloby nie do utrzymania).

          Osoby utrzymujace gospodarstwa domowe, glownie pracownicy najemi, nie mieliby wyboru i nawet gdyby dochody z pracy malaly, musiliby ja podejmowac. Z uwagi na malejace dochody gospodarstwa domowe zaczna zaciagac kredyty, co jeszcze bardziej przyspieszy proces. W koncowym stadium, z uwagi na malejace przychody ze sprzedazy, takze przedsiebiorstwa chcace utrzymac sie na rynku beda zmuszone coraz bardziej kredytowac dzialalnosc. Z czasem wszystkie srodki, zarowno finansowe jak i dobra materialne znalazlyby sie w posiadaniu bankow. Oczywiscie zapewne wczesniej doszloby do rewolucji, a bankierzy dyndaliby na latarniach.

        3. BiL, ale w niczyim interesie nie jest, aby bankierzy dyndali na latarniach. Dane społeczeństwo nie odniesie żadnego zysku z tej sytuacji, a już bankierzy zupełnie zysku w długim okresie nie odnotują ;)
          No nie zarzyna się krowy żywicielki, nie doi się tej krowy dotąd, aż nie padnie – t.z.n. nie doprowadza się zwykłych ludzi na skraj wytrzymałości, bo jak nie wyrobią (fizycznie, psychicznie oraz finansowo), to będzie rzeczywiście latarnia dla tych, którzy zostaną obarczeni winą za nędzę społeczeństwa.

          Poza tym istnieje coś takiego, jak wartość dodana, również z pracy własnych rąk.

          Przykład:
          Ja i sąsiad mamy po hektarze ziemi. Za mało żeby sensownie na tym zarabiać, ale na bieżące życie wystarczy dla niedużej rodziny. Mnie wali się chałupa, a jemu stodoła. Jak pomożemy sobie nawzajem, to oboje będziemy zadowoleni: wspólne zakupy, jeden transport materiałów, wspólny remont. Załóżmy, że są do dźwignięcia belki stropowe ważące po 70 kg. Żadne z nas nie ruszy tego z osobna i bloczku nie ma gdzie zaczepić, ale razem damy radę zrobić remont własnymi siłami obu budynków. W tym ujęciu praca każdego z nas z osobna jest mniej warta, niż obojga razem. Idźmy dalej. Udało nam się niedużym nakładem podreperować budynki, ale przydałoby się usprawnić obróbkę pola. Jesienią zasuszyłam dużo prawdziwków, przed świętami sprzedałam za godne pieniądze. Sąsiad uciął wikliny na rowie i zrobił na sprzedaż sporo koszyków zimą. Razem odłożyliśmy po kwocie, za którą można kupić wspólnie mini traktor, albo konia. Obróbka pola idzie szybciej, a zaoszczędzony czas można poświęcić na np. bardziej dochodowe, choć ryzykowniejsze uprawy, np. truskawki. Nadwyżki, choć bardzo skromne, są inwestowane w rozwój. Potem będą tunele foliowe i jeszcze wcześniejsze truskawki, które można sprzedać przed sezonem za podwójną cenę, potem będzie samochód dostawczy i poszerzenie rynku zbytu… Bank w tym ujęciu nie jest nawet potrzebny. Wystarczy parę dobrych sezonów i forsa nie trafia do banku, tylko na rynek. Folię do tuneli i paliwo trzeba za coś kupić. Żyjemy nadal tak, jak żyliśmy wcześniej i nawet nie pracujemy więcej, niż przedtem. Pracujemy za to mądrzej.

          Tak żyli ludzie całe lata, a nawet wieki, np. moi dziadkowie. Z 2 ha dorobili się pod koniec życia 5,5 ha, wybudowali nowy dom, wychowali i wykształcili dzieci. Nikt głodny i bez butów nie chodził, a i na sobotnią zabawę wystarczyło. Taki skromny majątek na starcie, a byli go w stanie POTROIĆ za swojego życia – z pracy i bez banków, bez dźwigni finansowych, bez spekulacji, z obowiązkowymi cenami i bez prawa zbytu “obok systemu”… Gdyby byli wykształconymi ludźmi, gdyby mogli zobaczyć kawałek świata, a nie tylko wieś “zabitą dechami” i gdyby nie wojna po drodze, to mogliby osiągnąć znacznie więcej. Forsy na kupce właściwie nigdy nie mieli. To byli prości, ale bardzo inteligentni i pracowici ludzie. Na tym właśnie polega oszczędzanie i inwestowanie. Tak powinna działać dobrze zaprojektowana maszyna, którą jest niewątpliwie sprawna gospodarka, a banki powinny ułatwiać, a nie utrudniać obrót gospodarczy. Jak utrudniają, to na latarnię z nimi ;) bo znaczy to, że są niepotrzebne gospodarce. Może źle pamiętam, ale czy po 2008 roku parę banków nie splajtowało z powodu obrotu toksycznymi produktami finansowymi?

    2. Z tej samej tabelki wynika, że Afganistan jest jednym z najmniej zadłużonych krajów świata w stosunku do PKB.

      Proszę się nie obrazić, ale wyciąganie jakichkolwiek wniosków na podstawie jednego wskaźnika gospodarczego to proszenie się o kłopoty. Podam tylko jeden przydkład z własnego podwórka – na co wydaje swój dług Singapur:

      http://www.mof.gov.sg/Resources/Feature-Articles/SG-Borrowings

      a na co Polska:
      http://www.program500plus.pl/

      Nie twierdzę, że rozumiem dlaczego Singapur pożycza tak dużo, ale widzę ile się buduje (3 linie metra na raz) oraz wiem jak bardzo rząd Singapuru ogląda każdy dolar zanim go wyda. Z powyższego oficjalnego źródła wynika, jak zrozumiałem, że Singapur jest w stanie zarobić na tym długu. Gdzieś indziej czytałem, że gdy nasz rząd lokował rezerwy na bodajże 0.2% w bezpieczne instrumenty – rząd Singapuru chwalił się 4.5% zwotem na rezerwach (choć nie wiem oczywiście, jakie było ryzyko – ale na pewno nie wysokie, bo to przecież rezerwy).

      Pozdrawiam,
      PAndy

      PAndy

      1. PAndy, ogromne dzięki za przesłanie tych arcyciekawych informacji. Mój podziw dla Singapuru jeszcze bardziej wzrósł. Zero zewnętrznego zadłużenia. Dług tylko dla inwestowania, a nie dla zasypywania deficytu budżetowego. Nadwyżki budżetowe. ZUS, który inwestuje i nabywa aktywa inwestycyjne. 2-gie miejsce w świecie jeśli chodzi o rating kredytowy. Umiejętne zarabianie na długu publicznym. Oraz to co zrobiło na mnie największe wrażenie…

        Po raz pierwszy słyszę by jakiś rząd mówił nie tylko o budżecie, o jego nadwyżce lub deficycie, o zadłużeniu jako % PKB (prawie wszystkie te kategorie dotyczą swoistego “rachunku wyników”, który z natury rzeczy jest krótkoterminowy), ale o posiadanych AKTYWACH oraz sile swojego BILANSU (bilans odzwierciedla długoterminowy potencjał kraju, firmy czy gospodarstwa domowego).

        Gdyby tylko Singapur był większy, to stawiałbym na to, że stanie się kolejną lokomotywą gospodarczą świata. Singapore Inc to sprawnie zarządzana organizacja, robiąca rzeczy porządnie, w oparciu o realne wartości, z głową i długoterminowym planem. Czapki z głów!

  3. Trochę zabawne, że jako “drastyczne oszczedzanie” autorzy artykułu opisują oszczędzanie 20% zarobków, czyli raczej nie za dużo.

  4. Gdzieś wpadło mi w oczy stwierdzenie w stylu “nie inwestuj w coś, czego nie rozumiesz”. Nieruchomości są wg mnie całkiem proste do zrozumienia. Poza tym, jak ktoś nie rozumie zasad danej branży, to nie będzie w stanie korzystać z okazji lub nie będzie się w stanie wycofać w porę w razie zagrożenia. Dla osób, które chcą się uczyć, wystarczy dobrze zrozumieć i poruszać się w jednej dziedzinie. Zbyt szeroka dywersyfikacja może być korzystniejsza dla ludzi, którym nie chce się uczyć i wdawać w szczegóły ;) – przynajmniej ja to tak widze.

    Odnośnie oszczędzania, prostego życia i niezależności, to Amisze są dla mnie w pewnym sensie wzorem do naśladowania. Czego tak naprawdę potrzebuje człowiek do życia? Dachu nad głową, jedzenia, odzienia i poczucia przynależności do rodziny, czy wspólnoty. Resztę można odłożyć na później ;)

    Nasze dzieci powinny być uczone oszczędzania i nie marnowania zasobów, choćby na fali ruchów eko. Unikanie marnotrastwa jest już połową drogi do oszczędzania. Natomiast umiejętność wykonania we własnym zakresie wielu rzeczy, to już wymierna korzyść. Takie podejście wynosi się z domu. Moje dziecko już wie, że jak ulubiona lampka się popsuje, to należy ją rozebrać i sprawdzić, czy połączenie nie zostało gdzieś przerwane, a lutownica w rękach mamy, to nie są żadne czary. Lampka znów może działać i nie trzeba kupować nowej, a nakład pracy, to jakieś 15 minut. Gdy uświadomi się dziecku, że dzięki temu zostało mu parę dych w skarbonce (i nie ważne w czyjej skarbonce forsa rzeczywiście zostaje), to można zaobserwować autentyczną radość. Ostatnio moje dziecko dowiedziało się, że z łozy pozostałej po cięciu winorośli może mieć ściankę do swojego szałasu pod ogromną jabłonią – i znów radość, która tak niewiele kosztuje. To się nazywa “radość tworzenia”.

    Takich drobnych radości życzę wszystkim. :)
    Małgorzata

    1. Małgosiu, zgadzam się z wieloma rzeczami, o których mówisz. A porada by nie inwestować w coś czego się nie rozumie pochodzi – jak mi się wydaje – od Warrena Buffet. Kto jak kto, ale on zna się na inwestowaniu:-)

      1. Fajnie, że zgadzasz się z wieloma rzeczami, o których mówię. Ciekawi mnie bardziej jednak, z czym się nie zgadzasz i dlaczego :)

        1. Małgosiu, nie jestem pewein czy zgadzam się z pewnymi … drobnostkami.

          1. Być może po prostu zbyt mało wiem o Amiszach, ale nie są oni dla mnie wzorem do naśladowania. Wyrzeczenie się technologii – tak. Proste życie zgodne z tradycyjnymi wartościami – tak. Asceza – wydaje mi się nadmierna. Izolacja – zupełnie do mnie nie przemaawia.
          2. Odkładanie wszelkiej konsumcjo poza dachem nad głową, jedzeniem, itp “na później” też do mnie nie przemawia. Jestem raczej za zbilansowaniem potrzeb dzisiejszych z zabezpieczaniem swojej finansowej przyszłości. Ale w ramach ograniczenia jakim jest życie PONIŻEJ swoich możliwości finansowych, a nie w ramach ascezy.
          3. Robienie i naprawianie rzeczy własnymi siłami też do mnie osobiście nie przemawia. Mam dwie lewe ręce i jestem leniwy. Wydaje mi się też, że lepiej skupić się na tym w czym się jest naprawdę dobrym. Model Zosi-Samosi do mnie nie przemawia. Wydaje mi się, że nie można być dobrym we wszystkim i w związku z tym robienie wszystkiego we własnym zakresie nie jest optymalnym wykorzystywaniem swojego czasu.

          Ale tak jak mówię, to raczej drobnostki różnic w podejściu.

      2. Warren ma bardzo podobne założenia strategii inwestycyjnej jak Ty, zbytnio nie dywersyfikuje, nie przepłaca za firmy które systematycznie wypłacają dywidendę , którą znowu reinwestuje i nie spekuluje ,kupione akcje często w czasie różnych kryzysów( ma już ponad 80 lat, a jego partner z funduszu ponad 90) za ułamek wartości trzyma i nie sprzedaje, fajny art. o nim
        https://strefainwestorow.pl/artykuly/20160229/inwestowanie-na-wesolo-czego-inwestorzy-moga-sie-nauczyc-z-tegorocznego-listu

  5. Czyli właściwie różnic nie ma, bo:
    1. Amisze tylko w pewnym aspekcie są dla mnie do naśladowania, a nie w całości. Odrzucenia technologii (całkowite), umartwianie się za życia i izolacja też mi nie przypadają do gustu. W obecnych czasach nie wyobrażam sobie musieć robić wszystko od podstaw.
    2. Tu znów nie chodziło mi o umartwianie się, a raczej o uświadomienie, że często wydajemy bezmyślnie forsę, na rzeczy, które nie są nam zupełnie potrzebne typu kolejna kiecka, kolejny telefon, czy kolejne auto, bo poprzednie przestały być “trendy”.
    3. Jeden woli sam urządzać mieszkanie, bo sprawia mu to ogromną przyjemność, drugi zatrudni architekta. Zgadzam się z tym, że czasem nie warto marnować czasu i energii na coś, do czego nie jest się przekonanym – każdy ma inne predyspozycje i upodobania. Lepiej czasem kupić daną rzecz, czy usługę. Dla mnie naprawienie wraz z dzieckiem czegoś jest zabawą, nie koniecznością, a przy okazji wpisuje się w trend eko ;)
    Tak samo przy remoncie przed wynajmem – mój mąż chciał to zrobić sam. Pewnie, że szybciej (a co za tym idzie, również prawdopodobni taniej, bo czas to pieniądz) było by wynająć ekipę. Chciał, to miał ;) Drugi raz już mu się raczej nie będzie chciało :D

    Wychodzi na to, że właściwie nie ma różnic w podejściu, a już miałam nadzieję na jakąś wymianę poglądów ;)

    1. Małgosiu, no niestety, wygląda na to, że jesteśmy ulepieni z tej samej (mentalnej) gliny:-). Siostro.

      1. Sławku, wszystko na to wskazuje, żeśmy z jednej gliny. :)

        Cieszę się, że tak wiele osób o podobnym podejściu do życia, interesów, wolności i.t.d., znalazło się w jednym miejscu. Wymiana poglądów z osobami, które odwiedzają TO MIEJSCE jest dla mnie ogromną przyjemnością. :) Fajnie było znaleźć takiego bloga, jak Twój. Czytam wyrywkowo wpisy z różnych lat oraz wszystkie komentarze pod nimi i nie mogę się oderwać. Wszystkie te wpisy są fascynujące. Jeszcze się mąż obrazi i stwierdzi, że w nałóg popadłam ;)

        Zanim trafiłam na Twój blog, mnie i mojemu mężowi chodził po głowie pomysł założenia firmy zarządzającej najmem – nie tylko naszej własności. Pewnie wraz z przybywaniem inwestycji byłoby to niezbędne. Jedyne, co mnie “zmartwiło”, to że nie wpadliśmy na nic nowego (nie fajnie jest odkryć, że nie jest się odkrywczym ;) ). Byłeś pierwszy, masz więcej doświadczenia (firma Mzuri), więc pomyślimy o czymś innym, a zarządzanie najmem oddamy w ręce zawodowców z czasem. Już mi się podoba myśl, że firma Mzuri może mnie wyręczyć w zarządzaniu najmem i poszukiwaniu nowych inwestycji. W zamian zaczyna chodzić mi po głowie milion innych pomysłów.

        Pozdrawiam wszystkich wolnych mentalnie :)
        Małgorzata

        1. Małgosiu, widzę, że naprawdę myślimy bardzo podobnie. Ja też założyłem Mzuri tylko i wyłącznie dlatego, że w momencie kiedy potrzebowałem usługi zarządzania najmem, nikt jej w Polsce nie oferował. Gdyby oferował, to przekazałbym swój portfel mieszkań i zajął się zupełnie innymi rzeczami. Tyle jest wspaniałych pomysłów na życie post-korporacyjne:-)

          Cieszę się, że nie założyliście z mężem konkurencji dla Mzuri. Widzę ogromną wartość w budowaniu pewnej skali. Skala daje możliwości inwestowania w rozwój procesów, w specjalizację, w systemy IT, itp. Nie po to by zmonopolizować rynek dla samego monopolu, ale po to by zapewniać dobrą, tanią i pewną obsługę osobom wolnym finansowo lub będącym w procesie budowania swojej wolności.

          Budujemy Mzuri dla Was, a nie “przeciwko” Wam. Mam nadzieję, że wkrótce się o tym przekonacie:-)

          Zmieniając temat. Przeglądając czeluście bloga fridomia, mam prośbę byś za każdym razem gdy natkniesz się na interesujący wpis czy komentarz, zechciała go skomentować. To fajnie gdy przypominane są starsze wątki. To powoduje, że blog jest żywy, wielo- a nie jedno-wymiarowy. Ogromne dzięki za dotychczasowe komentarze i czekam kolejnych. Siostro:-)

Skomentuj Kuneg Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.