Projekt Rio 2016

W to lato zrealizowałem już kilka projektów.

Projekt saksofon udało mi się zrealizować połowicznie. Nauczyłem się – w ciągu zakładanych 6 tygodni – grać jeden utwór na saksofonie i wykonałem jego premierowe wykonanie przed publicznością ok 60 moich koleżanek i kolegów z Mzuri. Przede mną jeszcze tournee “koncertowe” po miastach Polski i Europy we wrześniu.

Projekt EURO 2016 też zrealizowałem połowicznie. Byłem dwa razy we Francji i widziałem w sumie 8-9 meczów. Zrealizowałem “połowicznie” nie z własnej winy czy zaniedbania. Po prostu do fazy pucharowej nie zakwalifikowała się Rosja, a do półfinału Polska i dlatego pozostało mi wiele niewykorzystanych biletów:-)

Projekt kolejnej książki – “Poradnik dla najemczyń” – jest w ostatniej fazie przygotowań. Być może już w poniedziałek trafi do drukarni, a od 1 września do Waszych rąk. Ten projekt bardzo mnie cieszy, tym bardziej, że służy nie tylko mi. Mam nadzieję, że przyczyni się do cywilizowania polskiego rynku najmu mieszkań.

Kolejny mój projekt, tym razem wewnętrzny dla Mzuri (o nim napiszę kiedyś więcej w oddzielnym wpisie) będzie jeszcze trwalszy. To projekt, z którego jestem najbardziej dumny.

W fazę realizacyjną następnego mojego projektu wkraczam w poniedziałek rano – lecę do Rio de Janeiro. Choć otwarcie Olimpiady już dziś, to moja przygoda z Olimpiadą zacznie się dopiero we wtorek. Od wtorku 9 sierpnia do środy 17-tego wezmę udział w 24 wydarzeniach,  w 23 różnych dyscyplinach sportu, na 23-ech różnych obiektach olimpijskich. Będą to – po kolei – jeździectwo, rugby, strzelectwo, hokej na trawie, judo, koszykówka, szermierka, siatkówka, łucznictwo, kolarstwo torowe, gimnastyka, lekkoatletyka (dwa kolejne wieczory), maraton kobiet, kajakarstwo, żeglarstwo, siatkówka plażowa (niestety tylko w wykonaniu mężczyzn), piłka ręczna, pływanie synchroniczne, piłka wodna, skoki do wody, badminton, boks oraz tenis stołowy. Taki tam mój dwudziestocztero-bój olimpijski.

Przyznam, że jestem dość podekscytowany tym projektem. Większości tych dyscyplin nie widziałem nigdy na żywo, a tym bardziej na poziomie olimpijskim. Wielu z nich nie widziałem chyba nawet w telewizji (np piłka wodna czy hokej na trawie – choć w to akurat grałem kiedyś w Kenii gdy byłem w ogólniaku). Cieszę się też na poznanie atmosfery olimpijskiej – do tej pory byłem tylko jeden wieczór na Olimpiadzie w Londynie w 2012 roku oraz 4 dni na Olimpiadzie Zimowej w Soczi w 2014. Teraz będę miał więcej czasu by się w niej pełniej zanurzyć. Co najmniej 13 razy będę mógł uczestniczyć w ceremonii medalowej i usłyszeć hymny narodowe różnych krajów.

Nie wiem dlaczego, ale hymny zawsze mnie bardzo wzruszają – poruszają jakieś bardzo czułe nuty we mnie. W szczególności hymny Polski i Kenii, ale też Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Niemiec, Włoch, Brazylii, Hiszpanii, Watykanu (nie wiem czy Watykan będzie miał swoją reprezentację w Rio), RPA, Meksyku, Rosji, Ukrainy, Szwecji, Rumunii i wielu innych krajów. Większość z tych, które wymieniłem potrafię nawet zanucić z pamięci. Słuchanie hymnów było moją główną motywacją do oglądania poprzednich Olimpiad w telewizji, bo Olimpiady nigdy mnie tak bardzo w tv nie interesowały. Teraz jadę ze względu na atmosferę na miejscu.

Mam nadzieję, że pomimo tych wszystkich kryzysów, które ostatnio nękają Brazylię – kryzys polityczno-korupcyjny; kryzys zdrowotny zw z wirusem zika; kryzys gospodarczy; fala protestów i strajków, Brazylijczycy pozostaną Brazylijczykami i radość życia przeważy nad smutą egzystencji.

Gdyby ktoś się wybierał do Rio i miał wolną chwilę, to zapraszam na spotkanie Fridomiaków w niedzielę 14 sierpnia ok godz 15-tej. Możemy zjeść wspólny lunch. Tego dnia będę akurat miał dłuższą przerwę pomiędzy maratonem kobiet (mam nadzieję, że wygra Kenijka:-), a wieczornymi zawodami lekkoatletycznymi, na których mam nadzieję usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Na razie, nie proponuję miejsca spotkania, bo z moich dotychczasowych 4-5 propozycji spotkania w Rio, do skutku nie doszło ani jedno. Raz tylko spotkaliśmy się w Rio z koleżanką z Warszawy. Gdyby ktoś tym razem jednak miał ochotę i czas na spotkanie, to proszę napisać w komentarzu poniżej, albo na mojego maila slawek (małpka) fridomia.pl. A może ktoś planuje być na jednym z owych 23 stadionów i tam moglibyśmy się spotkać.

Rio 2016 to nie jest ostatni mój projekt w tym półroczu. W październiku chcielibyśmy z żoną wybrać się na winobranie albo do Francji albo do Słowenii, a w listopadzie – tradycyjnie – do sanatorium na min 2 tygodnie. Tym razem pojedziemy do Czech.

I to będzie mój ostatni projekt przed kolejnym zimowaniem w tropikach. Tym razem planowałem pojechać do Kenii, podszlifować moją znajomość języka  Kikuyu:-) Ostatnio pojawiła mi się myśl, by pojechać nieco dalej na południe – na Madagaskar – by poduczyć się francuskiego. To by była opcja dla mnie dużo prostsza, bo – wstyd przyznać – francuski znam o wiele, wiele lepiej niż swój własny język plemienny:-(

Aha, byłbym zapomniał. Na przełomie września i października wybieram się z moimi dorosłymi dzieciakami do Stanów. Odwiedzimy m.in Nowy Jork, Filadelfię, Waszyngton, a także New Heaven oraz Boston. Gdyby ktoś miał ochotę na spotkanie Fridomiaków w którymś z tych miast (lub jakimś innym w USA), to też proszę o kontakt. Do zobaczenia – mam nadzieję – wkrótce.

A tymczasem wielu wzruszających momentów podczas Olimpiady w Rio. Niech chociaż na te najbliższe 3 tygodnie zapanuje na świecie pokój i spokój. Dosyć już tych wybuchów, zamachów, puczów, wirusów, wypadków, krachów, strachów, … skandalów, aferów i innych nieszczęściów:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

25 Responses

    1. Tomek, znów “nadużywam: jakiegoś słowa? To ostatnio często powtarzający się zarzut. Rzeczywiście w języku polskim jest pewnie kilka definicji słowa “projekt”. Najczęściej kojarzy się z projektem w sensie architektonicznym – projektem domu czy mostu.

      Natomiast ja używam słowa “projekt” w znaczeniu “planu działania”. Gdy pracowałem w branży konsultingowej to wciąż robiliśmy projekty. Każde nowe zlecenie od klienta było nowym projektem. “Projekt” w tym znaczeniu oznaczał pewne uporządkowane podejście do realizacji danego zlecenia – nakreślenie planu działania, określenie potrzebnych zasobów, określenie kamieni milowych, początku oraz końca.

      Gdy przeszedłem na swoją wcześniejszą – nalegam! – emeryturę, to postanowiłem, że będę realizował kolejne projekty w swoim życiu prywatnym. Bo jeśli projekty dobrze nadawały rytm mojemu życiu zawodowemu, to pomyślałem, że pomogą mi też uporządkować moje życie post-korporacyjne.

      Projekt Rio 2016 wymagał ode mnie wielu elementów typowych dla każdego projektu konsultingowego: zdefiniowanie celu, zaplanowanie działań, zaplanowanie logistyki, zabezpieczenie środków. I w końcu wykonanie, którego jestem w trakcie. Jedyne różnice w stosunku do moich projektów konsultingowych to to, że tutaj sam jestem sobie “klientem” oraz to, że nikt mi za wykonanie tego projektu nie zapłaci:-)

      Tak więc, jak widzisz Tomek, żądnego słowa nie “nadużyłem”:-)

  1. Ja wypiję za Ciebie i Twoich Najbliższych … wspaniałego “Francuskiego Szampana ” którego wygrałem w konkursie typera EURO 2016 ( dziś dotarł – bardzo dziękuję – jesteś Wielki , Prawdziwy i Wiarygodny … ) – Niech ten pobyt Twój w Rio przyczyni się do osiągnięcia przez naszych sportowców jak najlepszych wyników …. Zwiedzaj, Podziwiaj, Kibicuj, Odpoczywaj . Dużo radości, bezpiecznego pobytu i powrotu do kraju. – Pozdrawiam Marek Konopacki

      1. Dziś miałem pierwszy dzień uczestniczenia w Olimpiadzie “na żywo”. Kupa wrażeń, wszystkie bardzo pozytywne:

        1) najpierw trochę bałaganu z odbiorem biletów zakupionych przez internet. Na lotnisku wysyłano mnie z jednego końca terminalu, na drugi. Bez efektu. Potem recepcjonistka w hotelu sprawdziła – miałem odebrać bilety na Stacji Centralnej. Ale stoisko okazało się zamknięte. Permanentnie. Potem przy Stadionie Olimpijskim. Zamknięte czasowo. Wreszcie udało się pod samą areną hippistyczną. Trwało krótką chwilę, ale na skoki przez przeszkody dotarłem z godzinnym opóźnieniem:-) Wszyscy bardzo mili:-) więc trudno się obrażać na ograniczone kompetencje i serwowanie niesprawdzonych info

        (2) skoki przez przeszkody. Pierwszy raz na żywo. Jedna z najstarszych konkurencji olimpijskich (od 1900 r w Paryżu). Chyba jedyna z wykorzystaniem zwierzęcia. Wspaniała współpraca konia i jeźdźca – w zasadzie nie wiem kto jest tu kluczem do sukcesu:-)

        Kobiety rywalizują razem z mężczyznami. To chyba też unikat. W 4-osobowym zespole wicemistrzów olimpijskich aż 3 kobiety!!!

        Dyscyplina bardzo elitarna – uczestnicy tylko z bogatych krajów OECD – oprócz gospodarzy Olimpiady, żadnych przedstawicieli Trzeciego Świata:-) Pewnie ze względu na koszty transportu koni. Ciekawe! – lecą samolotami???

        Finał skoków indywidualnych jest rozgrywany podobnie do finału skoków narciarskich – skaczą najpierw najsłabsi, apotem coraz silniejsi. Przy skokach prowadzącego Niemca była cisza jak makiem zasiał (chodzi o to by nie płoszyć koni. Jedyny szum głosów dochodził z zadaszonej trybuny obok mojej, na której siedzieli komentatorzy. Najgłośniej emocjonował się komentator z … Polski:-) To był jedyny polski akcent oprócz polskiej flagi powiewającej na koronie stadionu.

        Dwie ceremonie medalowe. Fajne. Zobaczyłem logistykę, której zwykle nie widać w TV. Porządkowych usuwających przeszkody z parkuru mierzącego ok 100m x 100m. Porządkowych wnoszących podium, na którym potem staną zwycięzcy. Żołnierzy (i żołnierki) wnoszące flagi krajów zwycięzców i wciągających je na maszty. Hostessy wnoszące tace z medalami. Medale w konkurencji drużynowej wręczała Księżniczka Anna z Anglii – znana miłośniczka sportów konnych. Po wręczeniu medali przeszła kilka metrów obok miejsca w którym stałem. Przypomniałem sobie jednak, że wiele lat temu miałem okazję wymienić się z nią uściskiem dłoni i kilkoma słowami rozmowy w ogrodach mojej uczelni przy okazji jakiejś rocznicy powstania London Business School. Pamiętam jak byłem wtedy zaskoczony jej przyziemnością i bezpośredniością. Pytała mnie o sytuację gospodarczą w Polsce:-)

        Usłyszałem hymny Francji (zwycięstwo drużynowe) i Niemiec (zwycięstwo indywidualne) i przy obu się wzruszyłem do łez. Nie wiem co by się działo gdyby to były hymny Polski albo Kenii

        (3) Kenia grała w jednym z sześciu meczów Rugby Sevens, które też dzisiaj widziałem. Wszystkie. Mecze są rozgrywane co 30 minut (dwie połowy po 7 minut każda) i niestety nie są przed nimi odgrywane hymny narodowe. Zamiast hymnów lecą jakieś hiciory tak by poderwać kibiców do tańca:-) Rugby Sevens to format stworzony chyba specjalnie dla transmisji tv i reklamodawców – są bardziej szybkie i widowiskowe niż tradycyjne rugby z 15 zawodnikami w każdym zespole. Choć wg mnie rugby – gdy już się pozna reguły gry – to ciekawszy sport niż piłka nożna. W każdym razie, na trybunach było tak samo ciekawie jak na boisku, a to za sprawą samby oraz macareny:-)

        Kenya przegrała z Nową Zelandią, która jest potęgą w tej dyscyplinie. Ale mimo to ja coś wygrałem. Podszedłem do grupy kibiców z Kenii by wspólnie z nimi kibicować drużynie. Stałem obok pewnego faceta. Po kilku minutach wspólnego zagrzewania Kenijczyków do boju, spytał mnie czy mój brat nie nazywa się … Muturi?:-))) Nie muszę chyba mówić jak bardzo mnie zaskoczył. Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, a on zadał kolejne pytanie – czy mój brat nie chodził do szkoły o nazwie Alliance High School? Tak się nazywał mój “ogólniak”!!!! :-))) Dopiero gdy mu się bliżej przyjrzałem, to go rozpoznałem. A obok stął jeszcze jeden kumpel z naszego ogólniaka!!! W grupce około 15 Kenijczyków w Rio znalazło się dwóch moich znajomych. Już po zakończeniu meczu, okazało się, że jeszcze jeden kibic – były ambasador Kenii w Japonii – znał mojego tatę:-) Świat jest jakoś niemożliwie mały:-)

        (4) oprócz Kenijczyków, rozmawiałem dziś z grupką kibiców rugby z … Fiji. Byli zaskoczeni tym, ze nie tylko wiem gdzie jest Fiji, ale że znam nazwy 2-3 miasteczek na ich archipelagu. Z dwoma Anglikami, jednym Walijczykiem (też najbardziej w swojej drużynie ceni Allena:-) oraz dwiema Angielkami, które są wolontariuszkami na Stadionie Olimpijskim. One – podobnie jak wiele innych osób – podeszły do mnie by zapytać o coś. Wyglądam na lokalsa:-) Rozmawiałem w ten sposób z Urugwajczykami, z pewną dziewczyną z Argentyny, a nawet Cariocas, czyli rodowitych mieszkańców Rio. Wyobraźcie sobie, że lokalsi pytają mnie jak gdzieś tam dotrzeć:-) Jeden pytał mnie o nazwę jakiejś stacji, a ja akurat wiedziałem, która stacja jest najbliższa:-)

        (5) super atmosfera. Ludzie tutaj się uśmiechają, głośno i radośnie mówią. W metrze panuje niesamowity harmider. Oprócz rozmów ktoś próbuje sprzedawać piwo albo ciastka albo nici krawieckie, a ktoś inny śpiewa. Nie widziałem tańczących w metrze, ale na stadionie to norma. Wśród kibicek mnóstwo mistrzyń samby. Tak przebierają nogami i trzęsą biodrami, że się w głowie kręci. Tak odważnie ubranych kobiet, eksponujących swoje wszystkie atuty nie znajdziesz w żadnym innym kraju.

        (6) a jutro? Zaraz sprawdzę… Od godz 9:00 do 16:30 – strzelectwo. Nie wiem czy będą partycypować Polacy, ale mam nadzieję, że tak:-) Potem od godz 17:00 do 21:15 – hokej na trawie w wykonaniu zarówno kobiet jak i mężczyzn. Muszę się zaraz kłaść spać by jutro wstać wystarczająco wcześnie by zdążyć na strzelanie. 7,5 godziny to całkiem sporo – mam nadzieję, że nie ogłuchnę od huku wystrzałów:-) Dziś fajnie było słyszeć prychające konie oraz odgłos ich kopyt uderzających w ziemię. Super!!!

        1. Sławku, po tym co oglądałem wczoraj w tv myślę, że czeka Ciebie dzisiaj dużo emocji na strzelnicy. Oglądałem finał pistoletu sportowego kobiet i nawet nie przypuszczałem, że może to być tak emocjonujące. Młoda Greczynka miała już ogromną przewagę, po czym Niemka doszła ją na remis i decydował ostatni strzał. Grecki trener wyglądał jakby miał stan przedzawałowy. Dla obserwatorów ludzkiej psychiki i walki samego ze sobą – coś niesamowitego.

          Ps. Widziałem, że wszyscy tam mieli stopery albo nauszniki – weź to pod uwagę;)

        2. Nibul, dzięki za podpowiedź. Kupię sobie stopery w aptece, którą mam po drodze do stacji metra:-)

        3. W strzelectwie sportowym (jeżeli nie chodzi o strzelanie do rzutków) to chyba żadnych strzałów nie usłyszysz – strzelają z broni pneumatycznej, albo w ogóle elektronicznej ;-) Tak to przynajmniej wygląda w TV.

    1. Maciek, no, tak, to pewnie dlatego szybko nie zobaczymy jeźdźców z Polski (skoro nawet Radwańska nie potrafi zapewnić sobie sensownego lotu:-), ani z Kenii czy innego kraju rozwijającego się:-)

  2. Miałam nadzieję, że wczoraj oglądałeś nasze siatkarki plażowe w meczu z Rosjankami. Były świetne. Tylko dwa sety, szybki temat, ale przed telewizorem robiło się gorąco :-)
    Miłego “olimpiadowania” i “riowania” :-) Pozdrawiamy z Warszawy – 14,5 stopnia C i deszcz. A&G

    1. Aga-ta, niestety nie widziałem ich wczoraj. Na siatkówkę plażową (mężczyzn) wybieram się dopiero w poniedziałek. Mam nadzieję, że Polacy dotrwają i tam wystąpią. Polaków widziałem tylko w meczu siatkówki z Iranem (ostatni set) – pomiędzy meczem Brazylijczyków z Kanadą oraz z Hiszpanią (w kosza:-) Dużo się tu dzieje.

      Niestety na stadionach nie pokazują urywków z innych aren…

      1. No to w ostatnim secie było co oglądać w meczu Polska – Iran ;-) Najpierw my obroniliśmy 2 piłki meczowe, potem Iran jedną i na koniec wygraliśmy ;-)

      1. Dziś mój drugi dzień kibicowania na Olimpiadzie.

        (1) strzelectwo

        Przez problemy logistyczne (metro nie staje na stacji niedaleko strzelnicy, a tylko stację dalej skąd dość długo maszeruję), przybywam mocno opóżniony. Wprost na finał 50 m pistoletu mężczyzn.

        Wejście do hali dość nietypowe. Najpierw mijam stanowiska komentatorów, potem siadam w sektorze dla Olimpijczyków i członków ekip narodowych. Obok mnie oficjele i Olimpijczycy m.in z Rosji, Słowacji, Korei, Włoch, Pakistanu i wielu innych krajów.

        Finaliści są głównie z Azji – dwóch Chińczyków, dwóch Koreańczyków z Południa, jeden z KRLD, Wietnamczyk oraz Słowak i Rosjanin. Cała ósemka z krajów dość mocno zmilitaryzowanych. Brakuje mi w tym towarzystwie (a także w innych dzisiejszych konkursach) reprezentanta Izraela i USA.

        Przez większość czasu prowadził Wietnamczyk. Pod koniec wyprzedził do Koreańczyk, który obronił tytuł sprzed 4 oraz sprzed … 8 lat!!! A Wietnamczyk zdobył już dwa medale dla swojego kraju spośród czterech dotychczasowych medali w historii Igrzysk. Niesamowite.

        Uczestniczyłem w ceremonii medalowej. Hymnu Korei Południowej nie znałem. Fajnie, że medaliści byli dosłownie na wyciągnięcie ręki:-)

        Potem długa przerwa. Widziałem przygotowania kobiet do eliminacji konkursu karabinu (50 metrów) z trzech pozycji – stojącej, klęczącej i leżącej. Zawodniczek miało być aż 51, w tym dwie Polki. Sylwię Bogacką i Agnieszkę Nagy (początkowo myślałem, że A. Nagy to … Węgierka:-) widizałem z odległości 2 metrów. Chciałem nawet zagadać Sylwię, życzyć jej udanego strzelania, ale nie chciałem jej rozpraszać:-). Przygotowania do konkursu strzałów trwają dobre dwie … godziny. Najpierw rozkładanie sprzętu (potrzebny jest nawet śrubokręt do złożenia karabinu) i ubieranie się (nie wiem po co strzelającym tak skomplikowane kombinezony) oraz sesja ćwiczeń, która trwa 1,5 godziny).

        Przez te długie ćwiczenia w ogóle nie zobaczyłem strzelających Polek, bo w międzyczasie poszedłem zobaczyć finał męskich dubeltówek, który odbywał się na otwartym terenie obok ogromnej strzelnicy. Choć było wietrznie, dżdżysto i zimno, to wciągnął mnie ten finał. Sześciu facetów strzelało z dubeltówek do sztucznych kaczek w powietrzu. Dwóch Anglików, Australijczyk, Włoch, Niemiec oraz przedstawiciel Niezrzeszonych Olimpijczyków.

        O tej dyscyplinie też wcześniej pojęcia bladego nie miałem, ale mnie mocno wciągnęła. Nie tylko mnie – obok mnie siedziały młode sędziny rugby z Kanady i im też się bardzo spodobały te zmagania. Prowadził i utrzymał prowadzenie do końca zawodnik niezależny. a w rzeczywistości – jak mi wyjaśnił pewien starszy Anglik z Federacji Strzeleckiej – Kuwejtczyk, którego kraj został już kilka lat temu wykluczony z IOC. Na koniec rywalizacji znów uczestniczyłem w ceremonii dekoracji i usłyszałem hymn … olimpijski. Do wzruszonego Włocha (srebro) dołączył widocznie wzruszony Kuwejtczyk.

        Niestety przez te wzruszenia spóźniłem się na eliminacje Polek. Gdy wróciłem do głównego budynku strzelnicy (kompleks jest całkiem duży), to już było pozamiatane. Nawet nie wiem czy Polki dostały się do finału….

        (2) Idąc na hokej zobaczyłem tablicę świetlną na stadionie rugby, z której wynikało, że tuż przed przerwą Kenia prowadziła z Hiszpanią 5:0. Wywnioskowałem więc, że w ostatnim meczu rozgrywek grupowych udało się Kenii pokonać Japonię. Jaki był ostatecznie wynik starcia z Hiszpanią nie wiem…

        (3) Hokej

        Najpierw był mecz pań USA – Japonia. Odsłuchałem dwa hymny – japoński jest dość ciężką melodią, która nie wpada łatwo w ucho:-) Panie, a właściwie to bardzo młode dziewczynki (wyglądały z bliska jak licealistki) grały dość chaotycznie. Z boiska dochodziło mnóstwo okrzyków typu :podaj do mnie czy :tutaj i brzmiało to jak rozgrywki piłki podwórkowej. Po meczu (wygrały Amerykanki), natknąłem się na tyłach stadionu, na spotkanie zawodniczek ze swoimi rodzinami. Najpierw dośc formalne spotkanie Japonek (stanęły w półkręgu, wygłosiły krótkie przemówienie, było dużo głębokich ukłonów po obu stronach), a potem radosne i spontaniczne Amerykanek. Gdybym miał aparat to zrobiłbym sobie z nimi mnóstwo zdjęć. A tak to tylko zapisałem sobie to spotkanie w pamięci

        Potem grali na tym samym boisku Panowie. Nowozelandczycy rozgromili Brazylijczyków. Ich kibice głośno dopingowali, ale to niewiele pomagało, więc zaczęli śpiewać, tańczyć. Na zakończenie meczu, tak głośno oklaskiwali Nowozelandczyków (swój boks mieli tuż obok naszej trybuny) jakby to byli ich pupile. Dziewczyny wyraźnie uch podrywały. Niesamowity widok, który wydawał się zaskakiwać nawet hokeistów Kiwi.

        1. Dzień 3, czyli judo, koszykówka oraz szermierka. Znów całe mnóstwo wrażeń.

          (1) po raz pierwszy byłem w Barro de Tjiuca, czyli coś co przypomina prawdziwą arenę olimpijską (Deodoro to tymczasowe areny zbudowane w okolicy baraków wojskowych). 15 dużych, nowoczesnych i stałych obiektów sportowych, a pomiędzy nimi wijąca się Via Olimpica, czyli deptak dla kibiców, sportowców i działaczy. Trochę trudno tam dojechać (metro, drugie metro – czyli to oddane do użytku w dniu otwarcia Olimpiady) oraz specjalny autobus, w sumie ponad 1,5 godziny jazdy z centrum). Atmosfera super – przekolorowy, radosny tłum z całego świata. Ale chyba nadal nie byłem w sercu Olimpiady, bo nie widziałem jeszcze … znicza olimpijskiego:-)

          (2) judo. Pierwszy raz oglądałem, wcześniej nie widziałem nawet w tv. Nie wiem czy to widać w tv, ale walki są rozgrywane równolegle na dwóch matach leżących na jednej scenie. I to na dodatek równolegle walczyły kobiety w kategorii do 78 kg oraz mężczyzni do 100 kg. Tyle się dzieje, że nie wiadomo na co patrzeć, zwłaszcza gdy jest się – tak jak ja – postronnym widzem.

          Chyba najbardziej międzynarodowy sport – i Chiny i Gabon i Wlk Brytania i Trynidad i Tobago i Francja i Azerbejdżan i Algieria i Pakistan i Holandia. Takiej mnogości reprezentantów jeszcze nie widziałem. Żałuję tylko, że zakończyłem oglądanie na ćwierćfinałach. Na finały i ceremonię medalową trzeba było wrócić póżniej ( ikupić oddzielny bilet), a ja już miałem inne plany

          (3) Wreszcie kibice z Polski. Idąc na judo natknąłem się na dwie panie z Polski, które szły na halę piłki ręcznej, gdzie mieli grać Polacy. Myślałem nawet przez chwilę czy po godzinie nie wyjść z judo i pójść pokibicować Polakom, ale (i) nie miałem pewności czy w ostatniej chwili uda mi się kupić bilet na mecz Polaków, (ii) potem nie mógłbym wejść spowrotem na zawody judo, (iii) a poza tym to judo mnie bardzo wciągnęło. MEcze po 5 minut, czasami krócej i potem kolejny i kolejny i kolejny. Jak w Kalejdoskopie.

          Po zawodach judo widziałem z daleka dużą grupę kibiców z Polski – kibice oraz zawodniczki szli jedną radosną i głośną grupą. Sądząc po ich głośnej ekscytacji, mecz wygraliśmy. Może zobaczę Polaków w akcji za kilka dni?

          (4) Koszykówka, którą Brazylijczycy nazywają z angielska “bajszkieczi”:-) Grała Brazylia z Chorwacją. Niesamowicie głośny doping Brazylii i bardzo skuteczna gra Chorwatów. Aż do zwycięstwa.

          Spośród dyscyplin, które do tej pory widziałem w Rio, koszykówka to jedyny, który widziałem wcześniej na żywo. I to nie byle gdzie, bo trzykrotnie na meczach NBA – Los Angeles Lakers, Chicago Bulls oraz NY Nicks. Tamte mecze były dużo bardziej widowiskowe, ale atmosfera tutaj była o wiele bardziej autentyczna.

          Po meczu długo przyglądałem się pewnej scenie. Do siedzącego na trybunie, kilka rzędów przede mną, byłego koszykarza reprezentacji Brazylii (poznałem po wzroście oraz po zachowaniach kibiców) podchodziło mnóstwo ludzi. Ów wysoki koszykarz z fryzurą w dredach pozował do setek selfie i podpisał dziesiątki koszulek. A potem zaczęli do niego podchodzić dziennikarze oraz … obecni reprezentanci Brazylii. Gdybym miał przy sobie aparat i miął na to ochotę to mógłbym mieć z nimi selfies. Tylko po co? By wrzucić na FB, którego nie mam?

          (5) I wreszcie szermierka. Przed wejściem na stadion (moje dzisiejsze 3 dyscypliny odbywały się na 3 różnych arenach, choć pod jednym dachem – Carioca 1, 2 oraz 3) dawano lekcje walki szpadą, a w nagrodę jakąś okolicznościową koszulkę. Nie chciało mi się stać w długiej kolejce. Oświetlenie hali było nieco … dyskotekowe. Usiadłem w drugim rzędzie od podium dla zawodniczek. I początkowo trochę żałowałem, bo prawie zasnąłem. Z nudów.

          Stały naprzeciw siebie dwie ładne i zgrabne dziewczyny odziane w obcisłe białe kostiumy, ale poruszały się tak wolno, że prawie zasnąłem z nudów. Ale wydarzyło się kilka rzeczy.
          – powoli zacząłem domyślać się zasad gry
          – obok mnie usiadł wysoki młody mężczyzna z Estonii. Ty też jesteś szermierzem, zapytałem? Okazało się, że jest brązowym medalistą w wioślarstwie i pokazał mi swój medal. Miałem go nawet w rękach
          – zacząłem tak mocno kibicować Estonii (mieli szansę na swój drugi brązowy medal), że potem dostałem od jednego z ich działaczy jakiś gadżet (zapmniałem jak się nazywa to coś co można sobie przypiąc do klaty, znaczek?)
          – Estończyków do Rio przyjechało ok 40 sportowców i chyba wszyscy byli obok mnie. Rozmawiałem też z lekkoatletą od rzutu oszczepem. Wczoraj przyleciał do Rio, a zawody ma w środę. Będę za niego trzymał kciuki. Obiecałem:-)
          – później kibicowałem jeszcze mocniej, bo miejsce Estończyków wokół mnie zajęli Rumunii. Krzyczałem z nimi tak samo głośno jak najgłośniejszy kibic
          – gdy pod koniec meczu było jasne, że Rumunki zdobędą złoto, to zaintonowałem kobiecie siedzącej obok słowa pierwszej zwrotki hymnu Rumunii. Ale zrobiłem to chyba na tyle dobrze, że ona się w ogóle nie zdziwiła moją znajomością ich hymnu. Chyba wzięła mnie za Rumuna:-)
          – po meczu podchodzili do niej ludzie i też sobie z nią robili selfies. Zapytałem dyskretnie kim ona jest i okazało się, że byłą mistrzynią olimpijską, coś na kształt naszej Ireny Szewińskiej:-)
          – ale to nie koniec. Po ceremonii medalowej, mistrzynie olimpijskie podeszły do swoich kibiców. Ja pozostałem w swoim drugim rzędzie bo nie czułem się pierwszoplanowym kibicem:-), ale dziewczyny były bardzo blisko. Na wyciągnięcie ręki. Kilka osób dawało mi swoje aparaty bym im zrobił zdjęcia z mistrzyniami. Zrobiłem ich tak wiele, że w końcu jedna z nich zapytała czy ja bym nie chciał zdjęcia:-) Odpowiedziałem, że nie mam aparatu, na co ona – to daj mi swój bilet, to Ci go podpiszę. Chyba zaskarbiłem sobie jej względy gdy wcześniej wspomniałem, że po zakończeniu kariery sportowej, może rozpocząć karierę modelki.
          – żarty żartami, ale dostałem autografy aż trzech mistrzyń olimpijskich (jedna gdzieś się oddaliła).
          – gdy jedną z nich poprosiłem o dopisanie numeru telefonu, to się bardzo sympatycznie … uśmiechnęła:-)

          I pomyśleć, że jeśli Polacy graliby podczas szermierki, a nie podczas judo, to ominęłyby mnie te wszystkie atrakcje, bo pewnie bym chętnie zrezygnował po paru pierwszych chwilach.

          W życiu, jak to w sporcie, zawsze trzeba grać do końca:-)

  3. “Tego dnia będę akurat miał dłuższą przerwę pomiędzy maratonem kobiet (mam nadzieję, że wygra Kenijka:-), a wieczornymi zawodami lekkoatletycznymi, na których mam nadzieję usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego”

    Z tym maratonem to bym się wstrzymał…
    http://www.aktywniebardzo.pl/Nowe/News/Kenijscy-sportowcy-przechodza-weryfikacje-pod-katem-dopingu

    http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2016-08-11/kenijski-trener-udawal-zawodnika-za-probe-oszustwa-zostal-odeslany-do-kraju/

    http://sport.tvp.pl/rio/23995748/zika-tylko-wymowka-problemy-kenii-z-dopingiem

    1. Cerwantes, myślę, że nawet jeśli by się miało okazać, że kenijskie biegaczki brały doping, to maratonu chyba jednak nie odwołają. Więc nie będę się wstrzymywał. Idę:-)

      A tak przy okazji, to w Kenii trudniej jest się zakwalifikować do mistrzostw świata czy na Olimpiadę niż zdobyć na niej medal. Ze względu na limit 3 zawodniczek z każdego kraju, Kenijczycy rozgrywają wewnętrzne eliminacje. Na starcie pojawia się wielu bardzo dobrych zawodników i zdarza się, że jakiś nieznany młodziak nagle bije uznanych mistrzów. Najlepiej by dopingowców wymieniono na kogoś młodego. Szanse Kenii na zdobycie medali niekoniecznie by spadły przez tę podmianę:-)

  4. Ten znaczek to chyba nazywa się “pin”.

    Ten Estończyk – wioślarz z brązowym medalem, to nie chcę krakać, ale niestety wczoraj to oglądałem na żywo to właśnie estońska osada wioślarska (4 osoby) wyprzedziła Polaków i zabrała im ten brązowy medal, bo byliśmy na 4 miejscu ;-)

    1. Robert, może tak być. Nie pytałem go o to kto wygrał oraz z kim oni wygrali, ale tak to bywa w sporcie.

      Nie wiem czy o tym pisałem, ale ten Estończyk, który będzie w środę rzucał oszczepem na co dzień pracuje i trenuje tylko po godzinach. Czyli dokładnie tak jak to kiedyś było w sporcie. Nim stał się biznesem rozrywkowym:-)

  5. Sławku powinieneś z jednodniowym wyprzedzeniem informować na jakich zawodach będziesz, ja oglądając różne relacje uważnie wypatruje Cię na trybunach, harmonogram ułatwiłby sprawę :-)

    1. Cerwantes, dzięki, to bardzo miłe, ale sądzę, że lepiej się skupiać na zawodnikach niż na jednym kibicu.

      Jednak zgodnie z prośbą podaję – dziś będę na kolarstwie torowym mężczyzn, na gimnastyce na trampolinie męzczyzn oraz wieczorem na lekkiej atletyce. Jutro – niedziela – rano na maratonie kobiet oraz wieczorem ponownie na królowej sportu, lekkiej atletyce.

    2. Ciekaw jestem co mówią polskie media oraz działacze sportowi. Dotycchczasowy urobek medalowy reprezentacji Polski wygląda dość skromnie, prawda? Na tle np Węgier to wręcz karzełkowato, o podobnie licznej jak Polska Korei nie wspominając…

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.