Wcześniejsza emerytura, a nuda

Maria podesłała mi linka do ciekawego artykułu. Dzięki Maria! Z artykułu wynika, że do emerytury trzeba się przygotować nie tylko od strony finansowej. Czyli dokładnie dokładnie tak jak napisałem w swojej poprzedniej książce: “Życie post-korporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury”, w której omówiłem również przygotowania od strony mentalnej, zawodowej, zdrowotnej, operacyjnej, logistycznej, rodzinnej oraz od strony wizji na przyszłość.

Wg autorów artykułu, ludzie zbyt dużo uwagi przywiązują do przygotowań finansowych ( w ich wersji nie mówią o wolności finansowej opartej na stabilnym strumieniu pasywnej gotówki, tylko o odłożeniu takiej kupki kasy by starczyła do końca życia). A tymczasem, jak pokazują badania, radość z wolnego czasu na emeryturze wysycha średnio po … 10 miesiącach. Wielu osobom zaczyna brakować towarzystwa kolegów z pracy, wysiłku intelektualnego, poczucia bycia zajętym i pożytecznym.

Oto link do artykułu: http://www.huffingtonpost.com/entry/this-may-be-the-single-biggest-retirement-mistake-you-can-make_us_579f7870e4b0e2e15eb686a3?yptr=yahoo

Ja na wcześniejszej emeryturze jestem już od 7 lat i 2 miesięcy, czyli od 86 miesięcy i nadal w moje życie nie wdarła się nuda. Wręcz przeciwnie, czuję, że moje życie staje się coraz ciekawsze i coraz bardziej zadowalające. Niektórzy stwierdzą, że mam po prostu farta, ja twierdzę, że to kwestia dobrego przygotowania.

I Was do tego zachęcam. Nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć się przygotowywać mentalnie i duchowo do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Póki nie ukazała się jeszcze w druku nasza najnowsza książka – Poradnik dla najemczyń – zachęcam do sięgnięcia do “Życia postkorporacyjnego”. Może znajdziecie tam w te długie letnie wieczory jakąś inspirację dla siebie. Jestem ciekaw Waszych przemyśleń i doświadczeń w tym zakresie. Maria też na nie liczy myśląc o swojej emeryturze.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

26 Responses

  1. Slawek, nie chce sie czepiac slowek, ale moim zdaniem Ty nie jestes emerytem w doslownym tego slowa znaczeniu. Nie grozi Ci chyba tez nuda spowodowana brakiem towarzystwa kolegow z pracy etc., bo mam wrazenie ze w miare na biezaco, na roznych frontach, angazujesz sie w dzialalnosc Mzuri.

    emerytura «miesięczne świadczenia pieniężne przysługujące za przepracowanie ustawowej liczby lat i po osiągnięciu określonego wieku»

    Ty po prostu czerpiesz swoje dochody ze zgromadzonego przez siebie kapitalu (ktory masz w mieszkaniach), zamiast z pracy. Moim zdaniem zdecydowanie bardziej pasuje do Ciebie slowo rentier, niz emeryt. Ale to slowo chyba nie ma w spoleczenstwie az tak pozytywnej wibracji jak emeryt. Rentier moze sie niektorym kojarzyc z niesprawiedliwoscia czy wyzyskiem (nie pracuje a ma, wiec od kogos te pieniadze musi brac, od tych ktorzy pracuja). Emeryt to ktos kto kojarzy sie bardziej pozytywnie, ktos kto przez te przepracowane lata swoja praca wlozyl swoj wklad w rozwoj panstwa. Rentierem mozna zostac nie robiac nic pozytecznego, np. dziedziczac majatek po rodzicach. Emeryt musi natomiast sobie te emeryture wypracowywac przez dlugie lata, placac podatki i skladki.

    Nie odbieraj tego prosze jako ataku na Twoja osobe, to tylko taka moja obserwacja. Pozdrawiam.

    1. BiL, rozumiem to co piszesz, ale jednak czuję się “emerytem”. Wcześniejszym, ale jednak emerytem, a to że nie otrzymuję świadczeń z ZUS-u nie ma wpływu na moje samopoczucie. Nie sądzę by cokolwiek w moim życiu miało zmienić comiesięczne świadczenie emerytalne, które będzie wpływać na moje konto od grudnia 2030 roku:-)))

      Czuję się emerytem, bo sobie moje prywatne świadczenia wypracowałem. Przez naście lat:-). I już.

      Jeśli chodzi o Mzuri, to po pierwsze nie czerpię z tego żadnych korzyści materialnych, po drugie poświęcam Mzuri nie więcej niż 1 dzień w miesiącu, a w okresie zimowym poświęciłem 2 godziny w ciągu 4 miesięcy. Mzuri to dla mnie pewien projekt, a nie miejsce pracy. Projekt mający pomóc mi realizować moją misję, a jednocześnie zabezpieczający stabilność wpływu z najmu moich mieszkań. Tak samo ważny dla mnie projekt jak pisanie książek, jak podróżowanie, jak nauka języków, jak kibicowanie na mistrzostwach świata, Europy, Afryki czy na Olimpiadach.

      Zdecydowanie nie czuję się “rentierem”. Rentier kojarzy mi się ze wszystkim tym o czym piszesz, a dodatkowo ze zblazowaniem, zwykłym odcinaniem kuponów, z hulaszczym życiem, z byciem podstarzałym playboyem. Z rentą. Z byciem uzależnionym od swoich pieniędzy i życiem w poczuciu ryzyka, że ta renta może się skończyć.

      Być może lepszym opisem mojego stanu ducha byłoby słowo “rewiree” wprowadzone w książce “Don’t Retire, Rewire!” jako odróżnienie od słowa “retiree”, czyli angielskiego “emeryt”. “Rewiree” to ktoś kto swoje talenty wykorzystuje do robienia czegoś innego niż zarabianie pieniędzy. To jest właśnie to, co staram się robić, ale niestety nie znalazłem dotąd dobrego odpowiednika tego słowa w języku polskim.

      Jakieś propozycje?

      1. To coś jak “wolny elektron” – nie przywiązany do niczego ale wciąż aktywny. A żeby odrzucić negatywne inklinacje słowa “emeryt” (chociażby uzależnienie od państwowych wypłat) – “prywatny emeryt”.

  2. „Rewiree” to ktoś kto swoje talenty wykorzystuje do robienia czegoś innego niż zarabianie pieniędzy. To jest właśnie to, co staram się robić, ale niestety nie znalazłem dotąd dobrego odpowiednika tego słowa w języku polskim.
    Jakieś propozycje?

    Społecznik, Dobrodziej ewentualnie Utopista :-)

    1. Cerwantes, dzięki za miło brzmiące podpowiedzi:-) Szukam jakiejś nazwy, która by bardziej bezpośrednio oddawała ideę słowa “rewiree” i umiejscowiła je jako jeden z etapów życia. Etapów życia post-korporacyjnego. Być może trzeba będzie stworzyć jakieś nowe słówko:-) W ciągu ostatnich kilku lat stworzyłem już kilka neologizmów… :-)

  3. Slawek, jesli czujesz sie emerytem, to dla siebie jestes emerytem i nikt Ci tego uczucia nie zabierze. Potega podswiadomosci :)

    Co do Mzuri, to naprawde mnie zaskoczyles. Przeciez chyba stworzyles te firme od podstaw? A teraz piszesz, ze nie masz z niej juz zadnych korzysci materialnych. Mozna zapytac dlaczego tak formalnie i prawnie zdecydowales sie oderwac od Mzuri? Rozumiem, ze zrzekles sie, lub sprzedales swoje udzialy? Troche to dziwne, bo mam wrazenie ze wciaz sie z ta firma bardzo utozsamiasz i jestes w jej dzialalnosc zaangazowany. W ogole troche osobiste te pytania, wiec jak nie chcesz to nie odpowiadaj, ale kontynuuje watek ktory poruszyles.

    Po angielsku jest jeszcze slowo semi-retired, polemeryt. Ale tez tak sie pewnie nie czujesz. Moze “wolontariuszo-mecenas najmu”, albo “rentieryt”/”emerentier” ;)

    1. BiL, dzięki za podpowiedzi nowych słówek na określenie “rewiree”. Podobają mi się:-)

      A co do Mzuri, to nadal mam w niej udziały. Ale:

      (1) moje udziały systematycznie maleją – zaczynałem mając 100%-ową własność, a dziś spośród grona około 90 współpracowników Mzuri, aż 49 osób jest moimi wspólnikami i posiadają udziały. Pozostałe osoby też mają otwartą drogę do objęcia udziałów. Moje udziały będą dalej systematycznie spadać.

      (2) ponieważ dalej jesteśmy w sytuacji ciągłego break-even (gdy rosną nam przychody, to zatrudniamy nową osobę, otwieramy nowe biuro, inwestujemy w system IT, itp) to nie mamy zysków do wypłacania. I w tym sensie nie czerpię z tego żadnych korzyści. Gdy już podejmiemy decyzję o tym, że zaczynamy wypłacać zyski, to prawdopodobnie nie będę już miał udziałów w Mzuri, a jeśli będę je dalej miał, to się zastanowimy co zrobić bym ja tych dywidend nie dostał:-)

      (3) nie jest moją intencją zarabianie na Mzuri. Potrzebuję profesjonalnej usługi, a nie kolejnego źródła przychodów.

      (4) w promocję dalej się angażuję. Z wielu względów.
      (i) Uważam, że Mzuri zapewnia dobrą, uczciwą i przydatną usługę. Zwłaszcza osobom myślącym o osiągnięciu wolności finansowej.
      (ii) Po drugie, wiem, że duża firma zapewni swoim Klientom (w tym mnie, pierwszemu i nadal największemu Klientowi) wiele korzyści skali.
      (iii) Po trzecie, chcę wesprzeć moich współpracowników w osiągnięciu sukcesu biznesowego. Układ jest taki, że oni pomagają mi wspierać wolność finansową Polek i Polaków, a w zamian – ja będę wspierać ich w osiągnięciu wolności finansowej. Uważam taki układ za czysty i fair.

  4. Co do różnych innych niespodziewanych aspektów przejścia na emeryturę w stosunkowo młodym wieku, to dotarło do mnie niedawno, że jednym z negatywnych aspektów jest… ludzka zazdrość i zawiść.

    Mianowicie bardzo dużo osób z bliskiego otoczenia (rodzina, “przyjaciele”) uważa, że skoro przeszedłem na emeryturę i zamiast w ciągu dnia pracować, ja np. odpoczywam sobie na basenie, albo zwiedzam okolicę na rowerze, albo wyjeżdżam na weekend bo jest ładna pogoda, to w takim razie oni nie powinni mi w żadnym wypadku pomagać, bo ja przecież “się lenię”.

    Przykładowo do tej pory babcia chętnie raz czy dwa razy na miesiąc zostawała z dziećmi wieczorem na dwie godziny, żebyśmy my jako rodzice mogli np. pójść do kina.

    Tymczasem teraz spotykam się już wprost z zarzutami, że dlaczego ona ma siedzieć z moimi dziećmi, skoro ja “nic nie robię cały dzień” i sobie uprawiam np. sport?

    Dlaczego żona ma przyjść i pomóc coś tam kolegom w biurze, skoro ja w tym czasie będę np. na basenie albo na rowerze?

    Nie wiem czy spotkałeś się z tym Sławku, ale ostatnio mam z tego powodu coraz więcej nieprzyjemności. Myślę, że wynika to z braku zrozumienia idei fridomii oraz chyba takiej ludzkiej… małości i zazdrości. I niestety tej ludzkiej mentalności tak łatwo nie zmienimy…. Pisałeś w książce o przygotowaniu również swojego otoczenia i rodziny do przejścia na emeryturę, no ale widać że w głowach ludzi to nie tak łatwo poukładać, że ktoś np. w wieku 30, 40 czy 50 lat już nie musi pracować zarobkowo, a oni ciągle muszą…..

    1. Robert, przyznam, że nie doświadczyłem przykrości o których wspominasz. Może dlatego, że moja rodzina i znajomi byli na to przeze mnie przygotowani przez długi czas. Może dlatego, że ja zawsze mniej się przejmowałem tym co kto o mnie myśli czy mówi. Może dlatego, że moje dzieci były o wiele starsze gdy przechodziłem na wcześniejszą emeryturę. Może dlatego, że sam nie jestem zbyt opiekuńczy i moi bliscy wiedzieli, że muszą się nauczyć radzić sobie samemu? A może – jak to często w życiu bywa – po trochu z każdej z powyższych przyczyn.

      1. “emerytura” to takie beznadziejne słowo. Dla mnie Sławku jesteś inwestorem, pisarzem i jakby nie patrzeć prowadzisz MZURI nawet jeśli miałbyś tam jedną akcję a nie “emerytem”. Inwestujesz w nieruchomości i tyle. A jeśli chodzi o ciebie Robercie to bym kupił parę akcji, obligacji i opowiadał, że jesteś doradcą finansowym albo coś takiego co właściwie byłoby prawdą.

        1. Michał, nie znam Ciebie, nie wiem kim jesteś. Ale wiem, że nie jesteś tym, za kogo się uważasz:-)

        2. Uważam się za człowieka, który jak widzi konia to mówi, że to koń a nie pies. Ja ciebie też Sławku nie znam ale dziwię się trzymania tej “emerytalnej” terminologii. Chociaż jestem w stanie zrozumieć, że niektórzy ludzie łagodniej odbierają słowo “emerytura” niż “inwestor” – zazdrość itd.

        3. Michał, nie chce mi się więcej komentować Twoich spostrzeżeń. Udanego życia i … trafniejszych wniosków!

        4. Dzięki za rady Michał, ale kłamanie to nie jest coś, co chcę robić, nie po to osiąga się wolność finansową, żeby okłamywać, a już zwłaszcza najbliższych….

        5. Przyszły mi do głowy jeszcze dwie nazwy na mój stan: “najmier” albo “najemeryt”.

    2. Robert, niechęć otoczenia może być problemem przy wczesnej emeryturze, było o tym sporo dyskusji na różnych internetowych forach o wolności finansowej. Ale argumenty, które przytaczasz, nie do końca mnie przekonują. Czy naprawdę należy oczekiwać od rodziców, że pomogą przy dzieciach? Może tak naprawdę nigdy nie lubili pomagać, ale się do tego poczuwali, póki byłeś zajęty, bo chcieli Cię odciążyć? Wówczas trudno im się dziwić, że gdy masz już dużo czasu, to nie garną się do roboty. Z kolei prób zagonienia żony do pomocy w biurze, skoro sam w ogóle nie pracujesz, to już w ogóle nie rozumiem – chyba, że źle zinterpretowałem Twój wpis.

      1. Nie, są to tylko przykłady, może zbyt skrótowo opisane, bez wnikania w jakieś tam szczegóły.

        Tak na marginesie to naprawdę uważasz, że 2 godziny spędzone przez babcię albo dziadka w miesiącu, żeby rodzice mogli wyjść do kina, to zbyt wielkie oczekiwanie ;-)

        Chodzi mi po prostu o to, że ludzie stają się tacy nieco złośliwi, jakby mniej skorzy do pomocy, po prostu chyba… trochę zazdrośni, jeżeli widzą, że ktoś nie pracuje i robi to na co ma ochotę przez całe dnie. Uważają, że skoro nie pracujesz, to oni nie muszą już Tobie w żaden sposób pomagać, może na odwrót – uważają, że to Ty masz teraz więcej im poświęcać czasu czy uwagi, skoro “nic nie robisz” całe dnie.

        Wydaje mi się, że jest to po prostu zazdrość. I Sławek na pewno też ludzie Tobie zazdroszczą Twojej pozycji i osiąganych efektów Twoich przedsięwzięć i projektów – jeżeli tego nie odczułeś, to po prostu miałeś szczęście, że do Ciebie to nie dotarło ;-)

        A z tym co piszesz, że oni po prostu już wcześniej nie mieli ochoty pomagać, to chyba jest prawda, która teraz po prostu wyszła na wierzch.

        Co do mojej żony, to ona…. też nie pracuje ;-) Takie to zawiłe historie.

        Ze stosunkiem innych ludzi do czyjejś wolności finansowej to po prostu wiele osób nie rozumie, o co chodzi, na czym to polega, nie mieści im się w głowie, że można nie pracować aż do 65/67 roku życia. Jak słyszę że oni pracują żeby “mieć odprowadzany ZUS”, to mi się robi niedobrze. Po prostu nie da się ich przekonać, zbyt silnie mają wpojony “obowiązek” pracy, chyba to zostało jeszcze po komunie. I co gorsza takiej pracy, w której chodzi o czas poświęcany na robotę, a nie na efekty. Dla nich lepsze jest zarobienie np. 30.000 zł rocznie siedząc bezproduktywnie przez 300 dni w pracy po 9 godzin dziennie i tak przez 40 lat życia, niż zarobienie tego wszystkiego np. w ciągu 5 lat pracując z sukcesami i efektywnie i od razu udanie się na emeryturę.

        Może zacznę ludziom opowiadać, że po prostu wygrałem w totolotka? Wtedy przecież chyba też by przestali pracować?

        1. Robert, spotykam się czasami z lekką ironią wobec mnie lub z udawadnianiem mi na siłę, że jednak coś tam robię dla Mzuri, posiadam udziały w spółce, itp więc z pewnością emerytem nie jestem. Mieliśmy przykład tego typu besserwisserów niedawno tutaj na fridomii:-) No ale cóż, to nie mój problem. Staram się szanować ludzi, byc ciekawym ich zdania (bo można się czegoś nowego nauczyć), ale zbytnio się nie przejmuję ich zdaniem. I tak robię swoje.

          Natomiast chciałbym się odnieść do ostatniego zdania Twojego komentarza. Trafienia w totka niektórzy też by Ci zazdrościli i stali się zawistni:-) Mimo, że nie było w tym żadnej Twojej “winy”, no może oprócz tego, że wysłałeś kupon:-) Jakoś my ludzie nie lubimy – nie wiem z czego to wynika – gdy innym się dobrze układa:-)

        2. co do tego odprowadzanego ZUSu, to dostałem parę dni temu list od Zusu właśnie, gdzie piszą że łącznie na I+II filarze uzbierało mi się 88,7 tys zł i dalej piszą, że na tej podstawie moja hipotetyczna emerytura wynosi 0,00 zł. Poniżej dopisek że ,,kwota hipotetycznej emerytury nie może być podstawą do jakichkolwiek roszczeń”. I to jest piękne, nieprawdaż? .

        3. Tomnext, dobrze, że Fridomiaczki i Fridomiacy nie muszą się przejmować takimi listami i mogą do nich podchodzić z dystansem i humorem. Oby jak największym. Powodzenia!!!

        4. No właśnie też zwróciłem uwagę na ten dopisek, że te wyliczenia ZUS nie mogą być podstawą do żadnych roszczeń. W takim razie sami przyznają, że te liczby są niewiarygodne, po co więc marnować tyle papieru i pieniędzy na wysyłanie tych świstków, które i tak nie mają żadnego znaczenia (same tak twierdzą!).

          Wysłali takich listów z 20 mln, koszt druku, pakowania i wysyłki pewnie koło 2-3 zł za sztukę, więc mamy już z 60 mln zł zmarnowane na podwyżki dla pielęgniarek…

        5. Ja raczej skłaniałbym się ku opinii Tomka.
          Bo tak będąc fair wobec samych siebie – czy mamy prawo oczekiwać czegokolwiek od najlbiższych ? a tym bardziej od bliskich z którymi już nawet dawno nie mieszkamy i wymuszać na nich emocjonalnie jakieś przysługi ?
          Moim zdaniem nie powinniśmy oczekiwać zupełnie niczego a jeśli tak się zdarzy że ktoś nam w czymś pomoże bezineresowanie to możemy być mile zaskoczeni i się też zrewanżować na przykład jeśli chcemy.

          Sądzę że raczej to my sami powinniśmy pomyśleć jak pomóc innym i to dawać od siebie a nie wymagać pomocy od innych i jeszcze mieć pretensje że nie raczyli tego zrobić.

          Problem tylko w tym że ludzie strasznie szybko przyzywczajają się do tego że coś otrzymują za darmo i potem już nawet sądzą że im się to należy od tej osoby…

          Ja na przykład czasem zupełnie za darmo pomagam przyjacielowi w cięższych pracach czy to przy budowie, czy w ogrodzie ale… ani on nigdy w życiu mnie o to sam nie prosił… ani tym bardziej nie narzucał że mam to zrobić gratis. To ja sam właśnie dlatego że jest moim przyjacielem chciałem mu pomóc i nie przyjąłbym żadnej zapłaty za to.
          Gdybym ułyszał że ktoś próbuje mi coś takiego narzucić to byłby to pewien “zgrzyt” w relacjach.

          W tym przypadku nie sądzę żeby to była zazdrość że “nic” nie robisz tylko pewien pragmatyzm – wygląda na to że jak byłeś zajęty to rodzice czasem cię odciążali właśnie po to żeby ci pomóc (pewnie nie przepadali za tym skoro teraz rezygnują) a teraz jak widzą że masz masę wolnego czasu to po co mieliby to robić ?
          Przecież wystarczy inaczej zorganizować wyjście do kina. Są przecież seanse w ciągu dnia.
          MOżna wyjść na seans np na 11.00 czy 12.00 kiedy dzieci są w szkole lub w przedszkolu.

          Polecam generalnie takie nastawienie – Co ja mogę zrobić dla innych ? i nie oczekiwanie niczego od innych w zamian.

  5. Nie lubimy, jak komuś dobrze się układa, bo wolibyśmy, żeby to nam się dobrze układało – najlepiej szybko, łatwo i przyjemnie, a nie mozolnie i w pocie czoła.
    Tak, jest to zazdrość.

    Są to też kompleksy. Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam? Czyżbym była głupsza? ;)

    To też stereotypy wpojone nam przez lata, że “nauką i pracą narody się bogacą”, a praca musi być ciężka, bo inaczej nie jest pracą i nie można sobie skakać, jak ten konik polny, tylko ciężko pracować, jak zapobiegliwa mróweczka.

    i.t.p., i.t.d….

    Ja tam nie zamierzam się nudzić. Szkoda mi czasu na pracę, ale jeszcze jestem do niej “przywiązana” ;)

  6. “Dobrze sytuowany bezrobotny” – tak o sobie mówi 40-letni emeryt w wywiadzie jaki można przeczytać u blogera finansowego, którego nazwisko kończy się na “ć” (wiem, że lubisz reklam na Fridomii, co bardzo szanuję).

    Zwrot “Dobrze sytuowany bezrobotny” może jest nieco przygnębiającym określeniem z racji ostatniego wyrazu, ale za to idealnie oddaje Twój stan. Wszak bezrobotny oznacza: “osobę (…), niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej, zdolną i gotową do podjęcia zatrudnienia w pełnym wymiarze czasu pracy obowiązującym w danym zawodzie lub służbie albo innej pracy zarobkowej”. A dodatkowo jesteś osobą “dobrze sytuowaną”, bo osiągającą pasywne dochody, pozwalające na godne życie.

    To tak, rzecz jasna, z przymrużeniem oka. A na poważnie już – słowo rentier ma niezbyt przychylny wydźwięk w języku polskim. Podobnie jak zwrot “kamienicznik”, który wielu osobom kojarzy się z wyzyskiem itd. To zapewne lata socjalizmu oraz trudnej historii naszego narodu. Dlatego ja bym Ciebie nie nazwał rentierem.

    Może po prostu jesteś “wolny” ? Albo bardzie poetycko “wolny jak ptak” ?

    Pozdrawiam
    Adam

    1. Adam, dzięki za podpowiedzi. “Bezrobotny” sugeruje mi, że ta osoba potrzebuje wynagrodzenia, tylko ma kłopot ze znalezieniem pracy:-) A co do wolności ptaków, to niedawno o tym myślałem jedząc śniadanie na balkonie i obserwując ptaki latające nad pobliskim parkiem. Ptaki są wolne w sensie przemieszczania się – nic im nie stoi na drodze, w ułamku sekundy zmieniają kierunek lotu. Część z nich doskonale czuje się zarówno w powietrzu oraz na lądzie, ale także w wodzie.

      Jest jednak jedno ale – one przez prawie cały dzień szukają pożywienia. Bez przerwy. Nie jest to dla mnie synonimem wolności finansowej:-)

  7. Ostatnio kilka osób – zupełnie niezależnie od siebie – pytało mnie o to czy się nie nudzę. Choć minęło już 9 lat (i dwa dni:) od mojego przejścia na wcześniejszą emeryturę, to nadal nie poznałem smaku nudy.

    Występuje u mnie dziwny paradoks. Mój kalendarz jest jednocześnie pełen oraz całkiem … pusty. Dużo podróżuję, więc rzadko bywam w Warszawie (w 2017 roku tylko przez łącznie ok 2 miesiące; w pierwszym półroczu br też nie będzie to więcej niż miesiąc; może nieco więcej w drugim półroczu).

    Ale o ile tylko jestem w Warszawie, to mój kalendarz jest prawie całkiem pusty. Nie mam żadnych umówionych spotkań, telekonferencji, ani innych rzeczy zabierających mi czas. Ale mimo to, nie nudzę się. Jestem bardzo zajęty – przychodzę do biblioteki wcześnie rano i często wychodzę jako jeden z ostatnich. Czasami tylko muszę załatwić jakieś sprawy urzędowe – ostatnio coraz więcej, nie do końca wiem dlaczego:-)

    W domu nie mam ani tv ani internetu i też się nie nudzę. Czytam, przypominam sobie słówka w języku Kikuyu, robię plany podróżnicze na kolejne miesiące, uzupełniam szpilki na mapie świata na ścianie, tudzież sprzątam, piorę, zmywam. Nie mam czasu na nudę:-) Szkoda życia na nudzenie się. Nie wiem ile lat życia mi zostało, ale wiem, że chcę żyć tak jakbym miał nie dożyć końca roku:-) Zresztą każdy z na umrze przed … końcem roku. Pytanie tylko którego? :-)

Skomentuj nibul Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.