Czy potrafimy kontrolować konsumpcję dziś, by zapewnić sobie lepsze jutro?

Kilka tygodni temu dostałem od Roberta (ogromne dzięki Robert!) pewien artykuł do opublikowania na fridomii. Opublikowałem go, a tak przynajmniej mi się wydawało, ale dziś gdy chciałem kogoś do niego odesłać, to okazało się, że z jakiś powodów się nie ukazał. Być może dlatego, że będąc w Chinach miałem czasami utrudniony dostęp nie tylko do Google czy innych zagranicznych serwisów, ale czasami również do … fridomii:-) Oto tekst Roberta:

Witaj Sławek,

przeczytałem pewien ciekawy krótki tekst w gazecie – skan w załączeniu. Chodzi o „eksperyment Marshmallowa”.

W skrócie: wzięto do badania ponad 500 małych dzieci i zaproponowano im zjedzenie jednej słodyczy (tytułowej pianki Marshmallow). Gdyby jednak poczekały i wytrzymały bez jej zjedzenia przez 15 minut, to miały obiecane, że otrzymają aż dwie pianki do zjedzenia.

Okazało się, że pokusa natychmiastowej przyjemności pokonała aż 70 % dzieci. Tylko 30 % dzieciaków wytrzymało te 15 minut i odebrało nagrodę w postaci aż dwóch pianek do zjedzenia zamiast jednej.

Ale to nie koniec.

Łatwo to wytłumaczyć, że człowiek jest po prostu niecierpliwy i najchętniej by konsumował tu i teraz, bez czekania, jak najszybciej. Najciekawsze co zbadano potem. Potem zbadano losy życiowe tych dzieci. I okazało się, że te 30 % dzieci odniosło znacznie większe sukcesy życiowe niż pozostałe łakomczuchy. Mieli oni wyraźnie lepsze wyniki na testach, studiach, potem kariery, finanse i w ogóle sukcesy w życiu.

A jak to ma się do wolności finansowej, oszczędzania i życia poniżej możliwości finansowych?

Otóż według mnie ma i to bardzo wiele. Droga do wolności finansowej jest zwykle długa, wyboista i wymagająca ciężkiej pracy czy nawet wyrzeczeń w długim okresie czasu. To nie jest sprint tylko raczej maraton, jak pisałeś w swojej książce.

Opisany eksperyment udowadnia, że ludzie, którym nie zależy na natychmiastowej konsumpcji tu i teraz, byle więcej, byle szybciej, osiągają zwykle znacznie więcej – dzięki swojej wytrwałości, cierpliwości i uporowi.

Wydaje mi się, że przykład tych dzieci może i powinien inspirować wszystkich fridomiaków do takiego właśnie postępowania – lepiej poczekać owe symboliczne 15 minut po to, żeby potem korzystać z owoców swojej cierpliwości, uporu i wytrwałości ;-)

Mam nadzieję, że udało mi się zainspirować Cię do ciekawego wpisu na blogu, szukałem ale wydaje mi się, że jeszcze o tym nie pisałeś.

pozdr, Robert

 xxxxxxxxxxxxxxxxxx

Do maila Robert dołączył jeszcze skan artykułu, który ukazał się w gazecie Radca Prawny. Autor artykułu, Maciej Bobrowicz wyciąga wnioski z eksperymentu “Marshmallow” dla wyjaśnienia różnic w podejściach różnych prawników do swoich klientów. Czy wolą dziś wystawić im fakturę za drobną usługę czy obsłużyć ich gratis i dzięki temu nawiązać z nimi długoterminową relację. Ta z pozoru drobna różnica w podejściu może oznaczać za kilka lat dużą różnicę pomiędzy kancelarią, która cienko przędzie, a kancelarią, która odnosi sukcesy finansowe.  Efekt Marshmallow widać zatem również w praktyce zawodowej.

I to dlatego warto byście starali się nauczyć swoje pociechy cierpliwości i gotowości kontrolowania swoich zachcianek, kontrolowania swojej konsumpcji. Siedzę akurat w tej chwili w biurze Mzuri. Za oknem mamy park, a jako, że dziś obchodzony jest Dzień Ziemi, to widzę mnóstwo rodziców spacerujących z młodymi dziećmi. Choć jest zimno i wiele z nich ma na sobie grube kurtki, to i tak widzę jak wiele spośród nich ma nadwagę lub wręcz otyłość.

Z artykułu wynika teza, że jeśli Twoje pociechy dziś nie nauczą się by połowę czekoladki zostawić sobie na jutro, to w dorosłym życiu trudno im będzie wyrobić w sobie nawyk kontrolowania swojej konsumpcji dziś, trudno im będzie dokonać wyboru na rzecz przyszłej emerytury zamiast wakacji na Seszelach, nowego samochodu czy zegarka za PLN 25.000. Dziś, teraz, natychmiast.

Robert, jeszcze raz dzięki za poruszenie tego ważnego wątku. Jak dla mnie, ta umiejętność jest o niebo ważniejsza dla perspektyw osiągnięcia wolności finansowej od sprawności liczenia w Excel’u czy w najbardziej zaawansowanym kalkulatorze finansowym:-) Ważniejsza od umiejętności wyszukiwania dobrych źródeł finansowania czy dobrych okazji rynkowych. W odróżnieniu od innych elementów koniecznych dla zbudowania portfela nieruchomości na wynajem, kontroli swojej konsumpcji nie można – póki co – wyoutsource’ować do … Mzuri.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

73 Responses

  1. Witam, w związku z dzisiejszym postem chcę uzupełnić go tylko o jedną – mam nadzieję – cenną uwagę dla tych, którzy szukają inspiracji do zgłębienia tego tematu. W sieci można kupić audiobook, w którym autor na przykładzie cukierków pokazuje jak dwóch mężczyzn niby podobnych do siebie ale różniących się stosowało efekt cukierka. Jeden je akumulował a drugi “zjadał” Polecam dla tych co mają wolne 1,5 h w aucie.

    Udanego dnia dla Wszystkich :-)

    Piotr

  2. Eksperyment “Marshamallow” bardzo dobrze obrazuje ideę odraczania korzyści. Jest to wg mnie uniwersalna zasada sprawdzająca się w wielu (jeżeli nie we wszystkich aspektach) życia. Droga do osiągnięcia wolności finansowej to tylko jeden z przykładów.

  3. Slawek, zastanawiales sie kiedys co by sie stalo gdybysmy wszyscy jednoczenie ograniczyli konsumpcje?
    Gdybys zdecydowal ze w ramach ograniczania konsumpcji, od dzis zaczynasz wydawac o 10% mniej niz wydajesz normalnie + gdyby wszyscy ludzie na swiecie postapili dokladnie tak samo jak Ty.

    Jak myslisz co by sie stalo z gospodarka?

    1. BiL, nie zastanawiałem się, ale znając Ciebie to pewnie prawidłowa odpowiedź brzmi: katastrofa. Gospodarka by stanęła, pieniądz przestałby krążyć, Ukraina by przegoniła Polskę gospodarczo, a my cofnęlibyśmy się do średniowiecza. “Jutro” zniknęłoby z naszych kalendarzy. Na szczęście Ziemia nadal by pewnie krążyła wokół słońca, w Polsce powoli nastałaby wiosna, a potem lato. Pszenica na polach pewnie by znów w tym roku obrodziła, a jakiejś krówce urodził by się cielak.

      A tak na poważnie, to myślę, że zaczęlibyśmy wytwarzać mniej śmieci, spadłby poziom zadłużenia, gospodarczo byśmy się cofnęli lub choćby mocno przystopowali i może docenili to, że życie może być piękne również bez nadmiernej konsumpcji. A może nawet piękniejsze:-) Ale rozumiem, że Ty optowałbyś za scenariuszem byśmy wszyscy w Polsce – jak jeden mąż – zwiększyli konsumpcję o 10%. Wtedy Polska stałaby się krajem mlekiem i miodem płynącym, tak? :-)

      1. Slawek, sporo ludzi w ogole sie nad takimi sprawami nie zastanawia.

        Czesc ludzi nawet mysli iz gospodarka moze sie rozwijac, a pensje i zatrudnienie rosnac, gdy ludzie beda coraz mniej konsumowac. Konsumujac wydajemy pieniadze, dajemy w ten sposob zarobic innym.

        Czy czasem nie prowadzimy biznesow po to zeby zarabiac kase? Chyba nie powiesz nam, ze w Mzuri zyski sa nieistotne, a chodzi tylko o to zeby klientom zrobic dobrze? Ludzie prowadza biznesy zeby zrobic dobrze przede wszystkim sobie – osiagac zysk wyrazony w pieniadzu, cala reszta jest na dalszym miejscu i jest to calkowicie naturalne.

        Zazwyczaj chyba jednak firmy, gdy spadaja im zyski, rosnie bezrobocie a nastroje sa pesymistyczne, nie podnosza pracownikom pensji i nie zatrudniaja nowych – robia raczej odwrotnie, czyli tna zatrudnienie wysylajac ludzi na garnuszek panstwa – niech ono ich utrzymuje, albo obcinaja im zarobki, nie daja podwyzek itp.

        Wzrost komsumpcji jest naturalnym towarzyszem wzrostu gospodarczego. Jesli w gospodarce dobrze sie dzieje, ludzie konsumuja wiecej a nie mniej, wiecej zarabiaja, pojawiaja sie nowe miejsca pracy, bezrobocie spada a nie rosnie, wplywy z podatkow rosna a nie spadaja, wydatki na utrzymywanie bezrobotnych spadaja a nie rosna itp.

        Bezrobotni to dopiero moga docenic jakie to zycie jest piekne, nie musza pracowac, maja mase wolnego czasu – zyc nie umierac. Wystarczy z nimi o tym pogadac i zapytac, prawda? :)

        1. BiL, my się chyba w ogóle nie rozumiemy. Ja mówię o kontrolowaniu konsumpcji i ograniczaniu konsumpcjonizmu. Ty o jakichś katastrofach, żywiołach gospodarczych.

          Mam nadzieję, że rozumiesz różnicę pomiędzy konsumpcją a konsumpcjonizmem = przesadną konsumpcją, na pokaz, na kredyt. Różnica jest mniej więcej taka jak między korpulentnością a otyłością, jak między dyskusją, a kłótnią, jak między byciem pomocnym, a byciem natrętnym.

          A z motywacją biznesową Mzuri, to akurat trafiłeś jak kulą w płot. Działamy od około 6 lat bez zysków (i nie jest to efektem jakiś księgowych machlojek,tylko efektem tego, że gdy pojawiają się nadwyżki przychodów nad kosztami to je re-inwestujemy w zatrudnienie kolejnych osób, otwieranie kolejnych biur, w system IT, itp.

          W Mzuri zysk nie jest na pierwszym miejscu. Wczoraj na prezentacji w Krakowie ktoś mnie pytał dlaczego tak tanio sprzedaliśmy nasze mieszkania (skoro ok 20 sztuk rozeszło się w … dwie minuty). Ano właśnie dlatego, że zysku nie stawiamy na pierwszym miejscu.

          Dla nas ważniejsze od zysku jest wiele rzeczy. Między innymi: realizowanie naszej misji (wsparcie Polek i Polaków w osiągnięciu wolności finansowej), trzymanie się pewnych wartości (uczciwość, solidność, długoterminowość). Dla mnie ważniejsze od zysków jest wsparcie osób współpracujących z Mzuri w osiągnięciu wolności finansowej.

          Można prowadzić biznes odnoszący sukcesy pomimo tego, że nie jest się nastawionym na maksymalizację zysków. Maksymalizacja zysków to tylko jedno z możliwych źródeł motywacji do działania, do usprawniania. Jest nadto fetyszyzowana w dzisiejszym świecie. Nam za paliwo dla naszej determinacji wystarczy poczucie realizowania naszej misji. Zyski się pojawią, ale będą niejako efektem ubocznym naszych wysiłków, a nie ich celem.

        2. Slawek, ja nie mowie o katastrofach, tylko o potencjalnych skutkach spadku przychodow w firmach.

          Rozumiem roznice pomiedzy konsumpcja a kosumpcjonizmem. Ale rozumiem tez roznice pomiedzy naturalnym wzrostem konsumpcji wynikajacym z tego iz gospodarka sie rozwija, a spadkiem konsumpcji zwiazanym ze spadkiem popytu. Z tych dwoch wybieram to pierwsze.

          Czy aby napewno trafilem jak kula w plot? Jesli wybrales taka strategie, ze wszystkie swoje nadwyzki wkladasz w rozwoj firmy, to moim zdaniem robisz to przede wszystkim po to zeby zwiekszyc udzial w rynku, baze klientom i co za tym idzie wartosc firmy. Do tego dzieki takiej strategii mozna calkowicie legalnie placic bardzo niskie podatki. Jestes po prostu jak dziecko nr.2 z opowiesci Roberta, ktore woli poczekac troche dluzej na wieksza nagrode – i nie ma w tym nic zlego. Nagroda nie bedzie dodatkowa pianka, tylko wieksze zyski wyrazone w pieniadzu, kiedys w przyszlosci.

          Misja w firmie jest wazna, pod wzgledem marketingowym Twoja wydaje mi sie bardzo dobra. Nie zrozum czasem, ze uwazam iz ta misja jest dla Ciebie tylko sloganem reklamowym, majacym przyciagac klientow i nakierunkowac ich sposob myslenia w strone zakupu jeszcze wiekszej liczby nieruchomosci pod wynajem. Mysle, ze gleboko wierzysz w nia i w to co robisz. Jestes dumny z jej sukcesow i ze spokojnym sercem ja polecasz.

          Co do pytania z Krakowa, jestes biznesmenem wiec doskonale zdajesz sobie sprawe z tego, ze sprzedanie 20 kawalerek w takim czasie jest doskonalym materialem reklamowym z ktorego obecnie korzystasz. No i znowu nie zrozum mnie zle, to jest bardzo fajnie i jak najbardziej fair – znowu dziecko nr.2 sie w Tobie ujawnilo. Domyslam sie, ze z perspektywy czasu uwazasz ten ruch za bardzo korzystny dla firmy, choc nie byl zwiazany z natychmiastowym zyskiem, przyniosl jej o wiele wiecej korzysci w postaci dobrego PR i zadowolonych I lokalnych klientow.

          Co do przewagi przychodow nad kosztami, to jest ona wazna w kazdym biznesie, nawet w organizacjach non-profit, o bycie ktora jednak Mzuri bym nie posadzal.

          Powodzenia w realizowaniu swojej misji, zycze rozwoju firmy i wielu zadowolonych klientow.

        3. @Bil Są dwie grupy osób, w uproszczeniu: jedni mają lokaty w bankach, drudzy mahą kredyty; każda z tych grup potrzebuje tej drugiej. Myślę, że większość czytelników tego bloga chce być w tej pierwszej grupie, ale oczywiście byłoby nam trudniej, gdyby ta druga grupa nie istniała. O to jednak nie ma obawy.

        4. @BiL
          Uwielbiam czytać Twoje komentarze. Nagromadzenie absurdów na jedno zdanie jest zazwyczaj tak duże że wzbudza to we mnie zawsze dużo emocji.
          Toeorie o tym że to kredyty stwarzają depozyty etc a teraz że obniżenie konsumpcji o 10 % spowodowałoby katastrofę zawsze mnie rozbawiają.

          A zastanawiałeś się co by się stało gdyby wszyscy w tym samym czasie wzięli kredyty komsumpcyjne powiedzmy w wyokości swoich rocznych dochodów i zaczęli od razu je wydawać ?
          Pewnie całe społeczeństwo by się wzbogaciło prawda ? Byłby zbyt, moje pieniądze (a raczej zastaw na moich przyszłych dochodach) byłby dochodem w czyjejś kieszeni prawda ? Producenci zobaczyliby że jest super popyt więc zwiększyliby produkcję swoich dóbr (ciuchów, komputerów, samochodów etc) i wszystko byłoby super tylko…. kto by to kupił skoro właśnie wszyscy zastawili swoje przyszłe dochody a więc z każdej kolejnej wypłaty mogliby wydać mniej ! niż gdyby nie wzięli pożyczki czyli co miesiąc sprzedawano by mniej produktów a z drugiej strony… magazyny byłyby pełne bo przecież poszedł sygnał ze strony rynku że jest super git i jest popyt na maksa.
          W takiej właśnie sytuacji są Ci który utopili się w kredytach w CHF na zbyt drogie mieszkania na 130 % wartości, nie mogą wydawać tych pieniędzy które muszą oddać bankowi na inne rzeczy niż ta rata – są zmuszeni do ograniczenia komsumpcji właśnie przez to że przeszarżowali z wydatkami na dobra zbyt drogie.
          A przecież wszystko powinno wg Twoich teorii być tak pięknie. Wydali kupę kasy i wspomogli gospodarkę :) Tylko powiedz to teraz im…

          Całkowicie zgadzam się ze Sławkiem – bogactwo zawsze było i będzie wynikiem oszczędności i mądrych inwestyjcji a nigdy zadłużania się i wydawania sowich dochodów w 100 % lub nawet więcej.
          Żadni czarodzieje rynku ze swoimi SWAPAMI, derywatami, kredytami konsumpcyjnymi, lewarami, futuresami, polisolokatami i innymi “produktami” jak teraz nazywa się to co kiedyś określano znacznie prościej nie zmienią odwiecznych naturalnych praw rynku.

        5. Konkret, ja naprawde nie mam problemu z tym, ze Ty akurat myslisz iz absurdem jest to, ze to kredyty kreuja depozyty. Ja zdaje sobie sprawe z tego, ze Ty po prostu tego nie rozumiesz. Jeszcze duzo wody w Wisle uplynie, zanim ta wiedza przebije sie w Polsce do tzw. mainstreamu.

          Masz tutaj kilka cytatow ludzi ktorzy wiedza co mowia:

          ‘When banks extend loans to their customers, they create money by crediting their customers’ accounts.’
          Sir Mervyn King, Speech to the South Wales Chamber of Commerce at The Millenium Centre, Cardiff on 23rd October 2012

          “The essence of the contemporary monetary system is creation of money, out of nothing, by private banks’ often foolish lending.”
          Martin Wolf, Financial Times, 9th November 2010

          “The financial crisis of 2007/08 occurred because we failed to constrain the private financial system’s creation of private credit and money.”
          Lord Adair Turner, former chairman of the Finacial Services Authority, Speech to the South African Reserve Bank, 2nd November 2012

          “By far the largest role in creating broad money is played by the banking sector… When banks make loans they create additional deposits for those that have borrowed the money.”
          Bank of England, Interpreting movements in broad money, p.377

          “Banks extend credit by simply increasing the borrowing customer’s current account … That is, banks extend credit [i.e. make loans] by creating money”
          Paul Tucker, Deputy Governor for Financial Stability

          “There is no evidence that either the monetary base or M1 leads the [credit] cycle, although some economists still believe this monetary myth. Both the monetary base and M1 series are generally procyclical and, if anything, the monetary base lags the [credit] cycle slightly.”
          Nobel prize winners Finn Kydland and Ed Prescott , Federal Reserve bank of Minneapolis (1990)

          “Under the present system banks do not have to wait for depositors to appear and make funds available before they can on-lend, or intermediate, those funds. Rather, they create their own funds, deposits, in the act of lending. This fact can be verified in the description of the money creation system in many central bank statements, and it is obvious to anybody who has ever lent money and created the resulting book entries.”
          IMF Working Paper Chicago Plan Revisited, p9

          “The banking system can thus create credit and create spending power – a reality not well captured by many apparently common sense descriptions of the functions which banks perform. Banks it is often said take deposits from savers (for instance households) and lend it to borrowers (for instance businesses) with the quality of this credit allocation process a key driver of allocative efficiency within the economy. But in fact they don’t just allocate pre-existing savings, collectively they create both credit and the deposit money which appears to finance that credit.”
          Adair Turner, Chairman of the FSA, Speech: ‘Credit Creation and Social Optimality’, Sept 2011

          MPs Talk about Banks Creating Money

          Conservative MP Jesse Norman sits on the Treasury Select Committee, a group of MPs that is responsible for scrutinising the Treasury, Bank of England and Financial Services Authority. In 2011 he wrote the following in a paper entitled The Case for Real Capitalism:

          [C]ommercial banks have an even greater power than that: they have the power to create credit—that is, money—by expanding their balance sheets. It is not widely understood how important this power is: of the money presently in circulation in the UK economy today, three per cent takes the form of cash; 97 per cent is in credit and deposits. This financial alchemy is an extraordinary privilege, which we as citizens and taxpayers underwrite.
          Jesse Norman MP, The Case for Real Capitalism

          From the mainstream press

          Much as they might like to think they are in charge, it isn’t really the central bank in a country that creates the money – it is the commercial banks. Every time they expand their lending they increase the supply of money in the economy. And every time they contract lending they reduce it
          Merryn Somerset Webb, editor-in-chief of Money Week, The Financial Times, August 24, 2012

          W Polsce tez juz zaczynaja wolac na puszczy:
          http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/pieniadz-kreuja-banki-komercyjne-a-nie-centralne/

          http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/bankowosc/banki-nie-przeksztalacaja-depozytow-w-kredyty/

        6. Tomek, OK, w wiekszym uproszczeniu mozna podzielic ludzi na dwie grupy, tych ktorzy maja kredyty i sa zadluzeni, oraz tych ktorzy maja gotowke, oszczednosci. Pominmy tutaj zupelnie kwestie zadluzenia panstwa, ktora w realnym swiecie jest b istotna. Jak i to, ze czesto ludzie zarowno maja kredyty jak i oszczednosci.

          Sprobuje to opisac jak moge najlepiej. A wiec tak, Ci ktorzy chca miec oszczednosci potrzebuja pieniedzy zeby te oszczednosci zrobic.

          Rozmawialem tutaj kiedys z kolega Konkretem na temat skad biora sie pieniadze. On w skrocie twierdzil, jesli dobrze go zrozumialem, ze pieniadze na oszczednosci beda brac sie z ludzkiej pracy, bo za prace dostaje sie wynagrodzenie z ktorego czesc mozna zatrzymac jako oszczednosci – niby wszystko logiczne, ale problem jest tylko taki, ze ja nie mam na mysli tego jak kolega Konkret (czy ktokolwiek inny) wchodzi w posiadanie pieniedzy, tylko skad te pieniadze sie biora (skad pochodza, jak powstaja) – konkretnie skad biora sie te zapisy ktore mamy na kontach w banku, banknoty i monety ktorymi sie poslugujemy.

          Banknoty i monety to proste skad sie biora – bank centralny je produkuje, ale to tylko stosunkowo niewielka czesc pieniadzy ktorymi sie poslugujemy, w UK jest to ok 3%.

          Wiec skad bierze sie zdecydowana wiekszosc pieniedzy ktorymi sie poslugujemy? Powstaja one razem z dlugiem w momencie zaciagania kredytu w banku komercyjnym.

          Zalozmy, ze kupujesz dom na kredyt za 100k. Bank, jesli zdecyduje sie miec cie za klienta, robi zapis w systemie komputerowym dopisujac na twoim koncie ze pozyczyles 100k i musisz je oddac + m odsetki, masz wiec dlug. Jednoczesnie zapisuje na koncie tego od kogo kupiles dom 100k. Ty masz dlug 100k, ktos inny ma na koncie dodatkowe 100k, ktorego wczesniej nie mial. Te pieniadze nie wziely sie z nikad, wziely sie z Twojego zobowiazania do ich zwrocenia, a sa teraz w dyspozycji osoby, ktora sprzedala Ci dom. Moze ona zrobic z nimi na co ma ochote, wsadzic pod lozko lub wydac na podroz dookola swiata. Ty splacajac dlug, bedziesz zmniejszal kwote swojego zobowiazania wobec banku, az do momentu gdy splacisz je w calosci – wtedy Twoj dlug zniknie.

          Kredyt kreuje depozyt, ktory wchodzi do obiegu jako pieniadz, jest on w formie elektronicznej. Ten pieniadz to nowa sila nabywcza, to on moze sie pozniej stac kogos oszczednosciami.

        1. Przyznaję się, że to ja, podczas wykładu w Krakowie, zwróciłem uagę, że być może mieszkania były wystawione za tanio jeśli wszystkie sprzedały się w 2 minuty. Po namyśle dochodze do wniosku, że należałoby rozdzielić sytuację w ktorej mieszkania były sprzedawane udziałowcom spółki od sytuacji kiedy byłyby sprzedawane na “wolnym rynku. W pierwszym przypadku można by relatywnie niską cenę potraktować jako dodatkowy bonus dla udziałowców (długoterminowo zwiększający rentowność całego przedsięwzięcia). Taka sytuacja, jak dla mnie jest absolutnie ok.
          Natomiast gdybym był udziałowcem (co zresztą intensywnie rozważam) myślę, że chyba nie byłbym bardzo szczęśliwy gdyby wyremontowane mieszkania “poszły do ludzi”. Z drugiej strony, jak zauważył BiL, to świetna reklama – co tez jest przecież bardzo ważne.

        2. Wojciech, dzięki za odwiedzenie fridomii. Odpowiadając na Twój komentarz, mieszkania sprzedawaliśmy tanio inwestorom (Klientom Mzuri Investments). Inwestorem mógł być zarówno udziałowiec spółki (ci mają prawo pierwokupu) jak i ktoś inny spośród klientów Mzuri. A sprzedawaliśmy je tanio bo sprzedawane były w momencie gdy remont kamienicy dopiero co się zaczął. Koszty remontu były pokrywane z pieniędzy ze sprzedaży mieszkań. Konsumenci (ci, którzy kupują mieszkanie by w nim zamieszkać) raczej by na taki układ nie poszli z mało znaną firmą Mzuri.

      2. @BiL, Sławek, konkret: oszczędzanie jest fajnie? Konsumpcja o wiele fajniejsza. Wiadomo, że to “gadanie o ograniczeniu konsumpcji” trafi może do 5% ludzi. Reszta powie, że fajnie by było… ale ten nowy mercedes, telewizor czy cokolwiek…. muszę mieć. Czy jakby ludzie ograniczyli się do jedzenia i życia – czyli 0 konsumpcji – to czy świat miałby problem? Oh ogromny ale jak bardzo to jest realistyczne? W ogóle. Niestety ten świat jest zbudowany na konsumpcji. “moce przerobowe” dzisiejszego społeczeństwa są tak wysokie, że system z ograniczeniem konsumpcji by padł. Na dzień dzisiejszy pracuje ok. 15% społeczeństwa w rolnictwie plus dodatkowo 5% naprawia maszyny itd. Bez konsumpcji nasze społeczeństwo by po prostu nie miało pracy czy też nie miałoby co ze sobą zrobić a jak ludziom się nudzi… Niedobrze. Na dzień dzisiejszy bez konsumpcji wystarczyłoby, że każdy by pracował jeden miesiąc w roku… ale niestety. Zresztą jak ktoś chce wiedzieć jakby wyglądał ten świat to wystarczy popatrzeć na amiszów. Spokojne życie bez stresu (a oni nie używają maszyn – gdyby używali to pracowało by u nich jeszcze mniej). Świat bez konsumpcji nie jest jednak światem kapitalizmu. Nie jest światem ludzi – gdzie ludzie muszą “pokazać swoją wartość” światu. Może kiedyś… za kilkaset – tysięcy lat.

    1. Mariusz, jeśli jutra nie będzie to kontrolując konsumpcję okażesz się frajerem. Natomiast mogę odbić piłeczkę pingpongową i zapytać Ciebie: a co jeśli jutro jednak będzie, a Ty o nie nie zadbałeś konsumując wszystko na bieżąco?

      Sam dla siebie oceń, które zdarzenie jest bardziej prawdopodobne w Twoim przypadku – to, że jutra nie będzie czy to, że jednak nastąpi:-)

      1. Bardzo dobry argument którego brakowalo mi w rozmowach ze znajoma ktora prowadzi zdecydowanie konsumcyjny styl zycia i ciagle mi powtarza ze co jesli za 5 lat jej juz nie bedzie ? A jakie jest prawdopodobiestwo % ze Cie nie bedzie ? :) ahhh dzieki!
        Od 7 lat buduje swoja “wolnosc“ finansowá i jednoczesnie zyciowa. Mam na dzien dzisiejszy 3 nieruchomosci ktore wynajmuje i wraz ze wzrostem ilosci wynajmowanych przezemnie nieruchomosci zaczalem bardziej interesowac sie problemami jakie moga wystapic. Dopiero niedawno odkrylem kim jest Slawek Muturi i czym sie zajmuje. Gdybym odkryl wczesniej pare Twoich publikacji czy audio nagran prawdopodobnie ustrzegl bym sie kilku podstawowych bledow ktore popelnialem na poczatku mojej przygody. Dzieki, za to co robisz!

        1. Andrzej, dzięki za ciepłe słowa pod moim adresem. Powodzenia w budowaniu Twojej wolności finansowej.

    2. Nawet jeśli jutra nie będzie, to kontrolowanie konsumpcji może dać nam korzyści. W głównym przykładzie z cukierkami warto zauważyć, że te cukierki są niezdrowe, więc de facto najlepiej ich w ogóle nie zjeść; ich jedzenie ani teraz, ani później nie przyniesie nikomu szczęścia, a tylko chwilową przyjemność okupioną bólem brzucha.

    3. @Mariusz: jeśli jutra nie będzie dla ciebie czy dla wszystkich?

      Jeśli jutra nie będzie dla ciebie to zostawisz spadek dla rodziny – no chyba, że nie lubisz to powinieneś konsumować ile wlezie.

      Jeśli jutra nie będzie dla wszystkich to wczorajsze przyjemności wynikające z konsumpcji na nic ci się zdadzą bo nie będzie ciebie. Proste.

  4. Hej Sławku!
    Mozolnie ograniczam konsumpcję całej rodziny by uzbierać gotówkę na pierwsze mieszkanie pod wynajem – zastanawiam się jaka minimalna kwota pozwoli mi nabyć wynajmowalną nieruchomość. Dzięki za to co robisz!

    1. Idunia, dzięki za komplement. Odpowiadając na Twoje pytanie – nie wiem czy dobrze je zrozumiałem – najtańsze mieszkanie, które pomogliśmy kupić jednemu z Klientów Mzuri Investments kosztowało PLN 19.900 (23-24 metrowa kawalerka do totalnego remontu w centrum Katowic). Dodam, że był to rekord cenowy i pobicie go może nam zająć 3 lata lub może w ogóle nie być możliwe. Typowa dobra okazja w Katowicach lub w Łodzi to wydatek rzędu PLN 100.000. Oczywiście posiłkując się kredytem może wystarczy Ci posiadanie PLN 25.000 na zakup.

      Z kolei do inwestowania w ramach Mzuri CFI – platformy do grupowego inwestowania w najem – wystarczy Ci PLN 10.000. Gorąco zapraszam. By uzyskać więcej info wystarczy wysłać maila na adres biuro (małpka) mzuricfi.pl

      1. To jeszcze jedno pytanie- w tej chwili mam zadłużenia na poziomie dobrej okazji w Katowicach lub Łodzi :) Raty spłacam regularnie, obsługa kredytów nie sprawia mi trudności. Jakiś czas temu mocno zaczęłam porządkować swoje finanse i postanowiłam nadpłacać moje zadłużenie- tak by za rok nie mieć żadnych zobowiązań. Niestety to znacząco opóźni kupno mojego pierwszego mieszkania. Zaczęłam się zastanawiać, czy zamiast nadpłat nie odkładać kasy na mieszkanie. Wybór jest następujący – albo za rok mam mieszkanie kupione za gotówkę ( oczywiście za pośrednictwem Mzuri ) i zadłużenie, albo na mieszkanie zacznę oszczędzać dopiero za rok, czyli kupię je za 2 lata. Kwota rat to około 1200zł – więc oczywiście nie dam rady z wynajmu ich opłacać. Będę wdzięczna za Twoją radę Sławku oraz oczywiście ciekawa jestem opinii wszystkich fridomiaków ( fridomaniaków? )

        1. Idunia, nie wiem co Ci doradzić. Częściowo dlatego, że nie znam Twojej sytuacji, Twojej dyscypliny w trzymaniu się założeń, Twojego stosunku do kredytów. A częściowo dlatego, że brakuje mi paru danych, np jakie jest oprocentowanie kredytu (czy kredyt jest tani czy drogi) albo informacji o tym dokładnie ile jesteś w stanie oszczędzać. A po części dlatego, że nie mam specjalnie serca do analiz. Postaram się jednak uzupełnić część brakujących danych.

          Skoro piszesz, że Twoje zadłużenie wynosi tyle co dobra okazja, to zakładam, że wynosi ok PLN 100.000. Skoro piszesz, że mogłabyś za rok kupić mieszkanie za gotówkę, to rozumiem, że możesz odkładać jakieś PLN 8.000 ponad ratę kredytu = PLN 1.200. Jeśli Twój kredyt nie jest drogim kredytem, masz wysokie zarobki z pracy i potrafisz utrzymać dyscyplinę budżetową, to ja bym na Twoim miejscu nie nadpłacał kredytu, a nadwyżki oszczędności lokował tak by za rok kupić mieszkanie na wynajem. Również dlatego, że już obserwujemy to, że ceny mieszkań nieco rosną i coraz nam trudniej w Mzuri Investments o dobre okazje. Dla Warszawy, na przykład, obniżyliśmy próg rentowności tego co uznajemy za “dobrą okazję rynkową”.

          Przy takim podejściu, za rok będziesz mieć mieszkanie na wynajem, które do Twoich zdolności oszczędzania dorzuci Ci kolejne kilkaset złotych. Zakładam, że dalej będziesz w stanie utrzymać tempo oszczędzania i Twoje comiesięczne nadwyżki zwiększą się o jakieś 10%. I tym szybciej będziesz mogła kupić swoje drugie mieszkanie i potem kolejne i kolejne. Czego oczywiście serdecznie Ci życzę. Dzięki też za decyzję dotyczącą współpracy z Mzuri:-) Dołożymy starań by skutecznie wspierać Cię w Twoim dążeniu do wolności finansowej.

          Sam też jestem ciekaw porad innych Fridomiaków dla Ciebie. Zachęcam:-)

        2. Odpowiedz Sławka już mam – za co bardzo dziękuję – czy ktoś jeszcze pokusi się o radę?

        3. Ja bym na Twoim miejscu szukał dodatkowych pieniędzy żeby spłacić długi jak najszybciej. I potem kupować mieszkanie za gotówkę.

    2. Witam idunia,
      Miałem podobny dylemat jakieś 1,5 roku temu.
      Spłacić szybciej 2a kredyty, czy odkładać na kolejne mieszkania.
      Zdecydowałem się na oszczędzanie.
      Na tą chwilę mogę stwierdzić, że podjąłem dobrą decyzję. Mój portfel mieszkań zwiększył się o kolejne 3y kawalerki i jeden z kredytów spłaciłem już w 100%.
      Życzę Ci wytrwałości i utrzymywania dyscypliny finansowej
      Pozdrawiam serdecznie
      Adam

  5. Cytat:
    „Tysiące ludzi w naszym społeczeństwie wiedzie życie w niemej rozpaczy,
    spędzając długie,męczące godziny w pracy, której nie znoszą, by móc kupić rzeczy,
    których nie potrzebują, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których nie lubią.”
    Nigel Marsh

  6. gdyby wszyscy Polacy ograniczyli konsumpcję o 10% to pojawiły by się oszczędności – czyli kapitał dla inwestorów.

    inwestor nie konsumuje, on inwestuje, np. w nową technologię, która z natury ma być wydajniejsza, więc Polacy za 90% pieniędzy (bo 10% odłożyli) kupią więcej produktów wytworzonych nowymi metodami – bardziej efektownymi.

    ludzie, którzy stracą pracą przy starych technologiach znajdą ją w branżach powstałych przy nowych (petycja producentów świec, ewentualnie poważniejszy przykład dotyczący powstawania przędzalni w czasie rewolucji przemysłowej i oporu pracowniczego).

    ogólnie nowe technologie spowodują, że finalnie, zamiast posiadać (np. hobbystycznie) jeden nowy motocykl warty tyle co mieszkanie (lata 90-te w Polsce) dziś (postępu nie da się zatrzymać) można mieć dwa motocykle (równe jednemu mieszkaniu) i np. jeździć zarówno w terenie jak i szosowo. ewentualnie, jak ktoś lubi, to może mieć auto i żaglówkę.

    pozdrawiam, Sławek S.

    tak sobie jeszcze myślę, że ograniczenie marnowania (np. żywności) da większą oszczędność niż ograniczenie jej konsumpcji o 10%

  7. Sławek,
    moja 7 letnia córka potwierdza wyniki badań.
    W jej klasie jest taki zwyczaj, gdy dziecko obchodzi urodziny, przynosi i częstuje inne dzieci słodkościami. Córa stwierdziła, że większość dzieci w klasie od razu zjada wszystkie cukierki, jakimi zostały poczęstowane. Dodała również, że zawsze zje jednego cukierka, a resztę zostawia sobie na później. Jestem przekonany, że tak jest. Ostatnio jak przyniosła zdjęcie grupowe z dziećmi ze swojej klasy, to śmiało można powiedzieć, że jest najszczuplejsza.
    Myślę, że umiarkowania trzeba uczyć dzieci w różnych dziedzinach, w jedzeniu słodyczy, w wydawaniu pieniędzy w sklepiku szkolnym, w oglądaniu bajek, itp.

  8. @BiL
    Ja tez nie mam problemu z tym że nie rozumiesz ekonomii wolnego rynku. To Twoja osobista sprawa.
    Tylko Twój sposób pisania ex cathedra jakbyś wszystkich tu na forum pouczał i udowadniał jacy to niedouczeni jesteśmy jest nieco niezbyt sympatyczny.

    Twoje wywody na temat co było pierwsze depozyt czy kredyt przypominają klasyczny dylemat jajka i kury… To co było najpierw ? żeby była kura najpierw musiało być jajko no ale żeby było jajko musiała przeciez być kura która je zniosła …
    To tak u Ciebie z tymi pieniędzmi o których wciąż piszesz.

    Odpowiedz proszę na konkretne pytanie bez wycieczek osobistych a propos czy ktoś coś rozumie czy nie rozumie:

    Czy świeżo założony bank ma prawo nie mając jeszcze żadnych depozytów na kontach udzielić od razu kredytów ? Czyli nie mając kompletnie żadnego zabezpieczenia może od razu kreować pieniądz ?
    Z twoich wywodów można wnioskować że tak bo przecież jeśli ich nie udzieli to nie będzie miał żadnych depozytów prawda ?
    Tylko co wówczas z rezerwą czastkową…

    Następnie można wnioskować że żadna praca nie jest w ogóle potrzebna… Przecież sam piszesz że ja sie myle że pieniądze biorą się z pracy i oszczędności… piszesz że biorą się z kredytu..
    Przypomina to klasyczna odpowiedz dziecka na pytanie skąd tatuś ma pieniądze… No przecież że ze ściany… (przecież stamtąd je wyciąga )

    Czy nie lepiej byłoby aby wszystkim przez noc od razu zapisać że mają po pół miliona długu ? Po co się męczyć ? Dać każdemu na dzień dobry po pół bańki i tak gospodarka ruszy że heeeej.
    Ponadto po co to spłacać ? Wystarczy wziąć potem kolejny kredyt na ten poprzedni albo rolować dług w nieskończoność. Niech się kolejne pokolenia martwią.

    Wszyscy tu na forum myślę że wiedza że banki także kreują pieniądz i nie ma potrzeby niczego udowadniać.
    Problem tylko w tym że Ty widzisz źródło bogactwa bezpośrednio w fizycznym pieniądzu (banknotach czy też zapisach na koncie) a szczególnie co jest najbardziej szokujące w kredytach (!) a zdaje się że większość tu piszących ma zgoła inne na ten temat zdanie.

    Możemy dziękować opatrzności że nie mamy u władzy osób które mają skłonność do tak skrajnego widzenia długu. Już raz kiedyś mieliśmy takie osoby około 30 – 40 lat temu i spoooro rzeczy zbudowano , zrobiono za gigantyczne kredyty. Czym to się wszystko skończyło wszyscy wiemy.

    1. @bil.

      Wzrostu gospodarczy powoduje produkcja i …. Oszczedzanie. Oszczedzanie tworzy kapital potrzebny na inwestycje.

      Z ta nadmierna konsumpcja bym uwazal….

      1. Havroom…
        Wartosc oszczednosci bedzie determinowana przez wartosc inwestycji, a nie odwrotnie. Inaczej: inwestycje kreuja oszczednosci.

        1. BiL, jak wyżej:-)

          Dodam tylko żartobliwie, że jeśli zechcemy teoretyzować i przyjmiemy, że Ziemia jest okrągła, to w pewnym (teoretycznym) sensie piłka toczy się za … psem. Tyle tylko, że ma do psa dużo, dużo, dużo dalej niż pies do piłki:-). Teoretycznie mogłaby trafić goniącego ją psa w … zadek:-)

          Praktyka, czyli m.in to że piłka nie ma własnego systemu napędu, jej lotowi sprzeciwia się tarcie, obiekty różni tempo przemieszczania się, piłka nie posiada inteligencji, która pomogłaby jej ominąć przeszkody, które pojawią się na trajektorii jej lotu itp powoduje, że piłka prawie zawsze trafia do pyska psa niż trafia go znienacka w zadek.

        2. Swietnie to ujales, humor to bardzo wazna rzecz. Rowniez pozdrawiam serdecznie :)

    2. Konkret,

      Ekonomii wolnego rynku? Nie wiem czy Slawek to pusci, bo coraz bardziej odchodzimy od tematu. Ale wolny rynek? Przeciez to utopia. Nie ma czegos takiego i nigdy nie bedzie.

      Wszedzie mnostwo roznorodnych regulacji, przepisow, nakazow, zakazow, koncesji, licencji itd. itp. Wolnorynkowcy bujaja w chmurach czekajac na cud ktory nie nadejdzie, a ich prymitywistyczne przenoszenie skali mikro do makro to gwalt na intelekcie.

      Wracajac do meritum. To chyba jednak bardzo malej liczbie osob proces ktory opisalem bedzie kojarzyl sie z dylematem: co bylo pierwsze, jajko czy kura?

      To o czym pisalem – zeby dosadnie to ujac stosujac porownanie – to kwestia tego – czy to pies goni pilke… czy moze pilka goni psa?

      Odpowiadajac na Twoje pytanie o to czy bank moze udzielac pozyczek
      nie majac kapitalu. To trzeba zaczac od tego, ze bank nie moze powstac nie majac kapitalu – zeby zalozyc bank trzeba spelnic mnostwo roznych wymagan i regulacji, m.in odnosnie kapitalu. Ale nie oznacza to, ze bank ma ten kapital po to zeby go pozyczac – oczywiscie tak nie jest. Jak juz wczesniej pisalem, bank nie tworzy kredytu z depozytu, tylko podczas udzielania kredytu tworzy depozyt. Nie bierze pieniedzy Pani X, zeby pozyczyc je Panu Y.

      Do czego sluzy rezerwa obowiazkowa mozesz przeczytac tutaj:
      http://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/mit-rezerwy-obowiazkowej-w-bankach/

      Przepraszam, ze napisalem iz mozesz czegos nie rozumiec. Te mity ktore powielasz sa bardzo mocno zabarykadowane w swiadomosci ogolu, dlatego tez duzo czasu uplynie zanim mainstream zrozumie to o czym pisze.

      Ogolnie ludzie maja taka wizje w glowie, ze aby wszystko bylo piekne na swiecie to musi byc wolny rynek, jako ludzie musimy nie miec dlugow, do tego panstwa niech tez nie maja dlugow i wszystko bedzie cudownie – problem tylko jest taki, ze jest to niemozliwe – bo pieniadz bierze sie z dlugu – powstaje gdy zaciagamy kredyty – a znika gdy je splacamy. Znacie kogos kto chcialby miec mniej pieniedzy? Ja osobiscie nie znam.

      1. BiL, chciałbym Ci bardzo podziękować za Twoją aktywność na blogu i za to, że z tak dużą konsekwencją chcesz nas przekonać do swoich racji. Niestety odnoszę wrażenie, że my już nie chcemy być dalej przekonywani. Umrzemy nieświadomi mechanizmów, o których piszesz i będziemy myśleć, że to … piłka goni psa. No trudno. Pewnie o wielu innych ważnych rzeczach też mam mylne przekonanie, ale będę musiał dalej z tym jakoś żyć. Fridomia nie ma aspiracji do tego by wyjaśnić wszystkie możliwe dylematy ekonomiczne, społeczne, kulturowe, moralne, religijne czy inne. Nie obraź się, ale pewnie Czytelnicy innych blogów będą bardziej zainteresowani Twoimi teoriami. My dyskutujemy tu sobie – spokojnie, bez kłótni, bez wielkiego teoretyzowania – o prostych rzeczach typu wolność finansowa, pasywna gotówka, o ograniczaniu konsumpcjonizmu.

        Nie obawiaj się. Nawet jeśli masz rację (w co nadal wątpię, ale już nie chcę o tym więcej dyskutować, pozwól, że zaproponuję abyśmy zgodzili się różnić) to z Twojej perspektywy – na szczęście – jest nas Fridomiaków tak mało, że nie uda nam się zawalić całej światowej, ani nawet tylko polskiej gospodarki.

        Moc serdeczności, Sławek

        1. Sławku, obawiam się że jeśli BIL ma rację i pieniądz jest kreowany z powietrza w obecnym systemie monetarnym, to nie umrzemy w błogiej nieświadomości. Wg mojej wiedzy niestety ma rację.
          Fridomiacy również mają rację, że pieniądz bierze się z ciężkiej pracy (najlepiej umysłowej, a nie fizycznej). Ale błędnie utożsamiają prawdziwy pieniądz z prawnymi środkami płatniczymi państw. Te niestety obecnie są pieniądzem kreowanym tak jak to opisuje BIL i przez ludzi z jego sposobem myślenia. To bezwartościowe papierki drukowane przez ludzi którym się wydaje, że wiedzą lepiej i szybkością drukarek będą regulować, żeby zrobić nam dobrze. Niestety taki system od czasu do czasu musi być resetowany (hiperinflacja, bankructwo emitentów).

          W jaki sposób Fridomiacy mogą boleśnie zostać uświadomieni? Ano pewnie wielu buduje swoją wolność finansową w oparciu o kredyty hipoteczne, ze zmiennym oprocentowaniem. W przypadku hiperinflacji ich raty poszybują w górę i trzymajmy kciuki żeby wzrost ich przychodów za tym nadążał. Albo w przypadku jakiegoś głębokiego kryzysu gwałtownie wzrośnie ryzyko utraty zdolności obsługi zadłużenia i ich droga do wolności finansowej, delikatnie mówiąc, może się stać kręta i wyboista.

        2. mnm, między innymi dlatego jestem zwolennikiem ostrożnego lewarowania się przy budowie swojego portfela nieruchomości, a wolność finansową – wg mnie – osiąga się tak naprawdę gdy już został spłacony ostatni kredyt (lub przynajmniej lwia jego część). Budowanie wolności finansowej to – jak tu często powtarzamy – raczej maraton niż sprint.

          To co może nie pozwolić nam dotrwać do końca maratonu to nadmierna konsumpcja. To jest pewnik, coś co znam z praktyki. Poziom konsumpcji jest o wiele bardziej pod naszą kontrolą niż jakieś tam zawirowania na rynkach walutowych, kredytowych czy innych, na które wpływu zupełnie nie mamy i których prawdopodobieństwo wystąpienia, kierunek zmian, głębokość zmian, itp nie są przewidywalne.

        3. @Sławek
          W pełni się zgadzam. Ja ze swej strony pasuję z dyskusją z tymi absurdalnymi teoriami rodem z filmików z Youtuba w stylu Keynes’a.

          Też mam taką cichą nadzieję, że grupa Fridomiaków jednak systemu nie rozwali nawet jeśli nie wydaje 110 % dochodów miesięcznie. ‘Qui vivra verra’ jak mawiają Francuzi.

        4. Konkret, dla tych osób, którzy nie znają języka francuskiego dodam, że to francuskie powiedzenie w języku rosyjskim brzmi mniej więcej tak: “pożywiom uwidzim”:-)

  9. Może w końcu trzeba powiedzieć, że umieć ograniczyć własną konsumpcję potrafi zrealizować tylko człowiek bardzo bogaty przede wszystkim w mentalnym sensie. Dla którego perspektywa działania, cele życiowe i umiejętność dostrzeżenia bogactwa rzeczywistości poza prostą konsumpcją stanowią tożsamość osobową. W pewnym sensie chyba łatwiej zarobić milion dolarów niż dokonać przemiany wewnętrznej i stać się minimalistą czy człowiekiem racjonalnym w zakresie wydatków oraz otworzyć się no to co poza konsumpcją. Prócz tego trzeba też podkreślić, że bogactwo bierze się z głowy a nie ze stanu konta.

    1. Szczerze to nie jestem tak do końca przekonany. No bo czy osoby, których znam sporo, mieszkający w małych miejscowościach i od zawsze racjonalnie wydający swoje dochody to są zawsze osoby o bogatej mentalności dla których perspetkywa działania etc stanowią tożsamość osobową ?

      Wydaje mi się że takie osoby mają po prostu takie wychowanie z domu:
      – awersja do wszelkich długów
      – brak zaufania do rządów w zakresie polityki monetarnej (starsi pamiętają różne “denominacje” które konczyły się zwykłym obrabowaniem obywateli)
      – awersja do brania rzeczy “na raty”
      – “jak kto nie ma miedzi to w domu siedzi”
      – jak chcesz kupić coś drogiego to musisz sobie to odłożyć a nie wiąć “chwilówkę” i spłacić 2 razy tyle

      Tych tzw. mądrości ludowych jest cała masa. Ludzie z małych miast i wsi naprawdę są zazwyczaj rozsądni w kwestiach finansowych.
      W większości ci ludzie zarabiają mało i wydają jeszcze mniej. Mało który na oczy widział tzw. “średnią krajową” a zazwyczaj jak o niej słyszą to im oczy na wierzch wychodzą i zastanawiają się jaką w takim razie oni sami “średnią” reprezentują…

      Ale … z drugiej strony mamy oczywiście napędzanie nadmiernej konsumpcji przez agresywne reklamy w TV, radiu, na bilbordach które wmawiają ludziom, że bez danego gadżetu ich życie będzie smutne i ponure a i pytanie co inni pomyslą… jeśli nie będziesz miał T-shirta wartego 10 zł ale za który zapłaciłeś 200zł bo akurat miał jakieś “zielone zwierzę” przyszyte.

      Znam osoby które na przykład maniakalnie kupują buty – mają ich z 50 par ! (kiedy w nich chodzą nie mam pojęcia bo wiecznie ich widzę w tych samych 2 – 3 parach)

      I wiele osób wpada w tą pułapkę i pracuje praktycznie tylko po to aby kupować, kupować i kupować pierdoły których wcale nie potrzebują.

      No cóż, mnie osobiście to nie rusza i jak ktoś woli napychać kieszenie gigantom za ich “super jakościowo” rzeczy to jego sprawa.
      Moim zdaniem najważniejszy jest zawsze zdrowy rozsądek i to w różnych dziedzinach życia.

      1. Wydaje mi się, że problem racjonalizowania własnych wydatków to kwestia znacznie głębsza i poważniejsza niż tylko “przymusowe” wydatkowanie niskich sum z uwagi na to, że dany człowiek dysponuje bardzo skromnymi dochodami. Człowiek, który mało wydaje bo bardzo mało zarabia w rzeczywistości niewiele odbiega od tego kto ma dużo pieniędzy i wiele konsumuje – jeden i drugi kieruje się przymusem – jeden ekonomicznym drugi psychologicznym. Tymczasem wolnym i racjonalnym człowiekiem jest ten co ma spore dochody, ale je inwestuje minimalizując wydatki. Myślę że zasadniczą kwestią jaka kryje się za koncepcją wolności finansowej jest przywrócenie władzy nad własnym życiem samemu człowiekowi, który w sposób wolny wybiera kierowanie sobą i swoim życiem. Osobiście stoję na stanowisku, że koncepcja wolności finansowej właśnie dlatego jest tak trudna i w gruncie rzeczy elitarna bo zakłada rozumność, wolność, godność i odpowiedzialność człowieka za samego siebie a temu sprostać może człowiek o filozoficznych inklinacjach.

        1. Grzegorz, w pełni się z Tobą zgadzam. Wolność finansowa jest dla każdego, ale nie dla wszystkich. “Wszyscy” wolą kupić sobie wypasiony samochód i co miesiąc ponosić wysokie raty leasingu, a potem narzekać, że za … mało zarabiają.

  10. hej ho… pozdrawiam 2 maja zza korporacyjnego biurka*… jest trochę nudno :) stąd postanowiłem (jak to czasem mam w zwyczaju) zobaczyć co nowego ciekawego pojawiło się w fridomii…. temat konsumpcji bardzo mnie ciekawi… dlatego, że myślę wprost, że działając zazwyczaj po części automatycznie (polecam książkę Caldiniego) dajemy się manipulować i wmówić sobie, że potrzebujemy coraz więcej… może po prostu nie mamy świadomości jak wiele już mamy (to chyba pomagają zrozumieć podróże – szczególnie po Azji i Afryce)**. Wydaje mi się, że w naszych umysłach wytworzono obraz szczęścia opartego na kupowaniu dóbr. A szczęście jest zupełnie gdzieś indziej. szczęście to realizowanie swoich pragnień i aspiracji, to budowanie życia wg jakiegoś określonego planu i dążenie do jakiegoś określonego celu – to nadanie życiu sensu… to bycie w zgodzie z samym sobą… ale to wymaga refleksji i przemyśleń….
    i zdawałoby się, że jest to oczywista oczywistość… tylko, że świat kusi i kusi :) umiejętność oparcia się tej pokusie jest bardzo trudna bo działamy impulsywnie i na to przede wszystkim liczą marketingowcy i sprzedawcy marzeń… zaprzęgnięto do tego „wielka machinę” wspartą znajomością ludzkiej psychiki, zachowań socjalnych i wielkimi pieniędzmi.
    dlatego tak trudno jest sobie z tym poradzić. W konsekwencji nasze życie staje się plastikowe bo prawdziwe wartości są wypierane przez konsumpcję często na pokaz. Dzięki temu nasze życie mija w błyskawicznym tempie i niezauważalnie (często gonimy za czymś i nawet sobie nie uświadamiamy za czym tak naprawdę). Ze zdziwieniem stwierdzamy, że coś co mieliśmy najcenniejszego (czas) zmarnowaliśmy na pracę na nowy TV czy samochód czy inny gadżet. Zastanawiam się, czy jakby podczas kupowania sprzedawcy nas informowali – ten TV jest dla Pana ale odda mi Pan za to miesiąc życia a za tamten 2 miesiące życia, a jak chce Pan ten samochód to będzie to Pana kosztowało 2,5 roku życia to byśmy tak kupowali (przecież właśnie tak jest). No ale samochód jest bardzo potrzebny. Wiem bo mam dwójkę dzieci (z czego jedno wiozę do przedszkola do innej dzielnicy – po drodze do pracy) i pracę po drugiej stronie miasta -> okazało się, że można zamiast samochodem, jeździć komunikacją i czytać z synem Elementarz Falskiego (a nie rzucać k..mi na tych c…w co to jeździć nie umieją). Ale to tylko jeden z wielu przykładów jak można inaczej żyć…
    czasem myślę, że konsumujemy bo… nie mamy niczego innego i to jest jedyne co nas dowartościowuje…
    kiedyś myślałem, że szczęście to 6 zer na koncie i jakaś cyfra przed (bliżej 9 niż 1 :) trochę to wyniosłem z domu. Tata inwestował z całkiem dobrym skutkiem na rynkach finansowych… teraz jednak pojawił się problem – mając 67 lat “nie umie przejść na inwestycyjna emeryturę” zamiast korzystać z czasu i zdrowia jakie ma, nadal analizuje słupki i zestawienia…. od dłuższego czasu coraz bardziej sympatyzuję z ideą wolności finansowej i zwiększenia przepływów finansowych. Pieniądze służą do realizacji celu a nie po to żeby były. Nie da się być wolnym (nie tylko finansowo) nie panując nad swoim konsumpcjonizmem… ale ten konsumpcjonizm powinniśmy opanować nie tylko z tych względów – powinniśmy zacząć doceniać otaczający nas świat i życie które mamy, cieszyć się tymi małymi codziennymi sprawami… może wtedy nie będziemy musieli tyle konsumować:)
    * Trochę to może w kontraście z dalszą częścią mojej wypowiedzi – wyjaśniam rodzinę wysłałem do teściowej… wszystko powinno być już jasne :) Babcia zajmie się wnukami, Matka odpocznie a ja będę miał czas żeby przeczytać książkę…
    ** Odnoszę się tutaj do warstwy społeczeństwa, która może sobie pozwolić na to, żeby nadmiernie konsumować (zdaję sobie sprawę, że gross społeczeństwa wiąże ledwo koniec z koncem)

    1. Wojtku, dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami w tym temacie. Z wieloma się w pełni zgadzam. W szczególności spodobał mi się ten fragment Twojego komentarza: “świat kusi i kusi :) umiejętność oparcia się tej pokusie jest bardzo trudna bo działamy impulsywnie i na to przede wszystkim liczą marketingowcy i sprzedawcy marzeń… zaprzęgnięto do tego „wielka machinę” wspartą znajomością ludzkiej psychiki, zachowań socjalnych i wielkimi pieniędzmi.”

      Przywiódł mi on na myśl wyścigi psów. Nigdy czegoś takiego nie widziałem na żywo, tylko w telewizji. Po specjalnym torze biegną charty. By je zmotywować do jak najszybszego biegu, przed sobą mają mechanicznego zająca. Wiecie co mam na myśli, prawda?

      Nie wiem co Wy czujecie patrząc na te psy. Mi jest ich żal. Biegną za czymś co wcale nie jest tym za co to biorą. Tor jest tak stworzony, że nie mają szans tego czegoś dogonić. A nawet gdyby im się to udało, to tylko by pokaleczyły na tym czymś zęby. Ich wysiłek absolutnie nic im nie daje. Korzyści odnoszą jedynie ci, którzy obstawili właściwego psa oraz właściciele toru (ci wygrywają bez względu na to ilu śmiałków dobrze obstawi zwycięzcę wyścigu).

      Pytanie jest czy my też nie biegniemy po takim torze. Jesteśmy jak te charty goniące za sztucznym zającem (Skodą ze znaczkiem Audi; t-shirtem ze znaczkiem Lacoste; mieszkaniem w “residence”; hotelem z 5-cioma gwiazdkami; biurem z dużym holem i marmurową recepcją; najnowszym modelem k-phone’a). Nasz wysiłek jest bez sensu, rywalizując niczego nie wygrywamy.

      Wygrywają ci, którzy obstawili właściwego psa, czytaj: właściwy rynek, właściwą technologię, właściwą strategię marketingową. A jeszcze bardziej wygrywają właściciele toru wyścigowego (garstka topowych miliarderów, którzy pociągają za sznurki światowej finansjery.

      Charty pewnie nigdy się nie zbuntują i nie przestaną biegać za sztucznym zającem. Ich odruchy są silniejsze niż ich intelekt. Natomiast my ludzie powinniśmy być w stanie lepiej panować nad naszymi odruchami. Możemy się zbuntować przeciwko udziałowi w wyścigu na torze, który ktoś nazwał naszym życiem. Tak samo jak w przypadku owych chartów, prawdziwe życie znajduje się poza tym torem wyścigowym.

        1. Tomek, moje prawdziwe życie toczy się zawsze tu gdzie jestem. A Twoje?

        2. To na pewno. Natomiast ciekaw jestem co jest poza tym torem z chartami w Twoim swiecie symboli i porownan:)

        3. Tomek, poza torem, psy zwykle biegają wokół budy, pilnują terytorium swojego pana, obgryzają kości, śpią gdy mają na to ochotę, baraszkują z innymi psami z sąsiedztwa.

          A co by mogli robić ludzie uwolnieni od wyścigu szczurów? Rozwijać swoje umiejętności – artystyczne, muzyczne, twórcze, inne. Więcej czasu poświęcać swojemu hobby (np majsterkowaniu, zdrowemu gotowaniu, zbieraniu motyli). Częściej spotykać się ze znajomymi, chodzić na wystawy, do kina. Pomagać innym – dzieciom, potrzebującym. Więcej spacerować. Kontemplować.

          Mogliby dostosowywać tempo biegu do swoich potrzeb i możliwości, a nie biec z całych sił by nie pozostać w tyle. Ciekawe czy w psychice chartów jest miejsce na porównywanie się z innymi i odczuwanie wstydu z tego powodu, że się pozostało w tyle za innymi:-) Czy mamy jakiegoś psychologa zwierząt na pokładzie bloga fridomia?

          Pomysłów na to co można robić poza torem jest nieskończenie więcej niż pomysłów na to co – oprócz ścigania się, wdychania kurzu i okazjonalnego stawania na podium z dumnie podniesioną głową – można robić na torze. Przynajmniej tak mi się wydaje:-)

          Co ciekawe, że na torze po każdym stanięciu na podium, znów stajesz na linii startu i znów się ścigasz. Przeszłe sukcesy wcale nie gwarantują Ci przyszłych zwycięstw:-) Inaczej niż w przypadku, nie, nie zaskoczę tu chyba nikogo … wolności finansowej:-) Przeszłe sukcesy gwarantują Ci dożywotnie miejsce na podium, bo … każdy ma swoje własne podium:-) Ścigał się tylko raz. Sam ze sobą i ze swoimi słabościami. A miejsce na podium – dożywotnie:-)))

        4. Nie widziałem na żywo wyścigów chartów – tylko w TV, wyglądało to raczej głupio, jak stado psów pędzi za sztucznym królikiem czy inną mechaniczną przynętą ;-)

          Widziałem za to kilka razy w Jakuszycach wyścigi psich zaprzęgów. Tam psy ciągną sanki, najczęściej zespołowo, w sensie jest jeden pies – lider, zwykle najmocniejszy i najszybszy, a pozostałe próbują dostosować się do jego tempa. I co ciekawe nie mają przed sobą żadnej przynęty, po prostu ten lider stada pędzi jak oszalały, a pozostałe robią to samo. Chyba go naśladują ;-) Z tego co zaobserwowałem, to człowiek na sankach chyba ma w ręku coś w rodzaju bicza, ale raczej nie musiał tego używać, tylko awaryjnie.

          Duże wrażenie zrobiło na mnie karmienie takiego stada. Właściciele przyjeżdżali do Jakuszyc (Szklarska Poręba) zwykle takimi dużymi busami, zwykle to są kempingi, a tutaj były przerobione na domek dla psów, mnóstwo przegródek dla psów i one tam sobie siedzą. Obserwowałem jak właściciel przygotował dla nich posiłek, chyba nagotował im jakiejś zupy czy czegoś takiego w wielkim garze, w każdym bądź razie pachniało i dymiło zachęcająco. Jednym przyciskiem otworzył wszystkie kojce, drzwiczki się pootwierały! I jak tu nagle nie wyskoczy z nich stado chyba z 30 psów, jeden ładniejszy od drugiego! Wszystkie jak jeden mąż doskoczyły do garnka i zaczęły ucztę! Widok był wspaniały.

          Nie muszę dodawać, że było raczej zimno i śnieżnie, jak to wyścigi psich zaprzęgów. Te psy jak oddychają to wydają z siebie tyle pary wodnej, że całe stado dymiło jakby to była lokomotywa parowa ;-)

        5. Psy w wolnych chwilach rozgladaja się tez za suczkami :) (jakkolwiek to brzmi, to jedyne określenie psa plci pięknej jakie znam).

      1. @Sławek
        Strasznie mi się spodobało to porównanie do wyścigu chartów:)
        Coś w tym jest.
        Psy nie mają świadomości że uganiają się za czymś sztucznym a czy człowiek ma ? Dobre pytanie.

        W sumie u ludzi to można powiedzieć też, że jest tak że wygrywa ten kto obstawia najlepszego “charta” czyli pracownika któy przynosi kolosalne dochody firmie a jednocześnie nie za dużo sam dostanie. Póki się nie buntuje wszystko jest OK.
        Czasem jakiś “chart” sie zbuntuje – wtedy żąda podwyżki albo idzie “na swoje” :)

  11. Niesamowite, ile emocji potrafi wzbudzić już sama wizja ograniczenia konsumpcji. Czego boją się ci wszyscy “mądrzy ekonomiści “, że wmawiaja nam, iż zadłużając się, wzbogacamy?
    Osobiście jestem gdzieś po środku, oszczędzam i żyję wygodnie poniżej możliwości. Zdaję sobie jednak sprawę, że wszystko jest względne. Dla jednego szaleństwem i rozrzutnością będzie kawa w kawiarni i wyjmują termos (mam takie stałe doświadczenie), dla innych oszczędnością jest kupienie samochodu za 50tpln a nie za 100tpln (abstrakcyjne sumy dla wielu).

    W moim mniemaniu, najistotniejsze jest to, aby mieć świadomość tego, co robimy. Aby decyzję były nasze, a nie narzucone nam przez otoczenie: reklamy, znajomych, konkurencję… Często wiem, że robię głupstwo podejmując jakąś decyzję, ale też doskonale rozumiem, dlaczego się na to decyduję. Świetnie też radzę sobie z frustracją, gdy z czegoś – też świadomie – rezygnuję.

  12. Świetnie się czyta te wszystkie komentarze pod wpisem Sławka :)

    Był długi weekend, mąż przy pracy nad kolejnym artykułem do doktoratu, ja 2-go maja też w pracy, a tam urwanie głowy. Tak mi źle było przez to wszystko, że mi się płakać chciało :( Dziś w moim “kołchozie” cyrku ciąg dalszy – gonitwa, nerwówka, spełnianie czyichś abstrakcyjnych wymagań – “durnota do kwadratu” i udowadnianie, że nie jestem wielbłądem… Ale jeszcze tylko trochę tego kieratu – parę lat do pospłacania kredytów i wolność :)

    Wchodzę sobie tutaj w ramach relaksu i czytam… Im więcej czytam, tym bardziej humor mi się poprawia :) Tu jest tyle pozytywnych wpisów, na tyle fajnych rzeczy zwracacie wszyscy uwagę, że znów łapię pion :)

    Dzięki Sławku, dzięki Wojtku, dzięki Aga-to i dzięki Całej Reszcie :)
    Dziękuję, że jesteście :)

    Z tych fajnych rzeczy, które przywracają życiu właściwy kontekst, to pochwalę się, że kupiłam za niewielkie pieniądze przyzwoitej klasy mikroskop :) – używany japończyk, który może służyć w laboratorium. Teraz będę mogła pooglądać z dzieckiem, co żyje w kołuży pod blokiem :)

  13. Cieszę się, że mój krótki wpis wywołał aż takie zainteresowanie i ciekawe dyskusje, jest już ponad 50 komentarzy ;-)

    Pozdrawiam Was ciepło!

    1. Robert, cieszę się, że przerywasz pauzę w odwiedzaniu Fridomii. Brakowało nam Twoich komentarzy oraz Codziennego Przeglądu Prasy. Już miałem się z Tobą kontaktować mailowo by dopytać czy wszystko ok. Miałem nadzieję, że po prostu wyjechałeś sobie gdzieś daleko:)

      Jeszcze raz dzięki za bardzo fajny wpis, który rzeczywiście wywołał bardzo wiele komentarzy. I liczę na kolejne:-) 5 minut temu odesłałem (mailowo) pewnego młodzieńca chcącego inwestować w garaże do Twojego wpisu sprzed 1,5 roku:-)

      1. Po prostu przez ten czas przerwy nadal nie mogłem uporać się z kłopotami technicznymi, nie byłem w stanie cały czas nic dodać. Próbowałem na różnych przeglądarkach, na różnych komputerach i nic.

        Ale wczoraj na szczęście już chyba doszedłem do przyczyny problemu – Twój blog uznał mnie chyba za spamera, bo wystarczyło, że nie nieco zmieniłem moje dane przy dodawaniu komentarza i już wszystko działa ;-)

        Na wyjeździe owszem byliśmy kilka dni na majówce ;-) ale nie za daleko a i tak było bardzo przyjemnie, pogoda trafiła się idealna, wypoczynek nad polskim jeziorem wśród lasów potrafi być wspaniały. Przez pierwszy dzień co prawda trafiliśmy na zlot motocyklistów, setki postaci w czarnych ubraniach nieźle hałasowało i smrodziło swoimi maszynami, ale na szczęście nazajutrz odjechali ;-)

        1. Robert, cieszę się, że kłopoty techniczne minęły. Sorry za niedogodności, ale nie miałem na to żadnego wpływu.

  14. Ostatnio – zresztą pod wpływem tego wpisu – nieco dokładniej przyglądam się moim zwyczajom. Byłam tym dzieckiem “chomikującym” cukierki i z racji ciągłych braków wszystkiego, lubiłam oszczędzać nowe rzeczy. Przetrzymywałam kupione ubrania przed pierwszym założeniem, do ostatniej kredki zużywałam stare opakowanie przed otworzeniem nowego i… zauważyłam, że z wiekiem mi to nie mija! Zresztą mój mąż musiał mieć podobnie, bo wczoraj zwróciłam uwagę na jedną z półek w naszej szafie. Znalazłam na niej kilka zapakowanych jeszcze ubrań. Głównie pidżamy, polary, czyli ubrania na sytuacje awaryjne. Rozpakowałam je, zdjęłam metki, powiesiłam na wieszakach i zastanawiałam się, co jest lepsze: trzymanie zapakowanych ubrań w szafie, czy nie kupowanie ich w ogóle :-))) Wiem, że w tym przypadku jest to efekt wrodzonych oszczędności, bo np polary są ze starych zapasów reklamówek, zatem nie zostały kupione. Mój mąż, natomiast, ma półkę nie rozpakowanych koszul, a w kółko piorę siedem białych, w których chodzi. Wiem, że gdy się rozpadną, wtedy wyjmie następny komplet – może już kolorowe… Koszule kupuje “hurtowo”, gdy mu jakieś odpowiadają, bo musi być bawełna, miła w dotyku, zero twardych szwów, zatem zapas jest uzasadniony, bo nie dokupi ot, tak, od ręki.
    A jednak mam wątpliwości, czy zapasy w szafie, to wynik oszczędzania i odsuwania przyjemności na później, czy jednak niekontrolowany nadmiar?
    Z drugiej strony, sukcesywnie wyjmuję i zużywam wszelkie zapasy, czytam kupione kiedyś książki, czym ograniczam wydatki konsumpcyjne w czasie, gdy mam więcej wolnego niż pieniędzy. Kiedyś było odwrotnie :-))

    1. Aga-ta, ciekawe jest to o czym piszesz. Też miałem zwyczaj kupowania ubrań w ilościach hurtowych – np 40 par czarnych skarpet z zielonymi noskami. Leżały zapakowane i dobierałem sobie z “magazynu” w miarę niszczenia się tych, które regularnie nosiłem. Dziś nadal tak robię, zmienił się tylko kolor kupowanych rzeczy:-) I oprócz skarpet robię tak również z koszulami, butami, plecakami. Ostatnio będąc w Indonezji kupiłem sobie nawet dwa pomarańczowe kaski na skuter:-) Więcej by mi się nie zmieściło do walizki:-)

      Czy to oszczędność (kaski były o wiele tańsze niż w Polsce) czy nadmierna konsumpcja czy praktyczność (pomarańczowych kasków czy ubrań nie trafia się na co dzień) – sam nie wiem:-) Efekt jest jednak taki, że butów (wszystkie w pudełkach w szafie), swetrów, itp mam więcej par niż … moja żona:-)

  15. Witajcie,
    dwa moje ulubione cytaty:
    Minimalistyczny często wypowiadany przez mojego dziadka(nie wiem, komu innemu przypisać te słowa):
    “Co masz zjeść dzisiaj – zjedz jutro, co masz zrobić jutro – zrób dzisiaj”.

    I nieco bardziej biznesowy:
    “The problem is not a problem. The problem is your attitude about the problem” Kapitan Jack Sparrow :)

    Pozdrawiam

    1. BiL, dzięki za przypomnienie naszej dyskusji sprzed kilkunastu miesięcy (zawsze cieszy mnie gdy widzę, że stare tematy odżywają:-) oraz za linka do bardzo ciekawego artykułu. Jego autorzy zadali sobie trudu by przeprowadzić swoje analizy.

      Ten artykuł bazuje na dwóch fundamentalnych dla konkluzji artykułu założeniach:
      (A) że wszyscy JEDNOCZEŚNIE przestaną wydawać pieniądze na zbędną konsumpcję, co raczej nie jest realne
      (B) że ich oszczędności trafią na konta bankowe. A przecież Fridomiacy nie oszczędzają po to, aby gromadzić gotówkę na koncie bankowym, tylko po to by ją inwestować w mieszkania na wynajem. Czyli te pieniądze trafiają z powrotem do gospodarki – do notariuszy, do pośredników nieruchomości, do sklepów z materiałami budowlanymi, do firm remontowych, do sklepów meblarskich czy z wyposażeniem AGD, do firm ubezpieczeniowych, do firm typu Mzuri:-), do firm sprzątających, do administracji budynków, do urzędów miasta w postaci podatków od nieruchomości, itp

      Myślę, że z punktu widzenia makro, to czy moje PLN 1000 oszczędności trafi do sklepu z perfumami gdzie kupię 2-3 flakoniki drogich perfum czy do marketu budowlanego pewnie nie stanowi większej różnicy. Oprócz tego, że zyski ze sprzedaży tych 3 flakoników perfum pewnie trafią do jakiegoś raju podatkowego, który wybrali sobie założyciele luksusowych, francuskich marek. Jest natomiast większa szansa na to, że część zysków ze sprzedaży materiałów budowlanych trafi do polskich producentów.

      Natomiast różnica z punktu widzenia mikro jest – według mnie – gigantyczna. Oznacza różnicę między życiem “do pierwszego”, od jednej do kolejnej wypłaty pensji, a budowaniem wolności finansowej. I to właśnie dlatego zachęcam Polki i Polaków do życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych. Powodzenia!

      Artykuł ten ostatecznie przekonał mnie do tego, że oszczędzając by budować portfel mieszkań na wynajem nie wyrządzacie krzywdy gospodarce:-) Dzięki BiL!!!

      1. Slawek, nie ma sprawy! :)
        Co do podpunktu A, to zgadzam sie, ze aby zrobiliby to wszyscy jednoczesnie jest malo realne, gdyby zrobilo to np. 50% ludzi to efekt bylby odpowiednio mniejszy, itd.

        Co do podpunktu B, to nie koniecznie musza trafiac na konta bankowe. Rownie dobrze moga isc w przyslowiowa ‘skarpete’, chodzi po prostu o to, ze ludzie na jakis czas wstrzymuja sie od ich wydawania.

        Jakis edytor Wikipedii, zadal sobie ostatnio trudu zeby opisac ten paradoks po Polsku:

        https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Paradoks_zapobiegliwości

        A co do wspierania Polskich firm, to jest to jak najbardziej wskazane, tzw. patriotyzm goapodarczy. :)

Skomentuj Grzegorz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.